Namówiłam moją córkę Olgę, aby napisała do ludzi z forum i przeprowadziła sama całą operację skutecznie. W niesamowity sposób, poprzez obcych ludzi, ich zaangażowanie w odbiór z labo świnek, tymczasową opiekę, wywiad (komu warto dać), wreszcie przez przemiłą osóbkę podróżującą na trasie Warszawa-Wrocław - moje dwa prosiaki i szczurki (dla innej osoby) dotarły w nocy do domu.
Pieczołowicie opatulone w Warszawie, w artystycznym pudełku, z zapasem żarcia trafiły w dziwne środowisko. Mieszkają u mnie dwa koty: jeden prawie z wyboru (dziecko przywiozło z wakacji), drugi - sam przyszedł i został, podczas wakacji odeszła szczurka Mysia, rok wcześniej pożegnaliśmy suczkę Azję. Wszystkie te zwierzęta wzajemnie się "zahaczały", tzn nie było w moim domu tylko jednego zwierzaka.
Na samym początku mieszkania "na swoim" mieliśmy tylko jednego psa (ze schroniska). Stopniowo dochodziły koty, świnki, myszy, ryby, straszyki, papugi, królik, myszoskoczki, chomiki. Jakoś tak się działo, że np. papugi sfruwały mi na ramię podczas spaceru ulicą, świnki pochodziły z domów gdzie bardzo porządne matki chciały mieć czyste podłogi, chomiki i myszki z pobliskiej szkoły - po wydaniu zakazu trzymania zwierząt w gab.biologicznych ze względu na możliwość wystąpienia alergii u dzieci.
Parę kotów ja przyniosłam, jednego zagłodzonego po Świętach znalazł syn kiedy odcedzał pieska wieczorem, i jak pomnę to tylko kupiliśmy część ryb, królika i straszyki.
Arka.
Muszę przyznać, że chylę głowę przed dobrocią mojego chłopa, który osobiście uratował od niechybnej śmierci naszą Azję i kochał ją nad wszystkie zwierzaki, ale równocześnie widział sens pomocy tym innym braciom mniejszym.
Teraz znów jest gwarno i rojno od świnek, które lada chwila wyjdą po aklimatyzacji na podłogi i będa mogły swobodnie pobiegać.
Świniakom sprawiłam nową klatkę, którą zaraz po rozłożeniu przetestował Behemot.
Czeka u mnie na swoją właścicielkę, która ma ją odebrać za parę dni. Mieszka w osobnej klatce bo Czesiu i Maślana jej nie akceptują. Po cichu Wam się przyznam, że ją lubię najbardziej: jest obłaskawiona, podrzuca głową jak ją głaszczę zupełnie jak kot, reaguje na wołanie i podchodzi, jest bardzo ładna i ma najbardziej miłą sierść. Będzie mi trudno się z nią rozstać.
I dopisek z dnia 10-12-2007: wczoraj po pożegnalnym ucałowaniu Rubik trafił do swojej stałej rodziny, gdzie będzie uwielbiany (mam nadzieję), ale jesteśmy umówieni na powrót prosiaczka, gdyby nagle pojawiła się alergia lub jakikolwiek problem. Wtedy zostanie u nas na stałe i więcej nie będzie szukać swego kąta. Pa! Rubiku, trzymamy kciuki!
Czy wolno biegające prosiaki oprą się zębom jagdteriera? Kretka jeszcze nikogo nie zamordowała, ale dzielnie ćwiczy z moją czapką z futra i hipnotyzuje chomicę, chyba świnki z laboratorium nie były by u mnie bezpieczne. Szkoda...
OdpowiedzUsuńA tego i ja nie wiem, ale Kretka mogłaby je znosić do klatki najprawdopodobniej, zresztą świniom wolno biegać tylko pod kontrolą, mimo wszystko ja też jestem nieufna. Zresztą u Ciebie też jest małe przytulisko i jak znam Waszą rodzinę, to zawsze coś się trafi do ocalenia.
OdpowiedzUsuńRubik mnie zauroczył... Natomiast parka nowych prośków ma tak cudne imiona, że i je od pierwszego wejrzenia polubiłam. Nie mogę się tylko zdecydować którego bardziej: Czesia czy Maślanę ;)
OdpowiedzUsuńCzesiek to samiec alfa, Maślana bardziej panikuje, obaj są przylepami. Najlepszą zabawą dla nich prócz wieczornych zalotów jest bieganie po łóżku i drążenie tuneli pod leżącą osobą, "wiertłem" jest Czesiek, za nim podąża Maślana. Już przytyły u mnie - w czasie miesiąca po 140 gram, ważą 620 i 630.
OdpowiedzUsuń