Tego szczęścia przyleciało ponad 10 kilo. Wielki wór wniósł kurier do domu i zaraz obskoczyły go moje zwierzaki. Nie mam niestety zdjęć z powitania bowiem te i inne przemieliły się podczas awarii dysku.
Wiele zdjęć mi wtedy poznikało i muszę je dopiero poodtwarzać.
Do rzeczy.
Wór wywaliłam na kawałek materiału i posegregowałam na włókna bardzo dobrej jakości, średnie i odpadki.
Najwięcej jest alpaki w bardzo dobrym stanie.
Jeszcze brudną próbowałam oczyścić przez wyczesywanie, ale poległam z ilością.
Sypał się piach niemiłosiernie i wybieranie resztek roślinnych też było ciężkie.
Alpacza wełna niby biała, ale już po kilku skrętach na kołowrotku zobaczyłam jak bardzo brudzi ręce i kołowrotek.
Chcąc stwierdzić jaka ilość będzie odpadków przygotowałam w foliówce kilo brudnej alpaki do prania:
Zabrałam się do prania i zrobiłam fotki z kolejnych kąpieli. Zobaczcie, ile brudu wypływa:
Na tym etapie (4 pranie) wełna jest na tyle czysta, że można ją już odłożyć do suszenia.
Głupi to pomysł prać na raz dwa kilo. Część pięknie wisiała w łazience, a część legła na starym ręczniku z powiewem wentylatora.
Mokrej alpaki jest mało, ale ona schnie i pęcznieje w oczach! Musiałam pilnować, by żadne moje zwierzę nie uwaliło się w puchu!
Już podczas suszenia wybierałam te części, które były czyściutkie i od razu nadające się do skręcania:
W koszyczkach zaczęło jej przybywać
A tu porównanie alpaki którą ja przerabiam z mieszanką alpaki z jedwabiem z WoW:
Kiedy już tak została przygotowana i część rozczesana czesakami mogłam spokojnie np. w czasie Wielkanocy odwrócić się od stołu i gości, założyć zieloną przepaskę i prząść do upojenia:
A jak już sobie poprzędłam cokolwiek, to oczywiście każdy motek był mierzony, ważony i opisywany
Póki co w daleką drogę poleciało półtora kilo w dziesięciu motkach:
cienka 2 ply
150 gr i 1030,5 m
158 gr i 1056 m
183 gr i 1297,5 m
średnia 2 ply
102 gr i 406,5 m
136 gr i 532,5 m
148 gr i 576 m
147 gr i 487,5 m
gruba 3 ply
148 gr i 330 m
142 gr i 328,5 m
100 gr i 229,5 m
I oczywista - jest prana kolejny raz już na ekstra-wyjściowo!
Nie jest farbowana.
Nudzi mi się przy niej trochę, chociaż bardzo miła jest w pracy.
Aby tak się nie dołować nudnością ćwiczę sobie na niej kilometry i próby woolen i worsted, które jednak mi nie wychodzą tak jakbym chciała. Brakuje mi do pomocy drum cardera, co jednak jest poza zasięgiem i póki co dwie szczotki psie muszą wystarczyć.
Natomiast stać mnie na naciągnięcie męża na zakup składanej suszarki pokojowej (tesco 20 zł) i suszenie alpaki na niej.
Jeszcze muszę kupić kawałek starej firanki w lumpku, aby wełna nie spadała przez pręty.
Więc każdą wolną chwilę, którą pożarły przygotowania do ślubu i uroczystości rodzinne wszelkiej maści tudzież ostatni czas w pracy i kwękająca za mną działka poświęcam na przędzenie.
Muszę szybko skończyć i wysłać. Nie mam miejsca na następne rzeczy.
PS. A tymczasem siedzę i obserwuję LOT SAMOLOTU ENT1916 i w przerwie lecę szukać koszuli hawajskiej dla Synusia ulubionego na jutrzejszą imprezę szaleńców. Może i firanka się trafi :)
Ależ się rozkręciłaś Aniu, fantastycznie!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie:)
To nie koniec Iza, jest jeszcze kilka innych przędzideł co powstały po drodze. O tym innym razem.
OdpowiedzUsuńPowalają mnie te ilości, o których piszesz: 8 kilo, 10 kilo... Fabryczkę otworzyłaś;D Świetnie Ci idzie. Tak trzymaj!!!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie:)
Sabinko - dlatego bez dyskusji większych przejmuję pokój po córci i zamierzam go przekształcić w pokój zabaw :)))
OdpowiedzUsuńJeszcze strych mam, tam zalega nieuprana alpaka, ale łowce już w domu :)
Aniu, pięknie! Ależ się napracowałaś.
OdpowiedzUsuńRozumiem " przerywniki" w postaci innych projektów :) Myślę, że niewiele osób uprzędłoby od razu 10kg.
Basiu, jednak poczucie obowiązku wiele mi daje w samopoczucie i źle się czuję jak zalegam.... chociaż terminu skończenia nie ustalałam :)
OdpowiedzUsuńTeraz się za nią znów zabrałam z napadem.
Przy takiej ilości wełny specjalny pokój na pewno się przyda:)
OdpowiedzUsuńależ miło na to patrzeć, tylko jak wspomniałaś że, nie dla się to tak trochę żal serce ściska :)
OdpowiedzUsuńJesteś Kankanko jak maszyna jaka przędzalnicza. Piękna ta alpaka. Czy ja kiedyś będę umiała tak pięknie wyczarowywać niteczki z mej owieczki? Tak bym chciała, ćwiczę codziennie na tym rupieciu, co go widziałaś, ale tak po prawdzie to nie mam pojęcia, jak to wszystko powinno wyglądać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Alez z ciebie pracowita kobita!
OdpowiedzUsuńWelenka jest cudowna.
Sabinko - sukcesywnie wywalam dziecię i wciągam swoje zabawki :))))
OdpowiedzUsuńE-wełenko - ale robię jak dla siebie, staram się, zeby wstydu nie było!
OdpowiedzUsuńKiedyś zarobię na własną alpakę, a nawet dwie wraz z domem na wsi i będę je sobie prząśc :)))
Rogata Owieczko - ja mam ADHD zwykłe.
OdpowiedzUsuńCzy zrobisz? No pewnie!!! Zaczniemy po niedzieli!
Iza - uściski! Ja mam motorek zamontowany, tylko tyle ;)
OdpowiedzUsuńTy! Jak już będziesz miała te zwierzaki dasz pomiziać? No dasz? na tej wsi?
OdpowiedzUsuńA w ogóle to jesteś niczym piąta kolumna - znienacka, z cicha pęk!
Naprzędła - i pary z japy nie puszczała, że leci z koksem, no to dopiero Kankanka jedna;)
Gdyby nie to Twoje ADHD to jak nic wpadłabym w kompleksy ;). Przy Tobie mam wrażenie, że prawie nic nie robię ;)). Motki przecudnej urody!!!
OdpowiedzUsuńjaki wstyd przecież widać że, motki aż się śmieją z zdjęć takie piękniste :)))
OdpowiedzUsuńa dom na wsi i z dwie alpaki to chyba nie tylko Ty tak marzysz, mnie jeszcze od czasu do czasu do głuszy ciągnie no i do tych dwóch lub nawet pięciu alpak to jakieś dwa BLF-y by się zdały :D
Asiu - ja przy Was to już jestem leń, śmierdziel totalny!:D
OdpowiedzUsuńDorotko - masz jak w banku mizianie. A to tutaj to już przeszłość, następne powstały, ale obfotam jak w paczkę wsadzę. Się robią i czekają na generalne pranie :)
OdpowiedzUsuńFrasiu - ściemniasz jak nic! A kto co chwila na blogu pokazuje, skończone i piękne????
E-wełenko - no co sobie będziemy żałować, dawaj i te BFL-y, jeszcze jakiegoś Franciszka i inną wrzosóweczkę, kozy.... ech!
Dorota - kwalifikacji se nie podnoszę ja ci ino jako ty. To se mielę kołowrotem.
Aniu - uwielbiam Twoje wpisy o przędzeniu, praniu, czesaniu itp.
OdpowiedzUsuńDla mnie to magia w najczystszej postaci. Chociaż w praniu błoto się leje ;-)
Prawdziwa z Ciebie pasjonatka-prządka!
Błoto się leje, piach sypie, drobne kawałki roślin wplątują.... ale wiesz jak to fajnie jest gdy już taki motuś uprany ostatni raz, wypachniony przytulam do twarzy.... to takim dzieckiem pachnie!
OdpowiedzUsuńNo bo taki motuś wypieszczony i własnymi rękami zrobiony to tak jak własne dziecko jest! :-))
OdpowiedzUsuńBo ja je przędę tylko jak mam dobre dni :))))
OdpowiedzUsuńNo to życzę Ci, żebyś przędła CIĄGLE!! :-))
OdpowiedzUsuńSię robi Madame!
OdpowiedzUsuńomateńko
OdpowiedzUsuńPiękne motki, Aniu:)
OdpowiedzUsuńElu - aż się spłoniłam na pochwalę!
OdpowiedzUsuń