Zawsze tam jeździłam na grzyby, znajdowałam rośliny nie z tej bajki, miejsca dzikie i urokliwe.
Tam jest moja ostoja chociaż zawsze się gubię i zawsze mnie komary ogryzają do kości.
W końcówce sierpnia pognałam na spotkanie kogoś wyjątkowego.
To Pani Beata.
Serdecznie przyjęła mnie i mojego męża kiedy zjawiliśmy się po runo
owcy wrzosówki.
Zachwytom nad domem i okolicą nie było końca. Serdeczna, miła, otwarta, wspaniała Pani Beata ze sforą swoich psów zrobiła na nas wrażenie niezapomniane.
Po raz pierwszy widziałam z tak bliska wielkie psy Komondory!
Dom bajka. Najpiękniejsze miejsce jakie widziałam. To tak jakby ktoś urządzał go z moich snów.
Kiedy przemiła gospodyni zaproponowała nam kawę własnoręcznie ją zmieliła w młynku ręcznym.
Jakiż ona smak miała!!!!! Do tego przepyszne ciasto. I to wszystko na kuchni opalanej węglem, drewnem.......
Czujecie?
I te sprzęty - odratowane, z podarowanym życiem, starocie odszukane i wymuskane...... ech!
Na podwórku czekała na mnie wielka poszewka z runem.
Umawiałam się na trzy kilo, ale dopiero w domu okazało się, że dostałam tego szczęścia 8!
Oczywiście była to wełna prosto ze strzyży, nieprana. Behemot pierwszy się odnalazł przy pakunku i sprawdzał co za zwierzę pani do domu przyniosła.
W środku znalazłam 4 całe runa. Trzy brązowe, jeden szary.
Przed praniem wełna wyglądała tak:
Na górze jest futro brązowe, na dole szare. Nie było zanieczyszczone tak jak się spodziewałam, ot trochę słomy, traw, nasion.
Pachniało cudnie - ja lubię ten zapach! Jestem archetypem i nie potrafię nawet udawać, że to nie dla mnie.
Wykorzystując upalne dni ostatnie zabrałam się do prania.
Wcześniej wykoncypowałam, że lanolinę można trochę rozruszać w tłuszczu, więc ustawiłam swój piec na temperaturę 47 st (lanolina rozpuszcza się powyżej 42 st) i zrobiłam emulsję z oleju roślinnego.
Lałam "na oko" tego oleju, tak aby było dość.
Kiedy wkładałam wełnę od razu wypływały brudy. Miętoliłam ją delikatnie by nie pofilcować, ale na tyle mocno, by palcami poluzować jak najwięcej włosia.
Za każdym razem partię runa przenosiłam do innej miski z taką samą temperaturą i w kolejnej kąpieli dosypywałam amoniak. Dopiero na koniec używałam detergentu z octem, aby wymyć tłuszcz.
Tu się Franiu pierze, to pierwsza kąpiółka z olejem roślinnym :))))), widać jak brud emulguje!
Wyprane kawałki wkładałam do woreczka z firanki i wirowałam w pralce 2 razy. Potem takie strąki zarzucałam na sznurki i po kilku godzinach w takim upale miałam suche.
Dzięki pogodzie cztery owce uprałam w dwa dni.
Doglądający postępu Mąż zaczynał raz po raz dyskusję z archetypem na temat prania łowcy.
I cały czas uparcie powtarzał, że wełnę górale piorą w moczu. A on z synem są gotowi do poświęceń jeśli zasponsoruję beczkę piwa - na wyścigi wtedy dostarczą mi tego drogocennego środka.
Pognałam precz niestety dawcę, tego już moja dzikość by nie zniosła. :)
Pierwsza partia wyszła mi tłusta, widać pożałowałam detergentu. Ale za to tak sprawione włókno wyczyściło mi kołowrotek po alpace :)
Tak wygląda runo po praniu:
Brązowa wrzosówka ma takie piękne rudawe refleksy wymieszane z czarnym, a szara przypomina szetland!
Poza tym to chyba nie do końca jest taka zwykła wrzosówka, ma dużo bardziej puchate runo. Włos osiąga długość 18 cm. Chyba dostałam prima sort!
Od razu z pierwszej partii (tej tłustej) uprzędłam na dzikusa trochę metrów.
Na dzikusa - bo włos wyciągany od razu, bez rozczesywania, jedynie usuwając palcami resztki zanieczyszczeń. Powstała swoista wełenka yarn art 2ply w ilości 480 metrów i o łącznej wadze 265 gramów.
To takie dwa motki na razie.
Wełna jest cudna. Z tak grubo przędzionej powstać powinno okrycie wierzchnie. Nie suszyłam pod obciążeniem. Chciałam, by wszelkie zgrubienia były od razu widoczne.
Wymyślam fason płaszczo-opończy. Znakomicie pasuje do mojego dzieła z wełny spaniela!
Wracając zajrzałam na opuszczony cmentarz ewangelicki, jakoś dziwnie jest mi on bliski.
Moim zdaniem tu się proboszcz miejscowy powinien wykazać i zachęcić mieszkańców do częstszego porządkowania.
Chyba warto.
Podziwiam pracę z tą wełenką,jakie to cuda umieją ludziska robić,podziw!Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAnuś - uroda wełny wyjdzie jak ją uczeszę i trochę jednak czasu poświęcę, ta nitka na szybko, na wariata, ale musiałam.... :)
OdpowiedzUsuńpodziwiam, że takie cuda umiesz robić:)
OdpowiedzUsuńPodczytuję posty, oglądam zdjęcia (ślubne śliczne!), ale czasu na komentarze ostatnio mi brakuje. Aniu, na wełnie się fachowo nie znam, ale okiem zerknęłam i z zachwytu pieję :) Gazetki ze wzorami.....poszperam i może uda mi się tanim sposobem zdobyć, ale nic nie obiecuję :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
P.S. Będąc u mamy w Kaliszu przeczytałam o hodowli Alpak niedaleko Kalisza. Jak będziesz u kuzynki w Sieradzu, to zawsze można drogi nadrobić i do Wrocławia przez Kalisz jechać ;);) Namiary na hodowlę : http://www.zagroda-rancho.pl/index.html
Ileż to się trzeba napracować, żeby sobie uprząść wełnę, a potem coś z niej wydziergać. Naprawdę podziwiam! Za to jaka potem satysfakcja :). No i drugiego takiego ciucha nikt nie będzie miał :).
OdpowiedzUsuńPodoba mi się kolor tej już uprzędzionej wełny. Ciekawa jestem bardzo jak się będzie prezentowała wełna, którą bardziej "dopieścisz" :).
Elu, ja tylko siebie podziwiam za szybkie uporanie się z praniem. W te upały było to zabójcze. Cały czas lała się woda ciepła a ja z wysiłku i od gorąca byłam zlana potem. Po każdym praniu musiałam wskakiwać w suche gatki i koszulki. Dzięki!
OdpowiedzUsuńMadziu - gwiazdo Ty moja!!!! Dziękuję! Oczywiście nie omieszkam poznać tej hodowli!!!!! Dzięki jeszcze raz!
Gazetkę może ktoś kupił i mu niepotrzebna, zapytaj, chętnie odkupię. Pewnie ona trafi w końcu do Haftów, ale czy aby? Mógł się cały nakład rozejść. Potem może pojawi się na allegro. Gdybym ja durna wiedziała, że tam jest ten wzór to od razu bym zamówiła!!!!
Frasiu, na pewno będę ją prząść cieniej i cieniutko. Chcę pokazać te złote refleksy, więc raczej nie będę jej bardzo mieszać, aby uzyskać elementy przebłysku. Wyczesana jednakowo będzie jednolita z delikatnymi tonalnymi przejściami.
OdpowiedzUsuńSzarą uprzędę w naturalnej barwie i część pofarbuję. To piękne runo. Nie przypuszczałam, że takie barwy w niej siedzą. Te żółte końcówki na końcach zejdą w praniu ostatecznym.
Aniu, piękności. Tak na oko i z daleka nie wygląda mi to na czystą wrzosówkę.
OdpowiedzUsuńJeśli dostałaś całe koce z owcy, przed praniem najlepiej je podzielić na 4 części. Runo z łopatek ( 1 )jest najbardziej wartościowe i może się okazać, że u Ciebie to jest super, super fine :) Potem brzuch ( 2 ),ale boki nie dół, potem grzebiet ( 3 ) no i potem cała reszta ( 4) . Jeszcze z głowy można osiągnąć 2 i 3 ( boki ) oraz 4 z samego czubka.
Oczywiście nie ma konieczności żeby tak z runem pracować, ale czasem warto :)
Wełenka wygląda pięknie i jak jest to 2ply nie wymaga schnięcia pod obiążeniem, nawet nie jest to wskazane. Obciążenie może pozbawić 2 elastyczności. To metoda doskonała dla singli,które same z siebie elastyczne bywają tylko wówczas, gdy zastosuje się specjalną technikę przędzenia .
Tak czy siak - osiągnęłaś piękne efekty i swetro - płaszcz na pewno będzie cudny :)
Toż to cała manufaktura!
OdpowiedzUsuńJak można nie docenić poświęcenia mężowskiego, może by i ręcznie uprał;-)
Basiu, tak właśnie dzieliłam, starałam się partiami prać aby zachować włókna w podobnej kondycji.
OdpowiedzUsuńUpaprane i sfilcowane "bokobrody" usunęłam przed praniem.
Mój mąż też twierdzi, że w rozmowie słyszał o tym, że nie jest to czysta wrzosówka, ale ja nie pamiętam. Niedługo będzie okazja to się dopytam.
Mnie te kolory zauroczyły, te błyski złota i jesieni, chociaż podszerstek jest smoliście czarny i mięciutki jak merynos, więc dobrze się miesza i nadaje ciemnawy wygląd.
A jasna to dla mnie ogólnie cud-miód. Zdecydowanie inny włos niż brązowe. Szlachciurka jakaś :)
Basiu, za to nie musiałam robić obiadu ani sprzątać. Mężowizna jednak jest ciekaw co można osiągnąć z wełny. Łudzi się, że mu kiedyś sweter zrobię.
OdpowiedzUsuńChyba jednak w praniu "własnym przemysłem" nie dałby rady.
Skończył na pieluchach dzieciąt tetrowych i chyba nie chciałby wracać mimo deklaracji. Zapewne by rzekł "ja to na pewno sfilcuję". :)))))
A kto wie, czy po tym piwie wełny by nie rozpuścił??????
Już widzę jakie cuda z tego powstaną.
OdpowiedzUsuńKrysiu - do realizacji jeszcze trochę czasu trzeba, niestety mam inne napoczęte i za chwilę własny ogon będę zjadać z zakręcenia :))))
OdpowiedzUsuńAle kusi ta wełna, kusi strasznie!
Wrażenia niezapomniane :) To ja teraz czekam na ten płaszcz :)
OdpowiedzUsuńhttp://anek73.blox.pl
Witaj Kankanko, jaka miła relacja. Ten "szetland" to wełna z barana Franciszka - czystej wrzosóweczki, wykarmionego przeze mnie w niemowlęctwie krowim mlekiem i mieszkającego z nami w domu, bo urodził się 2 dni przed wigilią w 2009 roku. Pierwsza strzyżę miał eksperymentalnie w wieku 6 miesięcy. To wszystko są najprawdziwsze wrzosówki tyle, że i samice i tryki mają rogi. To tzw. lineburskie szare(graue gehoernte Heidschnucken), choć tych szarych to niewiele mam, bo lubie czarne i brązowe i tak sobie hoduję.
OdpowiedzUsuńDziękując za miłe popołudnie i konsultacje pozdrawiam
Owca Rogata
Wow!!!!! Ja wiedziałam co mnie od walenia w kotlety ciągnie do kompa!
OdpowiedzUsuńOwca Rogata we własnej osobie!!!!!
Radość moja nie ma granic żeś się odezwała! A kto to nie miał pojęcia podobno jak komentarz wstawić?????
Proszę! Oto właścicielka moich owieczek cudnych!!!!
Franciszkowa wełna będzie miała specjalne traktowanie, bo imię ma i cała jakaś taka uroczysta :)))
Jak to brzmi: GRAUE GEHOERNTE HEIDSCHNUCKEN - co dla mnie tylko fonetycznie brzmi uroczyście bo ja niemieckiego ni w ząb.
A do drogi w Dolinę szykuje się Gadzina Beatko! Zadzwonię wprzódy!
Anek - mam nadzieję na szybkie zrobienie, ale chyba nie dam rady. A Dolina Baryczy też Ci jest znana?
OdpowiedzUsuńBo jakby ktoś nie wiedział jeszcze to Anek73 jest kopalnią informacji o naszym regionie ze szczególnym uwzględnieniem okolic Kłodzka. Spec jednym słowem!
Ale skarby:) Aż Ci trochę zazdroszczę:) Pozytywnie ma się rozumieć. Teraz Ci życzę, żeby szybko runo zamieniło się w piękne motki:)))
OdpowiedzUsuńUczę się... wszystkiego po trochu. Podreperowałam kołowrotek i szpulki się powoli kręcą. Coś tam uprzędłam, ale przekręcam za bardzo. Teraz przędę, a raczej usiłuję, tak "prosto z owcy", bez prania i czesania. Nie idzie źle, jak na początek. Czekam na odwiedziny i Gada, aby skoczyć na głęboką wodę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Co to się ze mną od tych wszystkich blogów wełnianych porobiło- patrzę na te cudne psiska i myśl mnie nachodzi "a z komondora można by?..." :)
OdpowiedzUsuńno i niech ktoś powie że blogowanie to strata czasu ... Ile ja się z tego wpisu nowych rzeczy dowiedziałam ... czuję że moja wiedza ogólnorozwojowa została dopasiona :) nigdy nie widziałam i nie wiedziałam jak się postępuje z takim kawałkiem zwierza jakim jest runo ... a tu proszę opis i zdjęcia i propozycje mężowskie ... no no ... dziękuję bardzo :)
OdpowiedzUsuńAniu, no proszę! Takie wrzosóweczki - nie do uwierzenia. Trzeba o te owieczki dbać,bo to,co do dziś widziałam jako wrzosówki nigdy nie było tak piękne!
OdpowiedzUsuńSabinko - sama w to nie wierzę, że tyle pięknej wełenki! Ręce co chwila macają.
OdpowiedzUsuńOvillo - psiaczki malutkie słodziaki są z nich! Toż to kruszyny, prawda? W końcu mój mąż stwierdził, że wreszcie trafił na odpowiedniego psa dla siebie, bo te wszystkie nasze takie okołokolanne i podudowe.
Myślisz, że nie macałam pod względem przędzenia????? Ja już mam nawyk okrutny i kto mnie zna i widzi ten gest wie, co mam na myśli!
Nie da się. Zdecydowanie. Dred jest dredem i taki ma rosnąć. Poza tym ona niby podwórkowo-zagrodowo-pastwiskowe, a czyste!
Książki nie szukaj, przeczytam, podeślę, bardzo mi szkoda, gdy książki na półkach się kurzą;-)
OdpowiedzUsuńOciupkę może potrwać, jeżeli Ślubny też będzie czytał.
Madziula - a to jak ze mną, jak mnie temat pochłania to szukam, badam, męczę. Muszę pojąć!
OdpowiedzUsuńTeraz mój mąż się męczy skąd mi druma wytrząsnąć!
Basiu - Owca Rogata im ciepłą wodę do picia nosi zimą!!!!! Bo lubią!!!!!
OdpowiedzUsuńTo jakże te owieczki nie mają piękne być, jak im tyle serca ktoś daje!
W domu trzyma sieroty, dba, pilnuje, łąki ma przepiękne to i efekty są.
To tak a propos ekologii w rolnictwie! Są efekty.
Ja też myślałam, ze wrzosówka to takie raczej zabidzone stworzenie ze sterczącą pozlepianą sierścią.
Basiu - Barbatoja - Super! Z wielką chęcią pożyczę i zaraz oddam! Dzięki!
OdpowiedzUsuńBeatko - przygotuj też garść lub dwie upranej, musisz poczuć różnicę i zobaczyć jak Ci będzie szło! Do spotkania!!!!!
OdpowiedzUsuńA w ogóle to zapomniałam pokazać jak wyglądała woda w trakcie prania Frania. Więc dorzucam.
OdpowiedzUsuńAle piękna wełna powstała ,jestem pod wrażeniem ,ze sama zrobiłas od początku do końca ,ja nie wiedziałabym nawet jak zacząć :)A psy - o kurcze jakie kudłacze fajne :)
OdpowiedzUsuńJeden z nich to nawet we mnie się lekko zakochał :)))
OdpowiedzUsuńSą straszliwymi pieszczochami i przytulasami. A podobno to groźne psy co wilka się nie boją!
Kocur wyraznie bał się konkurencji.:))Czy ta wełna będzie gryzła tak jak ta zakopiańska?Gdy byliśmy w Gagrze kupiłam tam córce sweter robiony z wełny owczej, ale była tak mięciusia niczym alpaca baby. Ponieważ dość nieufna jestem, podejrzewałam,że ma może domieszkę waty, ale okazało się, że nie.Sweter był miękki, ciepły i trwały.Podobno miękkość tej wełny wynikała właśnie ze sposobu jej przygotowania do przędzenia. Usiłowałam się bliżej dowiedzieć co i jak, ale babina ledwo mówiła po rosyjsku i mało co zrozumiałam.
OdpowiedzUsuńZupełnie się na tym nie znam, ale myślę,że to chyba jest i w dużym stopniu zależne od gatunku owcy.
Jesteś Anuś wielce zdolną osobą, słowo.
Miłego, ;)
Anabell- Behemot już widział kudły Bajtka na kołowrotku i jak widzi czesak to stara się nawiać :)
OdpowiedzUsuńWłosie jest bardzo zróżnicowane w zależności od zwierzęcia. Nawet u tak delikatnych alpak jest włos miękki i sztywny. Dlatego dobrze jest posegregować sobie runo i te dłuższe ale sztywniejsze wymieszać np z miękkim aby było milsze. Lub przeznaczyć nitkę na coś z dala od ciała.
Ja nie jestem specjalnie wrażliwa na kudły, włoski - archetyp. Ale wyczulona jestem na sztuczne włókna i np w wełnie owczej wyczuwam watę dotykiem dłoni (najczęściej mieszają wiskozową która skrzypi, z bawełnianą może być gorzej do wyszukania w pierwszej sekundzie, ale też ją poznam).
Gdy układa się włókna równolegle albo prostopadle do kierunku przędzenia również nić wychodzi inna. Poza tym splatanie (łączenie) powoduje, że inaczej ułożą się włókna w takim np navajo, a inaczej zwykłe potrójne.
To wszystko w wielkim skrócie jak głaskanie kota: z włosem lub pod włos :)
Poza tym technika dziergania, ech całe studium możliwości :))))
Patrzę, czytam. Podziwiam i wyjść z zachwytu nie mogę - nad tymi cudnymi niteczkami, jakie Ci wyszły i nad Twoją ciężką pracą. Warto było, nie ma co!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Enyo - chyba nie ma się co tu nitkami zachwycać, bo one tak na szybciora robione i mało w nich pracy jeśli chodzi o przędzenie. Poczekajmy na efekt kiedy faktycznie się postaram i użyję czesaków oraz cienkiej nitki wybarwionej dodatkiem tylko koloru z wełny. Najłatwiej byłoby to wyczesać wszystko i uprząść, ale ja chcę efekt złota zachować, więc pozostaje mieszanie ręczne :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo! Aż się chce robić dalej!
nie zdawałam sobie sprawy z tego ileż to pracy i czasu od etapu owca do efektu końcowego włóczka! wow, i jak super wyszła Ci ta wełenka - już mam przed oczami piękny ażurowy szal!!!
OdpowiedzUsuńPiękna opowieść Aniu, poczułam się, jak w jakimś innym świecie, z dala od cywilizacji. Ale Panowie swoim pomysłem całkowicie strącili ze mnie z wyżyn marzycielskich ;-) Ty to jednak masz pomocników :-D
OdpowiedzUsuńCzekam na wytwory z tych wełenek, bo ja nie przędę, nie farbuję, nie dziergam, to se ino pooglądam w nastroju rozmarzenia :-)
Cmentarz wygląda tajemniczo i dobrze by było, bo dobrzy ludzie o niego zadbali. Mnie zachwycił kiedyś cmentarz przy Kościółku Wang w Karpaczu - zadbany, wymuskany, też ewangelicki, a mnie głównie urzekł widok na Szrenicę i Śnieżkę - tam mogłabym kiedyś lec ;-) (ale wyznanie nie to i chyba nie ma tam już pochówku)
Aniu, jedno słowo - magia :)
OdpowiedzUsuńO matko, Ania!!!! Nie przejrzałam jeszcze Waszych blogów, to i nie wiem, że Ty w prząśniczke się bawisz:))) Super! J jak opisywałaś wygląd domku Pani Beaty.....no to już Cię widzę w tych wnętrzach.
OdpowiedzUsuńPodziwiam za to runo (no ale, ze nie doceniasz chęci pomocy panów, to mnie się to w głowie nie mieści! Zosia Samosia, hihihihi
Monia - wcięło mnie w kołowrotek totalnie! Nie myśl, że odrzucając pomoc moich chłopów sama się za to zebrałam :))))
OdpowiedzUsuńYen - czary-mary-hokus-pokus-fotkus i jest!
OdpowiedzUsuńSylwka - ględzić to ja lubię jak mam o czym, najczęściej mruk jestem nieużyty. Cmentarze stare odwiedzam jak tylko mam okazję, lubię się tam zadumać na człowiekiem.
OdpowiedzUsuńKpkacha - no jest roboty, fakt! Więc niech nie dziwią potem ceny włóczek ręcznie przędzionych. Ta wełenka jest za gruba na ażur, ale uprzędę cieniutką. To co na zdjęciach to nadaje się na szal dla Eskimosa w sezonie!
OdpowiedzUsuńhihuhu....pewnie piwa dla Ciebie już zabrakło, co?:)))
OdpowiedzUsuńMonia - ja piwa nie znoszę! Czasem jak umawiam się z babami na ploty w knajpie to one to piwo piją, a ja wtedy kielonek żubrówki.
OdpowiedzUsuńPodziwiam! Piękna relacja i wspaniała włóczka, już widzę ten płaszczyk, ach :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń