W piątek wieczorem przeszłam 8 km z psem trasą ewentualnej powodzi.
Mąż odmówił - twierdząc, że moje średnio 7km/h to zbyt wyczerpujący spacer. Dobre tempo dla spaniela.
Wróciłam koło 23 do domu i uspokoiłam, że woda trzyma się koryta.
Po lekturze blogu Wrocław z wyboru doszliśmy do wniosku, że jest to w zasadzie jedyne źródło informacji.
W telewizji od rana Warszawa, a Wrocław i okolice bardzo rzadko.
Jakoś jednak myśl nam się telepała, że może jednak podskoczymy na ogródek, aby zabezpieczyć parę rzeczy. Parę minut przed 1 w nocy wsiadłam do mężowskiego mondeo i pojechaliśmy.
Pozbieraliśmy piknikowy kosz i sztućce, buty, nasiona i chemikalia ogrodowe.
Z utratą reszty jakoś się pogodziliśmy.
Policja nas namierzyła szperaczem, ale nawet nie pytali co my tu robimy, bo chyba się domyślili. Dobrze, że kontrolują takie miejsca.
Jeszcze podeszliśmy sprawdzić jak tam nasza Oławka się ima i okazało się, że do brzegu ma jeszcze 2-3 metrów. Spoko.
Zasnęliśmy koło 3. Rankiem pierwsze info - sprawdzamy jak fala. Wieści były spokojne.
Potem wybraliśmy się na targowisko rozmaitości i zakupiwszy grę domino pojechaliśmy podsadzić jednak fasolę na okrywę płotu. Może się nie wypłucze, może nie zaleje, nadzieja zawsze jest.
Tak wygląda Oławka koło ogródka, reszta TU
Po ogródku - pojechaliśmy do sklepu - tam, telefon od Gackowej:
- Kankanka! Zalewa was!
Zaraz pognaliśmy do samochodu do radia - o żesz!
Znów Kozanów!
Znów głupota ludzka!
Poniemiecki polder zalewowy zabudowany w komunie i nie tylko! Ostatnie bloki są stawiane już po powodzi z 1997r!!!!
Powódź nie jest przewidywalna. W tym wypadku barykady postawiono w miejscu najbardziej prawdopodobnym, ale woda nadeszła z drugiego miejsca.
Relacja na żywo
Teraz czekam na wieści ze wschodu miasta - stamtąd może nadejść woda niszcząca mój ogród.
Ta woda zaleje moją koleżankę, która sama z dwójką dzieci i niepełnosprawnym pasierbem wtargała dobytek na piętro i nie dojedzie do pracy w poniedziałek.
Ta woda znów zaleje cmentarz z grobem Ojca, Babci, Dziadka.
Ta woda znów zaleje piwnicę mojej Mamie, a wydobywanie brudu i szlamu nie jest przyjemne.
Ta woda niesie tyle brudu, bakterii, chemii. To zupa.
Sensacja minie po przejściu fali, a zostają ludzkie tragedie.
A jak tu psa wyprowadzić?
Kankanko trzymajcie sie. Myslami jestem z Wami,
OdpowiedzUsuńniech Was Bog ma w opiece.
pozdrawiam, Anna (Ciotka_Paszczaka)
Anuś - no nie może być!!!!! Jaka radocha!!!!
OdpowiedzUsuńJak miło Cię spotkać w netowym świecie!!! Uściski!!!!
Ha! :-) Ja do Ciebie pisalam juz dawniej, na ten adres ktory mialam z hafcikow, ale nigdy listy nie dochodzily (i nie wracaly jako nie doreczone) wiec nie bardzo wiedzialam jak sie skontaktowac. Ja mam teraz troche malo czasu, ale jak trafilam -przez robotkowe linki, na Twoj blog to sie ucieszylam! A. C_P
OdpowiedzUsuńAnuś, ja kiedyś tyle tych kont na pocztach miałam, ze ginęłam. Teraz w moim profilu jest adres podstawowy. Reszta poczt - może być nieaktywna z powodu zapomnienia hasła lub niewielkiej aktywności mi kasują maile.
OdpowiedzUsuńKankanko, trzymajcie się...
OdpowiedzUsuńmyślimy o Was bardzo i trzymamy kciuki...
Śledzę na bieżąco info na blogu (dzięki za link). Trzymajcie się. Na Gwareckiej mieszkają teściowie mojej siostry, nie wiem, co u nich - teść sparaliżowany. I tylko ciągle sprawdzam na mapie, gdzie jest Fabryczna i czy tam da radę dojechać - Agata ma zajęcia w szkole i boję się, że utknie we Wrocławiu.
OdpowiedzUsuńKankanko, przesyłam Wam uściski i ciepłe myśli.
OdpowiedzUsuńMyślami jestem z Breslu i jego Mieszkańcami bardzo bardziej niż z moim rodzinnym miastem. Śledzę co się dzieje i w duchu modlę o najmniejsze szkody i najmniej ludzkich tragedii.
OdpowiedzUsuńNie pomoże Wam to, ale wspieram choć telepatycznie.
Kasiu, Irenko, Grażko, Aploszku - każde miasto ważne, każda najmniejsza wioseczka - tyle tylko, że Wy jakoś związane z Wrocławiem jesteście :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za Wasze myśli.
Aniu, teraz trzeba przetrwać, trzymaj się, paskudna ta powódź, dla Wrocławia bardzo, dla innych też. Oglądałam, jak puszczał wał na Kozanowie, czułam okropny żal.
OdpowiedzUsuńAle Ty dasz radę, potem koniecznie napisz, co trzeba, co możemy zrobić.
Ściskam,
lilka
Lilko - serduszko! Mnie nic nie grozi, ja na suchym lądzie pomieszkuję, w starej poniemieckiej kamienicy. Kochana jesteś.
OdpowiedzUsuńPóki co dla ludzi najważniejsze są pierwsze potrzeby. Nie mam informacji o znajomych, rodzina nie zalana. Teraz niech się ta woda przewali, niech osiądzie, niech przepłynie - potem można myśleć.
Mnie jak zwykle żal dzieci i zwierząt.
Wczoraj przez nurt Odry w centrum miasta przepłynęła sarenka. Oby nie osaczyły jej psy, nie zabiły samochody.
Do koleżanki wprowadził się jeż. Dała mu papu, pudło, siano, wodę i spory metraż na balkonie. I chociaż sama drży na pięterku to ja wiem, że tego jeża też będzie ratować. Chyba każdy na miarę swoją znajdzie sposób na pomoc.
Ja się nie boję prosić i jeśli będzie to komuś konkretnie potrzebne napiszę.
Aniu, trzymam kciuki za was wszystkich! Przerażające najbardziej chyba jest to, że mimo że wszyscy pamiętają 1997, to nic nie zrobiono żeby taka sytuacja się nie powtórzyła...
OdpowiedzUsuńZa brak myślenia ktoś pewnie skasował niezłe pieniądze. Ciekawe, czy dowiemy się kto wydał pozwolenia na nowe budynki na Ignuta po 97 r?
OdpowiedzUsuńAniu, to dobrze, że u Ciebie sucho. I jak tylko woda opadnie - pisz koniecznie co komu trzeba.
OdpowiedzUsuńAniu, czekam na wiadomości, w czym możemy pomóc. Właśnie miałam słać do Ciebie liścik, a tu Lilka już napisała w komentarzu, co w duszy gra.
OdpowiedzUsuńNa pewno trudno jest wszystkim, których to dotknęło. I bardzo wszystkim współczuję.
Napiszę. Ale tylko kiedy pomoc będzie potrzebna w konkretnym przypadku. Dziękuję za odzew!
OdpowiedzUsuńw tym roku to jakis koszmar,najpierw sniegu po uszy a teraz wody:(
OdpowiedzUsuńCo nas nie zabije to wzmocni!
OdpowiedzUsuńBlogu niedzielny - mam nadzieję, że to koniec żywiołów!
Kankanko kochana! Trzymam kciuki i przesyłam słońca ile się da!
OdpowiedzUsuńNiedzielko - mówisz-masz, u nas dzisiaj ciepło było, słonko trochę świeciło, deszcz lunął na chwilę, wiatr zaraz osuszył. Idzie do przodu! Dzięki za słoneczko!!!!
OdpowiedzUsuńNie jestem w stanie sobie wyobrazić i nawet nie próbuję bezradności wobec tego żywiołu.
OdpowiedzUsuńAniu! Ja wierzę, że zasiana fasolka wyrośnie w Waszym ogródku bez problemów :-)
Trzymaj się! Myślę o Was! I nie wiem jak mogę pomóc...
Wyrośnie! w końcu to moje pierwsze własne nasiona!
OdpowiedzUsuńWoda mnie ominęła, tylko część ogródków była podtopiona. Słońce dziś było. Fasola musi wyszaleć, żeby me blade ciało odizolować od widowni :))))
Ato! Pozytywne myślenie wzmacnia, fluidy dotarły!!!!
:-))))
OdpowiedzUsuńCieszę się, że u Ciebie w porządku!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)