Zgodnie z planem wróciłam na majowy weekend 30 kwietnia wieczorem. Korki niemożniaste, wszyscy wyjeżdżali z miast.
Szkolenie zaskoczyło mnie małym egzaminem, który z wynikiem celującym mam na papierze.
Było świetnie: po pierwsze szkolenie prowadziła wyspecjalizowana firma zewnętrzna, co skutkowało efektami i zainteresowaniem słuchaczy, po drugie: spotkanie bez nadętego szefostwa i na całkowitym luzie pozwoliło na dłuższe rozmowy i wspaniałą zabawę.
Mimo moich obaw, moi panowie zachowali się nienagannie i bez zarzutu. Inni zresztą prawie też.
Dojechałam na czas, ale nie było dla mnie gotowego pokoju, z tobołkiem powędrowałam do sali szkoleń i co jakiś czas na przerwach schodziłam do recepcji pytając o miejsce. Niestety, pokoje były sprzątane i po kolei meldowały się po dwie - trzy panie w wolnym.
Kiedy koło 14 znów zagadałam, pani z recepcji zaproponowała mi jedynkę.
No, to mi się spodobało. Żałowałam, że jednak tego szydełka nie zabrałam. Miałam co prawda Ćapka Inwazję jaszczurów, ale nie idzie mi ta lektura okrutnie. Nawet zakładka od Ewci nie pomaga.
Po ostatnim słowie poszli grać w siatkówkę, a ja wlazłam pod prysznic i miałam się tylko położyć na chwilkę, aby kości rozprostować. Jaszczury mnie zmogły i przysnęłam.
Obudził mnie łomot z Piekiełka, podziemnego baru o 21.
Nie trzeba było wiele i poszłam na balety.
Tańce, wódka, piwo, chleb ze smalcem - do woli. Nikt się nie upił.
Jakoś można nie stoczyć się i nie bełkotać. Potańczyłam solo i w parkach, ale kiedy pewien Daruś zbyt często okrywał mnie kurtką na dworze, łaził za mną, a potem odtańczył przede mną "Czerwony jak cegła, rozgrzany jak piec, muszę ją mieć...." ho ho.... już byłam czujna. Dopytywał się z kim jestem w pokoju. Zaraz sobie umówiłam dziewczynki, które na hasło miały ze mną wyjść razem.
Potraktowałam to jako niegroźny podryw. Być może ostatni w życiu. Jakoś te moje rozmiary czułość i opiekuńczość męską budzą.
Balety miały się skończyć o pierwszej, ale kiedy prezes obejrzał towarzystwo, stwierdził, że jest świetnie, pozwolił szaleć do 3 rano. No i o wpół do czwartej myknęłam na to moje pięterko do pokoiku. Daruś mnie zgubił.
Rano o dziewiątej znów nasiadówki, tym razem analizy firmowe i porównanie efektów. Nie miałam się czego wstydzić. Widać moją pracę.
Po obiedzie wszyscy wpakowali się do aut i pognali. Do domu, do żon, dzieci, mężów, a niektórzy tylko do psów.
W sumie wypoczęłam psychicznie, fizycznie jazda wte i wewte mnie troszkę zmogła. Teraz się byczę na działce.
Oj te szkolenia, fajnie było. U mnie co prawda nie było tańców, jedynie gadanie, ale bibliotekarze to zdecydowanie damska forma życia, a paru informatyków wiosny nie czyni :))
OdpowiedzUsuńTo fakt - bibliotekarskie szkolenia nie są zbyt ciekawe pod względem towarzyskim ;-)
OdpowiedzUsuńWybyczyłaś się choć ciut?
OdpowiedzUsuńKiedyś razem pojedziemy do spa
Jasne, odetchnęłam. Ale i tak najlepsze wypoczynki to w ciszy, bez poganiania, bez strojenia, na łonie natury lub z ulubionym zajęciem. Spa - nigdy nie byłam, warto zaplanować.
OdpowiedzUsuńwww.coisadanecca.nafoto.net
OdpowiedzUsuńbOA NOITE AMIGA!
OdpowiedzUsuńAmiga como você colocou o Gadget do Google Tradutor?
OdpowiedzUsuńbeijo
necca
Przyjaciela, jak umieścić Google Gadget tłumacza?
OdpowiedzUsuńpocałunek
NECCa