niedziela, 11 grudnia 2011

Dzisiaj było z kulturą

Wybrałam się z lubym na  koncert zorganizowany w Muzeum Etnograficznym we Wrocławiu.
Z przyjemnością wysłuchałam renesansowych i barokowych pieśni adwentowych rozpoczynających cykl prezentacji pieśni różnych Kościołów.
Tak usłyszałam, ale może akustyka zawiodła.

Wielce zafrapowały mnie kopie dawnych instrumentów:

Wirginał, nie dosłyszałam, bo mówca źle się ustawił i głos leciał w stronę muzyków, a nie publiczności - również nazwany szpinetem. Już zbudowany na sposób "współczesny".


Pozytyw szkatulny:


Wirginał wg kopii z XVI w, twórca sam go wykonał. To instrument bez nóg, leży na stole.




Solistka nieco fałszowała, ale ja mam słuch absolutny i to mój problem, głos miała miły i nie dramatyczny.
Również w akompaniamencie było kilka niewyróbek technicznych, ale muzyk sobie doskonale poradził i większość nie zauważyła.

Mój mąż nawet oczęta przymknął i obawiałam się, że muszę kuksnąć gdyby zachrapał :), ale poderwał się przy dźwiękach skocznego utworu i szepnął mi do ucha - Bregović!

Ja się zrelaksowałam.

Potem obejrzeliśmy przepyszną wystawę kancjonałów ewangelickich z różnych krajów.






Kancjonał to zbiór pieśni i śpiewów liturgicznych. Szczyptę życia przez znakomite rozmieszczenie starych pamiątek po dawnych dolnoślązakach i wymoszczenie miejsca wspaniałymi obrusami z dawnych lat przygotowała Sara.
To dzięki Niej dowiedziałam się o koncercie i wystawie, bom ostatnio bardzo domowa :)))).
Melduj Saro o takich wydarzeniach kochana! Polecę!

Muzyka wykonana na instrumentach z epoki nie jest powszechna w osłuchaniu, tym bardziej podziwiam muzyków za zadanie sobie trudu przedstawienia nam dźwięku i charakteru ówczesnych utworów.
To nie to samo co na sali w filharmonii.

18 komentarzy:

  1. Aniu to się oderwałaś za cały ten zamęt i ból tworzenia skrzyni :)
    Co do wełenki to nie dziwię się, że tyle masz wizji bo cudna jest :)
    Prawdziwy wykład nam zrobiłaś :)
    buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Aniu- skrzynia stoi, pokażę niebawem, a na koncerty to ja lubię łazić, słucham różnej muzyki. W domu na podłodze zostawiłam troszkę ścinków i niedokończone mycie łazienki, ale to akurat poczeka :))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Takiego wyjścia zazdroszczę - uwielbiam ten rodzaj relaksu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie Wam, nie ma to jak duże miasto, wiele przyjemności na wyciagnięcie ręki:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Sylwka - Ty akurat jesteś ta korzystająca! Masz za sobą wiele cudnych chwil do pozazdroszczenia! Na pewno i coś podobnego upolujesz!

    OdpowiedzUsuń
  6. Anust - ja i tak wolę zapadłą wieś i chałupę pod lasem, gdzie tylko piechotą dojście. Może nie być prądu, wymagana tylko studnia i działające piece, może być żuraw i sławojka na dworze.

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja dziś szyłam :( pół dnia. Kosmetyczki do wysłania na prezent. No i co?? Jedna ok a druga, wyszła ładnie i co?? Szpilka zasięgnęła materiał i dziurka się zrobiła. Także zero relaksu. Wczoraj też nie.

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja szyłam do 1 w nocy i miałam rano skończyć. I teraz pucuję łazienkę a wena poszła.....

    OdpowiedzUsuń
  9. o jak ja opisane brzmienia lubię. Niech fałszują. Słuch mam żaden, a przyjemności moc. Troszkę zazdraszczam!
    Serdeczności
    Aniu, komentować u Ciebie można tylko z gogglowskiego konta? Próbowałam inaczej, gdy zblokowano mnie i nie mogłam przeskoczyć.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ulcia - sorki, ale tylko gugle. Bo wpisywały się automatyczne spamy, niekoniecznie z golizną w tle, ale uporczywe.

    OdpowiedzUsuń
  11. z przyjemnością przeczytałam tak barwną relację

    OdpowiedzUsuń
  12. Mnie zauroczyły te drobiazgi po Ślązakach z minionych epok, uwielbiam takie przedmioty oglądać. Wyobrazam sobie, ze kiedyś należały do kogoś, znajdowały się w jakimś mieszkaniu i były bądż przydatne, bądż cieszyły kogoś.

    OdpowiedzUsuń
  13. Aniu - laleczka jest oparta o torebkę, która mieści osobisty śpiewnik dziewczynki. Na wierzchu torebki jest mała kieszonka - na monetę.
    Właścicielka jednak kieszonkę potrafiła wykorzystać na schowek dla ciastka! Do dziś są tam okruszki przedwojenne! Czy nie cudne?

    OdpowiedzUsuń
  14. Konkato- to miło, dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  15. Kankanko, dopiero teraz ocknęłam się z amoku i tu zajrzałam! Dziękuję za korzystną recenzję i ciepłą relację:) Trzeba było po prostu wrzasnąć SARA!!! i bym się (chyba) skapnęła, że ktoś mnie poszukuje...
    Jeden z muzyków jest studentem, trzeba mu wybaczyć małe obsuwy... za to drugi to miszczu.
    Widzę, że okruszki budziły największą sensację:))))
    Jeszcze weselej jest w środku śpiewnika - podpisy, bazgroły:) Erika najwyraźniej się nudziła na kazaniach:)))
    Ściskam, miłe panie, i polecam się na przyszłość. Oczywiście będę informować jakby co.

    Ale sławojka na dworze - nie. No mimo wszystko - nie.

    OdpowiedzUsuń
  16. Fajnie Saro to wszystko wyszło! Naprawdę warto wyjść z domu, machnąć ścierkę gdziekolwiek i poleźć!
    Nawet w łąki nadodrzańskie, byleby nie do galerii i marketów.
    A Pan Mąż potem siedział w noc głuchą i wirginały oglądał... może planuje zrobić?

    Sara - jakbyś czegoś przedwojennego szukała pytaj. Mam ci ja różności. Kiedyś posta napiszę jak już powyciągam z pudeł.

    Ojtam, ojtam sławojka na dworze dobra rzecz! Jaka ekscytacja i dreszczyk emocji!
    Kiedyś na wsi u Dziadka jak wlazłam przyszła nawałnica śniegowa, zawaliło mi zaspą drzwi, się działo! Bezcenne!

    OdpowiedzUsuń
  17. Cholera konika ktoś przesunął nieco wyżej. A tak go cyzelowałam.

    A ja to byłam w sławojce w śniegu w Karpatach ukraińskich! Wieś ciemna, gwiazdy nade mną, wilki latają - no cymes! Ale żeby zaraz mieć...

    OdpowiedzUsuń
  18. Sławojką w Karpatach to mnie przebiłaś, och, jeszcze i to przede mną! :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...