Wybrałam się z lubym na koncert zorganizowany w Muzeum Etnograficznym we Wrocławiu.
Z przyjemnością wysłuchałam renesansowych i barokowych pieśni adwentowych rozpoczynających cykl prezentacji pieśni różnych Kościołów.
Tak usłyszałam, ale może akustyka zawiodła.
Wielce zafrapowały mnie kopie dawnych instrumentów:
Wirginał, nie dosłyszałam, bo mówca źle się ustawił i głos leciał w stronę muzyków, a nie publiczności - również nazwany szpinetem. Już zbudowany na sposób "współczesny".
Pozytyw szkatulny:
Wirginał wg kopii z XVI w, twórca sam go wykonał. To instrument bez nóg, leży na stole.
Solistka nieco fałszowała, ale ja mam słuch absolutny i to mój problem, głos miała miły i nie dramatyczny.
Również w akompaniamencie było kilka niewyróbek technicznych, ale muzyk sobie doskonale poradził i większość nie zauważyła.
Mój mąż nawet oczęta przymknął i obawiałam się, że muszę kuksnąć gdyby zachrapał :), ale poderwał się przy dźwiękach skocznego utworu i szepnął mi do ucha - Bregović!
Ja się zrelaksowałam.
Potem obejrzeliśmy przepyszną wystawę kancjonałów ewangelickich z różnych krajów.
Kancjonał to zbiór pieśni i śpiewów liturgicznych. Szczyptę życia przez znakomite rozmieszczenie starych pamiątek po dawnych dolnoślązakach i wymoszczenie miejsca wspaniałymi obrusami z dawnych lat przygotowała Sara.
To dzięki Niej dowiedziałam się o koncercie i wystawie, bom ostatnio bardzo domowa :)))).
Melduj Saro o takich wydarzeniach kochana! Polecę!
Muzyka wykonana na instrumentach z epoki nie jest powszechna w osłuchaniu, tym bardziej podziwiam muzyków za zadanie sobie trudu przedstawienia nam dźwięku i charakteru ówczesnych utworów.
To nie to samo co na sali w filharmonii.
Aniu to się oderwałaś za cały ten zamęt i ból tworzenia skrzyni :)
OdpowiedzUsuńCo do wełenki to nie dziwię się, że tyle masz wizji bo cudna jest :)
Prawdziwy wykład nam zrobiłaś :)
buziaki :*
Aniu- skrzynia stoi, pokażę niebawem, a na koncerty to ja lubię łazić, słucham różnej muzyki. W domu na podłodze zostawiłam troszkę ścinków i niedokończone mycie łazienki, ale to akurat poczeka :))))
OdpowiedzUsuńTakiego wyjścia zazdroszczę - uwielbiam ten rodzaj relaksu.
OdpowiedzUsuńFajnie Wam, nie ma to jak duże miasto, wiele przyjemności na wyciagnięcie ręki:)
OdpowiedzUsuńSylwka - Ty akurat jesteś ta korzystająca! Masz za sobą wiele cudnych chwil do pozazdroszczenia! Na pewno i coś podobnego upolujesz!
OdpowiedzUsuńAnust - ja i tak wolę zapadłą wieś i chałupę pod lasem, gdzie tylko piechotą dojście. Może nie być prądu, wymagana tylko studnia i działające piece, może być żuraw i sławojka na dworze.
OdpowiedzUsuńA ja dziś szyłam :( pół dnia. Kosmetyczki do wysłania na prezent. No i co?? Jedna ok a druga, wyszła ładnie i co?? Szpilka zasięgnęła materiał i dziurka się zrobiła. Także zero relaksu. Wczoraj też nie.
OdpowiedzUsuńA ja szyłam do 1 w nocy i miałam rano skończyć. I teraz pucuję łazienkę a wena poszła.....
OdpowiedzUsuńo jak ja opisane brzmienia lubię. Niech fałszują. Słuch mam żaden, a przyjemności moc. Troszkę zazdraszczam!
OdpowiedzUsuńSerdeczności
Aniu, komentować u Ciebie można tylko z gogglowskiego konta? Próbowałam inaczej, gdy zblokowano mnie i nie mogłam przeskoczyć.
Ulcia - sorki, ale tylko gugle. Bo wpisywały się automatyczne spamy, niekoniecznie z golizną w tle, ale uporczywe.
OdpowiedzUsuńz przyjemnością przeczytałam tak barwną relację
OdpowiedzUsuńMnie zauroczyły te drobiazgi po Ślązakach z minionych epok, uwielbiam takie przedmioty oglądać. Wyobrazam sobie, ze kiedyś należały do kogoś, znajdowały się w jakimś mieszkaniu i były bądż przydatne, bądż cieszyły kogoś.
OdpowiedzUsuńAniu - laleczka jest oparta o torebkę, która mieści osobisty śpiewnik dziewczynki. Na wierzchu torebki jest mała kieszonka - na monetę.
OdpowiedzUsuńWłaścicielka jednak kieszonkę potrafiła wykorzystać na schowek dla ciastka! Do dziś są tam okruszki przedwojenne! Czy nie cudne?
Konkato- to miło, dziękuję!
OdpowiedzUsuńKankanko, dopiero teraz ocknęłam się z amoku i tu zajrzałam! Dziękuję za korzystną recenzję i ciepłą relację:) Trzeba było po prostu wrzasnąć SARA!!! i bym się (chyba) skapnęła, że ktoś mnie poszukuje...
OdpowiedzUsuńJeden z muzyków jest studentem, trzeba mu wybaczyć małe obsuwy... za to drugi to miszczu.
Widzę, że okruszki budziły największą sensację:))))
Jeszcze weselej jest w środku śpiewnika - podpisy, bazgroły:) Erika najwyraźniej się nudziła na kazaniach:)))
Ściskam, miłe panie, i polecam się na przyszłość. Oczywiście będę informować jakby co.
Ale sławojka na dworze - nie. No mimo wszystko - nie.
Fajnie Saro to wszystko wyszło! Naprawdę warto wyjść z domu, machnąć ścierkę gdziekolwiek i poleźć!
OdpowiedzUsuńNawet w łąki nadodrzańskie, byleby nie do galerii i marketów.
A Pan Mąż potem siedział w noc głuchą i wirginały oglądał... może planuje zrobić?
Sara - jakbyś czegoś przedwojennego szukała pytaj. Mam ci ja różności. Kiedyś posta napiszę jak już powyciągam z pudeł.
Ojtam, ojtam sławojka na dworze dobra rzecz! Jaka ekscytacja i dreszczyk emocji!
Kiedyś na wsi u Dziadka jak wlazłam przyszła nawałnica śniegowa, zawaliło mi zaspą drzwi, się działo! Bezcenne!
Cholera konika ktoś przesunął nieco wyżej. A tak go cyzelowałam.
OdpowiedzUsuńA ja to byłam w sławojce w śniegu w Karpatach ukraińskich! Wieś ciemna, gwiazdy nade mną, wilki latają - no cymes! Ale żeby zaraz mieć...
Sławojką w Karpatach to mnie przebiłaś, och, jeszcze i to przede mną! :)
OdpowiedzUsuń