A w nim - cytuję w całości dziecko:
"Mamy do niego kilka minut pieszo, więc już nie jeździmy taksówkami i śpimy rano trochę dłużej.
Podobno są tu sami najlepsi lekarze Tradycyjnej Medycyny Chińskiej. Pacjenci walą tu drzwiami i oknami. Na dole jest duża apteka ziołowa, w której pacjenci realizują recepty od doktorów.
Pakowanie ziół dla pacjentów, które nie zawsze są roślinkami :)
Tutejszy system przyjmowania pacjentów nie sprawdziłby się w Polsce.
Wizyty tutaj odbywają się zbiorowo, tzn nie w cztery oczy, tylko raz po raz wchodzi kolejny pacjent i może usłyszeć, że badana pacjentka właśnie skarży się np na uciążliwą biegunkę, a pacjent leżący obok i obsługiwany przez asystentów na leżance dostaje igły na lumbago.
Zero intymności.
Profesor ogarnia to wszystko, rozmawia z kilkoma pacjentami na raz, diagnozuje, nakłuwa, wypisuje recepty. I jeszcze tłumaczy wszystko ciekawskim studentom.
Pacjenci czekający na swoją kolej zaglądają przez ramię lekarzowi, żartują z innymi pacjentami i ogólnie jest wesoło. Do tego jeszcze jak dzwoni komuś telefon, to nikt się nie krępuje, od razu odbiera i plotkuje leżąc z igłami w twarzy – nikt na to nie zwraca uwagi.
Dzisiaj mnie poruszyła sytuacja życiowa naszego małego pacjenta. Chłopiec ma 13 lat, od skończenia 1 roku życia wychowywany przez dziadków i stryja. Rodzice są, ale widzą go raz w roku na nowy rok przez około miesiąc czasu. Potem jadą do innej prowincji zarabiać na życie i nie widzą go przez cały rok do następnych obchodów Nowego Roku.
Na akupunkturę przyszedł ze stryjem z powodu opóźnienia w rozwoju, słabych stopni w szkole.
Profesor od 3 tyg. się nim zajmuje, dostaje akupunkturę skalpu. Według Su Wen “głowa to dom inteligencji”.
Podobno Profesor ma świetne efekty w leczeniu dzieci poprzez akupunkturę głowy.
Ale moim zdaniem żadna akupunktura nie pomoże, jeśli chłopiec nie będzie miał przy sobie kochających rodziców. Nie mogę tego przeboleć…
Poniżej 2-letnia dziewczynka po operacji przepukliny rdzeniowej. Ładnie wyprowadzona akupunkturą bezpośrednio po operacji – teraz tylko akupunktura skalpu.
I kolejny chłopczyk z wkłutymi igłami na na pobudzenie wzrostu i rozwoju motorycznego
Dzieci chińskie są prześliczne.
Nie sposób się nie uśmiechnąć do takiego skośnookiego szkraba, który zainteresowany białą twarzą idąc z mamą, wykręca głowę w moją stronę jeszcze kilka kroków dalej. Jak byłam na oddziale położniczym to widziałam chińskie noworodki - można wymięknąć, po prostu cuda!
Od pewnego czasu polityka jednego dziecka w Chinach zmieniła swoje restrykcyjne wytyczne i teraz jeśli dwoje rodziców było pojedynczym potomkiem swych rodziców, to teraz taka para jedynaków może mieć dwójkę swoich własnych dzieci.
Wiąże się to ze zwyczajem utrzymania przez dzieci swoich nie pracujących już rodziców. Zaczęły się pojawiać problemy, kiedy para małżeńska musiała zapracować na siebie i na czwórkę rodziców.
Tutaj nie ma emerytur. Tutaj “emeryturę” dostaje się od własnego potomstwa.
Obserwuję te relacje w szpitalu, młodzi przynoszą swemu schorowanemu rodzicowi jedzenie do szpitala, opłacają pobyt, dbają o wygodę. Nie ma tu domu starców, są rodziny wielopokoleniowe.
Jeśli młodym rodzi się dziecko, dziadkowie przejmują rolę opiekunów malucha, młodzi mogą wrócić do pracy a babcia z dziadkiem wychowują.
Jak oglądam chiński serial typu “Klan” albo “M jak miłość” to tutaj też widać taki właśnie model rodziny. A do kliniki na akupunkturę czy rehabilitację przychodzi najczęściej babcia z chorym wnukiem. To ona pilnuje kalendarza zabiegów i to z nią się konsultuje różne szczegóły.
Jednocześnie mimo pewnych obowiązków takie starsze pokolenie ma również czas na rozrywkę.
Widziałam popołudniami całe skupiska starszych ludzi pod otwartymi namiotami, przy kilkunastu zielonych, aksamitnych stolikach, gdzie odbywała się gra w mahjonga, w chińskie szachy i inne.
Wieczorami chiński dancing, który opisałam wcześniej.
.
A rano? Starsi ludzie mają to do siebie, że wstają dosyć wcześnie, w Chinach, Polsce, w każdym zakątku świata…
Tu mi się przypomina rozmowa z Panią Prof. Xu Dongying:
- Wiecie, w Chinach starsi ludzie wstają bardzo wcześnie i wychodzą z domu, żeby trochę poćwiczyć. Ćwiczą Tai Chi, żeby zachować zdrowie i równowagę. Nawet po chodnikach idą i wykonują ćwiczenia…
- O, w Polsce też starsi ludzie wstają bardzo wcześnie, ale nie ćwiczą Tai Chi, tylko raczej idą do kościoła, by pomodlić się o zdrowie…
Każdy naród ma swoje sposoby na choroby!
Wklejam tu jeszcze tą chińską babcię, która odwiedzała w szpitalu swojego chorego męża, ale mąż spał to babeczka czasu nie traciła:
Kolejna porcja bardzo ciekawej opowieści. Przeczytałam jednym tchem. O rodzicach wyjeżdżających za chlebem i rzeszach pozostawionych dzieci, gdzieś czytałam. Straszne to. System opieki rodzinnej w sensie zapewnienia rodzicom bezpiecznej starości, tez jest jakimś rozwiązaniem w panstwie, które nie ma przewspaniałego ZUS-u he, he Anka nie strzelaj do mnie i nie pogryż mnie. To tylko żarcik.
OdpowiedzUsuńTeż z ciekawością przeczytałam ten "reportaż". Ale czy u nas nie jest tak samo? przecież są dzieci "eurosieroty",których rodzice,lub najczęściej jedno wyjeżdża za chlebem. A o utrzymywaniu rodziców przez dzieci zobaczymy za kilka lat ,kiedy moje pokolenie osiągnie odpowiedni wiek . Ja mam dopiero 5 lat pracy,reszta to umowa o dzieło! Ale nie miałam innego wyboru ze względu na brak pracy w moim regionie.
OdpowiedzUsuńTwoje relacje z pobytu Córki w Chinach dowodzą, że z blogów więcej człowiek dowie się o świecie, niż z "wiadomości" ;) więc takowych nie oglądam, za to wpisy czytam i się dziwię wszystkiemu ;)
OdpowiedzUsuńZ zainteresowaniem przeczytałam od dechy do dechy! Czekam na więcej :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Anna
Świetnie się czyta o innym kraju.Wszystko takie inne niż u nas.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPelna egzotyka... czy mam racje twierdzic, ze w tym sloju aptecznym jest zolwiowa skorupa??? Koniecznie podziekuj corze sowje za te reportaze - sa naprawde bardzo interesujace.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam mocno!!
Aniurozello - to co piszesz dla mnie ma ręce i nogi. W naszej zusowskiej sytuacji. Zresztą nie tylko o starszych można tu pisać, czasem warto takiego obiboka wykorzystać w rodzinie na wszelkiego rodzaju najpotrzebniejsze potrzeby Rodziny. Właśnie po to by pomóc. A zus niestety nie ogarnia nas.....
OdpowiedzUsuńViolu - dokładnie! Mamy takie same eurosieroty. A jeszcze powiem, że nawet gdy pracowałam w ostatniej firmie to te moje "za pięćdwunasta" było pozbawione matczynej opieki i opieprzu we właściwym czasie, więc nadmierna praca w miejscu zamieszkania też produkuje takie dzieci.
Agatko - zapewne subiektywne spojrzenie, może i mylne,może nie do końca właściwe... ale warto z różnych źródeł zbierać wiadomości :)
Zdzisiu - witaj! No tak. Zawsze to inny zupełnie krąg kultury. Na szczęście dziś można go lepiej poznawać. Mnie samej nie marzyły się takie wyjazdy, bo człowiek był szczęśliwy jak sobie w Kudowie granicę przekroczył :)))
Ale takie wzajemne wizyty i pozwalają poznać i niestety wymieszać nacje. Nie zawsze musi być to słuszne :))))
Aniu - pomalutku zbliża się koniec, jeszcze jeden post czeka na publikację i w czwartek witamy dziecinę w domu!
DeZeal - tak, to skorupa żółwia. Dokładnie lek z wykorzystaniem takich "ziółek" nazywa się Gui Ban.
:) pewnie leczy wszystko :)
Kolejną relację czytam z zapartym tchem. Dla nas to egzotyka, dla nich chleb powszedni.Twoja córka wróci bogatsza o niezapomniane doświadczenia.
OdpowiedzUsuńTak Muno, ale ma już dość i już bardzo tęskni :)
OdpowiedzUsuń