Takie codzienne uliczki.
Nieumalowane.
Ale są.
I w każdym kraju na takie warto spojrzeć.
Kasia tak nam napisała: "Chciałam wam pokazać jak wygląda prawdziwa chińska handlowa uliczka. Żadne butiki, eleganckie sklepy, tylko zwykłych ludzi, dla których życie i praca tutaj to chleb powszedni.
Przedstawiam sznury, druty i żarcie na ulicy… i urok tego miejsca zaklęty w chaosie".
Aniu, ależ prawie tak samo wygląda dzielnica chińska w NY. Więcej jest tylko samochodów, zdecydowanie! więcej białych twarzy i budynki nie w ruderze rozłożonej na ceglaste części. Świat jest jednak maluśki...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplusio
O matko... i znowu te kuraki; pod ladą żywe i opierzone a na ladzie już im sztywne nóżki widać ;-/ hmmm, a pani ekspedientka taka roześmiana - oj ja nie mogłabym pracować jako sprzedawca kuraków, ani innego mięcha, jeśli mam byc szczera. Hipokryzja pzeze mnie przemawia okrutna, bo ja mięsożerna jestem, chociaż coraz częściej rozważam opcję bezssakową:) Bez "owczyny" spokojnie przeżyje, bez wołowinki sobie dam radę, ale świnke od czasu do czasu to jednak wtrynię ze smakiem... więc ta moja opcja bezssakowa to taka nie do końca prawdziwa, hahaha. Pozdrawiam mocno:)
OdpowiedzUsuńMam to samo....
OdpowiedzUsuńDlatego wolę te gumki i tasiemki na metry i centymetry....
Jaaaaaaakie WIELKIE Żaby?!?!?!?! O ja.... Lubię te korespondencje z końca świata. Ale zdjęcia najlepsze.
OdpowiedzUsuńJeszcze idę sobie pooglądać.
Pozdrowienia dla Korespondentki!
Przeczytałam zaległe posty i dzięki Twojej Kasi czuję się, jakbym była w Chinach :-)
OdpowiedzUsuńAle to w skorupkach musi być doooobre.
OdpowiedzUsuńKocham ślimaki, małże i inne takie prosto z wody. :-)))
Aploszku - żaby na miarę Wielkich Chin :)))), każdy ma to - na co sobie zasłużył!
OdpowiedzUsuńAta - ona już nie chce gadać o tych Chinach, serce jej do domu wyrywa, pakuje książki i nadaje pocztą. Jeszcze ją czeka wielkie gadanie :) już na żywca i bez cenzury :)
Agatko - ja z owoców morza to tylko golonkę.....po trzydziestce pierwszy raz śledzia zjadłam, ale na kacu byłam....resztę spróbowałam i najbardziej to chyba ślimaki mi wchodzą i o dziwo - zostają, ale przeprowadzam autosugestię, że to grzyby.
Mamy tu prywatną korespondentkę zagraniczną :-)
OdpowiedzUsuńAle się naoglądałam!
Kiedy wraca?
OdpowiedzUsuń7 będzie w Worsoł, i ma wsiąść do pociągu......
OdpowiedzUsuńZdaje się, że tym razem matka nie lot będzie sprawdzać samolotami a trasy pkp......
Tyle, że u nas po katastrofach to jakby więcej uważali.
No coż... gdyby tak ta cała Unia Europejska weszła na taka ulicę to by wzięła i umarła. Alibo przynajmniej efektownie zemdlała ;) Zwłaszcza ten zawalony domek obok mięska robi wrażenie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrowka dla Turystki!
Prawie tak samo wyglądał handel wokół Stadionu X-lecia nim pobudowali Stadion Narodowy. Za to w Singapurze dzielnica chińska była jakimś cudem czyćciutka, choć cuchnęło pieczonymi płetwami rekina.
OdpowiedzUsuńZresztą tam raczej były malutkie sklepiki a na straganach to tylko zielenina.
To wszystko ma swój urok, zwłaszcza gdy sie tego nie musi mieć na co dzień.
Miłego, ;)
Niesamowite! Aż się wierzyć nie chce. Zdjęcia są naprawdę nieupudrowane ale jakie prawdziwe!
OdpowiedzUsuńDobrze zatytułowałaś ten reportaż. Mimo wszystko, ludzie nie są tam ponurzy, przynajmniej na takich nie wyglądaja. Pomimo niewątpliwej szarości, ścisku i rozpierduchy budowlanej, ludzie swoimi kolorowymi ubraniami jakoś ożywiają to wszystko. Mnie ślinka cieknie na to zielsko, jest w imponujących ilosciach i asortymencie.
OdpowiedzUsuńSusan - a oni pewnie oswoili się z tym gruzem... albo tak szybko remontują, że nawet nie zauważają :)))
OdpowiedzUsuńAnabell - podobne widoki to ja mam na starym Dworcu Świebodzkim na targowisku na torach. I bardzo lubię tam zaglądać. Ceny przepyszne i towary ekstra! :)
Koronko - można się obruszać, można wydziwiać, ale taki ich świat :)
Aniurozello - inny wymiar "życia". Po prostu. Może i nam warto na uroki codziennego, na ludzi, na zwierzaki, na pasje więcej dać czasu niż na pucowanie :)
Po sprzątaniu dziwnie wiekszość osłabiona i nie ma ochoty na spotkania - "bo nabrudzą od nowa"
Tak, wiem Aniu. Jeżeli chodzi o pucowanie do błysku, to mnie jest to obce. Staram się zachować rownowagę. Posprzątane owszem, by innym nie brzydziło sie odwiedzić mnie. Ale niewolnictwo i uzależnienie od ścierki i mopa, nieeee za duzo fajnych zajęć jest wokół.
OdpowiedzUsuńAniu,jak ciekawa wycieczka,dzięki za oprowadzanie i córci za relację.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!!!
Siostro - pozdrawiam serdecznie!!!!
OdpowiedzUsuń