Owszem, była w markecie ichnim, ale widok jak twierdzi kota w zamrażalniku odstręczył. Tłumacz jednak ze spokojem twierdzi, że to szop.
Nie łapie też okazji by spróbować owadów i niezwykłości.
Wystarczy, że wszystko w tej prowincji jest bardzo pikantne i ostre, więc na wzruszony odmianą żołądek szuka jak najbardziej spokojnych potraw:
Popularna zupa z mięsem, warzywami i grzybami:
Drugie danie - wybiera najczęściej makarony lub pierożki rozmaite:
I czasem "stuletnie" jajko, które smakuje jak mięsna galaretka:
Moje wszystkie dzieci potrafią od dawna posługiwać się pałeczkami, bowiem mąż pracował kilka lat z chińskim kolegą, a on bywał u nas i zaszczepił tą umiejętność.
Paradolsalnie "Za Pięć Dwunasta" nie uczył się - po prostu ujął pałeczki w dłoń i zaczął jeść bez problemu i zdziwienia, miał wtedy jakieś 6 lat. Może mam w domu reinkarnację z Chin?
Córka ma wrażenie, że Chińczyk wstaje rano i śniadanie łapie na ulicy, jedzą wszyscy i mali i duzi.
Z każdego kąta kuszą lokalne smakowitości:
Żołądek zastrajkował, dziecko próbowało leczyć się samo medykamentami, ale nie przynosiły jej ulgi.
W końcu poprosiła o pomoc w szpitalu i:
Jak napisała:
"Zmiana diety, podróż, stres w pierwszych dniach pobytu i w efekcie regularna biegunka… Zdecydowałam się poprosić Prof. o pomoc. Profesor zadał parę pytań, zmierzył mnie wzrokiem i kazał się położyć na leżance. Leczenie trwało pół godziny i było baaardzo przyjemne. Moksowy domek na brzuch (RenMai 6 i 12) i lampa dtp na Ż36 i Ż37 potrafią czynić cuda Po zabiegu wstałam rześka i jak do tej pory mój brzuszek ma się dobrze."
A mamusia pierogi ostatnio robiła.... ruskie!
Muszę trochę z innymi nadzieniami potrenować, żeby z kolei mieć gotowe dania chińskie, jak dziecko wróci i znów będzie się przyzwyczajać do zmiany diety.
oj ja to bym też próbowała wszystkiego :D
OdpowiedzUsuńno dobra bez kota, psa i robactwa to jednak inna kultura.
taka przygoda godna pozazdroszczenia, a może wyślij córkę do jakiegoś jedwabnego składu albo z pashminą może nie będzie jakieś strasznie drogie takie ichnie małe co nieco surowego materiału :))
Mmmm, ależ mi smaka narobiłaś :). Na szczęście jeszcze tylko godzinka i mogę jechać do domu na obiad :).
OdpowiedzUsuńTen posiłek w szpitalu wygląda bardzo apetycznie - ciekawe czy chorzy też są tak karmieni? Jak sobie przypomnę co podają do jedzenia u naszych szpitalach, to zdecydowanie wolałabym to chińskie jedzonko ;)).
Ja bym popatrzyła.... moja obrzydliwość i niechęć do inności jest niewyobrażalna. Na podróż bym zabrała chińskie zupki w torebce :)))
OdpowiedzUsuńPasmanterię dziecię wypatrzyło, z cenami jednak wymnożonymi przez całą długość chińskiego muru!
Prawdopodobnie hafty z DMC widziała, bo napisała o cenach małych zestawów w okolicach 150-200 zł.
Ale spoziera tam i tu. Póki co kupuje książki, takie medyczne, nie do zdobycia w kraju i zachodnich księgarniach.
Frasiu - ja mięsożerna, więc dla mnie to taka dietetyczna pasza, ale dziecko lubi warzywa i surowizny.
OdpowiedzUsuńja też jestem zdecydowanie mięsożerna ale ogólnie jadam wszystko z małymi zastrzeżeniami :D
OdpowiedzUsuńjak mam okazję skosztować czegoś nowego to to robię, moja rodzina o tym wie dlatego na urodziny dostałam książkę Jamiego Olivier'a z zastrzeżeniem do czytania ale nie do gotowania - straszni z nich tradycjonaliści :D
ale coca cola to chyba taka sama wszędzie??? :D
OdpowiedzUsuńGdy Chińczyk i Japończyk idą razem po mieście, to Chińczyk rozgląda się co można by zmienić w jedzenie, a Japończyk kombinuje jakby to ciekawie podać.Córka mojej przyjaciółki była rok na studiach w Szanghaju - nabrała linii anorektycznej, głównie odżywiała się wszelkimi surowiznami i gotowanym bez niczego ryżem.Gdy wróci to będziesz kupować chiński papier naleśnikowy i robić sajgonki z nadzieniem mięsnym lub warzywnym, do wszystkiego dodając przyprawę 5 smaków.W tę stronę to zmiana pożywienia jej nie zniszczy. Jakby nie było to przez tyle lat ma wyrobione enzymy trawienne przystosowane do naszego pożywienia.
OdpowiedzUsuńMiłego,;)
Magda - coca ma się znakomicie! Ale to aż dziwne, że Kasia ją tam popija, bo ona nigdy nie używa tu w Polsce! Może zamiast orzeszków coli ma imbir?
OdpowiedzUsuńAnabell - he, he, to musi być prawda, Japońskie porcyjki wyszukanie eleganckie!
OdpowiedzUsuńA na enzymy to znów sobie jakieś domki poustawia i się nawróci na bigos :)
wszelkie robaki i podejrzanie wyglądające robactwo fuj :)))
OdpowiedzUsuńale egzotyczne doświadczenie Twoje dziecię przechodzi!!! Oby nic więcej nie dolegało, bo szkoda tracić czas na pierdoły :D
Długo ona tam będzie?
No, no smakowicie. A wiesz, że na Ukrainie ruskie pierogi, to polskie pierogi ;-)
OdpowiedzUsuńSylwka - wiem, wiem bo mam Kuchnię Ukraińską w domu :))))
OdpowiedzUsuńA tam milionpińcet przepisów na pierogi :)))))
Yenulko - jak dostaję tabletki chińskie od córki to odpowiednio je nazywam - mysie bobki!
OdpowiedzUsuńNie pytam z czego one... podobno zioła i trochę magii... ale pomagają :)
Z naszej dostępnej kuchni nie tknę kawioru, chociaż te rozmaite glizdy morskie jadłam bez ekstazy, krewetki mi cuchną, kraba za wygląd bym nie ruszyła, a już te karaluchy, świerszcze... o matko, niedobrze mi....
Aniu...a toto ....w zupie.....jak żuk....tylko czerwone z paskami czarnymi....to.......
OdpowiedzUsuń???????
Monia.... wierzę, chcę wierzyć, że grzyby....albo suszone pomidory...albo marchewka, o to marchewka suszona może być! :))))
OdpowiedzUsuńAle o mięsie coś wspominała.....