Takie piękne cudo dotrzymywało mi towarzystwa zaraz obok :))))).
Ale najważniejsze były Dziewczyny!
Frasia Asia - od początku jak dobra matka ustalała ze mną termin mojego przyjazdu, wsadziła do dobrego pociągu, pilotowała, przyjechała na dworzec, zawiozła do Appolinar!
Jakieś wyobrażenie tej Dziewczyny miałam - w końcu czytam bloga, urywki postaci widać, humor bije ze słów i ogromna pasja w różnych technikach też świadczy o człowieku.
Pierwsze wrażenie - skra i chochlik, szybka, zwinna, bystrzacha.
Przesympatyczna, uśmiechnięta, mądra i ciekawa świata.
Appolinar Asia - och! Taka z gatunku, której można wszystko opowiedzieć. Bez dystansu, z tyloma zainteresowaniami, mądra i dobra. Bardzo kobieca i taka ciepła. Taka psiapsióła po prostu, można się będzie przy niej wyryczeć.
Fouzune Sabinka- bałam się trochę, bo wyobrażałam sobie pewną siebie Panią Profesor :)
A tu - o radości! Taka normalna Dziewczyna, taka kumpela, taka spokojna i zrównoważona, ciepła, słuchająca i w żaden sposób nie daje komuś mniej wprawnemu odczuć, że jest jeszcze uczniem. Poza tym Jej podejście do gonitwy losu też mi odpowiada. Pokochać można Sabinkę za ten spokój ducha.
Iza - moja Iza z kursu w Poznaniu! Wreszcie mogłyśmy pogadać. Stęskniłam się za nią. To taki gatunek, który się bardzo lubi od pierwszego wejrzenia. Nie sposób by nie budziła ciepłych uczuć.
Iza zawsze mnie intrygowała swoim postrzeganiem formy i koloru. Nawet bez kasy sobie lubię zaglądać do jej sklepu, bo ma same świetne rzeczy! Ta ma faktury i barwy wymieszane w genach, można Ją naśladować.
Spotkanie było cudowne, ciepłe, jedyne w swoim rodzaju i za krótkie. Asia napasła nas i napoiła tak dobrymi przysmakami, że ja pękałam w szwach i jadłam dalej.
Nie było czasu fotek robić, bo stale coś się działo.
Frasia uczyła nas koralikowania kuleczki. Poległam, nie dałam rady, nie czuję, nie kojarzę, nie mam cierpliwości. Z zajęć wyniosłam ogromny podziw dla prac z koralikami. To może wyglądać na fotce jako coś prostego - nie jest!
Cierpliwie mi Asia układała żyłkę i koraliki ale dobrnęłam z Jej pomocą do kwiatka początkowego i uznałam, że dla mnie to dzieło jest skończone, piękne i nic mu nie brakuje.
Zostawiam póki co żyłkę, aby całość jakoś wykorzystać. W nagrodę dostałam jako wzór do naśladowania kulkę-przywieszkę i zakładkę do książki.
Asia Appolinar obdarowała nas broszkami z sutaszem - moja idealnie do mojego dziergania pociągowego pasuje!
Dostałam też worek wełny z owcy fryzyjskiej, pięknie zgręplowanej
Poza tym mogłyśmy sobie wybrać po kilka kilo serwetek szydełkowych, więc ja do swojej kolekcji przywiozłam co nieco :)
Zbieram takie serwetki już od kilku lat i niedługo zobaczycie po co.
Iza podarowała nam czesankę akrylową, która posłuży do filcowania. Nie miałyśmy czasu tego niestety zrobić bo gadałyśmy jak najęte.
Bajkowe kolory, będzie zabawa!
W przerwie jadłyśmy przepyszny bogracz, ciasta i smakowałyśmy nalewek! Mniam!
Następny dzień rozpoczęłam od nauki sutaszu. Asia Appolinar wybrała koraliki, pokazała myki i powstało coś sutaszowego :). Pełno w nim niedoróbek, ale bez wstydu powiem, że on mi się bardzo podoba.
I sutasz pokochałam! I to mogę dłubać! Jest w nim miejsce na własne pomysły, na fantazję. Czuję to.
Już po powrocie do domu wykończyłam, pochlapałam klejem przy podklejaniu i pokazałam w pracy!
Dalej jestem dumna i blada, a ślady kleju dołożyłam w innych miejscach i mam efekt cieniowanego sutaszu:
Też do konkretnej robótki jest gotowy!
W międzyczasie Dolny Śląsk pogrzebał w śmietniku Górnego Śląska i wytargał worek runa wrzosówki cud urody! Spojrzenia były co najmniej dziwne, ale runo jest już wyprane, czyściutkie, suchutkie i wygląda tak:
Kolory podobne do Franciszka, wrzosówki z Doliny Baryczy!
Uważajcie na takich przyjezdnych!
Dolny Śląsk udał., że go nie ma! I nie nurkował! Serio!
Potem Asia Frasia zorganizowała nam wyjście do skansenu wsi górnośląskiej.
Ja dawno marzyłam o wizycie w takim miejscu.
Tam spotkałyśmy stoisko z książkami i dostałam od Frasi:
A swojemu kucharzowi kupiłam gościńca w takiej postaci:
Obie książki podpisał autor, czyli pan Marek Szołtysek!
Fascynujący jest świat dawnej wsi. Dobrze, że zgromadzono te eksponaty. Ludzi było sporo.
Jako drobne upominki przygotowałam w większości nieśmiertelne kury:
Bardzo Wam dziękuję za piękny weekend!
Po powrocie czekała na mnie niespodzianka w postaci gotującego się saganu z bigosem.
Lodówka przestała działać i Pan Mąż zagospodarował w ten sposób mięso. Reszta produktów z zamrażalnika wędrowała do obcych lodówek, a ja nie wiedziałam w co ręce włożyć.
W końcu uznaliśmy, że pustawą lodówkę odsuwamy i może coś tylko z prądem.
I tak właśnie było. Poprawił małżon co nieco i mogłam spokojnie umyć ją i powkładać to co ocalało z bigosowej napaści. Mam się z tą lodówką.
Potem sobie strzeliłam dwa pranka, jedno prasowanko i 10 cm sweterka.
Aniu, jeszcze raz dziękuję za spotkanie i kurki:) CUDNE są i nacieszyć się nie mogę! Wiedziałam, że dużo stracę jadąc wcześniej do domu ale że aż tak!!!
OdpowiedzUsuńSutasz piękny, zazdroszczę...
Pozdrawiam ciepło, Iza
a, no i smacznego bigosu życzę:)
OdpowiedzUsuńŻryć go będziemy całą zimę.... tyle tego, a na kanapki wędliny brakło!
OdpowiedzUsuńTo były cudowne chwile :). Szkoda, że ten czas tak szybko płynął :(.
OdpowiedzUsuńPięknie to wszystko opisałaś. Mam ogromną nadzieję, że uda się kiedyś powtórzyć takie spotkanie :). Tak się cieszę, że mogłam poznać Ciebie i resztę Dziewczyn :).
Sutasz wyszedł Ci ślicznie! Aż trudno uwierzyć, że to pierwsza próba. Chyba też umówię się z Asią na naukę :)).
Koniecznie spróbuj kiedyś upiec ten kołocz - ciekawa jestem czy będzie smakował tak samo, jak ten w skansenie :).
To miałaś piękny weekend. No i nauczyłaś się czegoś nowego przy okazji.Koralikowanie też pojmiesz, tyle tylko,że to ogromnie wciągająca frajda.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Ojejku! Ale Wam było fajnie!! Takie spotkania są super i niesamowicie ładują akumulatory! Szkoda, że nie ma zdjęć, ale opis zrobiłaś taki, że mogę to sobie spokojnie wyobrazić :-))
OdpowiedzUsuńBigos zamroź - będzie na święta ;-D
Anabell- to co wyniosłam to czołobitność przed każdą koralikującą Dziewczyną. Nie ma mowy - za trudne. Nie do pojęcia dla mnie! Będę kupować!
OdpowiedzUsuńAta - ty się Boga nie boisz! Gdzie mam zamrozić????? W tej co fika jak ma natchnienie i luzy poczuje????
W słoiki ścierwo dam, pasteryzacja i na strych do komórki! Nie zaryzykuję pakowania w zamrażarkę całego bigosu :))))
Właściwie to i Mazowsze też by mogło dołączyć, koleje jeżdżą w te i wewte, na drogi samochodowe spuśćmy zasłonę.....
Frasiu Izo - dobrze, że jesteście!!!!
OdpowiedzUsuńNo to pasteryzuj! Będzie na kolejne spotkanie :-P
OdpowiedzUsuńA w ten weekend Mazowsze i tak by nie przybyło, bo w sobotę miało z dzieckiem najpierw wykłady na Uniwersytecie Dzieci, potem dziecko zaliczało do połowy niedzieli żołądkówkę (grypę, nie wódkę!!). A starsza część Mazowsza w niedzielę kończyła z sis remont mieszkania :-/
Oj Aniu ale miałaś cudny "weekend";)).Pełen radości i dobrego nastroju.
OdpowiedzUsuńNo prócz tej lodówki:)))
A wiesz , mieszkałam blisko Katowic ( w Dąbrowie Górniczej) przez prawie 17lat...nie pochodzę z tamtych rejonów , tak mnię przywiało a potem wywiało na wyspy.
Hm...może kiedyś odwiedzę dobre , stare Katowice:))
Pozdrawiam
A tak w ogóle to co Ty kombinujesz z tych serwetek?? Ja mam uciułanych trochę do paverpola, ale jak coś fajnego to mogę zmienić plany ;-)
OdpowiedzUsuńBigos na pewno się nie zmarnuje.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że sutasz wyszedł ci taki piękny, pojętna uczennica z Ciebie, szyj dalej i chwal się.
Ale miałyście fajne spotkanie:)
OdpowiedzUsuńsutasz super i to w moich kolorkach!!!
Ania!!!!! No super spotkanko!!!!!
OdpowiedzUsuńsuper, super, super
cieszę sie, ze zaczęłaś sutasz!!!!
Z serwetek to może będzie narzuta na łoże ? Widzę,że robótka w pociągu pozwoliła ci wysiąść tam gdzie trzeba , no i,że do gigantycznej dziury przed dworcem nie wpadłaś
OdpowiedzUsuńspotkania zazdraszczam i gratuluję
sutasz śliczny ci wyszedł, kolory w sam raz na obecny czas początku jesieni
pozdrawiam
Ale się u Ciebie działo! Będziesz miała co wspominać i tęsknić (do następnego spotkania) :):):)
OdpowiedzUsuńSerwetki, hm... obstawiam kapę lub....firanę/zasłonę? :) Bigosem narobiłaś mi takiego smaka, że chyba w tygodniu gar nastawię :)
Jak mogłaś!
OdpowiedzUsuńJak mogłaś do Katowiców mię nie zabrać???
No ja cieee!
(marudzę bo zazdroszczę wspólnych chichotów i szaleństw, a tak naprawdę to nijak nie mogłabym pojechać:)
A w ogóle to może by jakiś większy zlocik, co? Może by pomyśleć - i się zlecieć? Aaaale by się działo!
Fajnie Wam, zazdraszczam :) I nie zarzekaj się, że nie będziesz koralikować - jeszcze zobaczysz :) sutaszki ładne, ciekawi mię, co to na drutach siedzi takie limonkowe (na moim monitorze w każdym razie).
OdpowiedzUsuńOj, takie twórcze spotkania są niesamowite. Fajnie Wam tam było.
OdpowiedzUsuńAneczko czesanki akrylowej nie da sie ufilcować tradycyjną metodą "na mokro". Ta czesanka wyłącznie filcuje się pod wpływem mechanicznego działania czyli przy użyciu igiełek do filcowania. Nie wiem jak z przędzeniem jej na kołowrotku. I nie powiem byłabym ciekawa czy się da uprząść.
Ata - druga wersja jest taka, że się go będzie co dzień odgrzewać - taki podobno najlepszy! Tylko mnie nawet wielkość sagana nie drażni co jego zapach! Fuj!
OdpowiedzUsuńTo Mazowsze zapieprz miało jak widzę!
Serwetek nie ślij, bo celem jest zebranie z podorędzia, nieraz w lumpku za groszaki biorę :)
Asia Appolinar - zakupy poczyniłam sutaszowego sznurka. Ten pierwszy -sama widzę ile baboli, ale niech tam - cudny jest i zawsze będzie mi spotkanie przypominał! Aś dzięki za oświecenie!
OdpowiedzUsuńKocurku - weekend super, a Katowice prócz totalnego remontu ma piękne fasady kamienic. Jeszcze kiedyś pojadę aby im zdjęcia porobić. Jeszcze tak bardzo Bytom mi się podoba, chociaż zwiedzałam go nocą w strugach deszczu :))))
OdpowiedzUsuńSzkoda, że tak mało godali po śląsku! Moje muzyczne ucho łase na tą mowę!
Przyjeżdżaj!
Elu - zielenie i te radosne kolory ubarwiają mi życie! Też je lubisz?
OdpowiedzUsuńMoniś - taka zaraza chyba, bo każda sutaszuje jak widzę, ale skoro w koralik żyłką nijak mi trafić, brajl nie pomaga to łatwiej szyć te sznurki!
OdpowiedzUsuńKonkata - blisko, coraz bliżej! Sprecyzowane to to nie jest bo po drodze mniejsza rzecz, ale narzutę mam w planie!
OdpowiedzUsuńJak wsiadłam i zanim zaczęłam to pana naprzeciwko zobowiązałam, ze ma mnie z drucianego letargu wybić :) i pilnował!
Madziu - działo się, działo. Jabłka mi zgniły nie przerobione, ale jabłonka zasypała nowymi :))))
OdpowiedzUsuńTeraz się motam od swetra do maszyny, od maszyny do sutaszu i dwa hafty zaczęte plus jeden needlepoint.
Bigos obowiązkowy!
Dorota - zlocik poprawia nastrój. Trzeba nam się widzieć od czasu do czasu a nie tylko z ekranem gadać :)
OdpowiedzUsuńKlachałam jak luftbiksa!
Poohatko - myślisz? Bo mu z Izą obstawiamy, że na drewnianych koralach i linami - to by nam wyszło!
OdpowiedzUsuńA to limonkowe to faktycznie limonkowe i będzie bluzia cieplusia na plery!
Anusia aniarozella- wiem, że tylko sucho igłami, a na kołowrót można ją wrzucić, z tym, że ja jako chwalca naturalności to jedynie nikłe kolory, aby podkreślić jakiś niuans.
OdpowiedzUsuńZresztą ja reaguję różnie na akryl, jeden jest dla mnie miły, inny od razu powoduje ciarki, chyba rodzaj barwnika też ma znaczenie bo na zdjęciu u Izy widać mnie właśnie jak badam oddziaływanie na mnie akrylu.
Maciopki dodatek może wzmocnić wełenkę i dodać blasku, ale cały z akrylu raczej nie. W kazdym razie uprząść można jak najbardziej!
Serce się raduje, że jest tyle osób pozytywnie zakręconych, pełnych radości. Cieszę się, że Wasze spotkanie było tak udane:)))
OdpowiedzUsuńZdolna z Ciebie kobieta, sutasz jest piękny:)))
Kicia cud urody i do tego w pozycji pełnego komforciku:)
No to rzeczywiście wspaniały łikęd - sutaszu zazdraszczam - dla mnie też jest idealny, nic nie szkodzi, ze cieniowany ;-), no i te wspaniałe wrażenia...bezcenne
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo serdecznie
maris - z wariatami mi po drodze :)
OdpowiedzUsuńTo wspaniałe dziewczyny!
Janola - dziękuję i ślę serdeczności!
Pisałam już u dziewczyn. Miałyście niesamowity weekend. I dobrze! Tyle w tym radości, pasji, mnie się udzieliło tylko przez Wasze pisanie :)))
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za kolejne spotkania!
Jabłka zgniły - zrób wino ;););) Albo ocet jabłkowy :););)
OdpowiedzUsuńJa maszyny nawet nie wyciągam, bo od razu mam pomocnika i nijak szyć nie mogę :)
Jaki świetny sutasz zrobiłaś! Zdolniacha:)))
OdpowiedzUsuńWrzosówka po reanimacji wygląda bardzo dobrze.
Jeszcze raz dziękuję:*
ps. biorę młot i idę rozwalać mur Pani Profesor. Dzięki:*
Ileż wrażeń, pozazdrościć mogę. Kolejnych weekendów życzę.
OdpowiedzUsuńPS.Też bym chciała ale ....
bardzo mi się podobała Twoja i dziewczyn relacja, tyle wspólnych tematów i pomysłów nic tylko życzyć sobie następnych energetycznych spotkań - serdeczności,
OdpowiedzUsuńkot z pociągu - rewelacja :D
Basiu Fanaberio - tak, trzeba się spotykać, to ubarwia, uczy, daje radość - zwykłą radość, że się w necie poznało takie naprawdę twórcze osoby!
OdpowiedzUsuńMadziu - jabłuszka w kuble, nowe czyste i pachnące już naniesione na nowo!
OdpowiedzUsuńSabinko - ja wiedziałam, że to piękne wyglądało na mnie, i się prosiło!
OdpowiedzUsuńHe he - wrzosówka jak ta lala! I powiem Ci jeszcze, że jej tylko jedno pranie wystarczyło i na koniec octu dałam aby się mi nie sfilcowała przy wirowaniu.
Dalej jesteś Profesor, ale z tych co to przystępni :))))
Krysiu - teraz mnie jednak weekendy na ogrodzie czekają, chociaż co drugi bo niestety w pracy na popołudnia doginam.
OdpowiedzUsuńKarino- źle się wyraziłam, można mieć takie odczucie - ale to kocię piękne towarzyszyło mi na kanapie już na spotkaniu. Kolejna miłość i pragnienie!
OdpowiedzUsuńOżesz kurna, ale cudnie - naładowałyście akumulatorki, że hohoho. Uwielbiam takie babskie zloty - mam chałupkę niedużą, może jakaś ochota na zwiedzanie okolic Warszawy też Cię najdzie, tak gdzieś w porze późnej zimy, wczesnej wiosny ?
OdpowiedzUsuńNie ma sprawy! Mogę i na Mazowsze!
OdpowiedzUsuńSpotkanie na pewno wspaniałe!!
OdpowiedzUsuńCzyli czyste zwierzaki mamy w chorzowskim Zoo:DDD Ja mojej jeszcze nie prałam, może też taka zadbana będzie.
OdpowiedzUsuńŻadna Profesor moja droga, toż ja się od urodzenia uczę i jeszcze nic nie nadaje się na profesurę:))
no to mialas fajnie :) a mnie sie tak bardzo podoba ten welniasty kudlacz ze zostawilabym go w takiej formie jakiej jest z zrobila cos w stylu obrazu dywanu na sciane, sutasz sie do tego umywa :) :)
OdpowiedzUsuńAnn- margaret - jasne, ze wspaniałe, do dziś je s sympatią wspominam.
OdpowiedzUsuńFouzune - czyściochy!!!! Prawie takie jak wrzosówka z Doliny Baryczy - bo te to niedościgłe okazy :)
Jadziu - runo tylko na suszarce trzyma formę, podniesione rozdziela się a ja mam dość kudłaczy które po podłodze się przemieszczają w rozmaitych wariantach kolorystycznych i z braku ścian runo polegnie w kłębku :))))