W ostatni piątek lipca jeszcze mnie pognał obowiązek działkowy - podwiązałam pomidory, ogołociłam z liści, wypieliłam truskawki z łanu lebiody i piołunu, odnalazłam ogórki, które rozeszły się jak armia zdobywców poza wyznaczone grzędy i poprzerywałam marchewkę.
Fasolką chyba ktoś już się zainteresował przede mną.
W końcu chcąc nasycić śmiało ciało ostatnim słonkiem uwaliłam się w leżak.
Cisza, spokój, radyjko, ciepełko.
Raz po raz coś mnie po nogach podgryzło, przebiegł pająk, próbowała dżdżownica przepełznąć.
Tylko ona wzbudzała torsje i wstrząsy.
Adhd mnie i tak podrywało - a to jabłko gruchnęło, a to poszłam sprawdzić jak lawenda rośnie, a to groszek czy ma prawo jeszcze się wić po patykach. Poza tym nowy telefon dostałam, więc tak sobie rozgryzałam technikę w spokoju na leżaku. Naraz gruch!
Tyłek opadł w niewypielony kawałek "trawnika". Leżak wziął i odpuścił sobie trzymanie płótna.
Po bez mała 30 chyba latach płótno raczyło polec. Nie było rady, zostawiłam go w altance, siadłam na rower, urobek zapakowałam w torebusię malutką i heja do domu.
Jadąc znalazłam sporą cukinię, samotną i nieszczęsną, bo zgubić musiał ją jakiś inny działacz działkowy.
Nasadziłam bidulkę na tylny bagażnik i pojechałam dalej.
Mijam ci ja grupę robotników, którzy co roku rozkopują niedalekie skrzyżowanie.
Jeden z nich coś tam wołał do mnie, ale ja sądząc, że znalazł się podrywacz niewybredny - wiedząc, że koło nie odpadło, przepisowo jadę, tego jegomościa nie znam i ogólnie czas na mnie - tylko śmignęłam koło niego.
Oczywiście, w domu nie było ulubionego syńcia, więc rower to sobie sama musiałam wnieść po 113 schodach. Dopiero gdy wrzuciłam torbiszcze do domu zajrzałam na bagażnik.
Cukinia zniknęła!
Wtedy zajarzyłam! Zapewne leciała koło wykopów, a dobry człek na to mi zwracał uwagę!
O ja durna! Skończyły się czasy podrywów!
Zaczyna się wołanie za babunią, co jej ziemniaki, buraki, cukinie lecą z siaty!!!!!
Sama z siebie uśmiałam się, pogodzona już z kolejnym etapem w życiu :)
Coś na wieczór nóżka prawa, a konkretnie stopa zrobiła się tkliwa. Ulgę przynosił chłodny okład.
Nie pamiętałam, czy miałam uraz, czy ta noga mi się podwinęła, czy coś mi spadło na nią.
Jeszcze polazłam w kuchnię i pracowicie pokroiłam jabłuszka w kosteczkę 7x7 mm, tak samo gruszki malutkie, obsmażyłam to jak chińszczyznę z cukrem wanilinowym i upiekłam rarytasowe ciasto z kapką whisky.
Ciasto miałam powieźć w olbrzymiej blasze do dwóch rodzin na wieś następnego dnia.
Noc stała pod znakiem upiornego bólu i smarowania się telewizyjnym hitem na starość. Ranek nie pozwolił na analizę stanu zdrowia tylko gnał do pakowania na dwa dni wakacji.
Kiedy już małżonek, pies, tobołki znalazły się w Grafitku - ruszyłam.
Jeszcze sobie na kolejnych światłach podopinałam sandałki by mi nie spadały (ledwo dosięgam do pedałów) i szczęśliwie po pół godzinie wydostałam się z miasta.
Wtedy mąż włączył Trójkę i usłyszałam jak Niedźwiecki gada o cieście!!!!
Cholercia!!!! A moje zostało w piekarniku!!!!!!
Wyłączyłam na szczęście wieczorem, gruchnęłam nim o podłogę jak to mam ostatnio w zwyczaju, podniosłam papier, aby sprawdzić jak dno. Super mi wyszło!
Małżonek lękliwie popatrzył na mnie czy będę zawracać.
Mimo wścieklizny pojechałam dalej, przekazując Synusiowi coby wyjął i do lodówki schował.
Tuż przed miejscem docelowym zazgrzytało coś.
Pan Mąż doradził jechać prawie środkiem, aby koleiny omijać i pocieszył: Chyba tłumik odpada, albo szlag trafia miskę olejową!
Co tam tłumik, co tam miska olejowa! Ja jeszcze Złoczew chciałam z judaików prześledzić, a mężczyzna złupić miejscowe sklepy z mięsiwem. Niestety pies nie chciał. Motał się na smyczy wyjątkowo, obsikiwał wszystkie zakamarki i chociaż podziw wzbudzał urodą i chusteczką na szyi wśród miejscowych to mnie męczył. Nie udało mi się aparatu wyjąć.
Dojechaliśmy w końcu do mojej kuzynki i padliśmy w ramiona, a zaraz po tym za stół.
Pogoda jeszcze łudziła.
Zaczęło jednak mżyć więc wyciągnęłam swoje kaloszki w kwiatki. Lewa noga wlazła, prawa utknęła w połowie. Ból.
Szmacianych koturnów było mi żal zmoczyć, nałożyłam więc klapki i tak śmigałam po łące. Zabrałam letnie ciuszki, które ostatnio wydziergałam i myślałam, że w końcu na ludziu pokażę.
Udało się jedynie polatać w zeszłorocznej tęczy kauni udając motylka, którą nałożyłam z samego ranka na dres i zaraz potem lunęło. I lało, i mżało i padało rzęsiście już do końca.
Inne letnie dziergadła pokornie pozostały w torbie. Sesja chyba będzie na kadłubie w domu.
Poodwiedzałam trzy rodziny. Pogadałam. poumawiałam się na kolejny wyjazd w nieokreślonym składzie i terminie i szczęśliwie w niedzielę wróciliśmy.
Jeżeli szczęściem można nazwać wyrwanie pasa bezpieczeństwa przez psa z tylnej kanapy!
Kolejny raz mężczyzna życia pocieszył, że dobrze, że poszedł na psie a nie na człowieku.
Już w drodze powrotnej czułam gardło. Noga nadal boli i nie pozwala założyć zabudowanego obuwia, ale już wiem co mi jest. Pogryzły mnie meszki, mam odczyn alergiczny, widać miejsca ukąszeń.
Poniedziałek to początek dłuższego okresu pracy - trzy tygodnie zastępstwa.
Zafundowałam sobie chorobę, mam zawalone gardło, kaszel i Kociubińską na dokładkę.
Do pracy i z powrotem zasuwam na piechotę po 2 km w te i 2 wewte. Wychodzę o 9, wracam o 18.
Nie mogę nawalić. Nie mogę zrezygnować z pracy. Więc czuję się nijako jak uszpilony motylek właśnie.
W "ogródku" pod drzwiami czeka na szybkie zajęcie przecudna paczka, która do mnie dotarła z krańca dalekiego od Krysi - przewspaniałe okazy kwiatów rozmaitych, które u siebie posadzę na działce.
Teraz drżę o nie, spryskałam wodą i czekam na możliwość dojazdu na ogródek.
Czeka alpaka, o której piszę i piszę ale mało konkretnie, czeka na wykończenie masa spraw.
A ja w sumie jestem zadowolona, bo po prawie roku obsługi - moi domownicy muszą dbać o siebie sami, co powinno im uzmysłowić ile spraw domowych przerabia "bezrobotna" kobieta.
Bo ostatnio miałam wrażenie, że zbytnio się przyzwyczaili do full obsługi przez niezawodnego Robocopa.
PS Z ostatniej chwili bardzo pilne!!!!!!!!!!!!!
Proszę zajrzeć na stronę AGATY i proszę o pomoc!!!!!!!!!!
Jejku, no żałuję i zguby, i coasta, i bólu i pasa z psem... no, ale tak wspaniale o tym wszystkim opowiadasz, że nie sposób się nie uśmiechać przy każdym niemal zdaniu!
OdpowiedzUsuńPrezentujesz się wspaniale - kolorski boskie :)
http://anek73.blox.pl
aaa tak, trafne okreslenie dla divy domowej:)) jak zwykle czytalam z dechem zapartym:)
OdpowiedzUsuńNo, no, no, ależ miałaś upojny dzień ;)
OdpowiedzUsuńCo do meszek to uważaj, ich jad bywa bardzo niebezpieczny, zwłaszcza dla ludzi którzy maja na ich ukąszenia reakcje alergiczną. Nie zwlekaj tylko udaj się zaraz do lekarza!
Dobrze,ze nie był to dzień jak co dzień, raz na jakiś czas tyle wrażeń wystarczy.
OdpowiedzUsuńależ ta tęcza mi się podoba jejuuu!!!!
OdpowiedzUsuńKobieto - Ty pisz częściej, bo ja się wykończę.
OdpowiedzUsuńNajpierw się obchichrałam, potem pozazdrościłam, następnie wystraszyłam i powspółczułam, dalej wykazywałam empatią (jako "siedząca" w domu) - trochę za dużo emocji jak na jeden raz :-D A tęcza BOSKA !!! No i przepis na ciasto poproszę :-) A podłoga to może być z terakoty, czy musi być jakaś specjalna do tego rzucania ?
bosze, bosze, dlaczego dałeś dwie lewe ręce ?? tęczowa chusta boska i przepiękna!!!
OdpowiedzUsuńA, i wiesz co mówią? Im masz więcej zajęć tym masz więcej czasu :D A z nogą do lekarza jak opuchlizna nie schodzi bo te meszki to tylko tak niegroźnie wyglądają, a szkody paskudniki mogą narobić wielkiej.
Trzym się ciepło :)
Anek - tego dnia wieczorem, gdy zgubiłam znalezioną cukinię koniecznie trzeba było nam jej do kolacji. Syn musiał tuż przed zamknięciem warzywniaków poszukać.
OdpowiedzUsuńSusan - kapłam się z tymi meszkami w porę, wzięłam te leki, które mam i pomału pomaga. Pierwszy raz mam taką reakcję, a przecież musiały mnie już nie raz pogryźć. Zwykle chorowałam po komarach.
Anust - kobieta domowa wiele imion ma :)))))
Basiu - tyle, że u mnie co drugi dzień wrażenia jak z serialu.... ja bym chciała tak normalnie.
Renulku - ona jest do jednolitych strojów, zwykle ją do białego ubranka z lnu zakładam, wtedy dobrze wygląda, no i w lecie nie grzeje a w zimie sprawdza się jako ocieplacz. Wełna to wełna. Dzięki!
Sylwko - Ciasto z gatunku "najłatwiejsze w świecie" napiszę ten przepis bo dla pań leniwych on najlepszy. A rzucać można na każdą podłogę, tylko ja na kafelki kładę jednak deskę bo się obawiam pęknięcia. Deska ochroni. Taka zwykła do krojenia, nie musi być duża. Albo ręcznik złożony. Rzucam już z odległości 90 cm bez strachu, zaczynałam od 30. :))))
Lauryjko - no jakoś to co mam i mnie spotyka to staram się przeżyć normalnie i za taką uznać. Inaczej bym oszalała. Łeb jest kupiony pod tytułem Beżowy blond nr 38 londy. Z tym, że jak ufarbowałam rok temu łeb u fryzjera to mi cichaczem bez pytania kolor naturalny ściągnęła i teraz po kilku myciach te jasne pióra na końcach wyłażą. Generalnie to kolor ciepły - spanielowy :)
OdpowiedzUsuńYen - już dzisiaj innego buta włożyłam, więc jest poprawa :) Dzięki. Ale Tobie Góra dała dwie prawe w haftach!
OdpowiedzUsuńpomimo nieszczęsnych meszków, leżaka odmawiającego posłuszeństwo, ciasta ukrytego w piekarniku, psa testującego pasy bezpieczeństwa cudny weekend - a przynajmniej takie odnoszę wrażenie czytając Twoją relację:)))
OdpowiedzUsuńOj przepraszam,Ty miałaś takie ekstremalne przeżycia a ja się tak uśmiałam:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Aniu wpis jak zawsze ciekawy, pod każdym względem. Muszę przyznać, że czekam na te wpisy, zawsze mi się nastrój poprawia. A dziś pełne zaskoczenie , patrzę podziwiam, ależ ty masz figurę-szczera zazdrość mnie zżera, wyglądasz super!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńPytam męża, ile ma ta babka na zdjęciu, a on, że góra 30, no i co ja mam zrobić, aby się upodobnić... kurcze jakieś 20 kg różnicy... pozdrawiam cieplutko.
Oczy mi z orbit wylazły i bezdech ogarnął, ależ Ty lasa jesteś Anka, no w pierwszej chwili sądziłam, że to jakaś 18-tka założyła owo coś w kolorze tęczy. Mmmm super kobieta z CIebie, piękna, mądra, pracowita, chodzący ideał, a masz TY jakieś wady kobieto ???
OdpowiedzUsuńOj Aniu cukiniowa kobito :D się uśmiałam przy tym poście jak to zazwyczaj u Ciebie na blogu :) aż miło poczytać, że kobieta pracująco-robótkująco-ogródkowa ma takie poczucie humoru i uśmiech jej z ryjka nie schodzi :) :*
OdpowiedzUsuńo biedactwo!!! z tymi choróbskami - rozumiem Cię doskonale ...
OdpowiedzUsuńA ta chusta / kamizelka czy coś tęczowego jest boskie ... ciekawe jak taka XLka jak ja w takiej bym wyglądała :)
W tęczowym wdzianku wyglądasz rewelacyjnie! Jak na "kurę domową" masz wyjątkowo urozmaicone życie ;). Za to Twoje posty czyta się z zapartym tchem :). Może przynajmniej w pracy jest trochę nudniej? Mam nadzieję, że z nogą już lepiej?
OdpowiedzUsuńślicznie wyglądasz przyszpilony motylku. Fajne są te wdzianka, choć mnie się jakoś za bardzo kojarzą ze serwetą ściągniętą ze stołu. A Twoje ma naprawdę świetne kolory.Dobrze,że z tą nogą to "tylko" uczulenie.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Robocop był wczoraj bardzo zepsuty, więc po pracy padł. Dlatego z opóźnieniem Wam odpowiadam:
OdpowiedzUsuńE-wełenko - bardzo udany był wyjazd, mimo deszczu. To dobrze mieć tak liczną rodzinę, nikomu się nie sprzykrzyliśmy i sami nie byliśmy znudzeni :))
Ogrodniczko - ja bym się zdziwiła gdyby tak normalnie szło, po kolei. Wszak ja przygotowana byłam, rzadko idę na żywioł, a mimo wszystko coś zawsze.
Krysiu - moja kochana, to klasyczny przykład "z tyłu liceum, z przodu muzeum" Cieszysz się?
Aniurozello - to samo Ci powinnam odpisać, ale wad mam aż nadto. Pierwsza z nich to zajadłość w tępieniu kłamstwa i cwaniactwa, bywam przykra wtedy. I nie liczę się z dobrymi manierami. Ale dużo wybaczam również. Czasem o pierdołę walczę a powinnam odpuścić.
Melciu kochana - już mi te cukinie wychodzą bokiem, bo nagle trzy reklamówki się objawiły!
Madzik - tęcza to był początkowy wielki zachwyt nad kauni, ale nie chciałam mieć szala takiego, kamizelka używana regularnie i grzbietowo i naramiennie jako chusta. Planuję coś takiego w mniej jadowitych barwach powtórzyć. Większą ilością wdzięku się nie przejmuj, wybierz jeden kolor.
Frasiu - noga dojrzała do zamszowych sznurowanych bucików idealnych do biegania w zimnym miejscu pracy.
Anabell - mi także nieodmiennie serweta się kojarzy, wszak to przerobiony schemat takowej! No i oczywiście też miałam wątpliwości, jednak jak wyżej napisałam - szal i chusta odpadały, myślałam, że wydziergam całość ale zostało prawie drugie tyle, więc jeszcze ta tęcza gdzieś wylizie. Dziękuję!
Noga lepiej, gardło gorzej - coś za coś :))))
Aniu, świetnie wyglądasz w tym poncho - chuście! Pamiętam, jakie wrażenie na mnie wywarłaś, gdy w pociągu z Poznania dziergałaś jak najęta nie patrząc wogóle na wzór...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę zdrowia:)
I zasypiałam.... pamiętam jak mi się oczy kleiły, bo ja prosto z wesela chrześnicy na ten kurs pojechałam...
OdpowiedzUsuńA trasa poznań kojarzy mi się z drobinką Izą :))))
Hamak zawsze mi się marzył ;) śliczna tęcza!!!!
OdpowiedzUsuńoj co tu dodac , już tyle napisane, jeno sił do zastępstwa i zdrowia życzę
OdpowiedzUsuńoj fajnie sie czytalo szczegolnie o tej bezczynnosci,o chrzaszczach i pajakach, taki fajny obraz sielski bez pospiechu i przymusu to jest to co tygryski lubia najbardziej ;) ;) ;)
OdpowiedzUsuńWspaniałe to wdzianko :) A Ty na babcie to na pewno nie wyglądasz więc z pewnością nie raz i nie dwa wołają za Tobą (i na pewno nie chodzi o zguby z siatki) :)
OdpowiedzUsuń