Nasz ogródek jest pierwszy, zaraz przy wejściu. Każdy wchodzący wita się serdecznym DZIEŃ DOBRY!
A my odwracając się każdemu równie uprzejmie odpowiadamy powitaniem.
Bywa to męczące, zwłaszcza kiedy łby opuszczone w znoju w drugim kącie lub drzemka na leżaku, lub liczenie oczek na drutach zaprząta umysł.
Kiedyś mówię do małżonka:
- głupio tak mieć pierwszy ogródek, każdemu trzeba odpowiedzieć "dzień dobry"
On na to:
- Za to nikomu nie musimy mówić "do widzenia"!
Faktyczni, przyjeżdżamy pierwsi i wychodzimy wcześniej.
Siedzę przy obiedzie i dłubię w ziemniakach, próbuję je schować pod surówkę, dać po kryjomu psu, zdematerializować wzrokiem.
Mąż udaje, że nie widzi mych mąk.
Bąkam w końcu cicho:
- Nie znoszę ziemniaków.....
- Masz rację kochanie, ziemniaki się sadzi!
Przymierzam właśnie robiony sweter z golfem, wykręcam się na lewo i prawo.
Golf podwijam i opuszczam. Pytam w końcu najbliższego:
- Czy nie uważasz, ze ten golf jest dla mnie za duży?
- A co, nie stać cię?
Ha, ha dobre, ja mam dom z narożnika i dzisiaj obawiam się , że ktoś mi wjedzie do ogrodu. Jest ślisko i kierowcy na zakręcie bywają zarzucani...
OdpowiedzUsuńAnia, ty się oflaguj na czerwono! Bo może z daleka zobaczą! Ale jak Ci dzień dobry strzelą na powitanie to zanim sklniesz człeka też powitaj dobrym słowem :))))))
OdpowiedzUsuńNieee, no ja bym nie mogła nikogo skląć, mam takie motto "uśmiechnij sie, a świat usmiechnie się do ciebie", to działa... serio
OdpowiedzUsuńWiem, to samo stosuję i jeszcze metodę Pollyanny :)
OdpowiedzUsuńhah zabawne ale przyznaje ze drugiego nie zazalapalam :/
OdpowiedzUsuńDlaczego musisz mieć na talerzu te ziemniaki Kankanko ? i nie dawaj pieskowi, bo bedzie miał brzuchol wzdęty brzydko.
OdpowiedzUsuńHA, ha...lubię takie historie...
OdpowiedzUsuńBlogu - przeczytaj jeszcze raz, można znieść jajko :) gra skojarzeń.
OdpowiedzUsuńAniu - mąż gotuje i ma smakować, i podobno ziemniaki zawierają i to i owo, ale ja ich nie lubię i już.
:):):)
OdpowiedzUsuńSzczęściara z Ciebie zatem .
OdpowiedzUsuńUśmiałam się serdecznie :))).
OdpowiedzUsuńZiemniaków praktycznie nie jadam już od ponad 3 lat, czasami - i to z czystego lenistwa - skuszę się na kluski, gdy mąż je zrobi :). A ziemniaki - mimo, że zawierają to i owo - nie każdemu służą na zdrowie. Ryż, kasze, makarony też zawierają wiele cennych składników odżywczych - może jakoś mężowi to wytłumaczysz? Mój niestety bardzo lubi ziemniaki i dlatego czasami jadamy różne obiady :).
Ależ Ty masz błyskotliwego Małżonka:) Po przeczytaniu drugiej anegdotki spadłam (no, prawie) z sofy:):):)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko:)
Ania, Męża z takim poczuciem humoru gratuluję:)
OdpowiedzUsuńa ja ziemniaki lubię, pod różnymi postaciami - mam nawet starą książkę pt. "1000 potraw z ziemniaków" (chyba z czasów wielkiego głodu)
:)
HI, hi , hi Aniu obśmiałam się :) Dziękuję Ci :)
OdpowiedzUsuńFrasiu - niech gotuje te pyry, ale niech coś z nich wymyśli. Jak poda puree, czy smażone, czy upieczone lub młode to ok. Ale rąbane to nie dla mnie. A już kara boska i czyściec jak podaje w postne dni śledzia z takimi łupanymi ziemniakami. Wtedy musi dla mnie osobno jajecznicę na przykład. Na postnym maśle. Raczej rozwojowy okaz w kuchni.
OdpowiedzUsuńAniurozello - podobno każdy ma to, na co sobie zasłużył :). Wielu innych rzeczy nie potrafi i nie chce robić.
deZeal - wiedziały gały co brały :). Dużo u nas śmiechu, zapominamy, więc tak z czeluści pamięci coś przypominam sobie.
Iza - ową książkę i mój Pan ma. Dostałam nieopatrznie od kolegi na jakieś urodziny. Nie udało mi się poza trzy kartki przejść.
Aploszku - na zdrowie!
Aniu, ziemniaki "miastowe" są okropne . Spróbuj takich z gospodarstwa. Można je często kupić na rynku wiejskim. Przynajmniej te z kaszuabskiej ziemi są pyszne :) ( ale ze mnie patriotka)
OdpowiedzUsuńA jak tam u Ciebie , z lubieniemj pietruszki ? ;)
:-DDD
OdpowiedzUsuńAleż się obśmiałam!! :-DDD
Ja też nie znoszę ziemniaków ;-DD
A to z golfem jak to mówi młodzież: MEGA!! :-DDD
Elu, pietruszkę i inne nacie to bardzo lubię. Ziemniaki czasem przywożę prosto z pola spod Sieradza i nie wzbudzają dalej entuzjazmu. Tak trzy tygodniowo zjadam, nie więcej.
OdpowiedzUsuńAta - pięć minut później zapytałam go znów o zdanie i wiesz, że nie pamiętał co mi odpowiedział? Niby taki błyskotliwy, ale wcale nie pamiętliwy!
OdpowiedzUsuńMoże się przestraszył własnej odwagi ;-D
OdpowiedzUsuńSkleroza po prostu. Zapomniał, że nam trochę tych pieniędzy jednak ubyło!
OdpowiedzUsuńha ha ha :) poprawia humor!!
OdpowiedzUsuńoj ale sie usmialam:))
OdpowiedzUsuńDziekuje Anka:))
No ja też się uśmiałam, dobre :-)
OdpowiedzUsuńFantastyczne poczucie humoru :D
OdpowiedzUsuńZ ziemniaczkami....skąd ja to znam... :) Pozdrawiam cieplutko :))
Theyooka - znaczy, rozumiesz..... strasznie kłujące są, prawda?
OdpowiedzUsuńBez rodzinnych żartów Anki Kankanki życie byłoby nieznośne
OdpowiedzUsuńOch, Agatko.... to się cieszę z Twojego uśmiechu!
OdpowiedzUsuń