Umyłam autko przy pomocy synusia.
Ręcznie je wypucował ciepłą wodą i szamponem najlepsiejszym na świecie firmy na "A".
Nie znający się na rzeczy Cycu nawet mi opony wyszorował!
Autko zostało przygotowane do nałożenia wosku tejże samej firmy, który wystarcza na rok. Zostało mi tylko przetarcie szyb od środka i odkurzenie wnętrza. No i wosk.
Niestety! Kiedy zaplanowałam wyjazd na ogródek, aby tam w ciszy polerować sobie wosk do błysku, mężowskie auto szlag trafił i poszedł do naprawy.
A tenże miał w planie wywiezienie paproci z jednego ogródka na drugi.
Poprosił mnie o łaskawe zabranie roślinek. OK! Czego się nie robi dla przyrody!
Wytargał na drogę z ogródka teściowej dwie skrzynki z paprociami, zmieściły się z tyłu jakimś cudem, ale od razu zauważyłam, że z denek sypie się ziemia!
Nie było odwrotu, chabazie zapakowane, ziemia pod stopami, małżon i pies - vialetsgoł!
Po drodze telefon! Auto działa!
Natenczas Małżonek rączo poprosił o podrzucenie:
a) jego do auta
b) roślin na nasz ogród
Kiedy zatrzaskiwał drzwi jeszcze krzyknął, że pojedzie na myjnię swoje umyć!
O żesz ty dziadu!
Wściekła, że mi tak środek zanieczyścił i jeszcze sama mam z tymi paprociami ganiać odburknęłam coś pod nosem o pośpiechu.
Za spory kawał czasu nadjechała limuzyna mężowska, umyta!
Pan zapragnął dopomóc myjni, a brzydząc się wszelakimi porządkami nie wymyślił ręcznego mycia. Wpadł na inny pomysł!
Kupił dwie butle bardzo gęstego płynu do mycia i kiedy stanął przed drzwiami polał to swoje szczęście bluzgami z butelek.
Ociekające kisielowato płyny porozmazywał od niechcenia po całym aucie łącznie z szybami.
Poszedł do kasy po glejt na mycie.
A tu - kuku!
Myjnia nieczynna!!!!!!!!!!!!!
Do najbliższej miał 2 kilometry.
Jakoś sobie kółko na świat przed kierownicą poobcierał i jechał tak, a z maski lały się te gluty :)))))))))))))))))))
Inni kierowcy z niedowierzaniem patrzyli na mojego szaleńca, uśmiech im wypełzał na twarz samoistnie, ustępowali mu miejsca - no bo może wariat.
A w ogóle to sobotnie popołudnie było, więc wszystkie już wypucowane autka pomykały pysznie i nieśpieszno z teściowymi, dziećmi, na łąki, na markety, na spotkania.
I w całym Wrocławiu tylko to moje szczęście takie obrzygane było.
Kiedy to mi opowiedział to wybaczyłam te parę kilo ziemi pod stopami i uświnione siedzenia. Kara Boska go spotkała, więc wystarczy.
A sprawiedliwość musi być po mojej stronie!
O matko, szkoda, że nie padało toby mu od razu umyło i miałby problem z głowy.
OdpowiedzUsuńI po co było tak oszczędzać? W myjni za dwie dychy byłoby z woskowaniem, a za 25 to nawet z myciem podwozia.
O ile dobrze pamiętam ceny :). I dla środowiska zdrowiej.
Ale za to nie byłoby tak śmiesznie
Chyba nie zrozumiałaś Irenko mojego posta, ja tu nie pisałam o oszczędności.
OdpowiedzUsuńMoje cudo: na myjnię to każdego stać, ale myjnia tak nie wyszoruje jak ja sobie tego życzę. A wosk nakapany inaczej wygląda niż wosk nałożony :)
Płyn "A" po użyciu można wykorzystać do podlania kwiatów, moje ścieki trafiły do kanalizacji na stacji ręcznego mycia bo takie też mamy. A wosk nie skapuje.
Bolid małżonka - płyn dodatkowo miał wesprzeć mycie w myjni i chyba kupując dodatkowo płyny nie zamierzał oszczędzać :)))co zresztą jest cechą chwalebną, acz nie do końca przez nas opanowaną.
O matko!! Że ja tego nie widziałam!! Takie kisielowate autko... :-DDD
OdpowiedzUsuńJednym słowem Aniu masz dar czarownicy :-DD
A dostało mu się!
OdpowiedzUsuńOj Anka, ja też nie pisałam o oszczędności, ale o tym, że nie byłoby tak śmiesznie. Szkoda, że mój jeździ do myjni (ręcznej) i nigdy nie wpadłby na pomysł. żeby dokładać płynu.
OdpowiedzUsuńIrenko, nie bój się! Nie ma takiego chłopa żeby nie wymyślił czegoś nowego!
OdpowiedzUsuńJeszcze Cię zaskoczy Twój nowym pomysłem jak można sobie życie utrudnić!
Mój po tej nauce zawsze zapyta wprzód czy czynne, bo mu wstyd po dziś! i łeb kuli ze smiechu nad sobą!
Sprawiedliwość sprawiedliwością o racja i tak po naszej stronie musi być :)
OdpowiedzUsuńubawiłam się po pachi wyobrażając sobie glutowe auto :)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńjak zwykle poprawiłaś mi humor :
Ja też się po pachy ubawiłam i to w najlepszym z możliwych momencie: wkurzył mnie mój chłop - dusza człowiek ale nerwus, jak coś nie po jego myśli idzie to najprzód lata jak wściekły i gębę pruje na kogo popadnie. Po 10 minutach mu przechodzi ale ja nie zawsze zdołam się nie zdenerwować.
OdpowiedzUsuńDorota
Ale się uśmiałam :-))) A potrzebowałam tego bardzo!
OdpowiedzUsuńBuaha, ha, ha - normalnie ten Twój Chłop to modelowy egzemplarz ciekawych rozrywek męskich i w dodatku podręcznikowy przykład twierdzenia że faceci 'czynią' a nie myślą o konsekwencjach :)))
OdpowiedzUsuńAleż autko musiało wyglądać bajecznie :) A masz za ziemię w Twoim aucie i Twoje nerwy, hi, hi