Przeglądając zapasy włóczek odszukałam gdzieś na jesieni trzy moty, które mam "od zawsze", odpychałam ją od siebie około 12 lat.
To podarunek od mamy koleżanki, która też sporo ją u siebie przechowywała, a została przywieziona do kraju z Francji w czasach socjalistycznego dobrobytu.
Cóż, że luksus, jakoś kolor nikomu nie pasował.
Metka się nie zachowała, ale sprawdziłam skład metodą palenia. Wełna 100%.
Cieniutka, ładnie uprzędziona, ale na druty jak dla mnie za mozolna robota. Trzymałam ją na dzianinę maszynową. Szydełko na szczęście powróciło do łask. Coraz więcej koronek, coraz więcej pomysłów.
W kwietniu po skończeniu zielonej Luny zabrałam się więc za nią.
Kolor już mi się podobał. Ba, nawet mam torbę do niej pasującą, korale, kilka rzeczy. A całkiem niedawno za 1 zł kupiłam kupon lnu w tym samym odcieniu (spódnica, spodnie?). Coś wymyślę.
Tunika powstała w wyniku "ciężkich" prac polowych na działce, kiedy to miałam tylko BYĆ. Mój mąż potrzebuje mojego towarzystwa.
Szydełko złamałam na samym końcu, ukochane z białą plastikową rączką. Zblokowałam to-to na kanapie, a potem żelazkiem rozprasowałam boki.
Dół jest lekko poszerzany.
Całość waży 18 deko, a zostało mi jeszcze 12 na top i skarpety. Jak widać ścieg jest luźny, bo ja nie lubię zbitej dzianiny.
Wełna jest idealna nawet w upał, po prostu zachowuje się wspaniale. Wywaliłam już dawno wszystkie 100% akryle, szkoda mojego czasu na dzierganie ze sztucznych włókien. W takiej tunice akrylowej pociłabym się lub byłoby mi zimno.
Jeśli ktoś uważa, że na lato tylko bawełna, niech spróbuje kiedyś wełny.
Tylko pisząc to mam na myśli lekkie dzianiny, nie golf. Rozkosz.
Tunika będzie noszona do pracy na coś jednak. Golizną nie należy epatować klientów ani współpracowników. Na spacerek lub luźne spotkanie idealna jest cielista bielizna, której po prostu nie widać.
A ten kolor wkroczył do mojej szafy na stałe. Dzisiaj dokupiłam parę fatałaszków w tym odcieniu i ciemniejszych.
I dziwię się sama sobie jak mi w nim dobrze. Nawet wyglądam na opaloną :)
Jeszcze jedno: Jaki to kolor? Na moim monitorze jest ciut jaśniejszy niż w realu.
Znajomy lakiernik powiedział krótko: 333.
Ale fajna, śliczna po prostu.
OdpowiedzUsuńA kolorek 333 też niezły :)
Piękna, piękna, piękna! Czy ścieg pochodzi z tej małej, pomarańczowej książeczki, którą obie posiadamy?
OdpowiedzUsuńPochodzi "z głowy", tzn, zapamiętałam go kiedyś ale autorką nie jestem.
OdpowiedzUsuńKolor - jadeit albo akwamaryna :) Świetnie pasuje do koloru ciemnobrązowego w odcieniu gorzkiej czekolady - jeden z moich ulubionych zestawów kolorystycznych. W wersji soft - do beżu.
OdpowiedzUsuńTunika przepiękna. Po prostu zazdroszczę Ci takiego ciuszka!
no rewelacja p prostu super brawo podoba mi sie
OdpowiedzUsuńa co do kolorów i lubienia bądź nielubienia zauważyłam że co poniektóre przychodzą z wiekiem kiedyś chodziłam w czarnym później doszły szarości i brązy a teraz mam różne kolory
E.guniu - jadeit!!!! To jest to!!!! Jak brzmi! Dzięki za podpowiedź, znakomita. Ja też lubię takie połączenie jadeitu z brązem! Co prawda nie mam dodatków jeszcze w brązach, ale się dorobi...... doszyje........ dokupi.
OdpowiedzUsuńEwciu - chyba przy jednym kolorku to nudno. Chociaż łatwo dopasować stroje. Ale nie my!!! Jak szaleć to szaleć!
Uff, widzę, że Cię niemoc blogowa odpuściła! Cieszę się bardzo!!!!!
Bluzeczka wyszła pięknie, kolorek też super!
OdpowiedzUsuńTrikado, bardzo dziękuję!
OdpowiedzUsuńPrzepiękna ta tunika!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)