Na wieś zabrałam zabawki: włóczki, druty, kołowrota i czesankę, wyszywankę Ink i ufoka w postaci bluzeczki z zielonego lnu.
Jako pierwsze przedstawię wełny, które to mi się uprzędło na moim Gadzie w ramach Tour de Fleece:
Przed wyjazdem miałam już trochę tego turkusu i dorobiłam go do końca, ostatnie 20 dkg to Turkus z niuansem - dodałam metodą fraktalową dwie próbki od Izy z Wyszukane.
Żal, że tego niuansu nie widać na fotkach, robiłam zdjęcia na dworze, próby wydobycia koloru ze zdjęcia kończyły się fiaskiem. Pozostaje Wam wierzyć, że ładne i już!
Na koniec zostawiłam coś czego się bałam: wełna z jedwabiem. Prezent od Eguni!
A tu niespodzianie była najlepsza zabawa! Wspaniale Gad skręcał! Może ten mój kołowrót jest do takich mieszanek?????
I porównanie z kauni:
A to wygrzebane na wiejskim śmietniku "motowidło"
Trochę nie przystaje, ale zadanie spełnia. Czekam na powrót połowy znad morza i nudzenie o motowidło prawdziwe znów się rozlegnie.
Przędłam dopóki miałam co.
A potem kołowrotek stał bezczynnie. Skończyłam Tour na 1455 metrach.
Najlepsze to były "spacery" okolicznej ludności, których głowy skierowane były zawsze na ganek, na którym siedziała półnaga baba i przędła.
Nie ta półnagość ich zaciekawiała, lecz to co ja robię.
Tak więc niektórym po kilka razy w ciągu dnia odpowiadałam "Dzień dobry", a jak bardziej ubrana byłam to "Pochwalony" też się trafiło.
Wełna z jedwabiem już jest przerabiana na chustę. Muszę sprawdzić jak się to będzie trzymać kupy. W dotyku miękka jak kaszmir. To ten jedwab jej tyle dał.
Jako zjawisko z kołowrotkiem usłyszałam pytanie czy wezmę udział w programie Ichniej TV. Coś o zanikających zawodach i rękodziele ma być. Szczegółów nie znam. Odpowiedziałam, że jak dam radę to przyjadę na nagranie.
Poszukiwania owcy spełzły na niczym. Nasiekłam jednak piołunu i innego ziela do czarowania w garze. Przywlekłam tą torbę spod Sieradza do domu.
A wczoraj na połowie swojego ogródka zapuszczonego co odkryłam? Co rośnie?
No kto zgadnie?????
Aniu, fajna babka z Ciebie:)
OdpowiedzUsuńPoczytałam trochę postów, są takie wesołe i z humorem opisują rzeczywistość, optymistyczne - dodają energii.
Podziw nad Twoją przędzą wyraziłam u prząśniczki!
pozdrawiam serdecznie:)
Izo - ze mnie szałaput, to prawda. Ale też i popłakuję i martwię się. Jednak zawsze staram się zobaczyć tęczę.
OdpowiedzUsuńGeneralnie - jako małą dziewczynka przeczytałam Pollyannę, i tak mi zostało. Proza może mało ambitna, ale realizowanie takiego przepisu na życie jest dobrodziejstwem.
Aniu, witaj w klubie "znających Polyannę";-)))))
OdpowiedzUsuńTo jedna z ulubionych książek mojego dzieciństwa.
Podziwiam Twoje umiejętności prząśniczki;-)
Dla mnie to całkiem czarna magia...
Najlepszości i udanego tygodnia!
Florentyno - bardzo dziękuję!
OdpowiedzUsuńNikt nie zgadł, to może mnie się uda :) Czy rośnie tam takie samo zielsko, jakie przywiozłaś? :) A tak całkiem serio, to podziwiam umiejętności. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJak znam życie to pewnie rośnie ten piołun :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci przędzenia, ale bardziej umiejętności przetworzenia uprzędzionek na sweterki albo inne chusty.
Właśnie jestem na etapie wymyślania kreacji na wesele..., nie cierpię żakietów ani nie posiadam żadnego i wstrętem napawa mnie myśl o kunie takowego w celu jednorazowego wyjścia. I zamarzył mi sie taki moherowy szal... muszę obejść się smakiem, bo sama se takiego nie udziergam, a w sklepie jakoś nie widziałam.
Szkoda, że nikt nie cyknął fotki półnagiej baby przy kołowrotku na ganku... :).
Taaak, Emade! Zgadłaś!
OdpowiedzUsuńPiołun ci u mnie na chłopa! już nie tylko mam jedną reklamówkę, ale wręcz łan falujący!
A ile nagle pod nim ślimaków! A jakiż on dorodny!
Irenko! I Tobie też się udało! Piołunówkę mogę wytworzyć w sposób hurtowy!
OdpowiedzUsuńKio wie ilu tam fotoreporterów było za krzakami? Ale jakoś jestem bardzo pewna, iż celem był KOŁOWROTEK! Tego gały nie widziały! Ostatnie popalono w kominkach, a na ich miejsce powieszono plazmy.
Niuanse trochę widać, bardzo ładny ten niebieski.
OdpowiedzUsuńOj co za czasy, że na wsi ludzie przędzeniu się dziwią...
A w ogródku pewnie wyrosło "cuś" co się doskonale nada do barwienia...
Gratuluję urlopu i przyszłego nagrania TV. U mnie na połowie ogrodu rośnie len (chyba, ale głowy nie dam) więc jakby co mogę podesłac ;) Tylko gdzie Ty w tych blokach będziesz go pałami bić??? ;) ;) ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
A co jak się len z Chłopem 'pomyli' ???
OdpowiedzUsuńSusan, Aploch - ja czasem łbem walę z niemożności.... to może i len usiekam!
OdpowiedzUsuńAeljot - kochana jesteś, że chociaż trochę niuanse widzisz!
Wow, ta wełna z jedwabiem przepiękna jest...
OdpowiedzUsuńMyślę, że szalenie malowniczy obrazek stanowiłaś na tym ganku... półnaga... z kołowrotkiem... Jesteś pewna, że zdjęć zza krzaczorów nie było? ;-)
KasiuS- mur beton - nie było!
OdpowiedzUsuńwełna przepiękna - dla mnie mistrzostwo świata :)
OdpowiedzUsuńCo do kołowrotków - nawet moja babcia, która sama bardzo długo przędła, tkała, piekła chleb i takie inne dziwi się, że chce mi się robótkami ręcznymi zajmować. Pogodziła się widocznie z tym, że ludzie o tym pozapominali i ich do tego nie ciągnie, i nadal zdziwienie budzi fakt, że komuś się chce. A mnie się bardzo podoba jak komuś się chce - bo wtedy i ja mam większego powera jak się napatrzę na takie cuda :)
O! To Ty gwiazdą będziesz! Na autograf mogę liczyć tak po cichutku? ;-)
OdpowiedzUsuńNo jasne! dam autograf!
OdpowiedzUsuń