Miałam ci ja kilka kłębów lnu prawdziwego, nierównoprzędzionego, w farfocle, w pięknym kolorze czerni o lekko grafitowym odcieniu.
Nitka nie na moje oczęta, bardzo cienka.
Połączyłam ją w 2 ply i teraz mam z czego udziabać tunikę na letnie pogrzeby.
A czemu tak horrorowo?
Bo w kwietniu i maju nieszczęśliwie umarły mi sąsiadka i prawieciotka, a że był gorąc w owe dni, a ja w marynarce się w kondukcie pokazałam to się upociłam jak szczur.
Czarnej bluzki nie posiadam, bawełnianej nie uchodziło założyć, a w jasnych kolorach zbytnio podkreśliłabym mój niestety dość obojętny stosunek do akurat tych smutnych wydarzeń.
No, wstrząsu nie było, ale rodzina zmarłych raczej przywiązuje wagę do stroju.
Umyśliłam sobie wtedy mdląc pod słońcem, że powinnam mieć taką tunikę pogrzebową na lato.
Nie za oficjalnie, a ja bym się lepiej poczuła.
Zostało skarletki dokładnie 273,5 metra. Uplotłam to z lnem. Wyszło 273 metry melanżu.
Czarny len w 2 ply dał dwa motki: 333 i 363 metry.
Całość to 969 metrów. Będzie dziabane chyba na wiosnę. Druty też 3-3,5.
Czerni trudno zrobić zdjęcie, w ciuchu może lepiej wyjdzie kolor. Zdjęcia rozjaśnione.
Ostatnie takie jak jest w naturze.
A czemu "Zagrzebany Len Pogrzebowy"?
Bo niby wiem, gdzie on jest, ale nie sprawdzałam, nie kopałam, szaf nie przetrząsałam.
Wylezie samo.
W blogu sobie szafę postawię.
W niej schowam moje przędzione wełenki, bo z pamięcią coraz bardziej krucho.
A jak na widoku leży to wiadomo, szybciej jakiś pomysł się trafi.
***********************************************************
Dodatek scarleta łączy obie przędzionki i zawsze mogę je jeszcze wymieszać ze sobą :) , bowiem prawdopodobnie zostanie mi Malina niewykorzystana z racji rozmiaru mojego skromnego.
Wew gałach mi ciśnienie rośnie, jak patrzę na te przedzionki, narażasz mię!
OdpowiedzUsuńŚliczne:)
Śliczne bardzo bardzo.
Jak się remąta skończą to odkopię wreszcie Twój len i zaczętą robotę - i skończę z nią:)))
No właśnie, przez te pudła, worki, szafy napchane nie wiadomo, gdzie co jest :)
OdpowiedzUsuńA ja lubię tak kilka rzeczy na raz, więc wiadomo..... rozpiziel.
Ja też kilka srok za ogon łapię i robi się bajzel. Ale lubię ten bajzel :) Len pogrzebowy i wygląda i brzmi ciekawie :D
OdpowiedzUsuńŚliczne motki - szczególnie ten len pomieszany ze skarletką mi się podoba :). Nie wiem jaki w dotyku jest len z merynosem, ale do dziergania z samego lnu jakoś trudno mi się przekonać. Zbyt "żywiołowy" w robocie jak dla mnie, no i chyba wolę mniej "zgrzebne" włókna :).
OdpowiedzUsuńO matko...
OdpowiedzUsuńAle masz dobrze :-))))
Jak ja bym chciała umieć dziergać...
OdpowiedzUsuńHaha! Ja też tak mam - kilka rzeczy na raz i potem biegam i szukam gdzie co posiałam:)))
OdpowiedzUsuńLen ze skarletką baaardzo mi się podoba!
Dalej uważam że, melanże będę u Ciebie podziwiać, niby mnie do nich ciągnie a jak coś zrobię w tym stylu to fiasko.
OdpowiedzUsuńWyjątkowo mi się podoba dwoistość faktury w tej nitce, len z merynosem daje świetny wygląd nitce:))
Może następnym razem przy zakupie wełny pomyślę o kawałku lnu, no i ta bawełna którą, latem połączyłaś z merynosem też chodzi mi po głowie.
Jeśli chodzi o różne projekty to do dzisiaj nie umiem sobie poradzić z zaczętymi porządkami w moich wełnianych szafach - koszmar dylematów czy to się przyda czy nie , dokończyć czy spruć itd....
Yarn - Len pogrzebowy jest fajny, mimo czerni której nie noszę z wyboru taka w odcieniu grafitu jest do przyjęcia. Latem idealny.
OdpowiedzUsuńCo do porządków teraz sądzę, że niewiele ludzi ma dziś podobnie jak ja. Do tego ekipa na dachu dekarzy łata dach.
Frasiu - len z czasem nabiera blasku, tak od razu to wygląda szmatławo. Potem włókna miękną, lśnią i jest cacy.
Koronko - oj tam, oj tam, a kto by szył dla nas takie bajki????
Sabinko - zobaczymy kiedy go odnajdę :))))
E-wełenko - bawełna z merynosem poszła do Mamy, zrobiła sobie sweter. Całkiem całkiem to wygląda.
Oczywiście to nie ciuch na mróz, ale latem śmigała w tym równo.
Co do dylematów to ja nie mam takich - u mnie wszystko się przyda! I wiesz jak mi ciężko było kawałek na kapcie oddać? :)))))
Podoba mi się ten melanż z ostatniej fotki. To będzie fajne. Co do "zagrzebanych" włóczek - znam ten ból.A wszystko przez totalną ciasnotę mieszkań i mój talent do bałaganienia.Teoretycznie mam jedną z nadstawek regału na "nitki", ale jakimś cudem te "nitki" wędrują po różnych miejscach, ukryte w torbach lub pudełkach.Kupiłam wczoraj kaszkiet w kolorze wiśni, mając w głowie fakt,że mam resztki takiej włóczki,w ilości na wkładkę golfową - od rana szukam- nóg dostała. Zajrzyj do poczty.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Wczoraj dwie godziny szukałam szmatki czarnej, com to sobie położyła "na wierzchu". Kiedy nadjechał małżonek zastał mnie przewalającą wszystkie stosy materiałów, rzut oka i od razu podniósł SZARY kawałek pytając - TO TO???????
OdpowiedzUsuńNo oczywiście, że TO. Ja sama głupia, aby mi się nie pobrudziło złożyłam na lewą stronę i mogłabym tak do remontu szukać.
Bałagan ma tą zaletę, że przeszukując zbiory zawsze coś ciekawego się znajdzie! Znam z własnego podwórka.
OdpowiedzUsuńPrzędzionki jak zawsze świetne, pozdrawiam serdecznie!
Matko kochana! Aż mnie ciarki przeszły!! Obyś te czarności nosiła na zasadzie "bo tak!", a nie w konkretnych okolicznościach przyrody!! ;-DD
OdpowiedzUsuńNie powiem, poczułam się trochę pocieszona. Widać każda z nas upychanie ma we krwi. Jeśli chodzi o szukanie upchniętych rzeczy, to ja już przeszłam do etapu wyższego ewolucyjnie, czyli przestałam się denerwować niemożnością ich odnalezienia. Zakładam że w końcu się kiedyś same znajdą ... i najczęściej mam rację ... :)
OdpowiedzUsuńUrocze melanże, nawet jeśli na tak niewesołe okazje.
OdpowiedzUsuńIza - ale jaka radocha potem, nie?
OdpowiedzUsuńWczoraj podniosłam jedną pokrywkę od pudełka i spędziłam godzinę mlaskając nad materiałami!
Ata - a co tam, trzeba mieć i na taką okoliczność. Niestety coraz częściej mam takie wyjścia.
Anavilma - no o to chodzi kochana. Nerwów sobie nie szarpać. Z domu samo nie wyszło, przypełznie.
Sylwuś - dzięki!