Słucham tej muzyki od bodaj 1995 roku, kiedy usłyszałam muzykę z filmu Arizona Dream po raz pierwszy.
Nie było neta wszechmocnego, nie było informacji, nie było płyt, ale było radio i to w jakiejś stacji dane mi było usłyszeć coś co pokochałam.
Gdzieś we mnie te rytmy, dźwięki zakorzenione, gdzieś nogi niosą.
Udało mi się wypatrzeć seans studyjny z Arizoną, puszczany gdzieś na obrzeżu miasta o 23 wieczorem. Pognałam.
W 1997 odbył się słynny koncert na Malcie - kocham Bregovica od tamtej pory!
Potem kupiłam płytę. Jedną, drugą i kolejne.....
W 1998 roku we wrześniu było objawienie - koncert we Wrocławiu!
Poleciałam tam z kolegą z pracy, który dzięki znajomościom dostał tylko dwa miejsca na płycie, na stojaka, ale to było coś!
Mogliśmy się bujać w rytmy i całym sobą chłonąć.
Bregovic wywarł na mnie wspaniałe wrażenie, cały czas miał kontakt z publicznością, był serdeczny, ciepły i pokazał kawał dobrej muzyki.
Udało mi się wtedy zdobyć autograf na jednej z ulubionych płyt:
Stopniowo półkę zajmowały kolejne płyty, a ja czekałam na wydanie płyty z naszą Kayah.
Tak przeraźliwie smutno było, gdy ten mój towarzysz koncertowy zginął w wypadku, a za chwilę płyta była u mnie.
Na szczęście moja rodzina zakochała się również w tych utworach, zwłaszcza młodzież.
I zdarzyło się, że wspomniałam beznadziejnie, że będzie Goran na dniach.....
A tu moja Kasia buch, buch i za chwilę bilety były w garści!
Nie sądziłam, że doczekam takich czasów, że w fotelu sobie można bilet kupić, kurier dowiezie, przelew sam się zrobi :)))))
Gdzież to stanie pod kasami i zdobywanie wejściówki!!!!!
Koncert był wczoraj.
Znakomity.
Czuć upływ lat, ale na plus. Już Bregovic nie wbiegł, ale wszedł. Już nie gadał tyle z publicznością, ale dalej był otwarty i serdeczny. Lubię ludzi uśmiechniętych.
Ludzkie emocje skutecznie wyhamowały miejsca jeno siedzące i ochrona.
Najbardziej niesamowite było dla mnie to, że w wypełnionej Hali, podczas słuchania spokojnych, dramatycznych, filmowych dźwięków nie usłyszałam ani jednego kaszlu, chrząkania, gadania!
Dane mi było przeżyć muzyczną ciszę w luksusie!!!!!
Poetyckie fragmenty były wykonane z oczywiście słynnymi, najpopularniejszymi tematami z Kałasznikowem na czele.
Zespół Śląska wypadł znakomicie!
Brakowało mi tej spontaniczności, otwartości słuchaczy. Młodzież i tak pod scenę się przedostała.
Ucywilizowano nas krzesełkami, ale taka muzyka porywa.
Nie można w domowym zaciszu odebrać tak skutecznie przekazu.
Pozostaję w oczarowaniu - koncert był wspaniały!
Kasiu - dziękuję za taki piękny prezent! Nie sądziłam, że doczekam drugiego takiego wzruszenia.
Zasłuchuję się teraz Ederlezi i prasowanie idzie szybciej!
Piękny post.Tak miło czytać o zamiłowaniach , muzyce,pasji,wspomnieniach , niepowtarzalnych chwilach :) Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńmalaalu - tak naprawdę to bez muzyki bym nie żyła. Słucham wiele gatunków. Bez rękodzieła można wytrzymać, ale bez tej największej miłości nie bardzo.
OdpowiedzUsuńDziękuję.
jak miło sie wybrać na "coś" z domu, człowiek wraca odnowiony, pozytywnie naładowany.....
OdpowiedzUsuńżyczę kolejnych wypadów
Mnie bardzo ciężko z domu wywalić, zawsze mam na podorędziu robotę jakąś i ciekawe zajęcia, ale na koncerty to zawsze! Zwłaszcza takie udane!
OdpowiedzUsuńa ja nawet nie wiedziałam, że ma być taki koncert.
OdpowiedzUsuńzazdroszczę Ci, kakanko.
wiele lat temu byłam w warszawie na służewcu na koncercie Bregovicia z Kajah :)
Aniu......Bregowic działa na mnie.......bardzo......
OdpowiedzUsuńA ten koncert na Malcie.....cóż....Goran pełen sexu.....
U mnie pierwszy był Kałasznikow......jako utwór....bez obrazu.....potem cała płyta Undergrand......
potem kolejne....Arizona....
a jak patrzyłam na grę pana od dużego bębna.........cóż....sex sex sex :)))
mam kłopot z zapamiętaniem słów jakiejkolwiek piosenki....a u niego....śpiewałam razem z nimi :)
Monia - z ust mi to wyjęłaś!!!!!!
OdpowiedzUsuń