Czas Świąt i okolice sprzyjają podarkom.
W moim dzieciństwie do nas przychodził zawsze ŚWIĘTY MIKOŁAJ.
Nie Mikołaj, ani Gwiazdor, ani Aniołek czy Gwiazdeczka, o Dziadku Mrozie dopiero w szkole usłyszałam.
Przychodził 6 grudnia, w nocy, zostawiał mały podarunek pod poduszką i znikał! Czasem też szliśmy na spotkanie ze Świętym Mikołajem w kościele dominikanów.
Kiedy dzierżyliśmy z bratem pierwsze moniaki kieszonkowego i wolno nam już było samopas łazić po mieście zaczynaliśmy i my bawić się w niespodzianki dla Rodziców.
Śmieszne i drobne to były podarki, najczęściej z kiosku koło parku.
Ale do swojej śmierci Tato używał pędzla do golenia właśnie otrzymanego z takiej okazji.
Dziwnym trafem okazało się włosiem borsuczym, czy innym szlachetnym i służyło ho ho ho! Mama dostawała szminki, grzebyczki, lakiery do paznokci, sami widzicie - skromniutko.
W czasie Świąt Bożego Narodzenia nie było prezentów.
Samo świętowanie było dla nas ważne i mimo słuchania o podarunkach z tej okazji jakoś nigdy nie próbowaliśmy tego zmieniać.
Sytuacja finansowa Rodziców nie pozwalała na zbytki.
Ale przy stole było jak z przepisu, 12 dań, kolędy, obowiązkowe Msze Święte. Bywali goście, ale też bez większej ilości, lub czasem Wigilia była u Dziadka.
Nie do pomyślenia było polegiwanie z książką, jeśli się nie poszło do kościoła. Ale też do roboty nikt nas nie gonił. Raz tylko wysłano nas po karpie.
Nikt z tej okazji nie złorzeczył na sprzątanie, bo szału nie było.
W dzień Wigilii rano ubieraliśmy choinkę. Po południu szliśmy szukać pierwszej gwiazdki na podwórko i jak się pokazała lecieliśmy z tą nowiną do domu.
Z braku internetu, a w moim domu nawet telewizora udawało się nam obejrzeć wszystkie dekoracje w mieście, kościołach i nikt nie tył.
I na te skromne Święta czekało się z niecierpliwością. Rozmawialiśmy przy stole.
Podarunki z okazji Świąt wprowadził mój mąż w życie i wszystkim się ten pomysł podoba chyba. Ja mam mieszane uczucia.
Czasem naprawdę nie wiem, z czego ucieszy się dana osoba. A czasem wiem, a nie mam funduszy.
Co do mnie, to cieszę się z każdego prezentu, nawet Currara od Teściowej plus grube popielate rajstopy wywołują uśmiech.
Rajstop takich udało mi się dostać kilka par i dzięki nim zaoszczędziłam na cielistych, których nie musiałam zimą pod spodniami wydzierać. A Currara stoi w łazience i może nabierze bardzo szlachetnego zapachu, nigdy nie wiadomo!
Możecie sobie pomyśleć, że lekka kpina wyłazi, nic podobnego!
Kiedyś, fakt, z poczuciem bezradności przyjmowałam te prezenty, ale dziś patrzę na nie inaczej!
Moja Teściowa, już emerytka cały rok odkłada, aby KAŻDEMU coś ofiarować.
I jak widzę nieporadnie, krzywo zapakowane paczusie i przewiązane wstążeczkami z kwiatków z odzysku to robi mi się ciepło na sercu.
Skąd matuś ma wiedzieć, co czytamy, co dziergamy - stara się dopasować do każdego prezenty praktyczne.
Ale potrafi zaskoczyć! W lipcu dostałam od Niej coś niesamowitego:
nie było wcześniej okazji, więc teraz się pochwalę. To praca mojej Teściowej - książka. Jej własna.
Mąż dostał na przestrzeni lat też i kalesony i gacie, skarpety i kapcie. Myślę, że w duchu bardzo nad tym kręcił głową i zastanawiał się, skąd te pomysły.
A one z braku informacji!
W tym roku od Męża i Dzieci dostałam dwie książki o jakich nawet istnieniu nie wiedziałam:
oraz film, który bardzo lubię i mogę kilka razy oglądać - Mistrz i Małgorzata.
W znakomitej reżyserii, obsadzie i z zachwycającą muzyką.
Przyda mi się też torebka i korale, a krem do pielęgnacji biustu spowoduje pewnie jego wzrost o 3 numery!
Kiedyś bardzo marzyłam o złotych kolczykach, takich całkiem malutkich, delikatnych. Nigdy bowiem sobie sama nie kupiłam i z domu nie wyniosłam.
To było wielkie marzenie, trwało latami, lecz kiedy stawałam u jubilera zawsze mi było żal w końcu kasy i wolałam się zrealizować w pasmanterii. Nikt też nie odkrył tego marzenia.
Tłumaczyłam sobie jak byłam młoda, że kupię za rok. A teraz - a po co ci!
I faktycznie, teraz wolę kłębek włóczki, garść czesanki, materiał, śmieszne korale, krem do rąk. Złotych pierścionków nie noszę, srebrną biżuterię dostałam kilka razy od męża i rzadko zakładam. Minimalizują się moje potrzeby.
Kiedyś szyłam dla siebie, no ale i bywało się na balach towarzyskich, dziś patrzę na ilość mych ubrań i głową kręcę ile tego, nie wiadomo kiedy człowiek tyle nazbierał.
Dawniej marzenia miałam na wyrost, dziś one takie bliżej mnie, spokojniejsze.
Marzę o rzeczach dostępnych, nawet pospolitych. Dlatego prezenty zawsze mogą być tymi wyczekanymi i spełnionymi.
Kiedyś w prezencie zamiast wydumanego szala w ostatniej chwili podarowałam bliskiej osobie proszek do prania w jakimś większym pudełku, nawet nie przypuszczałam, ile radości udało się dać! Sama kilka lat później zachwyciłam się tacką ciast, bo moje wyjątkowo się nie udały.
Podobnie było z koralami we wściekłym niebieskim odcieniu, ja beżo-ecru wtedy i nie podobały mi się, dziś - cudo!
A to ostatni prezent od Agaty, która intuicją wyczuła, że łkam z byle powodu, lodówka mnie dołuje a świat za duży.
Trafiła idealnie w marzenia.
W tym pudełku jest wszystko co mnie cieszy! Nożyce - kiedyś Najmilszy mi kupił, niestety nie dało się nimi ciąć, potem nie trafiłam na inne, dziś mam swoje i sprawne!
Widzicie ten bajeczny pas z kotami????? Ma przody i tyły!!!! Będzie z tego piękna dekoracja.
A tkaniny angielskie, właśnie zdekatyzowałam i ułożyłam wzorami - wszystko pięknie pasuje do pięknego patchworka!
Dawno temu dostałam też zestaw narzędzi: młotek, szczypce, kombinerki, śrubokręty - używam namiętnie! Deska z Ikei z bezpiecznym nożem - bez tego paluchów bym już nie miała!
Zakładki, breloczki, notesy - wszystko wykorzystuję.
Kartki i listy przechowuję od lat. Patrzcie jaka śliczna doleciała od Irenki:
własnoręcznie zrobiona, z elementami 3D! Irenki kartki zawsze są takie piękne!
W zakupach z Kaszmiru też odkryłam prezenty.
Jak na bizneswoman to Laura powinna kalkulator dostać, bo cienka w matematyce, oj cieniutka i myli się bardzo!
DZIĘKUJĘ!
W Nowym Roku życzę Wszystkim
SZCZĘŚCIA, POSADY, PARADY, UŚMIECHU, LITOŚCI DLA INNYCH, ZROZUMIENIA, MARZEŃ, ZDROWIA, BLISKOŚCI, CZASU I PASJI!
By ten Nowy Rok był wspaniały!!!!!
Ps. W starym roku jeszcze mi ostatni publiczny zegarek padł!
Zwykły czasoodmierzacz znad telewizora, wskazówki mu opadły..... nawet wymiana baterii i próba umocowania wskazówek nie pomogły! Pozostaje zegarek w komórce i laptopie. Bo w kuchennym też czas stanął na 13:50.
Na spokojny czas czekania na Nowe przygotowaliśmy sobie seans filmowy, złożony z filmów w oryginalnej wersji językowej czyli po rosyjsku. Niestety tylko pożyczone. DVD chyba nie padnie?
wszystkiego dobrego w nowym roku ale przede wszystkim zdrowia !!!
OdpowiedzUsuńMadziu - Dobry Duchu! Zdrowie - patrz, ja kwartał choruję i już się przyzwyczaiłam do tego! A to najważniejsze! Dzięki!!!!
OdpowiedzUsuńLauro miła! Nie zaprzeczysz, bom Ci udowodniła tą matematykę zżynaną od innych przez lata!
OdpowiedzUsuńpięknie opisałaś niegdysiejsze święta, podobne do moich nieco.
OdpowiedzUsuńmnie się też upodobania prezentowe pozmieniały. z tym, że ja zapytana o sugestie nie potrafiłam nic wymyślić (poza drutami:)) - czy to znaczy, że niczego mi nie trzeba? chyba tak... mam wszystko co najważniejsze, co się liczy w życiu.
wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku:)
U mnie też 6 grudnia przychodził Święty Mikołaj, a prezenty pod choinkę przynosiło Dzieciątko :). Pięknie napisałaś o świętach i prezentach. Dla mnie zawsze najbardziej liczyły się te prezenty od serca i wcale nie musiały być drogie (chociaż znam takich dla których w prezencie najbardziej liczy się jego wysoka cena).
OdpowiedzUsuńPrezenty dostałaś cudne! Teraz pozostaje mi tylko życzyć Ci dużo, dużo zdrowia, energii do działania i weny twórczej, żebyś mogła w pełni je wykorzystać :).
Wszystkiego co najlepsze w 2011 roku!
Laurce to może ja kalkulator sprawię? Bo ona rzeczywiście błędy popełnia straszne - dodawać nie umie i ilość motków jej się non stop myli! Zawsze jest za dużo!
OdpowiedzUsuńNo biznesłumen tak nie może, nijak.
Anuś.
Pięknie napisałaś i tak... dusznie:)
Aż się mię oko zwilżyło.
Niech ten rok następny będzie spokojniejszy dla Ciebie, a to w tym się zdarzyło niech w pamięci zostanie jako to, co nie zabije, a wzmocni.
Truizmy, wiem, wybaczyć musisz.
Ściskam najcieplej jak umiem!
Cieszę się, że tu się za Laurką przyszwendałam, teraz masz przesraniutkie, będzie mnie trudno stąd wywalić, ja się lubię chichrać, a i popłakać razem też mogę.
Buziaki!
Tabajka - rozwaliłaś mnie.
OdpowiedzUsuńDoszczętnie.
Do pięt Ci nie dorastam...
Dorotko - jużem się ogarnęła, już łzy przy cebuli ostatnie poszły, trzeba żyć, cieszyć się tym co jest, marzyć, kochać i zawsze mieć wiarę i nadzieję.
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się okrutnie przy paczce od Agaty, poryczałam, dotarło do mnie jak ja wielu Wspaniałych Ludzi mam, znam, potrzebuję!
I jak mi z tym dobrze!
Tabajko - ja też nie potrafię tak od razu powiedzieć czego mi trzeba.... i nic i wszystkiego. Zawsze długo zastanawiam się nad odpowiedzią. Dziś kapci. Moje skórzane klapki zielone łypią na mnie oderwaną podeszwą. :)
OdpowiedzUsuńFrasiu - w tym wszystkim największy sens, by umieć i dawać i brać. Docenić nieporadność i załagodzić nietrafienie. Nauczyć się prostej radości z wszystkiego. Wszystko jest ważne. I też nie martwić się, gdy nasz prezent okaże się nie najszczęśliwszy. Dawać z dobrą energią, ze szczerością i brać z entuzjazmem. To siłą i naszą energią się tak naprawdę dzielimy.
OdpowiedzUsuńMasz! Tylko czasem pewnie masz i dość, no ale ja się z tym nie liczę, a co mi tam, Kraków daleko! Nie nastukasz tak od razu!
OdpowiedzUsuńAle cudnie napisane Aneczko...tak po Twojemu...że i uśmiechnąć się można i łezkę z oka ukradkiem obetrzeć...:)Dziękując za ten kolejny, wspólny roczek blogowy...i Tobie Aniu życzę tego wszystkiego, co to na czerwono podkreślone...a nawet jeszcze więcej...!!!Szczęśliwego Nowego Roku:)))
OdpowiedzUsuńNo masz Laurka, masz i mieć będziesz:)
OdpowiedzUsuńJak Stwórca takie kombinacje z ludźmi robi i ich na siebie napuszcza to ma jakiś tajemny cel - ja Go znam z tej strony:)))
A ludzie zapadają w serce - i świat się robi przyjaźniejszy i cieplejszy...
Do Krakowa mam 4,5 h autostradą:)
Do Wrocka 2 godziny.
Dopadnę gadziny, dopadnę, jak nic:)))
...nie wierzycie? Do Wiolki pińcet kilometrów jechałam w śniegu kopnym i mrozie wściekłym.
Was też znajdę:)))
Wróciły wspomnienia! Dziękuję! Zobaczyłam siebie z nosem przy szybkie sklepu "Szwarc - mydło - powidło" . Dziś jest inaczej, ale cieszy mnie każda tamtejsza i każda dzisiejsza chwila.
OdpowiedzUsuńNie chcę innego życia,cieszy mnie, że mogę do Was zaglądać, że mogę czytać Twoje zmagania z życiem.
Na Nowy Rok wysyłam Ci kosz dobry myśli, przyczepę zdrowia i cały pociąg śmiechu. Niech Ci będzie dobrze!
Dora...Dora toż przecież ja mam ten sam pomysł. Zjedzmy się gdzieś- podziergajmy wspolnie przez weekend,upijmy się, zagadajmy życie :)
i mnie oko zwilgotniało - piękne czasy Aniu opisujesz. Jakoś prościej było, albo my mniejsi i świat był mniej skomplikowany dawnymi laty.
OdpowiedzUsuńJedno się nie zmienia: ludzi bliskich sercu potrzeba zawsze. Jak to Dorothea napisała Pan Bóg robi kombinacje takie z ludźmi, napuszcza ich i trafiają na siebie w tym mrowisku bytów, trzymają się blisko bo trzeba im siebie nawzajem, dzielić się energią.
Aniu życzę Ci Kochanie dobrych ludzi wokół Ciebie, wspierających i uśmiechniętych, ciepła i zrozumienia. A za rok spotkajmy się w tym samym gronie i znowu życzmy sobie Do Siego Roku!
Bardzo ciekawie to opisałaś i jak zawsze z takim charakterystycznym dla CIebie "jajem". Bo to, żeś kobieta z "jajkami" to pewne. Pewnie dlatego, tak tu zaglądam i zaczynam się zadomawiać. My z bratem zbieraliśmy makulaturę i kupowaliśmy rodzicom prezenty. Dzisiaj już Ich nie ma, za to są moje o Nich cudowne wspomnienia. Aniu u nas w Poznaniu po kolacji wigilijnej przychodzi Gwiazdor.
OdpowiedzUsuńEch, jeszcze w starym roku przepraszam Cię, za moj chyba głupi żart z lodówką. Gdybyś mieszkała bliżej, podesłałabym Ci cudotwórcę lodowkowego. Przedłużył mojej dziurawej lodówce żywot, bez kosztownej wymiany rurek.
Życzę CI byś w Nowym Roku była zdrowa, szczęśliwa i obyś dalej prowadziła tego fajnego bloga.
Kankanko, lubię Cię czytać :) Jakoś tak mi lepiej zaraz...
OdpowiedzUsuńTrwaj, Kochana, w Nowym Roku, bądź sobą, bo dobrze, że jesteś.
Ewo - to mnie szczęście spotkało, że na Takie zjawiska trafiłam, jednym z nich jesteś Ty.Najlepszego!
OdpowiedzUsuńDorotko i Basiu - to chyba bardzo dobry pomysł, niech no dziecina za mąż idzie to mi pokój zluzuje, a ja tam już pokój zabaw urządzę!
Aniu - chyba drobiazgi nam w pamięć zapadają, ale wraz z nimi ta pozytywna energia. Za żadne pieniądze nie kupimy sympatii, ciepła, zrozumienia.
Aniurozello - Moja kochana! Twój pomysł pomocy przyjęłam, z wielką wdzięcznością. Za co ty przepraszasz? Za pomoc????
Kiedy na bieżąco o tym mówiłam najbliższemu z niedowierzaniem kręcił głową i pytał: Skąd ty masz TAKIE koleżanki????
Bo on tego bloga nie czyta i nic nie wie, tylko jak mu opowiem to w temacie.
Eguniu, takie miłe słowa..... aż ciepło na duszy. Będę trwać ile mi dane. Za bary się wezmę z tym co naprzeciw. Ja przecież z tych siłaczek :)
Aniu pisałaś o tym, że masz plus w lodówce tzn +8 a ja zamiast współczuć, to trochę jak w tragifarsie, rozbawiłam się bo skojarzyłam sobie w tych mrozach, ze masz tam wiosnę. I za ten durny żart CIę przepraszam. Należę do takich osób, ktore na wszystko patrzą z przymróżeniem oka i obracają w żart. Nie mniej zdarza się, ze ludzie nie do końca mają podobne poczucie humoru. Cieszę się, że nie masz do mnie żalu o tą głupotkę.
OdpowiedzUsuńPoczytałam, powspominałam, i stwierdziłam teraz też pięknie... ale wtedy, och młoda byłam.
OdpowiedzUsuńCoś na koniec roku tęsknota za młodością mnie wzięła.Ale wszystkiego nie można mieć.
Ważne jest tu i teraz;-)))
Życzę Ci by marzenia się spełniały... tak po troszeczku, tak po kolei... by zawsze było o czym marzyć ;-)))
Kciuki za naprawę lodówki trzymam od samego rana! Mam nadzieję, że pomoże, bo że nie zaszkodzi tego jestem pewna ;)).
OdpowiedzUsuńSeans filmowy się udał? "Lecą żurawie" oglądałam dawno temu i bardzo mi się ten film podobał. Ciekawa jestem jak bym go teraz odebrała.
Aniu - jeszcze raz życzę Ci wszystkiego co najlepsze, zdrowia przede wszystkim, spokoju wewnętrznego, uśmiechu na co dzień, spełnienia marzeń, pieniędzy w ilości wystarczającej na wszystkie potrzeby (także te włóczkowe i szmatkowe) oraz wielu radosnych przeżyć!!!
Dorota - jak już tak będziesz gnała tą autostradą do Krakowa, to może zatrzymasz się na chwilę w Katowicach? Są na trasie, a ja mieszkam całkiem niedaleko od autostrady :). Albo jeszcze lepiej - weź mnie ze sobą do Laury, może mnie nie wyrzuci ;)). W razie czego mogę pozwiedzać miasto ;)).
A tak w ogóle, to pomysł Basi na zorganizowanie spotkania baardzo mi się podoba :)
Najlepsze życzenia na Nowy Rok przesyłam i spełnienia marzeń, tylko nie wszystkich, zostaw se cos na nastepne lata:))Okazuje się, że ja też niczego nie potrzebuję:)mam to co najważniejsze i tylko zdrowia dla mnie i najbliższych nigdy za wiele....:)))
OdpowiedzUsuńAniu, ja to się kiedyś nadużyci dopuszczę, wydrukuję Cie jak nic i puszczę te Twoje opowieści w świat :-)
OdpowiedzUsuńPamiętam takie święta, ale teraz już prezenty kupuję. I sama nie wiem kto ma większa frajdę, ja czy obdarowywani ;-)
Aniu, dobrego roku, ciepłego, nie wiem, czy spokojnego, tak troszkę, ale wrażeń tych dobrych też...
Ściskam ciepło i do jutra pewnie, co? :-))) Bo jutro przecież zwykły dzień...
Aniu - wszystkiego najlepszego na cały nowy rok, mnóstwa pomysłów :)Zdrowia i radości i nieustającego uśmiechu :)
OdpowiedzUsuńOj Kochana... Poruszylaś bardzo ważną strunę wspomnień... Oj biednie było ale zawsze wesoło. Pamietam jak dziecieciem będąc podarowałam Mamie szczoteczkę do paznokci bo tylko na tyle starczyło mi pieniedzy. Miałam moze z 7 lat.
OdpowiedzUsuńCo do sptkania to jeśli by bylo, to proszę nie zapomnijcie o mnie ;) Czuję się z Wami tak, jak z bliskimi przyjaciółkami, które choć daleko, zawsze maja czas pogadać 9dzieki notkom na Waszych blogach)
Pozdrawiam! I życzę Ci wszystkiego dobrego w Nowym 2011 roku! Przede Wszyskim mnóstwo uśmiechu i radości życia! No i zdrowia ofkors!
2011=2+0+1+1=4. To bardzo dobra liczba. Kankanko na Nowy Rok życzę Ci aby meandry życia nie były zbyt koliste, zdrowia w szczególności, mądrości kobiecej i uśmiechu pomimo wszystko.
OdpowiedzUsuńTrza zrobić ten zlot - jak nic trza! O matko, ależ by się działo! Ja nawet wiem, kto ma w tym kierunku zdolności i doświadczenie:)
OdpowiedzUsuńTrzeba zacząć myśleć i snuć plany i dobre miejsce wykombinować, coby nikt za daleko nie miał:)))
Frasiu - moją wizytę masz jak w banku, to tylko kwestia czasu. To w Twoim mieście byłam w święta - bliziutko autostrady:)))
Zabrali mi też internet na jakiś czas to sobie poszłam po kapcie na obcasiku z puszkiem na czubku wiśniowe. A wracając nabyłam za 10 zł zegarek marki Witjaź, z CCCP na chodzie! Mechaniczny, z budzikiem!
OdpowiedzUsuńKochane:
Aniurozello - Twoje słowa jak najbardziej mnie ucieszyły, wiosna to sam pozytyw! A dobre słowo to pomoc! Jak u Pollyanny mi się zrobiło!
Basiu - mnie się te skromniutkie prezenty bardzo podobały, i to że tak się z bratem zmawiałam i pilnowałam, żeby on swojej doli nie przejadł w cukierni. Ale nas czas miniony nie dotyczy!My się nie starzejemy!
Frasiu - chyba pomaga, bo jak wróciłam z zakupów PAN MAGIK już działał. Podobno życie wraca lodówce. Ale jeszcze trzymaj!
Frasiu, trzeba Cię koniecznie na trasie złapać!
Anust - tego czego pragniesz Ci życzę, ale pozwól, że dołożę jeszcze służbę, boa z piórek, latający dywan i perfumerię świata!
Lilko - rok pełen wrażeń, ale przynajmniej szybko zleciał. Dla mnie najważniejsze, że najbliżsi zdrowi, że nikt się nie kłócił, że są plany i nie ma wśród nas tak na stałe depresji. A nie można żyć tylko jak w bajce, po to aby docenić spokojny, bez wrzawy dzień. Doceniłam zdrowie.... teraz wiem jakie to ważne, doceniłam wiele rzeczy na pozór błahych
Zula - dziękuję! Tobie też słonko miłego Nowego Roku!
Susan - bywa że mi dzień rozjaśniasz, taka bliska i wcale nie daleko!
Kryniu - nie znam się na liczbach, one mi się z kolorami kojarzą, np żółty to 2, pomarańczowy 3, 4 to dla mnie niebieski, 7 zielony, 6 to jasny brąz, 5 to czerwony itd.
Podobno mi dobrze w niebieskim to mam nadzieję na wspaniały rok!
Dziękuję za pozdrowienia w mailu, bardzo bardzo!
A teraz łubudu: LODÓWKA DZIAŁA!!!!!!
OdpowiedzUsuńno to bomba z ta lodówka:))
OdpowiedzUsuńa prezenty super:))
Bingo! I niech działa jak najdłużej, ciepło ma się zrobić!
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno, mocno bardzo!:***
Ale się cieszę, naprawdę.
OdpowiedzUsuńPomalutku rozgaszczam się w tej mojej komorze chłodu. Zaraz pożyczkę opróżnię i wystawi małżonek szanowny znów na widok publiczny.
OdpowiedzUsuńPiesio dostał dziś całe prawie nadzienie z kaczęcia, więc szczęśliwy i okrągły, kot Behemot też pojadł, to znak, że jeszcze dobre było.
Bardzo jestem rada.
To się nazywa dobrze zakończyć rok :-) Super!
OdpowiedzUsuńA tak między nami - to najbardziej dziś mnie ucieszyły.... nowe wiśniowe paputki na koturnie i z puszkiem na czubku!!! Walnięta jestem!
OdpowiedzUsuńUff, no to mogę rozprostować palce! Cieszę się, że lodówka po reanimacji działa i niech działa jak najdłużej!
OdpowiedzUsuńJa nawet dodeptam do tej autostrady, w takie miejsce gdzie można się zatrzymać, bylebyście tylko mnie zabrały ze sobą :)))
Dorota - trzymam za słowo!!! Bo tego, że będziesz tu częściej przyjeżdżać jestem pewna (po lekturze Twojego bloga) :)))
Aniu - wcale nie jesteś walnięta! Też bym się z takich paputków ucieszyła :)).
OdpowiedzUsuńJa przed chwilą wzięłam sobie długą, relaksującą kąpiel i .... myślałam o Was. Głupie? Może, ale za to jakie przyjemne :))
Lodówka działa, paputki śliczne na poprawę humoru są, super zakończenie roku :) Szampańskiej zabawy życzę :)
OdpowiedzUsuńFrasiu - pod te paputki wytarzałam się w błocie marokańskim i teraz czekam tylko na wolny piekarnik, to coś tym moim gadom upiekę. I też moje myśli ciepłe polecą do Was!
OdpowiedzUsuńMatko jedyna - błoto marokańskie... i kriokomora czynna...
OdpowiedzUsuńI paputki... i zasmażka!
U mnie krokiety SIĘ robią, ciasto SIĘ piecze, przede mną jeszcze muffinki, bo wszyscy lubią ciepłe.
Chłopom nakupiłam amunicji - ale się będzie działoooo!
przyjemnie bylo mi poczytac tego posta taki wlasnie normalny po ludzku jak to w zyciu bywaloi od razu pruypomnialy mi sie moje siewta z dziecinstwa i prezenty i mokolaje, ktorych nie moglam zrozumiec czemu jeden mikolaj wyglada jak mikolaj a inny jak biskup :)sama juz nie robie prezentow bo czlowiek im starszy tym mniej jednak ma zapotrzebowan,a mlodziesz juz niczego nie oczekuje bo sama wszystko moze sobie kupic wiec co podarowac, nigdy nie wiem. Wszystkiego naj,naj w nowym roku :) :) :) :)
OdpowiedzUsuńJadziu, teraz czas uczyć młodszych, że ze wszystkiego trzeba się cieszyć. Jest jak jest. Nie nastawiajmy się sami na bógwieco, ucieszyć może wszystko, pod warunkiem, że będziemy o tym mowić i w rozmaitych zakresach cenowych. A jeśli uda się nam akurat utrafić z prezentem w cudze pragnienia - oj, to zazdrościć można tylko!
OdpowiedzUsuńMama Susan pewnie bardzo się cieszyła ze szczoteczki do rąk. Tak jak i moja z plastikowego grzebienia w pomarańczowym kolorze!
Spokojnego i lepszego roku Aniu życzę!
OdpowiedzUsuńpięknie to pani napisała
OdpowiedzUsuńDziękuję za przemiłe słowa.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego w nowym roku
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Cudownie się to czytało, aż cieplej na serduszku od razu:)) Też kiedyś kupowałam rodzicom takie prezenty: mamie perfumik "Być może", a tacie, tradycyjnie, pędzel do golenia:))))
OdpowiedzUsuńW Nowym Roku życzę Ci wszystkiego co dobre, niech Ci się szczęści!!
Ja dostałam w tym roku od męża wyrzynarkę do drewna. Nie jest to tani prezent ale jakże upragniony. Jest to rzecz z serii "ale właściwie po co ci to?" Ale zawsze chciałam posiadać taki sprzęt; choć nigdy bym "na trzeźwo" go nie kupiła.
OdpowiedzUsuńAniu, pięknie piszesz o prezentach. Moim zdaniem w każdym prezencie jest wiele miłości i serca tylko trzeba chcieć to zobaczyć: niezależnie czy to kalesony, skrzypce czy pędzel do golenia.
Pozdrawiam Noworocznie, Dorota
Aniu, wyślij mi na maila te dobre blogi do czytania, bo zapomniałam czego mam szukać, i o Tildach też
OdpowiedzUsuńzeskleroziała Gackowa
Hi, Friend
OdpowiedzUsuńI wish you a fantastic 2011. Let it be a year of many accomplishments and dreams fulfilled.
Thank you for your friendship and affection,
Kisses
Sandra Coatti
Sandra - gracias!
OdpowiedzUsuńOmijałam szerokim łukiem blogi gdzie rzecz była o prezentach.W tym roku Mikołaj zawitał tylko do najmłodszego Wojtka - kapa uszyta przez Agatkę (agajaw).Zaglądam teraz, jak fala chwalenia już minęła.I gratuluję. Może za rok i u nas coś się zmieni?
OdpowiedzUsuńElu, na pewno!
OdpowiedzUsuńCzasem tak bywa. Czasem coś później znienacka wpada.