Córka zafundowała mi badanie Usg piersi, bo widzi, że matka odsuwa od siebie każde wizyty u lekarzy. Umówiła mnie podstępnie na 17, opłaciwszy wizytę.
Cóż miałam robić, miast wylegiwania się w leżaku, poogarniałam dom, zrobiłam żarcie i leniwie spędzałam czas do wizyty w domu.
Moją uwagę zwróciła koło 15 dyndająca folia czy szmata na ścianie przeciwległego budynku.
Nawet pomyślałam, że niezły straszak na sroki, które lubią tam atakować gołębie. Dość daleko, ja ślepawa, lornetki nie znalazłam.
Pół godziny później, dyndająca szmata jakby sama fruwała, wiatr był dzisiaj przedburzowy więc dalej byłam spokojna. Przed samą czwartą wyjęłam aparat i szybko zrobiłam zdjęcie.
Zadzwoniłam do męża, aby natychmiast jechał do domu ratować ptaka, ten wysłuchawszy oświadczył, że bardzo chętnie, ale nie zdąży bo stoi w korku na drugim końcu miasta.
Synusia babcia porwała do skopania działki, córcia na wykładach. Ja na wizytę, a lekarz daleko.
Zbiegłam do sąsiadki na dół, opiekunki naszych kamienicznych kotów, ta poradziła aby wezwać straż.
Wydało mi się to zbyt naciągane, ja po prostu chciałam dostać się do tego domu, powiadomić ludzi, którzy mają tam okno i z dachu ściągnąć biedaka. Domofon w tej bramie nie działa i mieszkańcy po prostu mają warownię. Nikogo też tam nie znam.
Zanim wytłumaczyłabym straży pożarnej minęłaby moja pora lekarza.
Zbiegłam więc już ponownie na dół i nagle zobaczyłam wóz policji stojący przy pobliskim barze, chłopaki zrobili sobie przerwę obiadową, więc niewiele myśląc wetknęłam przez okno łeb i najbliższemu policjantowi chlipiącemu śmietanę z sałaty podetkałam aparat ze zdjęciami.
Zdziwiony słuchał jak terkotałam, że ja wiem, że to osraniec, że ja wiem, że oni nie od tego, że policja do wyższych celów ale cel wisi wysoko - bo na wysokości 15-17 metrów, i że ja wiem jak na te dachy się wchodzi i na końcu tej paplaniny, że ja nie mam kogo o pomoc prosić. I że gdybym miała te pół godziny zapasu to bym tam wlazła.
Panowie popatrzyli na mnie i widząc determinację, wycierając śmietanę z kącików ust powiedzieli w końcu, że to załatwią. Jeden z nich na moje : "A może uważacie panowie , że nie warto, to ja pobiegnę dalej szukać pomocy?" - WARTO!
Uff! Podziękowałam i pognałam do lekarza. Tam usłyszałam, że jest wszystko ok. i biegiem pędziłam do domu, po to aby zobaczyć co z moim ptaszkiem.
Kiedy pojawiłam się na swojej ulicy i zobaczyłam brak sznurka z balastem na końcu poczułam się przeszczęśliwa! Mam nadzieję, że ptak przeżył i nie doznał większych obrażeń, według mnie wisiał tak ok 2 godzin.
Bardzo dziękuję!
Brawo :D
OdpowiedzUsuńbrawo i odemnie
OdpowiedzUsuńno to jeszcze jedno uratowane zyjatko
OdpowiedzUsuńja dwa dni twmu wyciągałam z dołu przygotowanego na posadzenie drzewka
jaszczurkę. Niestety musiałam ja wykopać bo biedactwo nie rozumiało ,że ją ratujemy.
Jedno co moge powiedzieć - była wyjątkowo gruba.
Dzielną Kobietą jesteś! I do tego zdrową, co nie mnej ważne :)
OdpowiedzUsuńWywiad środowiskowy przeprowadzony na spacerze z psem wykazał, ze policja wlazła do mieszkania na górze i przez okno jeden z nich wyszedł, delikatnie go oswobodził ze sznurka (całe szczęście że nie z żyłki, bo ptak byłby w złym stanie), potem wypuścił go z ręki i gadzina sfrunęła samodzielnie na niższy dach. Podobno stali jeszcze chwilę i obserwowali czy ptak jest sprawny. A poza tym zostały usunięte wszystkie sznurki, linki, stare anteny z tego dachu, osobiście widziałam kupkę zrzuconą z dachu na podwórko.
OdpowiedzUsuńPewnie ten gołąbek za chwil parę obrobi mi dach samochodu, ale niech tam, umyje się.
ja też dziękuję wrocławskiej policji :-) I Tobie, że opowiedziałaś. I Opatrzności, ze badanie OK.
OdpowiedzUsuńten gołąb miał wyjątkowe szczęście, wielkie brawa dla wrocławskich policjantów
OdpowiedzUsuńtak samo wielkie brawa dla córki, która znalazła sposób na mamusię :)