Po dwóch dniach rozmów i selekcji (jak to brzmi), moja Pani Dyrektor zajrzała do mnie i powiedziała, że z całego naboru ma cztery osoby i ponieważ ta pracownica będzie podlegać bezpośrednio działowi ksiegowości, mam przeprowadzić z nimi ostateczne rozmowy kwalifikacyjne i wybrać jedną.
Zwykle to ja stawałam do takich rozmów, nigdy się nie bałam ani stresowałam, niemniej jednak zawsze niewielki niepokój przebiega przez człowieka.
Rozmowy zaczynały sie od 11, co pół godziny. Przyszłam więc tego dnia ubrana godnie i statecznie, ale nie za surowo. Nie chciałam odstraszać powagą ubioru kandydatek.
Witałam się z każdą z pań serdecznym uściskiem dłoni i przedstawieniem z imienia i nazwiska. Od razu wyczuwałam stan napięcia u tych osób. Poznać to można było po stopniu uścisku, wilgotności dłoni, miotaniu się na krześle i nerwowym poprawianiu odzieży.
Mam wesołe usposobienie, więc szybko po paru zdaniach mogłam przejść już z ośmieloną panią na rozmowę, która pozwoliłaby mi na właściwy wybór.
Każdej zadawałam inne pytania, każda prezentowała inny typ charakterologiczny.
Pierwsza, zabiedzona dziewczyna ze zmartwieniem wyrytym na twarzy, znajomość tematu na 6+, ma pracę, chce ją zmienić, ma dzieci (u nas to plus) już odchowane. Deklaruje wierność i nieopuszczenie firmy aż po grób. Pytam ją czy lubi ludzi, odpowiada, że czasem ją klienci denerwują, ale im tego nie pokaże. Pytam, czy potrafi zacząć trzy zajęcia równocześnie i każde ukończyć we właściwym czasie. Odpowiada, że jest to niewykonalne. "Bo proszę pani w księgowości to się trzeba skupić". No tak, ale czy ja jestem od tłumaczenia, że klient jest podstawą, że jeśli chce odpowiedzi, mamy mu jej udzielić w najszybszym czasie. Jego nie interesuje, czy księguję banki czy kosztówkę i chciałabym chwilę pomyśleć. Ale to nic, dziewczynę biorę bardzo poważnie pod uwagę.
Druga. Pani po czterdziestce, zadbana, rasowa kobieta z klasą. Wróciła z Dublinu. Nie pytam co robiła, tylko czy cieszy się z powrotu do kraju. Czy widzi jakieś zmiany na lepsze, czy dostrzega szanse dla siebie.
Odpowiada mi: " Nie, nie zarobiłam aż tylu pieniędzy aby założyć własną firmę". Cokolwiek nie na temat, ale chwytam ją na rozmowę o przyszłości. Wynika z naszej rozmowy, że pani będzie dążyć do samorozwoju i spodziewanego awansu na głównego księgowego. Sprowadzam ją na ziemię stwierdzeniem, że będzie układać dokumenty według określonych procedur i wychwytywać nieścisłości, początkowo dam jej do wprowadzania daty odbioru korekt do programu i stopniowo przysłuży się w windykacji weryfikując rozrachunki.Pani pyta: "To ja mam dekretować, tak?" Pytam, na jakich programach księgowych pracowała - mówi, że na worldzie i maila potrafi napisać, a nawet odebrać.
Mam odczucie, że zrobimy jej krzywdę, zatrudniając ją u siebie, bo przecież pani poniży się taka pracą, a mi zabraknie czasu na tłumaczenie oczywistości.
Trzecia pani, z nią wszystko w porządku, lubi pracować (tylko mąż jej nie pozwalał), kocha ludzi, cały świat, jak klient plunie na głowę powie, że deszcz pada. Do rany przyłóż? Na Boga, trzeba mieć w tym wszystkim szacunek dla siebie samej!
Pytam, co zrobi jak jej dziecko zachoruje z samego rana i to powiedzmy nie będzie katarek. Pani odpowiada, że zaraz da babci pod opiekę. Na moje pytanie dlaczego nie pójdzie do lekarza, wszak każda została poinformowana o urlopach, urlopach na żądanie, opiekach na dzieci - mówi, że praca jest najważniejsza. Głupia. Odhaczam ją ponieważ nie stała się matką.
Ostatnie spotkanie, pani czekała dość długo na mnie, ale kilkakrotnie przechodziłam przez dział sprzedaży i widziałam jej uśmiechniętą buzię.
Tym razem spytałam o pracę wyszczególnionę w jej CV, szczegółowo opowiedziała jaki miała zakres obowiązków, co lubiała a czego nie. Umiała wskazać niedociągłości i sukcesy.
Zapytałam, czy w okresach między poszczególnymi zatrudnieniami przebywała na bezrobociu, potwierdziła skinieniem głowy, ale zaraz szybko podniosła na mnie oczy i wydusiła, że miała pracę, ale nieudokumentowaną. Wymienia: pracownik produkcji, ekspedientka, fakturzystkai i .... tu się zawstydziła..... nawet sprzątaczką byłam.
Pytam czy kiedykolwiek pracowała na programie księgowym. Szczerze odpowiada, że nie. Do fakturowania miała jakiś prosty program, a księgowość była w biurze rachunkowym. Uśmiechnięta powiedziałam do niej, że to plus - bo jak pozna nasz, to nie będzie mi marudzić, że szczegółowy, zagmatwany, za wolny i do niczego, bo nie będzie miała porównań.
Na pytanie, jak może nawet w tej chwili rozładować napiętą sytuację, gdyby któryś z klientów zaczął zbyt nerwowo domagać się pośpiechu w jego obsłudze, uśmiechnięta odpowiada pytaniem: A czy ja mu mogę kawę zaproponować?
Możesz, możesz, możesz. Masz głowę na karku. Wygrałaś, bo nie wstydziłaś się przyznać, że pracowałaś na różnych stanowiskach, a każda praca uczy. Jesteś opanowana i wiesz co możesz zrobić. Poprosiłaś o umożliwienie ci popracowania przed przyjęciem do pracy ( jedyna na wszystkie osoby), bo chcesz od pierwszego dnia być użyteczna, wiesz jakie bedziesz miała obowiązki na tym stanowisku i nie bujasz w obłokach. Byłaś uśmiechnięta, twój ubiór było odpowiedni, makijaż dyskretny i dlatego masz tą pracę. Dowiesz się o tym w poniedziałek. Trzymam kciuki i będę ci pomagać.
:))))
OdpowiedzUsuńwiem jak trudną decyzję musiałaś podjąć
Być może mój wybór nie jest trafny, za niesolidność tej osoby ja będę miała zmyty łeb, mam jeszcze weekend na ostateczny krok. I denerwuję się prawie tak jak i one.
OdpowiedzUsuńAniu, poczułaś od pierwszego momentu 'miętę' i myślę że powinnaś kierować się swoimi odczuciami. Nawet jeśli będziesz miała 'mycie głowy' to mam wrażenie że nie będziesz sama ze swoim kłopotem. Do przodu - nie bój się!
OdpowiedzUsuńBędzie dobrze.
OdpowiedzUsuń