Też nie wiem z jakiego okresu pochodzi i skąd.
Sama w rodzinnym domu takich kap nie miałam, jedynie na wsi moje Dziadostwo nakrywało na dzień łoża małżeńskie podobnymi, jednak w ciemniejszej kolorystyce.
Ta - jest z bawełny, wzór jest utkany nitkami wątku, osnowa jest naturalna i ciemnoszara plus jasnożółta nitka cienka, jak maszynowa do szycia.
Wątek zmienia się pasowo i jest w kolorach. Frędzle powstały z osnowy i wątku.
Strona prawa:
Na tym zdjęciu widać jaki wpływ na wzór ma wątek i z jakich kolorów jest ułożony wzór:
Lewa też mi się podoba i nie ma znaczenia większego którą stroną ją ułożę :)
Jest to narzuta awaryjna, służy gdy jednolita ufarbowana przeze mnie narzuta z Ikei jest upaprana i trafia do prania.
Czasem służy jako nakrycie rozgrzebanej robótki szyciowej, gdy mam podejrzenie, że koty koniecznie muszą udeptać jakiś patchworek i uświnić sierścią.
Kapa jest najwygodniejsza z posiadanych nakryć wyrek.
Nie roluje się, nie spływa sama z siebie pod tyłkiem na podłogę, wzorki nie ujawniają szybko drobnych plamek, nie trzeba prasować, łatwo dochodzi do formy w praniu.
Nie pasuje mi za bardzo ze względu na obfitość wzorów, bo ja lubię gdy pomieszczenie kolor barwi a nie wzór, ale ona jest po prostu sympatyczna!
No i nikt jej nie chciał, bo mało nowoczesna, a mnie znów było żal sieroty ze strychu :)
Bardzo ciekawy wzór :) ważne się przydaje i nie jest na śmietniku :)
OdpowiedzUsuńAniu jeśli masz ochotę zapraszam do mnie po wyróżnienie :) :*
Awaryjna! Dla mnie jest "kamieniczna" - miejska, no i bardzo urokliwa :)
OdpowiedzUsuńNa tej jasnej stronie jest piękna , bardzo piękna.
OdpowiedzUsuńpasowałaby to takiego wnętrza z jasnymi, białymi meblami, etażerkami, komódkami.... żeby wzór kapy był jedyny, lub jednym z niewielu wzorów w otoczeniu..... też takie kapy widywałam np przybite na ścianach przy łóżkach....
OdpowiedzUsuńMnie się bardzo podoba. Widywałam podobne, ale w obcych domach więc niedostępne były dla mnie. Moja babcia (mamina) też miała na na "dziadowskie" łoże kapy tkane (dwuosnowówki). Kolory szary i niebieski (jak ceramika alzacka z Salzglasur), ale w licznych mych przeprowadzkach zniknęły gdzieś po drodze. Teraz byłyby jak znalazł. Babcia ze strony ojca miała dla odmiany piękne białe, tkane kapy z Ameryki, przywiezione jeszcze przed I wojną światową do Polski przez prababcię (bo u mnie było na odwrót - z Galicj wszyscy do Ameryki płynęli, a moi z Ameryki do Galicji). Miałam jedną z tych kap u siebie długo, ale zaczęła się rozpadać i pozbyłam się jej, a mogłam choć kawałek zachować dla potomności. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKapa sama w sobie miła, może się jeszcze odnajdzie dekoracyjnie ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda każdego kawałka starych rzeczy, zawsze chociaż fragment może posłużyć do uszycia poduchy, torby.
Widziałam takie motywy wypełnione dodatkowo haftem, koralikami.
Czasem warto przemyśleć. Ale też miejsce trzeba mieć.
aniu toz to pieknosc nad pieknosciami.niedziwie sie ze uratowalas biadaka.cudo.choc do tego ze nie mozna zagracac tez sie sklaniam. ale niestety nie stosuje sie do tego hehehe
OdpowiedzUsuńpodobnie wykonaną miała moja mama (tonacja niebieskości i szarości) kupiona gdzieś w latach 80-tych chyba
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Konkato - to musiała być piękna!
OdpowiedzUsuńAaaaania,,,,ja pamiętam z dziecięctwa takie kapy!
OdpowiedzUsuńMiała je ciocia Jasia i siostra Zosia.....miała mieszkająca na przeciwko ciocia/babcia Honorka....I podnajmująca u niej pokój pani.....ups....jak ona się nazywała?????Nie pamiętam....
Normalnie...jakoś czas się zwolnił, Ania...
:))
Przecież ona jest ABSOLUTNIE CUDOWNAAAAA!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńMonia- czas tak gna, że może faktycznie trzeba go zwalniać takimi starociami :)))
OdpowiedzUsuńGooocha - też mi się sympatyczna zdaje, taka codzienna, mało problematyczna ;)