Moja zmywarka (bardzo kiepski egzemplarz zanussi - nie polecam wrogowi nawet!) ostatnio zaczeła przekładać jedzenie z talerzy na kubki i odwrotnie, w rezultacie wkładałam do niej już prawie czyste gary, aby wyjąć wypłukane i wysuszone.
Miesiąc temu odmówiłam karmić calgonitem darmozjada, zakupiłam Ludwika i sporą ilość gąbek i druciaków. Przez ten czas jednak w mikroskopijnej kuchence wiecznie pełno było garów: w komorze zlewozmywaka, na suszarce, na blacie stołu.
Dziwnie po umyciu ostatniego kubka pojawiało się 5 następnych. To takie właśnie cudowne rozmnożenie, bowiem każdy z domowników twierdzi uparcie, że on tylko jeden kubek, cały dzień, i jedna łyżeczka, i w ogóle czego ja chcę.
Moje polecenie było krótkie: widzisz trzy rzeczy w zlewozmywaku - umyj!
Wybierając się na urlop szybko skalkulowałam, ile czasu będę stać przy garach, pichcić obiadki (no bo wolne mam!!!!!) i jedynym rozsądnym wyjściem był zakup nowej. Co prawda mieliśmy inny cel (piec gazowy), ale póki co jest lato, łazienka nie zaczęta, zmywarka miała pierwszeństwo.
Jak już dzieje się od dawna w moim domu, takie techniczne zakupy robię ja.
Mam intuicję i wyczucie, sprzęt kupiony przeze mnie trwa i funkcjonuje latami.
To co kupił mąż najdalej na drugi dzień po gwarancji psuje sie tak, że trafia na złom.
W ten sposób zniknęły dwie pralki, parę żelazek i teraz zmywarka.
Auto, które sobie kupił rdza zjadła tuż przed końcem spłacania rat.
Moje - kupione na rok, jeździ już 9 lat i nie zanosi się na rychły zgon.
W związku z tym nazywa mnie wiedźmą i jako ekspert muszę kupować większe rzeczy.
Kiedyś w środku zimy rozszczelnił się kaloryfer u syna, w pobliskim markecie musiałam stanąć przy pryzmie grzejników i Panu Widłakowi pokazać, który egzemplarz ma wyjąć. Mąż zaczął się bać tych zakupów.
Wracajac do tematu, sprytnie przed urlopem, w sobotę zakupiłam nową zmywarkę, dobrą, made in Germany, z wieloma funkcjami, ładną. Panowie ze sklepu przywieźli w poniedziałek i tu katastrofa, moja połowica SAMA zaczeła podłączanie.
Oczywiście, nic nie jest w stanie zrobić sam, tzn potrafi, ale ja jestem potrzebna. Do wysłuchania: że ten pop...... hydraulik namieszał, że kur..... rurka nie tu, że po co to tutaj stoi jak nie ma miejsca, że mu sto szmat jest potrzebnych, i radio i lampka i pies po co tu wchodzi jak nie ma miejsca, i po co kocie miski na podłodze (bo pewnie u innych na czas przerwy w jedzeniu stoją w kredensie), dlaczego ludzie się drą oglądając mecz jak on chce trójki posłuchać, po co mi wyszywany właśnie spaniel, czy te koty nie pojdą spać, dlaczego...po co....na co....
A najlepsze jest w tym, że zawsze zabiera się za coś nieprzygotowany, nie przegląda zapasów gwintów, narzędzi, nie organizuje sobie pola bitwy.
Kiedy ja zaczynam szyć, sprzątam, wyciągam deskę do prasowania, organizuję zapas miejsca na blacie, ustalam kolejność. Natomiast moje szczęście zaczyna od zalania kuchni, wysłania w ostatniej chwili syna po zaślepkę, ściągnięcia od brata swoich narzędzi. A i zapomniałam, pierwsza jest drzemka. A czas rozpoczęcia prac to 17.
W rezultacie: mam bardzo ładnie umytą podłogę w kuchni, zwierzaki zległy koło mnie w pokoju umawiając się na wieczór z dietą. W przerwie przy Mistrzu i Małgorzacie udało mi się dokończyć spanielka.
Wszystkie blaty w kuchni (mikroskopijne) zawalone są garami i cudami z szafki pod zlewozmywakiem, stół w przedpokoju jest też zawalony narzędziami, blachami do ciast, taborecikiem i instrukcją obsługi nowej zmywarki Siemens.
Gary chyba umyję w wannie.
nic się nie martw mój wcale nie jest lepszy jak coś robi to tylko słysze przynieś to czy tamto jakby nie szło tego przygotować przed przystąpieniem do pracy w efekcie ja mam dużo sprzatania bo on zrobił swoje i poszedł no cóż czasem pewne rzeczy wolę zrobić sama
OdpowiedzUsuńa co do kupowania sprzętów to u mnie jest to samo jak coś trzeba to słyszę idź i kup ja się na tym nie znam więc idę i kupuję :-)
OdpowiedzUsuńJa też się wielu rzeczy właśnie nauczyłam z takiej konieczności, faceci lubią być chwaleni i pocieszani na każdym kroku, te bluzgi, które słyszę są wyrazem frustracji, że coś go przerasta i zawsze muszę go pocieszać, np to nic, że rozwalił ostatni dobry kafelek, zafuguje się, całkiem ładnie wyglada, a ten wazonik co zleciał to tak był brzydki, itp.
OdpowiedzUsuńCóś i u mnie podobnie. Tylko ja nie pozwalam instalować. Wołam kolesia z patentem.
OdpowiedzUsuńMoże polecisz mi zmywarkę, bo mąż chce kupić, a nie mam jeszcze bladego pojęcia jaką.
OdpowiedzUsuńDo tej pory jakoś się obywałam bez..........
Odnośnie marudzenia, to z moim są problemy innego typu - pedantyczna "panna" ( choć moje dzieci też z tego samego znaku, a wcale nie porządnickie), której wszystko przeszkadza i ciągle się wszystkiego i wszystkich czepia, ale sam nie sprzątnie ( ten zielony gryzący ze wściekłości)
I skad ja to znam? :-))
OdpowiedzUsuńTereniu, rzecz to jest niezbędna jeśli kobieta - Pani Domu ma inną optykę na świat i nie zamierza wpisać się w pamięc ludzką tylko jako sprzątająca. Ja mam liczną rodzinę, psa, dwa koty, pięć świnek morskich i chcąc kosztować innych z nimi przyjemności od lat chyba 6 miałam zmywarkę. Kiedyś był to zakup luksusowy, dzisiaj uważnie przestudiuj oferty z okolicy, niedawno w moim mieście była promocja obniżająca cenę o 22%, ja kupiłam w Saturnie korzystając z ulgi, którą wypracowała sobie moja córka studentka. Mizerota mojego mieszkania nie pozwala na zakup dużej 60, ale ta wąska 45 całkowicie mi wystarcza. Zwróć uwagę na Boscha i Siemensa, te dwie polecał kolega córki, kierownik tego działu. Najważniejsze parametry masz oznakowane literami ABCD, najlepsze to A, wszędzie ma być A (zużycie prądu, efekt mycia, zużycie wody itp). Duże są tańsze, ale ja jeszcze zwracam uwagę na kraj produkcji, sprzęt który kupuję jest wyprodukowany w Niemczech, mają doskonałe linie produkcyjne i osobiście nie dowierzam tym samym niby wyrobom ale z Polski.
OdpowiedzUsuńCo do serwisu, spokojnie - wszystkie duże marki mają siedziby w Polsce.
Dobra zmywarka wytrzymuje ponad 10-12 lat, nie wymaga napraw a jedynie konserwacji, środki do zmywania są i bardzo drogie (z opłaconymi reklamami) i bardzo tanie (Lidl), używałam i tych i tych, za każdym razem gary były wymyte (poza ostatnimi czasy ze starą zmywarką).
Ważne, aby było kilka tych programów od 45 st do min 65, w moim siemensie mam do 70 st. Czasem jest potrzeba szybkiego wyprania garów, np w czasie przyjęć rodzinnych, przydatny jest program skrócony (niestety prądo i wodożerny), stosowany okazjonalnie nie zrujnuje budżetu.
Reszta wodotrysków podnosi cenę i nie jest aż tak ważna, porządne mają czujnik braku soli i nabłyszczacza, ja z fanaberii mam dodatkowo licznik końca cyklu i ustawianie godziny rozpoczęcia mycia. W dużych zmywarkach przydatna jest opcja 1/2 wkładu, kiedy jest mało naczyń do umycia. To chyba najważniejsze szczegóły.
Widze Aniu, ze jestes oblatana w tych sprawach, mam wiec do Ciebie pytanie zwiazane z kuchenkami gazowymi. Od 13 lat mieszkam w Stanach i czasami nie nadarzam za nowym polskim slownictwem. Czy mozesz mi powiedziec co to jest termoobieg? Sama sie przymierzam do zakupu nowej kuchenki i w polskiej prasie naczytalam sie duzo dobrego o tego typu, ale co to jest? Serdeczne dzieki.........:-)
OdpowiedzUsuńBo chyba jestem facetem w tym moim domu :). A termoobieg to po prostu wymuszony sztucznie obieg ciepłego powietrza w piekarniku, co pozwala piec szybciej, równomiernie i nie ma potrzeby kombinowania z przykrywaniem np góry ciasta, aby się nie przypaliło, czy doświadczalnie sprawdzania od jakiej temperatury dół zaczyna się zwęglać. Rzecz niezbędna, kuchenka bez tego jest mało warta.
OdpowiedzUsuńAgatko, hmmm, to jakbym do wymiany żarówki wołała elektryka, on ma wszystko tam zamontowane przez fachmanów, musi tylko wpiąć wężyk i to ma być szczelne. Na szczęście nie będzie zrywać blatu, zmywarka chodzi, a że musi kupić inne węzyki i uszczelki, bo te poukręcał to i tak jak na jego głowę tragedia. Póki co nie mebluję jeszcze dołu szafki, a na jej spodzie leży sobie szmata i zbiera kropelki.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo, też preferuję sprzęt podanych marek, Saturna mamy w pobliżu .
OdpowiedzUsuńTeż zmieści mi się może tylko taka wąska, choć z przeróbkami w kuchni.
Jak już będę się rozglądała za zmywarką poczytam dokładnie opisy, ale sprawdzona opinia i uwagi są najcennejsze. Jeszcze raz Ci dziękuję.
Czyżby w gazowych kuchenkach też juz był termoobieg, bo że w elektrycznych piekarnikach jest to wiem.
Cześć Iza ( całuski) - fajnie się tak spotkać od czasu do czasu
Aniu, dzieki serdeczne za wyjasnienia. Przynajmniej wiem o co chodzi. Nie wiem czy u nas jest cos takiego i jak Terenia zauwazyla to chyba jest to tylko w elektycznych (tak na zdrowy rozum?), ja sie musze jednak rozgladac za gazowa. Przede wszystkim jest duuuuuzo tansza w uzytkowaniu.
OdpowiedzUsuńTereniu ogromne usciski!!!!! Pewnie, ze fajnie !!!!!!!
Są takie na pewno gdzie góra jest gazowa a piekarnik elektryczny, taka stoi u mnie na strychu i czeka na zamontowanie :) (tu kolejny ukłon w stronę męża), ale ja tego nie wiem czy w gazowych jest termoobieg, to po prostu wirnik rozprowadzający ciepło, a skoro w gazowych jest prąd to co za róźnica? Trzeba mądrzejszych pytać. Skoro o oszczędności, to chyba jednak elektryczny jest oszczędniejszy, szybciej uzyskuje temperaturę, jest łatwy do zaprogramowania, jest stały w mocy. A góra gazowa na codzień.
OdpowiedzUsuńMusze sie chyba sama osobiscie tym bardziej zainteresowac. Nawet nie przyszlo mi to glowy. Jeszcze raz dzieki. Calusy.
OdpowiedzUsuńPiekarnik elekryczny jest drogi w użytkowaniu.
OdpowiedzUsuńGazowy ma regulację temperatury i jest znacznie tańszy w użytkowaniu, szczególnie gdy często się go używa.
Fakt,że trudno było mi się przestawić z elektrycznego na gazowy; ale teraz nie mam żadnych problemów.
Górę zawsze można "dopiec" włączając na moment elektryczną spiralę :)
Mam porównanie, bo moja sąsiadka wymieniła piec na gazowy z elektrycznym piekarnikiem.
Tak na szybko nie zauważyłam piekarników gazowych z termoobiegiem, ale sprawdziłam tylko kilka modeli.
Jaki się poradnik Kankanko z Twojego blogu zrobił ...........
No i dobrze, gdzieś te damskie łepetyny muszą sie ponaradzać, podowiadywać. A potem takie uzbrojone w wiadomości damy odpór!
OdpowiedzUsuńTereniu, Aniu dzieki za wszystkie informacje.
OdpowiedzUsuńZaczelo sie od zmywarki :-)) poprzez kuchenke, to moze teraz o czyms innym :-)) i wtedy rzeczywiscie blog Kanakanki bedzie super poradnikiem......:-))
A moze wiecie cos na temat maszyn dziewiarskich.....:-)?
Ja mam taką staruchę Moda, hi hi ale działa!
OdpowiedzUsuńJa nic a nic ...................
OdpowiedzUsuńKankanko!!! ale na pewno Ci ulżyło, jak sobie publicznie pomarudziłaś.
Ja przez lata wszystko gryzłam w sobie, efekty możecie sobie wyobrazić.
Teraz czasami aż za dużo gadam, ale momentalnie mi lepiej bez tych złych emocji.
W Polsce tez mialam staruszke, ale 13 lat temu przyjechalam do Stanow z mala walizeczka (niby na max. 2 lata) i nawet mi nie przyszlo do glowy, ze to tak dlugo potrwa. :-))
OdpowiedzUsuńTereniu, gadaj, gadaj. Milo ciebie sluchac :-))
OdpowiedzUsuńTereniu, moja złość szybko mija, zaraz widzę zalety mej połówki, i widać te wady, które ma nie są aż tak istotne skoro trzymamy się ho ho długi czas. Ale masz rację, czasem trzeba wywalić to i owo z siebie. Wykorzystując dwudniowy bałagan sprytnie to wykorzystałam rozkładając majdan z szyciem na środku pokoju. Nic nie marudził, kołderka Michałka się już kończy, zostały mi ostatnie pikusie, chowanie nitek i pranie.
OdpowiedzUsuńZmywarka to niezbędne urządzenie w domu. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym jej nie mieć. Nie znoszę myć garnków. Nie wiem czy nie zamieniłąbym swojego męża, który na wszystkim technicznym sie zna na Twojego, który Ci gotuje :)). Ja nie znoszę gotować, a muszę, bo Mama gotuje nie po mojemu, no i choruje i przypala wszystko co sie da ...
OdpowiedzUsuńMój kochany mąż wszystko zrobi, tyle, że metodą "to sie dorobi później". w ten sposób podłoge w kuchni zrobilismy rok temu, ale listew wykańczających do tej pory nie mam. Baranek robi wszystko "byle szybko" więc tapeta w stołowym oczywiście ma bąble, bo czekać kilka minut, aż nasiąknie to było ponad nerwy męża.
Pamiętam, jak mój Tata, żeby wkręcić żarówkę wchodził na stół (3 metry do sufitu mam) i wołał "to gdzie te żarówka".
A mąż uwielbia moje towarzystwo i jak cokolwiek robi to jestem niezbedna. Nie do podawania narzędzi, czy czegoś podobnego, ale do zachwycania sie efektami - bo krytykować mi nie wolno, zaraz się obraża. Dopuszcza tylko krytykę kolorów, bo ma taki daltonizm, że dwie podobne barwy dla niego się nie różnią i w starej łazience miałam dwa odcienie kafli, bo nie zauważył różnicy.
No i jest tak - ja mówię, że coś trzeba zrobić, tłumaczę jak będzie najlepiej. Mąż mówi, że to się nie da i w ogóle wymyślam. Za dwa dni przychodzi - a wiesz może by to zrobić tak (tu następuje moja wersja) i jest absolutnie przekonany, że on to wymyślił :))