Druty mam z kilku epok i źródeł. Bardzo dużo kupionych okazyjnie.
Cenię sobie druty proste, bo na nich lepiej się robótkę mierzy w trakcie dziania i oczka wychodzą równiejsze.
Wśród drutów prostych są równe na całej długości i zmniejszające się po ok 10 cm, tych nie lubię.
Stalowe, ciężkie powędrowały dość dawno do mężowskiej szuflady z przydasiami, nie sprawdzam co z nimi robi. Może na szaszłyki wyniósł?
Te pierwsze, mamine jeszcze były bez końcówek.
Pamiętam jak je Mama dorabiała - z korka, z zatyczek do butelek, jakieś guziki nadziewała. I wyobraźcie sobie - działały!
Mam trochę drutów z plastiku, z czasów PRL z wczesnych lat osiemdziesiątych.
Kupiłam je w Kołobrzegu, gdzie całe lata spędzałam na wakacjach i znałam takie zapomniane pasmanterie.
To był kiedyś cały komplet od 2,5 do 8. Po kolei wymieniałam na aluminiowe cieńszą numerację, ale zostały od 5,5 do 8 i bardzo dobrze się sprawują. Niektóre z nich dzielnie służyły cale lata jako podpórki kwiatów w doniczkach.
Niejednokrotnie wyrzucałam, by za chwilę wyciągać z kubła. Nie do rozstania!
Lidl zaopatrzył mnie w druciki do warkoczy, ale pamiętam jak zobaczyłam po raz pierwszy taki wynalazek w lumpeksie.
Stałam i głową kiwałam - po co komu druty do warkoczy?????
Toż to lebiegi na tym zachodzie!!!!!!
Uznałam za fanaberię i zbytek. Do dziś mając prawie całą rozmiarówkę nie korzystam z tego.
Zawsze intrygowało mnie szydełko tunezyjskie, dość późno podarowała mi takie koleżanka. Ale to były czasy braków i robótka pochłaniała zbyt wiele surowca, nie zrobiłam więc nic na nim.
Może teraz przyszła pora. Na torebkę to znakomite narzędzie - da ścisłą fakturę.
No i druty do skarpet. Co kilka lat kupowane na nowo, stalowe.
Gubione i odnajdywane. Wyrzucane i chowane. Oddawane mężowi na pożarcie i odbierane. Są. Uchowały się trzy komplety i nadal na nich robię. Zdecydowanie wolę jednak te lekkie z Lidla, są na tyle chropowate, że mi oczka z nich nie lecą.
Jedynym bambusowym kompletem jest numer 8, kupiony tylko z powodu przeceny.
Druty na żyłce. Unikam.
Jednak Addiki podbiły moje serce. Mam takie tylko dwa komplety 3,5 i 6. Kiedyś wymienię wszystkie inne na Addi. Niezastąpione przy dzianiu na okrągło, no i w miejscach publicznych (kolejki, pociągi) zdecydowanie mniej naruszające wolność przestrzenną innych osób.
Tego rodzaju drutów mam mniej. Znów bardzo pochwalę lidlowskie. Uzupełniają mi rozmiary i całkiem przyzwoicie się sprawują. A kosztowały śmieszne pieniądze.
Najdroższe z okrąglaków mam drewniane, rozm 10. Tylko dlatego najdroższe, bo kupione w najdroższej pasmanterii świata na Kołłątaja.
W roku bodaj 2008 pilnie potrzebowałam okrągłych grubych drutów, nie miałam czasu, najbliżej mi do nich było.
Pan sprzedał piękny komplet, pod jego ceną w domu odkryłam cenę w markach niemieckich z NRD, a w robocie, że jedna z końcówek jest uszkodzona. Pęknięta i haczy.
Cena w markach była niepoważna, natomiast chyba lata leżakowania w Polsce dała mu prawo do wymnożenia tych marek przez całe lata jak procent w banku.
Da się na nich robić, pod warunkiem, że tylko na okrągło i odpowiednią końcówką, tą dobrą przerabiamy :)))
Mimo oczywistości do reklamacji nie miałam siły iść i patrzeć już na obsługę.
Druty proste całe lata przechowywałam w pojemniku po winie z wiórów drewnianych, jednak czas zrobił swoje i musiałam na szybko inaczej je pochować.
Wśród materiałów od Dobrej Wróżki dostałam kilka bieżników, jeden z nich był serwetą, której należało tylko jeden bok podwinąć. Postanowiłam pochować tam druty. Wykorzystałam resztki gum za krótkich do wszycia w pas i tasiemkę dobraną kolorem.
Gumka trzyma, a krzywe ściegi to ostatnie podrygi mojej maszyny przed naprawą. Kolor gumek nie przeszkadza nikomu :)
Na Święta druty były już spakowane i jakoś to wygląda. To cały mój zbiór.
Miałam szyć specjalny pokrowiec z ocieplinką na spód, z zaokrąglonym kształtem u góry, z zakładką. Ale uznałam, że jak już z nudów po suficie będę łazić to sobie taki uszyję.
Póki co szkoda czasu na pierdoły.
Okrąglaki trzymam razem z agrafkami i markerami w pojemniku po cukierkach na wagę.
Całe przeźroczyste, można myć w zmywarce :), grzać w mikrofali :) no i kosztowało mało nawet z tymi słodyczami!
Ps. A się nagadałam jak potłuczona..... wybaczam brak sił do czytania całości, gorąc był dziś u nas.
Się też zbieram do zrobienia takiego opakowanka na druty. Ale jakoś mi pod górkę i pod wiatr!
OdpowiedzUsuńTakich żyłkowych drutów już nie mam (było ich od cholery właśnie kupowanych w NRD), ale kocica je zwalczała skutecznie i wszystkie żyłki zmemłała :-DD
Te Lidlowe sprzęty robótkowe są bardzo fajne - mam te druty do warkoczy, a i szydełka są też spoko - nie ślizgają się się i jednocześnie nie haczą.
O mamo jaki wspaniały organizer do drutów. Bomba ! a opis to już rewelacja !
OdpowiedzUsuńDruty do warkoczy = lebiegi na zachodzie!!!
OdpowiedzUsuńZgadzam się!
No chyba że warkocz z 20 oczek - to już rozumiem.
Ale często wydaje mi się, że wiele rzeczy pokazywanych na raverly jako hiper super wynalazki to my mamy... w małym palcu:D:D:D
Ata - bo te dzisiejsze to chyba same już robią. Tylko takie troglodyty jak ja mają TAKI zestaw :))))
OdpowiedzUsuńAnuś- wymyśliłam go, aby nie kupić ani nitki i trochę zużyć to co w domu czeka zbunkrowane na sądny dzień. I jak najmniej się narobić oczywiście :))))
Ja dla odmiany robię tylko na drutach z żyłką - od tych prostych bolą mnie dłonie. Proste druty, które zostały z dawnych czasów wykorzystuję do blokowania chust :). A addiki kocham i mam ich już całkiem sporo - od 2,5 do 5,5. Niektóre rozmiary nawet w dwóch egzemplarzach, z różną długością żyłki :). Mam też kilka par bambusowych drutów w dużych rozmiarach - rzadko ich używam, a były dużo tańsze od metalowych odpowiedników :).
OdpowiedzUsuńDorotko, jak ja nie raz czytam o jakimś epokowym odkryciu, np dziania na okrągłych drutach rękawów to szczerze mi uśmiech wyrasta od ucha do ucha!
OdpowiedzUsuńJedynie markery były dla mnie nowością, bo znałam tylko sposób z nitką. Co też było markerem.
Ale co innego sposoby dziergania - tu dużo nieznanego odkryłam.
Frasiu jak zaczynałam przygodę z drutami to lewy drut trzymałam pionowo, zaparty w biodro i prawym drutem "obrabiałam" :)))) nie było osoby, która by się nie zdziwiła. Ale te druty były koszmarnie ciężkie!
OdpowiedzUsuńKiedyś i moje wszystkie druty będą addikami! tak sobie wymyśliłam i tej wersji będę się trzymać!
OdpowiedzUsuńAleż rzecz jasna - nie krytykuję w czambuł!
OdpowiedzUsuńJeno wartość swą trza znać i umiejętności takoż - szczególnie z tych czasów, kiedy na półkach były tylko ludwik i ocet! Pamiętasz?:)
Wtedy umiejętność dziergania była bezcenna i ratowała życie.
Dziś może należeć do działu "hobby":)
A ja kocham Knittki - przedkładam nad addiki:)
OdpowiedzUsuńTylko włóczek też nie było..... zerówka się trafiała lub pięcioskładnikowa (znacie?)
OdpowiedzUsuńDo dziś chomiki z tamtych lat hurtowo sprzedają na placykach wykupione w tych latach wełny z wełną. i niestety z molami.
Knitków nie miałam w ręku. To może lepiej, bo co sobie dobry nastrój ich brakiem zakłócić?
OdpowiedzUsuńA tak swoją drogą to jak się robi warkocze bez dodatkowego druga? Ja muszę mieć drut pomocniczy, ewentualnie większą agrafkę lub w ostateczności nawet wykałaczkę, bo bez takiej pomocy nie potrafię :(.
OdpowiedzUsuńOczywiście "druta" miało być! A knittki też bardzo lubię, ale na razie mam tylko dwie pary :).
OdpowiedzUsuńFrasiu - większe oczywiście musisz zrobić z pomocą, ale te do 3-4 oczek w zależności od grubości włóczki robi się bez pomocnika. Wszystko zależy od grubości włóczki i ilości oczek.
OdpowiedzUsuńmijasz np trzy oczka i przerabiasz kolejne trzy, potem te pominięte.
OdpowiedzUsuńGorąc był, ale bardzo logicznie o drutach napisałaś. i dobrze ,że zdjęcie swoich drutków zrobiłaś, przekonałam się,że nie tylko ja druty zginam, chyba że to było złudzenie optyczne;-)
OdpowiedzUsuńDoszytałam do końca... fajnie napisane... merytorycznie się nie wypowiadam... bo sie nie znam;)
OdpowiedzUsuńA pokrowczyk prześliczny, zreszta jak wszystko w Twoim, Aniu wykonaniu:) pozdrawiam Millu
PS. wciąż się nie mogę komentnąć jako Ja;( wylogowuje mnie przy kazdej próbie...
Muszę to kiedyś wypróbować :).
OdpowiedzUsuńBasiu, te pośrodku różowe są proste, te obok zielone krzywe w łuk, ale najbardziej zmasakrowane są różowe nr 2 po lewej stronie. Reszta jest prosta.
OdpowiedzUsuńDruty potrafią się same wygiąć pod wpływem dziania i pracy naszych dłoni co czyni je tymi najlepszymi :))))
Millu, a jaką masz przeglądarkę? Podobno mozilla i firefox ma chody, a reszta ma jakiś problem.
Frasiu - na początek dwa x dwa, potem trzy x trzy. Do takich to nie wyjmuj wykałaczek, chociaż one lepsze niż te zakrzywione do warkoczy.
OdpowiedzUsuńTeż plastikowe druty z peerelu podpierają mi kwiatka :D takie czerwone, z tycimi łebkami :)
OdpowiedzUsuńNo proszę, nie byłam wyjątkiem! Fajnie Agatko, że mamy takie wszechstronne druty!Widzisz w tej roli addiki lub knitki :))))
OdpowiedzUsuńDo warkoczy żadnych pomocników też nie używam, warkocze robię w powietrzu, nawet te 8x8, nic nie spada.
OdpowiedzUsuńA ja robię tylko na żyłce, prostych się już dawno pozbyłam (oprócz skarpetkowych) trochę żałuję bo miałabym do blokowania chust. Dostałam w prezencie KP i niestety mam niemiłe niespodzianki z KnitPro, drut w połączeniu z żyłką haczył, mąż naprawił, jeszcze jeden jest taki haczący przy gwincie i urwała mi się żyłka przy metalowej końcówce, wprawdzie w e-dziewiarce dostałam w zamian nową żyłkę ale sama firma leci już na skróty. Kilka drutów już wygięłam w łuk, mimo, że krótkie. Z kolei koleżanka ma problemy z addikami. Kupione w Niemczech bo było taniej ale nie są idealnie gładkie, haczą w miejscu skręcania druta. Nie robi na nich, nie lubi ich, kupiła KP. Ostatnio czytam, że druty HiyHiya są rewelacyjne, bardziej okrągłe czubki, super żyłka i ekstra wykonane.
Moje KP w większości leżyą odłogiem, często są za śliskie i czubki mają jednak dość ostre. Najbardziej lubię te z lidla, drut jest dość długi więc wygodny do trzymania i czubki są najlepsze, nawet na żyłkę nie narzekam, wiszą blisko kaloryfera to i żyłka jest miękka.
Ja mam to samo co Milu z komentowaniem. kryniafu
Kankanko, jak tak sobie czytam, to przypomina mi się moja Mamusia - ona też zatykała te końcówki drutów korkiem od wina lub plastikowymi od butelek szklanych. I również trzymała lewy drut na nodze, co dziwiło wszystkich naokoło ;-)
OdpowiedzUsuńZbiór drutów super no i ten pokrowczyk uroczy. Z szydełkiem tunezyjskim miałam do czynienia parę razy -super się robi i rzeczywiście dzianina wychodzi gęsta, dosyć sztywna, świetnie nadająca się na torby.
A jakiś czas temu zrobiłam Szymkowi kocyk na afganie, tylko przed zrobieniem zdjęcia gdzieś go ukryłam i za nic nie mogę go znaleźć - jak kamień w wodę. Normalnie nie do uwierzenia, ale to cała ja ;-)
Krysiu - ja sama miałam problem z logowaniem, coś widać grzebią dalej nasi bogowie od blogów. Przetrwamy!
OdpowiedzUsuńCo do Hiya - nie staram się marzyć o takich :)))
Lidl uszczęśliwia i co ja tam na wyżyny się będę szarpać ;)))))
Swoje też powieszę w zimie na kaloryferze, zobaczę jak się sprawują. Do koronek i ażurów zdecydowanie muszą być ostre, do zwykłego pończoszniczego lepsze okrągłe końcówki. Tak samo nie lubię za krótkich i wygiętych fabrycznie drutów na żyłce, brakuje mi przeciwwagi.
Laura - ty szczylu, skąd Ty takie druty pamiętasz jak Cię na świecie nie było?????
Sylwko - szukaj tego kocyka!!!! Rzuć okiem na pranie, może wisieć na "oku" a Ty go nie widzisz.
A - i zajrzyj pod taborety - ja tak kiedyś bluzkę zgubiłam i udało mi się wysprzątać cały dom z odsuwaniem wyra i trzepaniem dywanu zanim odkryłam zgubę :))) Bratnia dusza, normalnie :)))
Ja też zbieram antyki. Ale nie masz wręcz prawa znać takich drutów dziecko moje :)))
OdpowiedzUsuńNo nawet w przedszkolnym wieku to już musiałaś mieć dostęp do drutów z zatyczkami słonko. Chyba, że dziedziczyłaś :))))))
No to nie wiesz co to stal!!!! Drut wagi pudzianowskiej! Aluminiowe pamiętam, chyba wtedy braki były w hutach :)))))
OdpowiedzUsuńZerówkę mam z tamtych lat! jest debeściarska w mydlanych kolorach do zafarbowania ją przeznaczyłam. Na luźny strój piękna sprawa, gorzej - ja kiedyś sobie strój do kąpieli zrobiłam!!!!!! Gaci szukało pół mojej grupy sanatoryjnej, stanik znalazł się sam w okolicach tyłka! Miałam ze 13 lat.....
Laura super pomysł! Zaczynaj! ja się dołożę. Mamy co wspominać.
Ty się nie wygłupiaj!! Nie ślij!!!!! Plizz!!!!
OdpowiedzUsuńDo blokowania nie mam za dużo chust! Na stalowych to ja już nie dam rady, za cienkam.
W te aluminiowe wierzę bez gadania, tylko mi Twa młodość nie idzie w parze z moimi wspomnieniami!
Ja mam szczątkową ilość stali i aluminium, ale ciepnę do kosza już niedługo, bo mi przeszkadzają.
OdpowiedzUsuńA lidlowych nie widziałam jeszcze, muszę namierzyć.
HiyaHiya ludziska chwalą, ale ja się na mercedesy nie będę rzucać:) w KP raz urwała mi się żyłka w miejscu łączenia z drutem, działo się, nie powiem i raz też nie mogłam dokręcić drutu do końca - gwintowanie drutu było krótsze niż gwintowanie tej końcówki przy żyłce. Nie pasowało. Addiki też lubię, mam sporo, ale mam jednolite, bez możliwości łączenia. A ta możliwość łączenia jest debeściarska - no i skoro mam już cały zestaw KP to tychże samych addików nie będę kupować. Rzekłam!
Bo na tym też urok naszego hobby polega, żeby utyrać się. Ostrzyc barana, uprać, ufarbować, uczesać, uprząść i udziergać na unikalnych (grupa 7u normalnie). Siódemka podobno szczęśliwa :))))
OdpowiedzUsuńJa też takie mam chociaż na prostych przestałam dziergać jak dostałam pierwsze piekne niemieckie od teściowej. Normalnie szał ciał i uprzęży! Jednak najwięcej mam plastikowych,których nie wyrzucam z sentymentu. Chociaż zgadzam sie z Laurą co do tych równych oczek. A Ty też robiłaś swetry i prułaś, zeby znowu z tej samej włóczki zrobic następny model? Ja mam nawet zdjęcia na których mam z tej samej włóczki trzy różne swetry. Ech wspomnienia. A z tym łańcuszkiem to Laura świetny pomysł podsunęła. Uściski.
OdpowiedzUsuńP.S. Najbardziej rozbawiło mnie zdanie o Twojej rzekomej nudzie w przyszłości- raczej bym na to liczyła w Twoim wypadku.
A w ogóle to Laurkę od szczyli to już nie wypada, wszak to prawie-rycząca-czterdziestka, Anuś! Zatem szacun i pokłony i witamy w Klubie Starszych Pań, Laurko! Gdzież bym śmiała Ciebie od szczyli - no gdzież bym!
OdpowiedzUsuń(Kankanko - nawracaj się czem prędzej, ja Ciebie mówię - Laurka to już stateczna matrona:D:D:D)
Edi-bk - do dziś tak mam, przerabiam wkoło Macieju. Recycling. Teraz jednak częściej wyroby dłużej noszalne bo staranniej robię. A poza tym klasykę więc na długo wystarcza. na szczęście za szybko nie wyrastam.
OdpowiedzUsuńmam nadzieję kiedyś przeżyć taki stan - NUDA. To musi być fascynujące. Ileż wtedy czasu na nowe roboty!
Dorotko - jasne, że matrona. Zna druty z epoki to co ja się z nią kłócić będę o wiek! Niech ma!
Ale dalej twierdzę, że w tej grupie przedszkolnej nieźle dzieci szkolili!
Zauważyłam, że ostatnio pisuję gramatycznie wysublimowane komentarze - to chyba kwestia godziny, o której siadam do czytania "całego internetu".. dziś wcześniej, może będzie lepiej ;)
OdpowiedzUsuńMam i plastiki i aluminiowe i stalowe, czy jakieś inne, ale ciężkie jak cholera - ostatnio chwyciłam takie proste trójki, bo tylko te były wolne i wymiękłam! normalnie wylatywały mi z ręki i żywe oczka zostawały same!
i takie z korkami na końcach oczywiście też posiadam :)
Z nowych - tak samo miło dzierga mi się na addikach jak i najtańszych zwykłych; no dobra, żyłka addi fajniejsza jest, ale zmasakrowałam ją równie szybko jak każdą inną :/ KP jak nie dostanę w prezencie, to sama sobie nie kupię :P
Agatko - bo złej baletnicy.... a my możemy nawet na kijkach szaszłykowych robić! :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nie jestem osamotniona w posiadaniu raczej mizernych drutów nie z najwyższej półki, bo do tej pory rzadko ktoś się szczycił drutami z epoki minionej. To świetnie, że coraz więcej dziergających Pań ma najlepsze druty, dzięki Nim mamy przynajmniej wyobrażenie jak miła musi być na nich praca. To poszerza horyzonty nawet w tak wąskiej dziedzinie. Równocześnie widzę, że i na skromnych powstają u Was dzieła cudne. Wszystko więc zależy od fantazji, samozaparcia i szukania zadowolenia z tego co się ma.
I nie ma powodu by czuć się gorszymi.
Każdej dziergającej życzę jednak posiadania najlepszych drucików! Pozdrawiam chłodno przy tej pogodzie!
a ja to wszystko poczytałam i może kiedyś napiszę o moich fobiach na temat drutów (to świr w innym kierunku), jak na razie życzę wszystkich drutów dopasowanych do potrzeb :))
OdpowiedzUsuńE-wełenko - już mnie zaintrygowało! Napisz koniecznie o tej fobii.
OdpowiedzUsuńale świetny pomysł z tym futerałem na druty. Opatentowałaś? Czy też mogę skorzystać? :)))
OdpowiedzUsuńOlento miła to stary przepis, nie wymyśliłam go tylko oparłam swój projekt na minimum i łatwiźnie :)
OdpowiedzUsuńSzyj, zrób coś bardziej pracowitego. Ja nie miałam czasu więc to0 przepis dla leniwych.
W tych porządnych są przeszyte tuneliki i klapka chroniąca górę drutów, u mnie tylko gumki, ale się sprawdziły.
Ale dyskurs się zrobił.
OdpowiedzUsuńMam druciane zbiory i ja, kilka par babcinych, przedwojennych, aluminiowych Inoxów z maluśkimi główkami okręconymi na grubo nićmi i kordonkami. babcia wszystko robiła na kochanych 2.5.
Zbiory prostych aluminiowych służą do blokowania. Druty stalowe z Obi mogą jednak skorodować i co by było z białym szaliczkiem?
Miłością wielką darzę addiki zwykłe, bez łączeń. mam prawie całą rozmiarówkę i kilka par do koronek. Są super. Zestaw Lego z KP też mam, ale raczej do zadań krótkich i niewymagających. jak sobie wyobrażę, że to się rozkręci i cały ażur zleci, to wolę nie.
Druty proste u babci podpierały kwiatki, a jakże - często były do kwiatka jakąś upiorną wstążeczką przywiązane. Trzymam je w puszcze metalowej od wódki Bols i tak jest dobrze. A Addi razem z licznikami, markerami, miarkami i agrafkami siedzą w pięknym pudle od cygar. KP mają swój futerał i tak ma być.
A do skarpet najlepsze są bambusowe Clover - lekkie, akurat chropowate i nie uciekają i wszystkie kombinacje się nimi da zrobić. Stare komplety babci stalowych skarpetkowych bez litości wywaliłam, szarpały włóczkę, kłuły w palce, błe.
I mam jeszcze ogromny kłąb starych drutów na żyłce od Alicji. Co trzeba wywaliłam, a reszta bywa przydatna. Bo tam są bardzo różne długości! Te mieszkają w foliowym worze bardzo wielkim. Trzeba to będzie kiedyś oddać na złom.
No to Agatko masz tak samo wielki przekrój przez epoki. Ja próbowałam też te moje proste w puszcze ukryć, ale wszystkie one mniejsze ciut ciut i wieczka nie można zamknąć.
OdpowiedzUsuńWywaliłam wszystkie te bez końcówek 2, 2.5. Nie dla mnie ta numeracja!
Addiki póki co (żyłkowe) będę zbierać!
A jak spotkam na targowisku różności zestaw nieodzowny i niezbędny czyli garść drutów związanych gumką za złotówkę to możecie w ciemno wierzyć - że kupię! A co. Może znów kwiatki będę hodować?
Też mam pełno drutów. Proste trzymam , przewiązane gumka , w szufladzie.Mam ich ze trzy razy tyle co Ty- tylko te porządne, zagraniczne. Miałam farta i w czasach komuny dostawałam z Holandii druty. Ale jak poznałam druty na żyłce to je pokochałam i tylko na nich robię. Trzymam je w pudelku po butach w oryginalnych opakowaniach KP. Ciągle mam w planach ładnie ozdobić pudełko i uszyć pokrowiec dla prostych. Tylko czy zdążę?Twój pokrowiec bardzo mi się podoba. Wpis ciekawy , taki jak cały blog.
OdpowiedzUsuńKrysiu - Ty szczęściaro! To się nie musiałaś nakląć przy łapaniu lub zahaczaniu oczek!
OdpowiedzUsuńGdyby mi się moje pudełko dotychczasowe nie rozwaliło, to druty by dalej tkwiły w opakowaniu po winie. Jak nie masz nic innego do roboty to ozdabiaj, ale dziergające przecież namiętnie kobiety czasu nie mają, i ja to najbardziej rozumiem!
W pudełku po butach im może jest najlepiej na świecie, a jeszcze jak masz gdzie schować pudełko to nie trać czasu na duperele :)))
Serdeczności posyłam!
Fajne to etui Ci wyszło :)
OdpowiedzUsuńVioluś - na razie kupy się trzyma i innego szyć nie będę, sprawdza się
OdpowiedzUsuń