niedziela, 28 lipca 2013

Ogrodnik

Jakem napisała w komentarzu pod poprzednim postem - pojechałam w te 37 celsjuszowe na RODOS.
Nawet ja nie wytrzymałam długo i po półtorej godzinie opalania powróciłam do domu, gdzie tylko 30 st.
Jak tu miło....wiatrak, wanna, golizna.

Na kawałku mej ziemi sfotografowałam Ogrodnika, czyli mój paczłorek na letnie opalanie na lenia.









Dzieło powstało z pociętych  bluz, które nikomu na nic - a dobre i nowe.


Wszystkie takie niechciajki sciachałam kiedyś w kilka dni.



Wybrałam te do tonacji niebieskiej i pozszywałam w pasy.


Potem te pasy w wierzch paczłora i spikowałam całość z zasłonką z lumpeksu w ulubione motywy na najgrubszej mojej ocieplinie, tzw "kołdrowej".



To co tu się dzieje -  to wczorajsza noc, jakaś 2-3 w nocy.
Pospinany paczłorek leżał miesiąc i czekał na dużo miejsca. Chwila ta nastąpiła, bowiem chłopa wywiało i mogłam się w salonie rozłożyć. Na wprost wiatrak i szyje się, szyje!




Na dłoni orteza, ledwo w niej dotykam wskazującego palca, a i odgiąć się kciuk nie może do tyłu więc jak widać dbam o siebie.


Mimo kalectwa i 3 w nocy jakoś nic mi się z tyłu nie przyszczypało.



Popikowałam to wszystkimi ściegami jakie były w maszynie na kopertę, całość ma 120/180 cm i jest na tyle grube, że posłuży też jako kołderka dla Huna w gościnie.
Po sesji ogrodowej mój Ogrodnik zostanie wciepany do pralki, aby nabył wdzięku. Chyba jeszcze mu torbę uszyję, by się nie walał w samochodzie bo chwilowo będzie wożony.

sobota, 27 lipca 2013

Na RODOS!

Uwielbiam taki gorąc, słońce i lato.
Mimo sporej dawki pracy staram się chociaż  raz w tygodniu odwiedzić RODOS.
Rodzinne Ogrody Działkowe Ogrodzone Siatką!

Aby nie straszyć innych wczasowiczów strojem niedbałem ubieram się tak, by bez obaw podejść do płota pogawędzić z sąsiadami. Zwykle wystarczają krótkie spodenki i koszulka, ale w takim upale jest to niemożliwe.


 Opalacz powstał z motka ostrego różu i pasuje do batikowego pareo z salonu cudów za 2 zł.

Dziergałam go na szydełku i powstał błyskawicznie.
Najpierw robi się taki kształt


Potem zszyłam półsłupkami dwa wewnętrzne brzegi, by uzyskać miseczkę:




Potem dorobiłam brzeg górnego wycięcia:


Aby miseczka otulała cycusia trzeba bok zewnętrzny też obrobić szydełkiem wdając bok miseczki:


Dolny brzeg to kilka rzędów prosto i też lekko wdawałam:


Górne troczki zawiązywane na szyi są drobniejsze, boczne to paseczki z 3 półsłupków

Jak ktoś ma piersi modelowe to może już zakładać opalacz, ale ja sobie poprawiłam samopoczucie wszywając miseczki. Co prawda zdobyłam A, a noszę B, lecz i one dobrze się sprawdziły.
Białe ślady to narysowane w edytorze miejsca mocowania miseczek.
Szyłam na maszynie i nie chciałam, by ślady szycia się uwidoczniły. Tyle wystarczy.



Gotowy opalacz okazał się zbyt luźny górą:


Byłam zbyt leniwa, by pruć.
Dorabiany dodatkowo jeszcze jeden rządek to już byłoby za przyzwoicie.
Wobec tego całe 70 cm tasiemki wszyłam w górę, przewlekłam przez oczka wzoru i zawiązałam kokardkę.
Teraz jest idealnie.



I tak już paraduję któryś dzień obrywając fasolkę, porzeczki, agresty i co tam mi wyrosło :)
A sąsiad zza płota łypiąc nieśmiało oddał mi we władzę swoje krzaki, więc nie nudzę się i słoików nie wywalam i nie zapełniam ekologicznie wyznaczonych na podwórku kubełków.

czwartek, 11 lipca 2013

Dzień taki jakiś....

Wczoraj wieczorem sprzątając przychodnię zostawiłam telefon w jednym z gabinetów.
Rankiem odcedziłam psa, wsadziłam do auta, pojechałam by zdążyć przed pacjentami po łączność.
Potem szybciorem na górę, strój cmentarny na się i do kwiaciarni.
Potem po brata i do kościoła.
Po godzinie cmentarz, łzy, upłakanie, żałość...no taka człowiecza nędza.
Odeszła córka przyjaciółki Mamy - rasowa alkoholiczka - lecz Człowiek o Wielkim Sercu.
Dziwne?
Dziwne.

Zwykle osąd ludzki jest przewidywalny.
Lecz trafia się taka perła nieodgadniona, zalkoholizowana, upodlona, upadlająca, niszcząca i budująca, kochająca i nienawidząca.
Ale z sercem.
Naprawdę.
Mimo wszystko padało jedno zdanie - była Dobra. Tak po ludzku, kiedy odpuszczał alkohol - była Dobra.

Spłakana pojechałam potem z bratem po Chrystusa.
Rzeźbę do renowacji i konserwacji.
Omotana indyjską szatą ułomna postać Ukrzyżowanego na tylnych siedzeniach samochodu wyglądała niecodziennie.
Tak mi zgrał się Jego widok ze zmarłą Kasią.
On będzie za chwilę naprawiony, poskładany, otoczony czcią w swojej parafii.
Ona dostanie co najwyżej kamienną tabliczkę na grobie, kwiatka, znicz.
Jej Mama nie poskleja serca.

Potem odwiozłam brata z Chrystusem do domu i pojechałam ku ludziom - do ulubionego sklepu, by nie beczeć w domu z żalu i smutku. Doczekałam i dopracowałam do 18.
Zaparkowałam pod drzewem, to mi radośnie ono listowiem popruszyło i guankiem ptasim auto ozdobiło. Chcąc chociaż okno na świat sobie otworzyć popryskałam przednią szybę, jedna wycieraczka mi w ręku została.
Wczorajsze obdarte nogi po spacerku z Alutką nie nadają się do użytku niestety - plaster na każdym palcu. Pies chce mi siłą te stopy lizać, ja uciekam.
Gdzieś tam jeszcze przypomniało mi się, że rankiem opowiadając mężowi swój z grubsza plan dnia spytał, czy na ogródek się przypadkiem nie wybieram.
Taaaa, pewnie sądził, że ruch na świeżym powietrzu mi potrzebny....
Bo wieczorem siadłam do roboty uproszonej przez klientkę, na cito, na wczoraj. Nawet mnie długo nie namawiała.
Już zrobiłam.

No i minął dzień, może w końcu zacznę kończyć sukienkę, którą mam do pokazania. Zostało niewiele.




wtorek, 9 lipca 2013

Pożegnanie diabła

W niedzielę 7-07-2013 o godzinie 12:30 odbył się Chrzest Święty naszej Alutki.


Niezłomna Jola przygotowała dla Małej kolejną piękną kartkę, do której mogliśmy wpisać najlepsze życzenia - by Bóg strzegł od złego i otaczał opieką!
JOLUŚ- DZIĘKUJĘ!!!! ***


Babcia uszyła białą szatkę z haftem na odręcznym swoim piśmie - a co, może krzywe, ale pismo babcine utrwalone!


Kareta zajechała powożona przez Rodziców. Matka Chrzestna się odnalazła. Dziadek się zgubił po drugiej stronie kościoła. Hunów nie wpuszczono chyba, bo było cicho :)

Przytomna babcia zawsze ma aparat.

No to trzymajcie kciuki! Bardzom zmęczona, poszłabym spać!


W kościele cudna Msza Święta. Bracia zakonni swoje posługi sprawują tu z uśmiechem, dobrocią, radością. W szoku byliśmy - że tak można!

Alutce troszkę się śpieszyło, więc uparcie gnała pod ołtarz:



Aż Tata zabrał pod boczny ołtarz:


Ta niezwykła chwila jednak nastąpiła!



Przyobleczona w białe szaty pożegnała diabła za skórą!



Jeszcze w trakcie mów końcowych ichnie kółko różańcowe zajęło strategiczne miejsca, więc ochrzczone dzieci poszły z bliskimi na poczęstunek.


Alutka już trenuje gesty rodem z papa mobile :)


W trakcie padła jednak i była Śpiącą królewną:


Każdy ma swojego wielbłąda!


Po drzemce Alutka ruszyła na podbój sali zabaw w restauracji:








Babcia wyrównała poziom:



Pojedliśmy smacznie, ochłodziliśmy się i na słodki koniec zawitaliśmy w nowym domku Alutki z jeszcze lepszym placem zabaw!








W międzyczasie ktoś podłożył na wycieraczkę takie ogłoszenie :)


Tych naszych brzękadełek jednak nie będziemy feromonować :)

Było pięknie i aż zazdroszę, że mają taką wspaniałą parafię.
Zaprawdę - MOŻNA!!!
Uroczystość odbyła się u Ojców Kapucynów.
A sam budynek i jego historia jest do poznania m.in TU

Jak ktoś znajdzie chwilkę to poproszę o "paciorek" w intencji Alutki, by nie szukała Boga - by Go zawsze miała blisko! I z góry pięknie dziękuję!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...