Był z nami od jesieni 1998 roku do wczoraj - 19-09 do godziny 23:33.
Zasnął spokojnie, czasem cichutko zamiauczał, wtedy go głaskałam leciutko po głowie.
Nawet w ostatnich chwilach mruczał, otoczony ciepłem, bliskością spokojem i ciszą. Czułam jednak, że się bał.
Wyjątkowej był urody. Zdjęcia nigdy nie pokazały jego prawdziwego wdzięku. Charakter miał jedyny w swoim rodzaju. Nie był kotem-przylepą. Nie darzył nas wylewnym uczuciem i domaganiem się pieszczot, ale nas kochał tym swoim kocim sercem ogromnie.
Na wakacje jeździł, ale z własną kuwetą i musiał mieć swój pokoik. Kiedyś w lepszej formie będąc opiszę przygodę na Mazurach.
Do obcych osób podchodził z dystansem, ale jeśli już do kogoś sam przyszedł to był znak, że to dobry człowiek. Ludzie nieciekawi nigdy nie zaznali łaski Prezesa i jego zainteresowania.
Czego jak czego, ale misek z żarciem pilnował! Wprowadził zwyczaj, że zawsze zaczynał od obwąchania wszystkich porcji i kiedy sprawdził, że jest ok pozwalał reszcie jeść.
Tu widać, jak się zabezpieczył i zakokosił na porcji puszek :)
Z Brunkiem wychowało się kilka zwierząt, dla których był mentorem. Miał charakter przywódcy.
Był odważny, kiedyś stanął w obronie całej naszej rodziny przed obcym psem (na wyjeździe), a Behemot (drugi kot) głupa rżnął, że nie widzi nic.
Powarkiwał w ostatnich miesiącach na Hunów jak za często i za głośno mu przed nosem biegali.
Chłopcy więc omijali na paluszkach Prezesa, bo już wiedzieli, że kotek chory i lata swoje ma, a takiemu to płazem uchodzi i prędzej na nich wina spadnie :).
To też była pomoc w wychowaniu, jak młodzieńców nauczyć chodzić, a nie biegać w mieszkaniu, gdzie pod spodem inny człowiek.
Nauczył nas nie zostawiać toreb na podłodze i szpargałów - sikał namiętnie na bałagan :)
Kiedy z mojej szafy ubrania wypływały niedbale upchnięte - otwierał drzwiczki i łapą wywalał co się dało. Wtedy musiałam w kostkę składać.
Wiernie mi towarzyszył.
Mieliśmy taki poranny zwyczaj, że podchodził i łapką lekko nachylał moje włosy do siebie. Ja się pochylałam, a Brunek mi włos ulizywał na odpowiedni boczek iwtedy domagał się całusa w czółko. Zabawa trwała co ranek.
Wylegiwał się na kanapie tuż za mną i czasem z tego miejsca fryzurę poprawiał Pańci.
Kiedy zaczynałam porządki wolał sam się posprzątać:
Albo udawał, że go nie ma!
Miał oczywiście swój ulubiony fotel, dzielony ze mną, z którego nie spędzałam, rozpuszczając ostatnimi czasy okrutnie.
Uwalał się na maskotce, która to prezentem od dzieci z Domu Dziecka dla mnie:
Przeszkadzał w szyciu, ale tak lubił mi towarzyszyć:
Wymacać musiał wszystkie paczłorki, czym mnie złościł, bo obkłaczał dokumentnie swoim puchem
A w ostatnich chwilach pomagał prząść alpakę i cały czas leżał koło mnie:
I utulony, wycałowany, wygłaskany, ogrzany zasnął. Cicho mruczał jak traktorek, potem westchnął.
Zostawił swoje piękne rude futerko i poszedł Tęczowym Mostem.
A jakże.
Jednak wiedząc, że ta śmierć bezbolesna nie chciałam zabawy w Pana Boga.
Tym krokiem sobie bym łez odjęła, sobie bym pomogła.
Może to nie po chrześcijańsku tak łzy za kotem lać, ale albo jestem nieprzystosowana, albo głupia, albo nienormalna i wybaczcie, sama sobie z tym rady dać nie mogę. Łzy mi lecą jak grochy.
Może nie powinnam, ale on był z nami 14 lat. To szmat czasu.
Wczoraj, kiedy Syn przy nim czuwał na zmianę ze mną dotarło do mnie, że Cycu był małym chłopcem i całe swoje życie spędził właściwie z tym Kotem.
W domu mam teraz Bajtka, Behemota i Dudusia.
Behemot nieswój, nie ma go kto strofować, nie ma z kim się pobawić. Ja o drugim kocie nie myślę.
Chyba, że taki Bruno mnie sobie znajdzie.
Nieprędko to nastąpi.
Nie namawiajcie mnie.
Łzy mi się leją nie mogę czytać i pisać:)
OdpowiedzUsuńPodzielam Twoje zdanie dobrze, że zasnął w kochanej atmosferze,więcej nie mogę.....
Marlenko - ściskam!
UsuńEch, pięknie to opisałaś, miał bardzo dobre kocie życie u boku kochających i akceptujących go domowników. Zazdroszczę Ci, że nie musiałaś usypiac, że nie cierpiał. Ja musiałam mojego 14 letniego pieska uśpić, inaczej umarłby śmiercią głodową..... o cierpieniu nie wspominam, bo mocznica działa na wszystkie organy, a na to zszedł niestety.
OdpowiedzUsuńAniu mi też łezka zaszkliła się w oku , a do płaksiwych nie należę. Żal mi Ciebie , bo wiem jak to cieżko jest, kiedy wszędzie widzisz zwierzaka, ktorego juz nie ma.... trzymaj się Kochana.
Aniurozello - nie pierwszy to kociak, zwierzak - ale wyjątkowo długo był z nami. I przez swoją charakterność poustawiał nas po swojemu. Teraz czuję się jakby mi bata zabrakło w pewnym sensie, bo z Brunkiem trzeba było się liczyć.
UsuńAniu, piękna i smutna historia...
OdpowiedzUsuńBardzo Ci współczuję, bardzo!
Tak to już jest z tymi zwierzakami, zawsze odchodzą za wcześnie...
pozdrawiam!!!
Izo - to był kawał historii naszego domu, nie do opowiedzenia nie tylko w jednym poście, ale nawet na całego bloga by wystarczyło opowieści. Dziś tylko takie wspomnienie na szybko. Łzy łeb rozsadzają.
UsuńSama się upłakałam jak o Brunie czytałam i wcale Ci się nie dziwię. Jak można nie pokochać jak się daje jeść, martwi, wycałowuje. Uważam, że to bardzo po chrześcijańsku i św. Franciszek na pewno by się ze mną zgodził. Pozdrawiam serdecznie w tych trudnych chwilach.
OdpowiedzUsuńElis - mocno się wtulam w to co piszesz... mocno... dziękuję. Już mi lepiej, o Św. Franciszku zapomniałam - dasz wiarę?????
UsuńKochana, przytulam cię bardzo mocno i łezki ronię wraz z Tobą... I nie gadaj pierdół że nie chrzescijansku plakac nad kotem, bo przecież i to stworzenie boskie... a i pewnie Panu Bogu wyszło lepiej niż niejeden "ludź" co to nawet na nazwę człowiek nie zasługuje. Płacz i wspominaj, a ulga przyjdzie...
OdpowiedzUsuńA Prezes zapewne juz z moją Bipex wygrzewa sie na sloneczku po drugiej stronie tęczy...
Ściskam
DeZealko - niby tego raju nie ma, ale jak łatwiej żyć marząc o tym, że jest tak jak piszesz. Że i o takich najmniejszych On pomyślał... mimo wszystko gdzieś takie myślenie jest. Lepiej z tym żyć.
UsuńAniu powinnaś, po to są emocje by je czuć, okazywać, przezywać. Na tym życie polega. Przestań się zastanawiać, czy to po chrześcijańsku czy to normalne. Wszystko dla jednych jest normalne a dla innych głupie. Kochałaś, smutno ci, no i co tu ma być nienormalnego? Powiem Ci szczerze, swoje zwierzaki kocham bardziej niż niejednego człowieka, którego teoretycznie kochać powinnam i mam naprawdę w nosie co kto o tym pomyśli. Teraz dla Ciebie liczy się Bruno, to czas na żałobę po nim i moim zdaniem to najnormalniejsze na świecie.
OdpowiedzUsuńEch, sama się poryczałam... trzymaj się Aniu, przytulam :*
Mówisz???? Nie wstydzić się????
UsuńBo wiesz, pora na jakieś dostojeństwo, zrównoważenie, a ja jak dziecko...
Wszystkie emocje mam na wierzchu. Jak się cieszę to całym ciałem, jak smucę to dogłębnie. Nie ma dla mnie płytkich reakcji. Niedojrzała jestem zapewne dla większości, lecz nie umiem tego zmienić.
Pocieszyłaś mnie, dziękuję Justyś!
Pewnie, że się nie wstydzić!
UsuńAniu, moim zdaniem jeśli masz tak jak piszesz to jesteś wielką szczęściarą i powinnaś to w sobie pielęgnować. Nie słuchaj tych, którzy mówią, że to niedorosłe, niedojrzałe. Niestety wielu ludzi wraz z upływającymi latami i przeżywanymi problemami/rozczarowaniami kostnieje i zamraża uczucia, a z tego biorą się choroby duszy i ciała. A ja uważam, że dorosłość (ta emocjonalna) to nie zamrażanie uczuć tylko umiejętność radzenia sobie z nimi w zdrowy sposób. A teraz ten zdrowy sposób to dla Ciebie żałoba po kocie, cokolwiek nie mówią "mądrzy tego świata".
To ja sobie Justynko pofolguję, uleję tyle łez ile mi trzeba, potem muszę na nogi wstać, resztę zwierzyny nie unieszczęśliwiać i cieszyć się tym co mam. Dzięki za dobre słowo!
UsuńBardzo mi przykro...
OdpowiedzUsuńTak jak dziewczyny łzy lecą mi same.
Bardzo Ci współczuję. Przecież to członek rodziny. Nie powie złego słowa...
Pozdrawiam serdecznie.
Kasiu - przytulam się do Twoich słów....
Usuń14 lat? Kawał czasu, taka przyjaźń jest bardzo wiążąca. Przypuszczam,że też by mnie serducho bolało po takiej stracie.
OdpowiedzUsuńto smutne, ale niestety tak bywa, nic nie jest wieczne, nawet kot który ma ponoć 7 żyć.
Pozdrawiam....
Asia - mój mąż mnie próbował rozweselać w ostatnich dniach, bo Brunek poza kastracją i szczepieniami nie chorował całe życie. Żartował więc, że kot ma kilka "żyć" i obym się nie zdziwiła, że wstanie jak młody bóg.
UsuńNo, nie wyszło.
Oczy mi się zaszkliły, słów mi brakuje ...
OdpowiedzUsuńPrzytulam serdecznie ...
Frasieńko - dziękuję!!!!
Usuń:(
OdpowiedzUsuńNiestety, znam to aż za dobrze :(
.....
Najważniejsze, że byłtyle lat otoczony miłością i w tej miłości zasnął...
Aniu - Anek ....wiem, w Twoim domu też było smutno. Przytulam się do Ciebie.
OdpowiedzUsuńi tez rycze ,i chlipie i tez bym tesknila eh .........
OdpowiedzUsuńHalinko - z Ciebie też taki wrażliwiec, daj Boże byś nie miała takich łez wcale, lub tylko ociupinkę. Bo płacz też potrzebny człowiekowi, prawda?
UsuńPrzecież wiemy, ze jutro znów będzie tęcza, nowe dni, słońce. Wspomnienia dziś bolą, jutro będziemy te dobra pamiętać.
Tyle, że to łatwo napisać....
Bardzo mi przykro ..bardzo wam współczuję :(Przez 14 lat był częścią Waszego życia więc to jak najbardziej po chrzescijansku płakać po nim ..
OdpowiedzUsuńElu, dzięki. Te emocje w końcu pójdą. Te łzy obeschną. Znów będzie można skupić się na istocie życia. A to co się stało to przecież ważny czynnik.
UsuńJuż nie czuję się jak potępiona. Gdyby miało być inaczej w planach mielibyśmy tylko fermy i rzeźnie przecież. Czuję się teraz lepiej z tym bólem, wiedząc, że ludzki. Nie podlegający rozumowi.
Wychował Was i z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku odszedł spokojnie...
OdpowiedzUsuńWypłakać trzeba.
Ściskam i jestem z Tobą.
Ivonko - wypłakuję. Na nic siły nie mam. Muszę wziąć się w garść. Czytam Twojego bloga od deski do deski, jestem w połowie (idę od tyłu) i cieszę się, że zauważasz te futrzaki :). Tym bardziej pociechę sprawiasz....
UsuńAż mnie w sercu zakłuło. Ktoś, kto ma w domu zwierzęta doskonale wie o czym mówisz. Że też serce boli, że też się tęskni. Takie to normalne, nie dziwne. Piękny był Prezes Bruno Rudzielec. I piękne i dobre miał życie. I miał miłość do końca. Nie namawiam Cię na jeszcze jednego. I tak sam się znajdzie :) Bo to już tak jest, że zawsze zwierzęta wiedzą u kogo mają się znaleźć. Według mojej teorii jest taki jeden szczególny gatunek ludzia, co to ma takie szczęście, że zawsze musi Coś znaleźć. ... właśnie teraz pisząc to do Ciebie, przyszła do mnie z włączonym traktorkiem moja Frania, moszcząc się prawie na klawiaturze. Ściskam :*
OdpowiedzUsuńEwa - te zwierzaki to z radarami się rodzą. Większość, które u mnie wylądowała przyszła na wcisk, na uchylone drzwi, na chwilkę nieuwagi. Zagnieździły się na całe moje życie.
UsuńNiechaj Frania Ci radość długo niesie!!!!
Kankanko kochana - to przecież Przyjaciel był, jak po Nim nie płakać??!!!
OdpowiedzUsuńJa też płaczę.... nigdy nie miałam kotka, choć je uwielbiam, więc śmiałam się z Twoimi i po Twoim płaczę...
Ściskam Cię gorąco ♥
Niedzielko - niby kot głupszy od psa, w takim potocznym rozumieniu, ale ten nasz rytm nadawał wszystkiemu. Mocny w psyche. Szkoda, że kalendarz leci, nie pyta. Teoretycznie mógłby żyć jeszcze, ale czy jako staruszek 18, 20-sto letni byłby szczęśliwszy? Wymęczony leczeniem, lub wypadkiem.
UsuńOgólnie - dobrze żył. Nie cierpiał, nie chorował, był z nami. To minie. To co dzisiaj czuję i kilka dni wcześniej zabliźni się, rozmydli.
Dobrze, że człowiek tak potrafi.
Inaczej, kto wpuści następnego znajdę na kanapę?
Współczuję Wam bardzo... Wspaniały rudzielec z niego był i pięknie go opisałaś.
OdpowiedzUsuńAnn- szkoda, że miłości na swoje zachcianki nie można przekuć, będzie mi go bardzo brakować, bardzo. Dziękuję!
Usuńpróbowałam już dwa razy coś napisać ale wszystko wydaje mi się mało istotne :((
OdpowiedzUsuńja od 6 lat nie mam psa bo do końca nie pogodziłam się z odejściem poprzedniego - niekiedy zwierze potrafi być lepszym przyjacielem niż człowiek ...
trzymaj się jakoś ...
Karinko - mój mąż tak właśnie cierpi po uśpieniu naszej poprzedniej suni. Żaden pies nie jest mu w stanie pomóc. Ta była najważniejsza, najmądrzejsza, najpiękniejsza. I nawet Bajtek który go teraz darzy uczuciem jest po prostu psem w domu dla niego.
UsuńTrafiłaś na psa swojego życia.
Trzymam się, obiad ugotowałam, pozgarniałam sierść Brunka z krzeseł. Dzięki!
Aniu - ściskam :*
OdpowiedzUsuńMadziu - bardzo Ci wdzięczna jestem!
UsuńŻegnamy z Tobą Brunka i łza się w oku kręci.
OdpowiedzUsuńOj tam, nie po chrześćjańsku...
Z Pestką Pogromczynią Kotów (za ziemskiego żywota) wygrzewa się na niebiańskich pastwiskach, a św. Franciszek głaszcze go zamiast Ciebie.
Każde nasze kochane zwierzęzostawia nam część siebie na pamiątkę.
Wiesz Agatko, też pomyślałam o Pestce... do dzisiaj jest z Tobą. To widać. Tak jeszcze myślę, że za tą niepozorną Muszką to chyba najbardziej będziesz tęsknić....
UsuńTak, każde coś zostawia, nawet jeśli to porównania. Bruno wydawał się nieśmiertelny.
Popłakałam się okropnie wspominając Pestusię i Brunka i Tomek chyba też płaknął i to jest w życiu ze zwierzakami straszne.
UsuńŻe odchodzą. Są na co dzień jak dzieci, tylko umierają prędzej.
Ale chyba jeszcze okropniej jest jak odchodzi człowiek, a osierocone zwierzę zostaje.
No tego to się kotu nie robi.
Agatko - no właśnie. Przerażenie mnie ogarnia jak sobie myślę o tych pozostawionych zwierzakach. Dla których świat się wali. Niezbyt one popularne do brania w następny dom, trafiają do schronisk, wykańczane tęsknotą giną.
UsuńMoże i zwierzę nie ma duszy, za to cholernie wielkie serce, można z nich przykład brać do miłości i przywiązania ponad wszystko.
Ileż ja razy oglądam np. pochód bezdomnych z psem na końcu. I w łeb mu dadzą jak pijani i z pyska wyrwą jak coś znajdzie, kopną, odtrącą...a ta psina poza nimi świata nie widzi.
Nie mówią, ale ileż potrafią opowiedzieć. Ileż nieraz one łez ludzkich nawciągają futrem, pozlizują językiem. Zasługują jak nikt na wspomnienie.
Utulam Was.
Ten kot był wyjątowy, będziesz o nim zawsze pamiętać, jak o członku rodziny i to wystarczy. Rozumiem ból, moja piękna czarna kotka wychowywała się razem z dziećmi, miałcząc pomagała im przy nauce języka francuskiego,
OdpowiedzUsuńa jak przyszedł jej czas, to wyszła z domu, żeby nie sprawić kłopotu. Innego kota już do domu nie wzięłam, mam suczkę miniaturkę sznaucera, też wszystko rozumie i jest bardzo przywiązana do rodziny,jak kiedyś Czarusia.
Odganiaj przykre myśli, pozdrawiam.
Iwonko, kiedy przyszła pora Bruno zaczął szukać ustronia. Naszykowałam mu koszyczek zamykany, wyścielony, w końcu oddałam cały pokój zacieniony, tak chciałam by miał luksus odchodzenia samotnie, ale kiedy wychodziłam wołał. Przy mnie był spokojny. On tyle czasu był z ludźmi, że w ostatnim tchnieniu też wolał towarzystwo. Usnął prawie w objęciach odłożony na chwilę na kocyk.
UsuńRozumiem Cię, aż się nieco rozmazałam. Nie namawiam Cię na następnego, wpierw trzeba tego dokładnie opłakać. Ja swego psa opłakuje już 2 lata i nie wezmę chyba następnego. Nie jest mi brak "jakiegoś psa", ale właśnie tego, który odszedł.Opłakiwanie swego zwierzątka nigdy nie jest głupie, to przecież był członek rodziny. Ja jeżdżę do swojego kilka razy w roku na psi cmentarz, zapalam mu światełko, stawiam na grobku kolorowy wiatraczek. I wciąż za nim tęsknię, więc pewnie jestem szurnięta.
OdpowiedzUsuńPrzytulam,;(
Aniu Anabell - pocieszam się, że są takie szurnięte. To dla mnie ważne.
UsuńWiem, nie chodzi o psa, tylko o tego psa. Mam to samo. Utulam też.
Na drugiego kota namawiać absolutnie nie będę. Bo takie Koty znajdują się same. I kochają bardzo swoim wielkim kocim sercem.
OdpowiedzUsuńOpłakiwanie może i niechrześcijańskie, ale ludzkie. Tak bardzo ludzkie. A my jesteśmy przede wszystkim ludźmi. I zostają tylko tęsknota i wspomnienia. a wspomnienia masz piękne i tak pięknie o tym piszesz. Z tęsknota da się żyć, z czasem coraz łatwiej. Za "swoją" pierwsza kota, co do szkoły mnie odprowadzała tęsknię już 25 lat. I pewnie tak zostanie. Chociaż myślę o następnym futrzaku, bo dzieciaki marudzą, że jeden kot to za mało ;-)
Fantusiu - zostałam z jednym i już widzę, że jemu będzie ciężej niż nam. Jest młodszy, podporządkował się Wodzowi i teraz zgłupiał. On nie zna życia w pojedynkę. Ale na razie nie, nie myślę o kolejnym.
UsuńCzas opłakać i się uspokoić. Zajęć masa, zaraz mnie życie wdroży do pionu.
dziękuję!
Aniu!
OdpowiedzUsuńTwój Dom jest pełen miłości. Nie tylko ludzie, ale i zwierzęta dobrze się tam czują. Każdy jest godnie traktowany. Bruno zaznał ogromnego szczęścia trafiając właśnie do Was.
Tak sobie teraz myślę...
Musiałaś przeczuwać, że kres zbliża się coraz szybciej.
Przyznaj się, że wczoraj jak rozmawiałyśmy, to spieszyłaś się nie do pierogów a do Bruna:-)
Jesteś Człowiekiem przez ogromne C!
Pozdrawiam cieplutko:-*
Jolu - do pierogów, aby je szybko zrobić i mieć czas na klęczenie przy Brunku.
UsuńNie jestem taka wspaniała, o nie, ale kocham te moje futrzaki i bardzo się do nich przywiązuję. Staram się by nawet nie tyle wychować po swojemu (dla mnie to niemożliwe) lecz by tak każdemu losy ustawić by żył swoim życiem nie przeszkadzając innemu. Stąd wielce różnicuję swoje zachowanie w stosunku do nich. Widzę inność i nie chcę jej zmieniać.
Przytulam.
OdpowiedzUsuńPięknie to opisałaś.
Agniesiu - nie wiem czy pięknie, czy nieskładnie. Pisałam jak mi ręce klepały, potem przyjdzie rozum, dzisiaj uczucia rządzą. Smutno mi okrutnie.
UsuńTo ja też nienormalna bo ryczę przed kompem jak bóbr. Nie zrozumie tylko ten kto nie miał w domu zwierzątka. Uściski.
OdpowiedzUsuńEdi-bk - utulam, powspominaj Swoich. To ważne. Nie byli dodatkiem, byli ważną częścią.
Usuńplakalam jak czytalam....smutna i piekna twoja opowiesc...trzymaj sie ......pozdrawiam ania
OdpowiedzUsuńAnusiu- Persjanko - nie chciałam by to takie łzawe wyszło, ale nie dałam rady, musiałabym napisać z rozsądkiem po tygodniu, może by emocje się uciszyły. Ale traktuję Was jak moich Przyjaciół.
UsuńTrzymam się. Dziękuję kochana!
Bruno na pewno już jest z moimi kotami: Wujkiem Pętakiem, Puńtą, Brzydulą, Supłem, Facetem, Gapcią, Tomaszkiem, Miśką i innymi, bezmiennymi przewijającymi się przez moje życie...
OdpowiedzUsuńBruno odszedł jak Bombuś mojej Mamy: spokojnie, mrucząc i pomiaukując od czasu do czasu...
Dobrze im tam wszystkim razem w Krainie Wiecznych Łowów.
A my mamy wspomnienia.
I wielkie serca. Tak wielkie, że zmieścimy w nich jeszcze kolejną, kocią miłość.
Nie dziś, nie jutro, ale kiedyś.
Kiedyś,kiedy jakieś smutne, zagubione kocie futerko będzie potrzebować swojej Kankanki, albo Aty :-)
Popłacz sobie! Nie wstydź się!
Przecież Bruno to był członek rodziny.
Jak mówił św. Antonii: brat mniejszy :-)
Ata - to Ty wiesz, nic nie trzeba Ci tłumaczyć. Prawda, że każdy był inny? I każdy coś nowego wnosił? I nie pomylisz żadnego z nich.
UsuńNie pomylę! Póki życia i rozumu niezmąconego - nie pomylę! :-*
UsuńTylko świętych pomyliłam ;-)
UsuńO Franciszka mi chodziło, nie o Antka od rzeczy zagubionych ;-)
Aniu przykro mi bardzo! Łzy mi kapią.
OdpowiedzUsuńŻycie takie jest niestety to co się rodzi musi kiedyś odejść :[
Ściskam Cię mocno z bólem serca(podwójnym)!
buziak kochanie!
Aninko - z bolesnym sercem ale do przodu. Czas łzy otrzeć i dać tym co pozostali siebie jak najpiękniej. Utulam Twoje dwa serduszka!
UsuńPrzykro mi.I smutno.A to, że łzy ,to jest właśnie normalne.Ja za swoją suczką,która tak na moich rekach jak Twój kot odeszła,trzy dni ryczałam.Trzeba swoje "wysmucić".
OdpowiedzUsuńTonko - łzy mają oczyszczającą, terapeutyczną moc. Żaden psycholog, ani tabletka nie pomogą lepiej. Nie wiem ile będę płakać.
UsuńJak to "nie po chrześcijańsku"? Toż to brat nasz mniejszy odszedł! Jestem z Tobą w żalu.
OdpowiedzUsuńOslun kochana, znam takich co z pogardą patrzą - za kotem ryczy!!! A co to jest kot, ten czy inny jednaki. Niestety. I ci mi mogą właśnie próbować pomóc mówiąc w ten sposób, o duszy rozprawiając, twardo mnie stawiając na ziemi przed ważniejszymi problemami i tragediami.
UsuńTyle tylko, że dziś to moja rozpacz, mój smutek i moja słaba psychika.
Wiem, że mnie rozumiesz i przytulam się do Twoich słów!
To bracia mniejsi i należy im się ta część ludzkiej miłości, którą można obdarować. Ludzi trzeba kochać mocniej mimo wszystko - tak mi mówi kawałek mnie.
Aniu, kiedy 9 lat temu zadzwoniłam na policję żeby zgłosić morderstwo mojego kota przez niepilnowanego psa, usłyszałam od POLICJANTA (należą Mu się wielkie litery), że to nie jest "tylko kot". Zajęli się sprawą całkiem serio, właściciel przepraszał za pracowników, moje nowe koty zaopatrzył w jedzenie z górnej półki na kwartał i dziękował, że nie żądałam uśpienia zwierzaka - sam odszedł w tym roku ze starości. A tak, ja bez kota wytrzymałam 4 dni, dziecko mi dwa przyniosło.
UsuńOslun - wierzyć się nie chce i gęba się uśmiecha. Trafiłaś na wspaniałych ludzi w odpowiednim czasie. U nas został jeden i chyba jeszcze nie wie co się stało - Brunek wychodził do weta i na kroplówki...ale wracał.
Usuńżyczę Ci aby Bruno w kolejnym swoim życiu szybko odnalazł drogę do domu i swojej Pańci.
OdpowiedzUsuńKasiu - jak tylko stanie na progu.....wierzę w to.... głupia jestem, ale wierzę.
UsuńKap, kap na brodę i brzuch. Anuś, wspominam teraz i naszych Braci mniejszych: Reksia, Muchę, Dżekusia, Makarenę (kocica), Maciusia (papużka), Kotę ... Cztery z nich to przybłędy były. Ale kochaliśmy je do samego końca. I one kochały. Odchodziły z miłością w oczach, w spokoju. Dżekuś (pies) miał 18 lat - spędził ze mną prawie połowę życia. Wspominam go jak Członka Rodziny. Teraz razem z Twoim Bruno baraszkują. A może teraz Bruno właśnie wprowadza swoje porządki? I ustawia towarzystwo do pionu? Dżekuś zawsze z kotami zadzierał. Nie żeby był agresywny. Ale tak naiwny że do samej starości wydawało mu się że z kotem można się świetnie bawić. I nie jeden podwórkowy jak i obcy sierściuszek dały Mu łapą po nosie. A On zawsze patrzył z takim zaskoczeniem w tych bursztynowych oczach. I szukał milcząco sprawiedliwości i ochrony u nas.
OdpowiedzUsuńLeje mi się z nosa. Aniu przytulam Cię ciepło Kruszyno.
Aniu - nie wiem już co napisać. Wspominaj Swoich kiedy tylko możesz. Sama zauważysz jak wiele z Nich zostało.
UsuńO Dżekusia się nie bój, Bruno będzie walczył jeśli on zaatakuje inne koty. Ale najpewniej jeśli zauważy że kot jest agresorem to kotu da popalić. Nie bój się, w domu nie raz bronił Bajtka przed Behemotem :)
Okropnie był sprawiedliwy.
Czytam i ryczę jak bóbr. Współczuję straty Bruna. Wspaniałe życie miał u Ciebie i Twojej rodziny.
OdpowiedzUsuńMałgosiu - nie rycz, dziękuję, jesteś kochana!!!!
Usuńja już mniej pochlipuję, Behemot mnie zagłaskuje.
Hanuś! Brat mniejszy - ale serce wielkie!
OdpowiedzUsuńJuż go tam św. Franciszek tuli na kolanach. Bruna będzie czekał cierpliwie na ciebie.
:)
Ela
Elu - spotkam go, bo to był kot, co kochał rodzinę i dom.
UsuńCzłowiek za każdym ze swych zwierząt ryczy. Bo też dlatego je przygarnia, że chce kochać, dbać a jak trzeba to i rozpieszczać.
OdpowiedzUsuńŚciskam Cię ciepło i rozumiem. Nie ja jedna i wiem też, że na razie nic nie pomaga.
Lilko - dziękuję. I dziękuję, że wiesz.
UsuńNie wiem czy napiszę z sensem,bo łzy mi ekran zamazują i myśli mieszają...Bardzo Ci współczuję.I napewno nie uważam za głupią czy nienormalna tylko za dobrego i wrażliwego człowieka.
OdpowiedzUsuńWiesz,ja od roku pracuję w lecznicy weterynaryjnej jako sekretarka i kilka razy zdarzyło mi się być przy śmierci zwierzaka i choć nie były moje nad każdym uroniłam łzę.Wyobraź więc sobie jak płakałam po śmieci mojego ukochanego psa czy koszatniczki.Zwierze,które było z nami tyle lat to przecież członek rodziny i często najlepszy przyjaciel.Nie wyobrażam sobie żeby można było nie cierpieć po jego stracie.
Łączę się z Tobą w smutku.
Jagno - dziękuję za te łzy nad obcymi zwierzakami. Czasem trzeba nad właścicielem popłakać. Bardzo dziękuję!
UsuńPopłakałam się...
OdpowiedzUsuńBruno miał szczęśliwe życie u Was .
nie mogę więcej pisać , smutno mi
Marzenko - życie gnało, kot był zdrowy, tak kiedyś w pośpiechu nam wyszło, że już żyje dość długo. Nikt nie zwrócił uwagi, że przyrósł do nas tak trwale. Musimy się teraz uczyć żyć po swojemu... można zakupy zostawić na podłodze... złapałam się na tym, że rozkopane buty zaraz pośpiesznie w pary ustawiłam - bo Bruno zraz nasiusia! Nie nasiusia, można sobie pryzmę usypać z butów!
UsuńMoja kicia ma około 15 lat ( dokładnie nie wiem bo przygarnęłam ja jak mnie wybrała i poprosiła )na razie wyniki są prawidłowe ale się boję co będzie za rok czy dwa . U kuzynki kocia w zaszłym roku miała 21 lat jak na kota to naprawdę piękny wiek i mam nadzieję ze moja jeszcze kilka lat będzie z nami.
Usuń:( godlesia
OdpowiedzUsuńGodlesiu - jesteś!!!!! Bardzo mocno Cię obejmuję!
UsuńTo zawsze jest tak bardzo przykre jak odchodzi nasz ulubieniec. Znam ten bol, bo zawsze mialam w domu zwierzeta. A calkiem niedawno odeszla za teczowy most kotka mojej wnuczki. Ja po mojej Zabie tez plakalam i nawet zostalam wysmiana ze "po kocie" pomyslalam sobie wtedy ze ta pani to jest taka zimna i wredna i wcale sie nie pomylilam. Po kazdym swoim zwierzaku plakalam i za kazdym tesknilam i kazdego pamietam ... A moja biala-Dina ktora byla ze mna 13.5 roku tez wszystkich uczyla pozadku i stale bylo slychac wrzask "ten glupi kot znowu mi ojszczal ubrania ...". Tera mam Rufusa ktory mojego slubnego skutecznie nauczyl nie rzucac brudnych skarpet na podloge, nawet nogawka spodni nie moze zwisac z krzesla.
OdpowiedzUsuńA ja mysle ze zwierzeta maja dusze, kiedy odeszla moja laciata-Dina to w niedlugi czas po tym patrzylam jak moj ojciec zlapal za oparcie krzesla chcac je odsunac od stolu aby na nim usiasc i pociagnal ku sobie, a potem zrezygnowal i usiadl na tym obok. Zdziwiona, bo to bylo jego ulubione miejsce, zapytalam go co robi, a on mi odpowiedzial ze, nie usiadzie tam bo tam juz kot siedzi, a potem dodal, to Ty jeszcze nie wiesz ze ona tutaj caly czas jest? Siadywala tak na tych krzeslach jeszcze dlugo, a potem moja kilku letnia corka jednego razu opisala mi dokladnie jak wygladal moj kot, nie mialam ani jednego zdjecia i nigdy nie mowilam jej dokldnie jak ona wygladala, zdziwona zapytalam zkad to wie, a mala odpowiedziala mi: "ja ja widzialam, bo ona tu przychodzi"
4_dina - miałam to samo wrażenie, kątem oka widziałam kilka razy jak Bruno przemykał....było to tak realne, aż go szukałam.
UsuńSmutno bardzo Aniu. Łzy same lecą. Przytulam
OdpowiedzUsuńOwieczko - już niby lepiej, ale to nieprawda.
Usuńmam do wyboru do koloru koty na działce chociażby, ale trafiło mnie. Behemot przestał jeść. Bajtek rządzi w miskach. Ja się łapię na porządkowaniu szafy, z której znów wypływa... bo Bruno wywali.
Układam buty. Podnoszę siaty z podłogi.
Mogę dywanik w łazience położyć, będzie już bezpieczny nawet krzywoleżący.
I gazetę spod kuwety mogę usunąć, Behemot trafia do celu, a Brunek na starość bywał okrutnie wymyślny w pozycjach wydalniczych :)
Bardzo smutno i żal się zrobiło. Bo to tak, jakby ktoś kawałek serca i kawałek duszy wyrwał. Wiem coś o tym. I aż się boję co to będzie. Bo u nas staruszkowo. Ziutka - 17 lat, Norka i Julek 17 lat, Agatka i Zuzia - 16 lat. Reszta to młodziaki. Od roku do 9 lat. Ale te moje staruszki. Strach się bać. Przytulam mocno.
OdpowiedzUsuńAsia
Asiu - dzisiaj to aż ze strachem o Tobie pomyślałam, ale z drugiej strony Twoje koty taki piękny wiek mają!!!!!
UsuńTo znaczy, że dobry dom, dobre serca..... jakby co, Aś - przyleć na utulenie!!!!!
Dziękuję!
Nasze koty jeszcze się trzymają. Ziutka ma swój koszyczek, w którym codziennie " zmieniamy pampersa", bo zdarza się jej nie zdążyć do kuwety. Julek co i rusz łapie jakieś infekcje, ale dajemy radę razem z Krzysiem ( naszym Wetem, a moim kolegą z liceum ). A po reszcie wieku jeszcze ( odpukać ) nie widać. I tylko nadal tęskno mi za Jo, która odeszła w marcu na raka. A miała tylko 17 lat...
OdpowiedzUsuńŚciskam Cię serdecznie Aniu,
OdpowiedzUsuńpięknie opowiadasz swoją historię,chyba powinnaś to kiedyś wydać drukiem....
Marylko, za chwilę już tylko ja będę o tym kocie pamiętać, minie rozpacz, będzie coś innego...dziękuję!
UsuńBardzo mi przykro z powodu kotka :(
OdpowiedzUsuńPamiętam jak odchodził mój szynszylek Oskar. Był ze mną kilka lat i bardzo przeżyłam jego śmierć :( Dobrze jednak, że już nie męczy się i pomyśl że biega gdzieś tam w jakimś kocim raju, gdzie ma wszystko czego mu potrzeba.
Pilar - no już lepiej, ale po domu widzę jego cień.
Usuń