Tunika wzięła się z tego kusego sfilcowanego sweterka na 5 lat.
Dostałam go do oczywistego wykorzystania jako jedynie filc.
Już był odłożony do wycięcia filcowych ozdób, już go miałam na spódniczkę czy papucie dla niemowlęcia przerobić, alem z lenistwa nożyczek nie wzięła szybko.
Na szerokość pod pachami to on miał 31 cm.
Czytam sobie księgę z dobrymi poradami Reader`s Digest - "Niezwykłe zastosowania zwykłych rzeczy", które to dzieło prezentem od Męża Ulubionego. I wyczytałam znienacka, że tylko ocet!
Ocet rządzi w mym domu. Używam go w ilościach hurtowych. Do farbowania, do sprzątania.
Do ratowania ufilcowanych rzeczy nigdy nie stosowałam.
Kiedyś ktoś mi podał przepis na czary z wywarem z fasoli, ale nie dość, że się urobiłam, kosztowała ta fasola to jeszcze żaden efekt.
Przepis jest prosty:
1 część octu, 2 części wody, zalać daną rzecz i gotować 25 minut!
Ja w garze zalałam pół litra octu i litr kranówy.
Wstawiłam na mały gaz i podgrzewałam do ok 80 st (nie gotowałam) przez około 35 minut.
Poczekałam, aż woda ostygnie na tyle by nie parzyło i wycisnęłam dłońmi wodę, chwilę skapywało nad wanną, potem nałożyłam to na Maańkę.
I tu strzeliłam babola, bo nie napisali co dalej po tym gotowaniu.
Przyszpiliłam szpilkami do blokowania i za chwilę miałam ślady po nich.
Ocet zareagował ze stalą!
Tam gdzie wody z octem było najwięcej było najgorzej, patrzcie na sam dół!
Sprać się nie dało. Ale do gara wrzuciłam farbki, ocet i mam teraz taką pasującą do dżinsów!
Teraz dla porównania zdjęcie na kanapie. Pod pachami ma 38 cm! No i na długość jej poszło!
Co prawda deklarowanego rozmiaru z metki 40-42 nie uzyskałam, ale mi wystarczy 36-38.
W składzie jest owcza wełna, angora i nylon. Przewaga wełny.
Teraz to ładnie trzeba uczesać, pod spód ładny top dopasować, bo dekolt to jest do połowy biustu.
A Wy koniecznie wypłuczcie z tej mieszaniny octowej ciuch w stałej temperaturze zanim zblokujecie!
Chyba, że sobie kwiatki wyszyjecie lub nałożycie nowy kolorek :)
BARDZO WAŻNE: ROZCIĄGAMY I FORMUJEMY CIUCHA JESZCZE GDY JEST UMOCZONY W MIESZANINIE OCTOWEJ!!!!
POTEM SOBIE PŁUCZEMY.
Zatkało mnie na amen, no po prostu super sprawa. A kolorek przecudnej urody. No nie mogę, idę zrobić mielone na jutro :-) Wiem, że tak bez sensu piszę, ale to od tego zatkania.
OdpowiedzUsuńBuziaki!
Lilka, od dziś to ani jeden sweter nie ulegnie zagładzie w pralce!!!
OdpowiedzUsuńmam jeszcze jeden taki turkusowy 100% wełny, ufilcowany na blachę, gotowy do zrobienia torebki :)))), ale też go uzdatnię, bo ja w nim w mrozy chadzam. Tylko teraz będę musiała dopasować go maszyną.
Mielone... to niby szybko się robi, jak smażę to i tak stoję nad patelni z drutami bo mnie się zda, że wieczność :))))
Ocet, ocet, noooooo.... Czemu dopiero teraz ja czytam jak uratować sfilcowane. Uważna jestem z wełną i niewiele ufilcowałam w życiu z przypadku ale dobrymi chęciami zdarzyło mi się, że osoby trzecie mi ufilcowały. Nooooo... teraz ja już wiem jak ratować wełnę. A wodę z fasoli stosowałam ze skutkiem przy lekkim sfilcowaniu.
OdpowiedzUsuńA ja lecę na zebranie wioskowe, sprawozdanie finansowe stowarzyszenia trzeba zatwierdzić. :-))
Krysiu, mnie też filc nie wychodzi, ale jeszcze jedną rzecz odłożyłam do sprucia, a to może być uratowane. Zasuwam po ocet!
UsuńMnie ta fasola nic nie dała, a robiłam wg przepisu.
Leć, leć - zapodaj co ciekawego!
Aniu, nic ciekawego, sprawozdanie przygotowane przez księgową a zarząd tylko podpisy na papierze i do US i UG.
UsuńW Stowarzyszeniu nic ciekawego tego roku nie będzie bo ja się wycofuję na razie, nie dam rady wszystkiego, zostawiłam sobie tylko ogród wioskowy. Innych trzeba ciągnąć i to na powrozie bo szybko się zniechęcają a ja w tym roku nie mam powera. Oddech muszę mieć.
A uratowane cudne jest.
OdpowiedzUsuńTen kolorek to mi nawet bardziej jakoś pasi :)
UsuńKochana, koniecznie książkę napisz pt. "Jak zrobić coś z niczego?!" Jesteś KAPITALNA!!
OdpowiedzUsuńMadzik - toż to nie mój pomysł, tylko wyczytany i zastosowany. Pewnie od wieków znany, tylko w mroku dziejów się schował :)
UsuńOj tam, oj tam...ale, żeś KAPITALNA, to nadal podtrzymuję :)
UsuńMadzik - kocham Cię szalona babo kochana!!!!
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRosko - w poczcie widziałam o co pytasz :) ja wkładam zawsze zmoczone rzeczy z odciśniętym nadmiarem wody, aby nie rozrzedzać (farby, czy teraz tej mieszanki), równomiernie się czarodziejska moc rozchodzi! Trzymam kciuki za sukienkę!
UsuńKłaniam się :) no to wpisze się jednak...:)
UsuńBo nie mogłam uwierzyć,że to gotowanie rozfilcuje i uratuje dla mnie moją kimonową czerwoną sukienkę z angory!!!!
Miałam jeszcze dziś to sprawdzić,ale nie miałam octu w domu...
Pytałam czy wkłada się do tej mieszanki suchy ciuszek czy też powinien byc uprzednio namoczony w zwykłej wodzie???
teraz też dopytac musze,bo sugerujesz płukanie tez w gorącej wodzie? A suszenie w gorącu???:):):) Jak to:)w piekarniku czy gdzie?Hihihi
Pozdrawiam
Rosko - na taką małą tunikę użyłam pół litra octu i litr wody, na sukienkę trzeba octu najmniej litr i dwa litry wody, jak mało i roztwór nie przykryje to trzeba dołożyć mieszanki. Wody ma być tyle by całość była zamoczona, nie musi swobodnie pływać. Swój czas 35 minut liczyłam od momentu zapalenia gazu pod garem, moje się nie gotowało. Jakoś nie ufam gotowaniu wełny:)
UsuńCo do płukania: płuczemy w takiej wodzie w jakiej jest nasz ciuszek. Ani zimniejszej, ani gorętszej!!!! Czyli jak dasz ostygnąć to potem sprawdź ile stopni ma woda do płukania.
BARDZO WAŻNE: ROZCIĄGAMY I FORMUJEMY CIUCHA JESZCZE GDY JEST UMOCZONY W MIESZANINIE OCTOWEJ!!!!
POTEM SOBIE PŁUCZEMY.
Tak więc moje dywagacji na temat płukania we wrzątku puść spokojnie w bajki, to był żart :)))). Poczekaj aż octówka ostygnie i będziesz mogła dłońmi ponaciągać w te i wewte, potem dobierz temperaturę i wypłucz z octu.
Śmiało, najwyżej nic z tego nie wyjdzie, kto nie ryzykuje ten z tyłu :))))
Ooooo widzisz, a ja kiedyś sfilcowała chustę z peruwiańskiego merynosa, żal mi było wyrzucić, leż gdzieś na dnie szafy, już ostatnio myślałam że dofilcuję ją jeszcze bardziej potnę wszyję zamek z podszewką i będzie kosmetyka albo cóś a tu proszę jest szansa, chyba spróbuję bo w sumie co mi szkodzi
OdpowiedzUsuńChmurko - no właśnie! Próbuj, ja bym nie gotowała, tylko tak z odkrytym garem i na pół gwizdka gaz pod nim. Mieszj lekutko, delikatnie nie wyciągając na wierzch bo zmiana temperatury, potem niech stygnie kilka godzin i dokładnie zmierz temperaturę w jakiej będziesz płukać.
UsuńPłukać to można i we wrzątku :) byle cały czas jednakowym i jak łapy wytrzymają:)))) i tylko mały szczegół - schnąć też musi w gorącu :))))
Gotować nie będę , gorzej z tą temperaturą żeby była identyczna- powiem szczerze że od tamtej pory zraziłam się do włóczek 1ply, do wydałam nie byle jakie pieniążki a chustę ponosiłam do pierwszego prania. No nic zobaczymy jak wyjdzie z tym rozfilcowaniem- najwyżej będzie kosmetyczka ;)
UsuńOoo! Z pewnością octowy przepis się przyda :)
OdpowiedzUsuńMądrość ludowa wielka jest!
Yadis - ocet rządzi!
UsuńTunika po recyklingu wygląda super! Piękny ma teraz kolor.
OdpowiedzUsuńPrzepis z octem koniecznie muszę sobie gdzieś zapisać - nigdy nie wiadomo kiedy może się przydać. A ubrań z wełny mam coraz więcej :).
Frasiu - alkoholicy i bimbrownicy swoje przepisy noszą w genach to i my - druciary zapamiętać musimy!
Usuńo żesz już lecę Hani chuścinkę z lace w occie przeprać:))
OdpowiedzUsuńAnetko - nie pierz, tylko pocackaj się z nią delikatnie, bo ufilcujesz na amen!
UsuńOjejku, w życiu bym na to nie wpadła. No i po co ja wywaliłam kilka sfilcowanych swetrów??? A kolorek wyszedł Ci superancki.
OdpowiedzUsuńMiłego,;)
Anabell - wczoraj uratowałam od sprucia tunikę kolejną, dziś na żer octu daję ten sweter ufilcowany, kiedyś miał na metce rozmiar 44, dziś ma 38. Jest bardzo ciepły ale jak na mnie zbyt sztywny. Popastwię się nad nim. I zdam relację czy coś uzyskałam, bo sfilcowany jest już z 10 lat.
UsuńO rany! Ty to jesteś człowiek renesansu normalnie! Wszystko wiesz i umiesz!
OdpowiedzUsuńAta - nie umiem koralikować, nie umiem koronki klockowej, nie umiem frywolić, nie umiem czytać opisów wzorów, nie umiem gotować, nie umiem się na jednym skupić......ech!
UsuńI zapewne nie umiesz klaskać uszami ;-D
UsuńKurde Ata... faktycznie! Doła załapię!
UsuńJesteś nie do podrobienia!Drugiej takiej ze świecą szukać!Wszystko Ci wychodzi.Ten Twój blog jest tak ciekawy ze jego mogłabyś wydać w formie książki.My mamy znajomego który tak pięknie opowiada swoje życie i jego namawiam aby to wszystko spisał dla potomnych.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZdzisiu - strasznie to miłe do poczytania, ale nie sądzę by moje widzenie świata było podniecające dla większej liczby osób. Mnie wystarcza, że TU mam i znam Wspaniałe Osoby, ciekawe i zachłanne na życie. I ta garść jest dla mnie wszystkim!
UsuńMuszę to zapamiętać, nigdy nie wiadomo kiedy się przyda. Ale masz teraz nowe super wdzianko!!
OdpowiedzUsuńAsiu - jeszcze trochę się sypie angory z poluźnionej struktury, ale faktycznie, waga piórkowa a przyjemne, do noszenia akurat na wiosnę!
UsuńBardzo podoba mi się ta tunika po przejściach. A metode zapamiętam, bo też na wełnie "siedzę".
OdpowiedzUsuńAntosiu - nawet się ucieszyłam, że musiałam kolor zmienić, w tej bieli mlecznej miałam za krótkie nogi :)))))
UsuńZaraz ocet nabędę i merynosowego Estończyka spróbuję rozfilcować.
OdpowiedzUsuńTyle pracy na marne!
Agatko - na pewno się uda. Co prawda bardzo ufilcowany merynos nigdy nie odzyska takiej gładkiej struktury jaką miał przed. Ale jeśli nie był miętolony bez sensu to prawdopodobnie taki tylko leciutki meszek będzie widoczny.
UsuńWidzę to po swojej wieczorem kolejnej rozciągniętej rzeczy.
Nie pomogło. :-(
OdpowiedzUsuńma 130 cm długości zamiast 170 a brzeg to filc i kropka.
Oj niedobrze, ja dziś odfilcowałam kolejne dwie sztuki. Jedną tunikę z merynosa szydełkową i sweter przedwojenny z rozm 38 na 42. Sweter jest dodatkowo ufarbowany jeszcze nieskończony.
UsuńChyba z tym szalem to jak z rymowanką "tysiąc koni przepuszczamy, a jednego zatrzymamy".
Pewnie taką miał karmę Agatko. Dbałaś o temperaturę?
Dbałam. Wygląda ciut lepiej, ale to pewnie od uprania i suszenia na płasko po zimie.
UsuńNo cóż, muszę zrobić drugi, miesiąc roboty przede mną.
No i super ciucha sobie razem z octem zrecyklingowałaś:)
OdpowiedzUsuńObłazi też nieźle Kasiu, angora się uwolniła :) jeszcze trzeba po każdym praniu uczesać. Ale następne szmatki już do życia przywrócone :)
UsuńJa,co prawda ,wiedziałam,że ocet w domu to cudo prawdziwe i prawie wszystko nim można ale że się i do sfilcowanej wełny nadaje to nie.Dobrze wiedzieć :))
OdpowiedzUsuńTonko - weź łacha do wyrzucenia, spróbuj :)))
Usuńeee jestem w szoku to co ,znaczy ze gotowalas ten sweter ???
OdpowiedzUsuńJadziu - cytuję siebie z posta:
UsuńWstawiłam na mały gaz i podgrzewałam do ok 80 st (nie gotowałam) przez około 35 minut.
:)
Muszę zapamiętac. Nigdy nie wiadomo kiedy może się przydac.
OdpowiedzUsuńI dziękuję za odwiedziny i dobre słowo.
pozdrawiam
Makneta
Makneto - jesteś przesympatyczna!
UsuńTeż próbuję. Z nieba mi spadłaś z tym przepisem, bo świeżo zrobiony sweterek z mieszanki akryl/wełna zgubił w pierwszym praniu kilkanaście cm i w długości i w obwodzie. Zobaczymy, czy coś z niego jeszcze wyjdzie.
OdpowiedzUsuńFantusiu - jasne, że zawalcz!! Rozciągaj z uczuciem, nie na chama :)
UsuńCóż... poległam ;-) , ale na szczęście nie do końca. Ja już w ten sweter nie wejdę, ale Młody owszem. I pomyśleć, że to tylko 30% wełny ma.
UsuńRaczej bym podejrzewała, że rozciągniesz do końca.
UsuńMoże innym razem ;-)
UsuńFantusiu - nie poddawaj się!
UsuńNo normalnie padłam - jesteś niesamowita, a efekty Twych pomysłów świetne :-)
OdpowiedzUsuńSylwko - mój pomysł to nie jest, ale odważyłam się go wypróbować :)
UsuńWczoraj natknęłam się na Twojego bloga i tego posta. Postanowiłam od razu spróbować bo mam ocieplacz na szyję, który celowo sfilcowałam ale niestety za bardzo. Myślałam, że filc trochę się rozejdzie, poluzuje. Ale tak się niestety nie stało, może na bardzo sfilcowane rzeczy nie ma metody...no trudno, biorę się za następny, mam nadzieję, że ten wyjdzie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawima
Fasolko miła, no to jak widać nie na każdy :((, mnie na razie się udaje, ale też z porażką się liczę. W każdym razie warto próbować.
Usuń