Dostałam wesołą, łaciatą alpakę:
Przed praniem było tego 30 deko, po praniu 25!
Jeszcze nie miałam tak brudnej alpaki - 5 deko brudu!
Poza tym nie raz tu pisałam, że to sztuka ufilcować alpakę! Że to wręcz niemożliwe!
Poprałam już dobre 6-8 kilo i nigdy tego nie doświadczyłam.
A prałam i spokojnie w ręku, i w pralce i w wizirze :))))
No to się w końcu udało! Ale tak całkiem i do imentu!
Jednak nie odpuściłam, nie odłożyłam filcowych gał na bok, tylko znów sięgnęłam po recepturę z octem!
Całość zalałam mieszanką octu z wodą 1:2 i bardzo wolno podgrzałam do wrzenia oraz gotowałam tym razem lekutko koło 15 minut. Po tym czasie wyłączyłam gaz i zostawiłam gar do ostudzenia na tyle, by łapy tam wsadzić.
Jeszcze ciepłą wełnę próbowałam rozciągać palcami, ale nie było to tak spektakularne jak rozciąganie swetrów. Wycisnęłam więc nadmiar i obsuszyłam na siatce.
Potem próbowałam kilku metod:
- wyskubywanie palcami - można ocipieć, nie polecam
- branie kawałka między dwie szczotki i rozczesywanie - zdaje egzamin, ale zabiera czas
- rozczesywanie jedną szczotką na desce - rewelacja!
Wyobraźcie sobie jak rozczesujecie włosy dziecka, od dołu, lekko po wierzchu, spokojnie.
Tak samo z wełną. Na nic walka siłowa, stres nie pomoże :)
Na początku czesałam taką "bułę" trzymając ją jedną ręką od spodu, ale lepsza jest deska, na której kładziemy taki filcak i spokojnie leciutko czeszemy.
Nic mi nie odpadło, rozczesałam całość!
Kolorystyka zupełnie "niemoja". Skojarzenia miałam jedynie z łaciatą krówką.
Gdybym miała więcej tej alpaki to bym zafarbowała, wtedy miałabym jakiś bardziej spokojny odcień.
Po chwili już miałam na nią pomysł.
Ufarbowałam merynosa na kilka niebieskich odcieni - gar, mało wody, dwa barwniki.Oczywiście wykorzystałam w tym farbowaniu mieszankę octową po rozluźnianiu alpaki :))), nie byłabym sobą wylewając taką mieszankę w kanał ot tak po prostu :))))
Ocet koło mnie kosztuje 0,99 złotego za pół litra, chyba najtańsza wersja krajowa.....:)))))
Dobra, musicie wierzyć bo nie widać, tam mi wyszło koło 6 odcieni w krótkich odcinkach.
Od granatu do turkusu.
Tylko dwa kolory wrzuciłam: błękitny i chabrowy.
Alpaczkę uprzędłam na dziko, z kłaczkami, bąbelkami a merynosa na gładko.
Kiedy zrobiłam nitkę podwójną to oczy mi się zaśmiały!
Taka mi się ładna wełenka zrobiła. Sama się tu pochwalę, bo ona naprawdę mi się bardzo spodobała!
To gruba wełna, uzyskałam tego 510 metrów w 34 deko.
Już po blokowaniu.
Merynos (23 mic) jak to on - rozpuchacił się i rozpanoszył. Razem z alpaką powinien współpracować. Alpaka z tą swoją delikatnością i merynos grubszy powinni dać lekką i puchatą dzianinę, nie odkształcającą się. Alpaka powinna skłonności merynosa do filcowania powstrzymać.
No chyba, że to łaciata alpaka z genem do filcowania :)
Przyłożyłam grubo uprzędzionego jacobsa i chyba z jego dodatkiem coś udziergam dla siebie.
Całość pasuje do dżinsów, moich etnicznych dodatków, toreb skórzanych, włosa rozwianego rudawego mego.
Merynosa wystarczy jeszcze na całą szpulkę, może go skręcę z brązową alpaką jednolitą i dołożę do tego dziergania, albo skręcę go z jakimś innym wynalazkiem. Albo ufilcuję, bo też łazi za mną jeden projekt.
W takim etnicznym dizajnie nie zdziwi moja ostatnia zabawka:
którą można schować do torebki i wyjąć w kolejce u lekarza.
Ostatnio bowiem doświadczam takich chwil często bywając z Mamą w tych rozkosznych i nastawionych na powrót do zdrowia placówkach!
A czekanie 3.5 godzinne nie przyprawi mnie już o rozstrój nerwowy.
Tą mątewkę przygotował przez wkręcenie haczyka mój mąż na spotkanie z Basią Fanaberią, które to już niedługo. A ja nie mam pojęcia o wrzecionie, nic a nic.
To co nawinięte to moja próba samodzielna. Chyba zaskoczyłam o co w tym biega.
Poczekam jednak na wskazówki od Maestry i nie będę utrwalać jakiś swoich złych nawyków.
Z filmów to ja nie umiem korzystać. Zawsze one za długo nagrane.
Przez kilka minut gada ktoś i macha np drutami i macha i trzęsie i poprawia i znów gada i poprawia.....a ekszyn to na samym końcu, gdy już moja niecierpliwość każe zamknąć jutuba.
Czy Wy to widzicie jak ja z tą mątewką popylam w rozmaitych miejscach? Nawet obiadek u Teściowej nie straszny!
No i ogólne PRZEPRASZAM, ze mnie nie ma.
Mam ciężki okres dodatkowo obfity w rocznice, urodziny, imieniny, zjazdy, wydarzenia, choroby i niedomagania.
Czekamy na Alutkę, co to ma mi się w prezencie urodzinowym pojawić na świecie i czas najwyższy coś dziecięciu przygotować.
To chyba pojadę na działkę, popadało ostatnio to łatwiej chwasty wyrywać :)
To jak odratowałaś alpakę i jak pózniej sprzędłaś i połączyłaś z merynosem nie tylko napawa mnie podziwiem, ale i zachwyca. Przepiękna mieszanka. Jestem zachwycona.
OdpowiedzUsuńNo popatrz niby Wrocław blisko Poznania, a jednak nasza kwyrlejka jest u Ciebie mątewką :)
Trzymam kciuki za szczęśliwe pojawienie się na świecie Aluni.
Kwyrlejka???? To ja pierwszy raz słyszę takie słowo! Ale bardzo ładnie brzmi, lepiej niż mątewka!
UsuńKwyrlejka - muszę zapamiętać i używać od czasu do czasu, bo ładniejsza!
Alutka ledwo w brzuchu się mieści, chyba nie doczeka do moich urodzin.
Sliczna ta welenka Ci wyszla Aniu!
OdpowiedzUsuńAnavilmo - sama się nią zachwycam, nawet jak nikomu innemu do gustu by nie przypadła, bo uratowana cudem i do wykorzystania mimo kolorków nie całkiem moich. Zobaczę jak to w noszeniu wyjdzie, no i czy ocet jej nie uszkodził za bardzo!
Usuń...wszystkiego dobrego w tym niełatwym czasie!
OdpowiedzUsuńWłóczka piękna - podziwiam zapał i cierpliwość w procesie jej tworzenia, ja to tylko dziergam z gotowców i też nie bez trudności...dzisiaj to mi nawet komentarze nie wychodzą...
Pozdrawiam.
Ana - dzięki za dobre słowo! Czasem komentarz potrzebuje odświeżenia strony, ale sama wiem jak to z bloggerem bywa :)
UsuńFajowa wyszla Ci welenka. Mam nadzieje, ze naucze sie chociaz 5% tego, co Ty umiesz....aaaach.
OdpowiedzUsuńJa tez mam juz taka "matewke", wiec poprobuje za niedlugo.
Pozdrawiam
Violico - ależ za chwilę to będziesz śmigać! Ja w to wierzę, bo Ty chcesz!
UsuńWszystkiego spokojnego Anuś. Ślę ciągle dobre fluidy jak siedzisz w poczekalni i jak czeszesz filcaka. I jak robisz milion innych rzeczy mróweczko.
OdpowiedzUsuńAniu - chyba dochodzą, bo kilka innych rzeczy zrobiłam ostatnio i nie mam czasu pokazać, bo już kolejne na tapecie :)
UsuńNiesamowite, co zrobiłaś z tą wełną. Przyjmij wyrazy najwyższego podziwu. Miejmy nadzieję, że limit filcowań alpace się wyczerpał i już będzie grzeczna :))) Super wełna!!! :))
OdpowiedzUsuńOj dobrze piszesz Aniu, zaraz tym motkom nagadam, że koniec filcowania!
UsuńWełna wyszła Ci piękna! Bardzo jestem ciekawa jak będzie się prezentować w dzianinie.
OdpowiedzUsuńTeż nie lubię siedzieć i czekać na coś bezczynnie. Ostatnio, będąc z samochodem na przeglądzie, dziergałam sznur koralikowy na szydełku - przez prawie 3 godziny czekania sporo mi go przybyło :). Panowie nawet specjalnie sie nie dziwili, ale gdybym zaczęła prząść na kwyrloku (tak u nas nazywa się mątewka :)) chyba wzbudziłabym małą sensację ;)).
Uściski :).
Frasiu - kwyrlok to już bliżej do kwyrlejki, odmiana męska i prawidłowo :), chłop w kuchni niech miesza!
UsuńJa jeszcze do koralików nie dojrzałam, zresztą jak sobie popatrzę na Twoje cuda to nawet nie próbuję, bo i tak nie dam rady z oczami!
Kwyrlok - fajna nazwa:) U mnie na to nie ma nazwy:) Ubijak, rozcierak:) A wełenka super Ci wyszła . Już Cię widzę w długim obszernym swererku i do tego falbaniastej spódnicy w wielkie kwiaty.:) Podziwiam i gratuluję cierpliwości :)
OdpowiedzUsuńViolu - a ja jeszcze w domu słyszałam nazwę "KOŁOTUSZKA"!
UsuńChyba od kołatania w garczku :) i to chyba ze wschodu ze Lwowa przypełzło z Mamuśką.
Ten długi sweterek to mi chyba nie wyjdzie, ale materiału w kwiatki można poszukać :))))
A u mnie w domku mamusia mówiła na ten przyrząd " koziołek" ha ha ha
UsuńTak czytam, czytam, i oglądam i raptem z młodej piersi się w głos wyrwało ŁAAAAAAŁ (naprawdę !) - to na widok powdójnej trójkolorowej nitki. Przecudne kolorystyczne połączenie zrobiłaś. Już jestem ciekawa ubranka z tej niteczki.
OdpowiedzUsuńA co do kwyrlejki/mątewki/wrzecionka - to też mnie you tuby wkurzają. Tak że czekam, aż się nauczysz, i logicznie wyjaśnisz, o co chodzi w tym "nawijaniu" :)
Ewa - ja prędzej poszukam filmu bez komentarza i wywijania przez połowę nagrania wrzecionem :). Strasznie brak mi cierpliwości.
Usuńcudeńko Ci wyszło z tej alpaki z merynosem, pomysł niesamowity.
OdpowiedzUsuńPodziwiam za polot.
Asia, a już myślałam, że kulki wmiksuję w szalik.
Usuńależ fajna ta wełna Ci wyszła! z czymś pozytywnym mi się kojarzy, tylko nie mogę sobie przypomnieć z czym :P
OdpowiedzUsuńpoza tym chce mi się płakać, bo nie przyjadę w sobotę do Wrocka :(((
Agata.....żartujesz..... u nas w piątek Koko spoko, miasto otwarte, za bramę wpuszczają, gości czekamy a zwłaszcza TAKICH!!!!
UsuńTy myśl jeszcze!!!!
Mnie się z czekoladą Milką kojarzy, też nie wiem czemu, chyba przez tą krowę.
Usuńnie wykluczam, że też mam skojarzenia spożywcze - dalej nie potrafię ich sprecyzować :P
Usuńnie dam rady, nosz Q..., nie dam rady :(((
Ot jakiś łaciaty alpaczy dziwoląg Ci się trafił - ale mi się podoba to różnokolorowe runo. Ja też ostatnio przędę wełenkę z połączenia turkusu, brązu i u mnie pomarańczu oraz żółci. Lubię to kolorystyczne połączenie.
OdpowiedzUsuńAle, że 510 metrów z 34 gram to gruba wełna - toś mnie zaskoczyła... 510m singla czy dubla?
Wiesz, faktycznie grubas ale i tak źle podałam, bo w uogólnieniu.
UsuńZ alpaki grubo przędzionej z purchawkami mam 510 metrów singla z 25 deko i 510 metrów singla z merynosa z 9 deko.
To idzie na druty 4-6. Ale by cokolwiek na mnie wyszło pododaję inne próbki, resztki w brązach - porządki zrobię w motkach.
To ja się "kropnęłam" - Ty napisałaś deko nie gram :DDD
UsuńAaaa... też się nie połapałam :))) ale i tam mało tego dobra :))) trza kombinować!
Usuńale cudenko ci wyszlo ,w sam raz na jakis ocielpacz
OdpowiedzUsuńHalinko - zacznę od góry, zobaczę na ile wystarczy, jakby co będę jacobsa dokładać :)))
UsuńPiękna ta wełenką wyszła i niesamowite jaka jesteś cierpliwa. Masz mój szacun kobieto. A ta nowa Twoja zabawka u mnie się zowie kwyrlejka ale pan kucharz mówi mieszadełko.
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać, by zobaczyć udzierg z tego cudeńka.
Trzymam kciuki Aniu za szczęśliwe rozwiązanie:)
Pozdrawiam, Marlena
Marlenko - dziwi mnie ta wybiórcza cierpliwość. Filmu z jutuba nie obejrzę, bo za wolno, a całą niedzielę sobie alpakę czesałam i byłam szczęśliwa :)
UsuńUdzierg pójdzie dzisiaj na druty, pewnie odlot kolorystyczny będzie i sieczka. Czasem wełna w motku fajna, a w robótce oczopląs.
No rewelacyjna!!!!Piękna wyszła!!!Dobrze ,że jesteś taka uparta i pomysłowa, bo efekt jest tego wart:)!!!
OdpowiedzUsuńMalaalu - jak wyżej napisałam, do Marlenki - może wyjść nieciekawie, zaczynam się bać. No, ale w razie klapy gar z farbą i pomieszamy w kolorkach :))) he he.
UsuńTen melanż wyszedł Ci świetny.A dziewczątka są z reguły punktualne, doczeka, jeśli wszystko dobrze obliczone.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Anabell - mam nadzieję....
Usuńpięknie ci to wyszło, czekam na ciąg dalszy :)) Trzymam kciuki za szybko i bezboleśnie. pozdr
OdpowiedzUsuńAnetko - no to mus robić! Z oglądania motka nic nie wyjdzie! Dzięki!
UsuńAnuś wyszło super :D
OdpowiedzUsuńNa pewno będzie coś ślicznego z tych pięknych kolorów :)
niech malutka szczęśliwie przybywa :D pozdrawiam kochana :*
Anusia - dzięki!
UsuńMam wrażenie, że gdzieś kłaki dla lalki mam w domu, muszę poszukać, bym Ci wysłała....
Włosy w każdym kolorze mile widziane ale Aniu ja jeszcze się nie odwdzięczyłam za pierwszą paczkę :(
UsuńNie wiem kiedy ja się wyrobię :( szukam dla Ciebie czegoś wyjątkowego i jakoś nie ma. buziak kochana duszko :* :D
Aniu, podziwiam Twoje wytwory i te luzem i te w formie bluzeczek. Ja bym tą sfilcowana wełnę wywaliła w kąt, ale to dlatego, że ja nie wełniasta jestem, próbowałam, próbowałam i doszłam do wniosku, że nie wszystko muszę umieć. Pozachwycam się u Ciebie :)
OdpowiedzUsuńIrenko - mam to samo z kartkami i papierami, w ogóle nie wiem o co chodzi z tymi przepisami na kartki. Karteczki dzielę na podobające się i nie. A już cała filozofia jest mi obca, o robocie nie wspominam bo to dla mnie masakra równo przykleić :))) i masz rację - nie trzeba robić czegoś, co nam nie pasuje.
UsuńBardzo mi się podoba łaciata alpaka a z turkusem to już wogóle super. Ciekawie łączysz kolory. Sama od niedawna przędę i najlepiej mi to idzie właśnie na mątewce ale z zamocowaną na niej płytą CD :).
OdpowiedzUsuńDzięki za instrukcję odratowywania sfilcowanej czesanki, muszę zapamiętać :)
Style - da Bóg i ja będę sobie umiała dopasować takie wrzeciono! Na razie aby zacząć, potem - bo chęci są - będę szaleć! :)))
UsuńKolorystyka typowa, nie ma tu rewolucji, wczoraj akurat zobaczyłam turkusową alize w reklamie - toć ona miała te same kolory :)
Piękna wełna Ci wyszła, namieszałaś namotałaś i takie cudo. Podziw mam. Chciałabym do Wrocka w sobotę!!!!! Dumam, szukam połączenia ...... Daleko mam, wrzeciono mam, czesankę mam ...... Och ....
OdpowiedzUsuńKrysiu - myśl, kombinuj.
UsuńNie mam Cię jak ugościć bo w pracowni Mama chorująca.
Nocleg bym miała, ale mogę nawet bez noclegu. Tylko mało czasu. Też dużo się dzieje. Podróż w obie strony razem 15 godzin, jeden krótki nocleg i do domu, wyczyn spory ale dałabym radę. Tylko ten czas ..... a spotkanie takie, że ho, ho.....
UsuńDumam ............
Ale w dechę ta wełna wyszła.
OdpowiedzUsuńCudna i już.
Wyślę Ci co mam wysłać, ale w piątek jeszcze muszę cosik dokupić do przesyłki. ta szmatka to to, z czego spódniczka lalusi powstała. Jak ją wyciągnęłam, to goły rudas mi się przypomniał.
Agata - nic nie dokupuj Słonko!!!! Po opisie poznałam, że to materiał o którym mówiłaś. Lalusia naprawdę do kochania!
UsuńNie piernicz, mam dokupić i dokupię. I co, nie ucieszysz się później? A tylko spróbuj. :-P
Usuńno to niebieskie różnorako jest boskie!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńa Ty się nie boisz, że siadając z taką maczugą w kolejce do znachorów maminych zatrzymają Cię faceci w czernie?
Tyyyyyy, ja wieeeeem!!!!!
Ale Ty mądra jesteś!!!
Ty szpecjalnie tak z tą maczugą w poczekalnie na środku siadywać bedziesz!
Ludziska ze strachu kolejki Wam będą ustępować!
Monia - to ja jeszcze glany napastuję, co prawda za duże one na mnie bo po córce, ale maczuga, glany, skóra, jakiś łańcuch, czeski rock z komórki :))))....... to jest sposób na przyśpieszenie jednak!
UsuńAnia...widziałam gdzieś glany w kwiatki :0 świetny byłby widok, hihihih
UsuńMonia - jakby to jeszcze był rozmiar 35 to bajka!
Usuń40 nie było....tylko jakiś duuuuuuuuuuużo mniejszy...trafiłam na wyprzedaż w górach :) :)
UsuńNie myrdać mi tu kwirlejki na kwyrlok jakiś :))) proszę tutaj jest definicja owego czegoś, co w naszych stronach Poznańskich struga się co roku z choinki. Świetne jest ma długie patyczki i kwirlą jak ta lala ...
OdpowiedzUsuńa tutaj cytat:
kwirlejka powsz. [mątewka]: Kwaśne mlyko to ino tóm kwirlejkóm tak, tak... sie kryńciło. Inform. Kwiyrlejkóm to moja żóna, jak tak sos robiła, to tóm kwyrlejkóm tak kwiyrlała. Inform. U mnie wszyscy do dziś mówią kwierlejka, innej nazwy nie znamy. Inform.
A u mnie w domu przedmiot nie występował. To było coś dla zaawansowanych w sosach.
Usuńbabka sosów nie umiała.
piękna ta wełna :)
OdpowiedzUsuńDzięki! Już na druty wzięłam i już zdążyłam spruć :)
Usuńgackowa, ów przedmiot nie tylko do sosów był niezbędny. Przydawał się również bardzo, do rozkwirlania kwaśnego mleka. Taki wystrugany z choinki z długimi "ramionami" bywał lepszy niż nie jeden mikser :)
OdpowiedzUsuńAniu - kwirlejka to taka z drzewa prawdziwa w moim domu była, potem te stolarskie wynalazki! Mama tylko tym w garze merdała.
UsuńA potem miała takie do roztrzepywania farby, kiedy farbowała sizal na gobeliny. Czasem się myliła i takim farbowanym rozmieszała sos :)))), przeżyli wszyscy.
Taka czekoladka z niebieskością - niby wariactwo kolorystyczne, ale jednak bardzo ciekawe, podoba mi się :-)
OdpowiedzUsuńZ zielonym to by była z miętą!
OdpowiedzUsuńNo właśnie jak z tym merynosem jest, ja odkąd sfilcowałam chustę z peruwiańskiej wełny boję się tego merynosa jak ognia,
OdpowiedzUsuńWełenka bardzo ciekawa, fajne takie zestawienie kolorków.
A umiejętności wrzecionowe podziwiam- dla mnie to sprzęt nie do opanowania
Chmurko - merynos bywa wredny, ale nie ma się co go bać, trzeba uważać, nie prać co chwila, najlepiej jak jest dodatkiem, daje puchatość a w kupie i innym włóknem jakoś lepiej się sprawuje.
UsuńWrzeciono to w sumie łatwizna, ale wiem co masz na myśli, też nie umiałam ;)
Mój tatuś właśnie z góry choinek po świętach robił takie ( jak to nazywał ) " koziołki " do rozprowadzania sosów , zsiadłego mleczka , zaprawiania śmietankom zup wszelakich . Co kraj to obyczaj jak to mówią ha ha ha . A wełenkę i Twoje zdolności szczerze podziwiam
OdpowiedzUsuńMkruszynko - o! i kolejna nazwa! Dzięki!!!!
Usuń