Ata mnie zaprosiła i wyciągnęła z krzątania do kompa.
Dziesiąte zdjęcie.... z bloga? Z multiply? Z dysku?
Ma być z tych najstarszych, a moje najstarsze papierowe w chaosie, te z aparatu cyfrowego najstarsze gdzieś na płytce.
Pierwsze publikacje z cyfrówki były na Hafcikach - skąd mój ród. Nie ma ich, ale pozostały świetne dziewczyny i mamy ze sobą kontakt!
Pogrzebałam więc w archiwum fotosika, gdzie wrzucałam pierwsze zdjęcia.
I tadam - mam!
Odszukana zgodnie z datownikiem to jest ta fotka:
A na nim jest Bruno!
Kocur - zwany również Brunusiem, Prezesem, Książątkiem, Rudą Świnią, Królem Lwem - w zależności od naszych do niego uczuć w danej chwili.
Na wszystkie reaguje.
Przybył do naszego domu w październiku 1998 roku.
Był to ponury, siąpiący deszczem dzień, niedziela. Ja coś dłubałam na drutach, mąż drzemał na kanapie, w telewizorni snuł się jakiś serial. Dwójka dzieci przysypiała nad lekcjami, nasza suka Azja warowała pod kanapą. Cisza.
Czekałam na powrót najstarszej córci z wypadu harcerskiego.
Koło 18 deszcz lał już jak z cebra, ale nie było hasła "przyjedźcie po mnie" więc nikt tyłka nie ruszał po dziecinę.
Ciche pukanie nie przerwało ciszy. Podeszłam do drzwi, otworzyłam.... a na progu stało moje dziecko, zaryczane, ze łzami kapiącymi po polikach, i ze szlochem wykrztusiła:
- Mamo! Stało się coś strasznego!
- Mamo! Nic nie mów ojcu!
- Mamo! Ja nie wiem jak to powiedzieć! Jak to ojciec przyjmie!!! Co on zrobi!!!!!!
O żesz!!!!!
Co pomyślałam????? Że mi na tym rajdzie dziecko zgwałcili!!!! Zbiorowo!!!
Wciągnęłam córkę do domu, przez myśl mi przemknęło, że najpierw to ja muszę ją uspokoić, a potem siekierę w dłoń i pozabijam!
W głowie gotowy scenariusz: lekarz, policja itd.
Do piersi zaraz przytuliłam mokrą i powiedziałam, że ojcu trzeba powiedzieć, ma się nie bać, my tu zaraz się wszystkim zajmiemy.
Tak ją do siebie coraz mocniej tuliłam, aż dziecko zaczęło się wyrywać i mówi:
- Mamo, bo mi udusisz!
- Co ci uduszę?
- KOTA!!!!!!
- No bo właśnie to jest "to straszne" co mi się wydarzyło! Oni chcieli tego kota zabić widłami!
- Kto "oni"?
- No, ci z wioski, gospodarze!
- Wyciągaj kota!
- Mamo! Ale ojciec!!!
- Wyciągaj, ale już!
Z kieszeni panterki dziecko wygrzebało rude, śliczne kocię!
Spodobał mi się od razu! Rudy! O takim marzyłam całe życie!
Od czasu do czasu mówiłam o kocie w domu, ale mąż miał argument - mamy psa!
Cóż, pies jednak to nie to co kot!
Kot - to zwierz dla mnie, psychicznie do mnie pasuje, jestem introwertykiem i najlepiej mi w mym świecie z kimś, kto nie żąda a jest!
Kota wzięłam w dłonie i po prostu posadziłam małżonowi na klacie.
Ten otworzył oko i szepnął: O Boże, Król Lew!!!!
Jemu też się spodobał, Azja obwąchała przybysza, kot nawet nie prychnął jak został wylizany przez dobrą sukę, zaraz zorganizowaliśmy kuwetę, żarcie i resztę wieczoru spędziliśmy na podziwianiu nowego mieszkańca.
Dostał na imię Bruno, ponieważ Kasia przywiozła go z Brunowa.
Był zadbany, śliczny i oczywiście między bajki należy włożyć historię o mordercach. Gdyby tam został miałby dom, podwórko i opiekę. Nikt go nie zamierzał zamordować widłami!
I jest z nami już 11 lat, trzyma się świetnie, ma swój charakter. Z wiekiem nabrał pokory i robi się coraz sympatyczniejszy.
Oduczył nas zostawiania torebek na podłodze i rozwalonych butów - bo lał na nie.
Nie pozwalał się głaskać ręką - można było kota głaskać linijką, pilotem, telefonem i przez szybę jak był młody - teraz już można.
Całkowicie domowy boi się wyjścia. Z traumą przyklejony do człowieka czasem idzie do weta i zostawia połowę sierści ze stresu.
Pozwalaliśmy mu hasać po klatce schodowej, ma tam zielistkę do pogryzania i inne roślinki. Czasem zapuszczał się na dół na trzecie piętro i mykiem wracał.
Myśmy to przyjmowali za dobrą monetę - kot się oswaja!
A on po prostu lał na wycieraczkę sąsiadce! Wybrał jedną jedyną, której ja nie lubię!
Mimo niechęci do sąsiadki nie mogłam pozwolić na samosądy Brunka. Teraz siedzi w domu i najwyżej lata po naszym pięterku.
Jeździ z nami na wszystkie wyjazdy. Ale siedzi w domkach i musi mieć kuwetę.
Mimo pozornej strachliwości bywa bardzo odważny - zaatakuje dużego psa, jeśli ten ma niecne zamiary co do Bajtka i drugiego kota Behemota.
Jako nestor zwierząt - jest wśród nich Dyrektorem. Widzę, jak dba o sprawiedliwość i czasem to Beheta przetrzepie, i Bajtka przegoni.
Zanim zwierzaki dojdą do misek Brunek chodzi i sprawdza zawartość. Jak się wycofa - mogą jeść.
Tu wyjątkowo Bruno w roli żebraka, jako jedyny nie nęka nas wzrokiem głodomora i nie kradnie jedzenia.
czasem ma wszystko w wielkim zwisie i demonstruje to bez zahamowań:
Do opowieści o 10 zdjęciu zapraszam:
Gackową
Aploch
Kasię Ino-Ino
Super historia, cudny kot!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
I właśnie po to by czytać takie opowieści jest zabawa w 10-te zdjęcie;-)
OdpowiedzUsuńAleż on wielki! A dziecko trzeba przyznać ma niezłą wyobraźnię ;-)
OdpowiedzUsuńJak to się wydało, że te widły to bajka dla niedobrych dorosłych? ;-D
Zulu, z wrodzoną skromnością potwierdzę: Cudny! Bo on naprawdę jest ładny, wredny też :)
OdpowiedzUsuńBasiu, ja już kilka poczytałam i faktycznie to świetna zabawa!
Ato - za parę postów pokażę drugiego - ważą tyle samo 4,5 do 5 kilo. Ale Brun wygląda potężnie.
Te widły to chyba odpowiednik szpadla pod którym Azja miała zginąć jak mi mąż do domu psa przyniósł i też się głupio tłumaczył! Kot był czysty, wykarmiony, zadbany i jeden jedyny rudy z miotu. A potem dziecko się wygadało jak to koty rajcowały na podwórku, a gospodarze ich pilnowali.
uratowany od tragicznej smierci :) zabawny :) :) :)
OdpowiedzUsuńHihihi! Sprytne dziecko! ;-DD
OdpowiedzUsuńswietny kotek:))a historyjka fajna i zabawna:))
OdpowiedzUsuńCudo, a ten wzrok ...
OdpowiedzUsuńTen kot ma wyjątkową fizjonomię, ma kilka grymasów, spojrzeń, nawet zmienia kolor oczu w zależności od nastroju. Widać po nim kiedy jest smutny, kiedy głodny, kiedy zdenerwowany.
OdpowiedzUsuńAniu, opowieść przednia. Już samo jej pisanie wywołało u Ciebie sentyment, prawda?
OdpowiedzUsuńZabawa jest wyjątkowa i uważam że bardzo trafna. Dziękuję za zaproszenie i naskrobię coś na tygodniu.
Zresztą wody nie będziemy mieć przez 4 dni to i czasu więcej będzie ;)
Świetna historia :) Fajnie tak powspominać, chyba tylko dzięki temu ta zabawa ma sens :)
OdpowiedzUsuńKról Lew cudny :)
cudność kocurek. Moje były bure. Kacper to była ona, Zenek miejscami bywał rudawy. Koty są niepowtarzalne i tak silnie charakterne! Nie każdy je lubi i one nie każdego akceptują. To piszę ja, niepoprawna kociara!
OdpowiedzUsuńSuper historia , fantastycznie napisana ,bohater też piękny i wielki ! :))
OdpowiedzUsuńDziękuję Theyooko za odświeżenie mi moich czeluści bloga. Sama sobie poczytałam.
OdpowiedzUsuńFaktycznie - wielki kot!