sobota, 5 września 2009

Wsiowo letniskowo - czyli cd.

Moje letnisko to było takie opuszczone, zaniedbane, zarośnięte krzakami stare gospodarstwo.
Kupione 10 lat temu przez kuzynkę, sporo ode mnie starszą, ale w tej chwili równamy się wiekiem. Kiedyś do niej mówiłam "Ciociu", dzisiaj po imieniu!
Wychowała się na wsi, lecz całe dorosłe życie spędziła w mieście. Była bibliotekarką.
Kiedy wyszła drugi raz za mąż, postanowiła powrócić. W rodzinnej miejscowości nie udało się nic taniego znaleźć.
Zamieszkali obok w malutkiej wsi.
Kupili dżunglę i wyrąbali z krzaciorów dojście do starej chatki.
Oczywiście cała wieś radziła toto wyburzyć.
Nie ulegli i postanowili zostawić.

Jak kiedyś mało miejsca potrzeba było człowiekowi.
Chatka - to jedna izba i kuchnia. W kuchni gotowało się ludziom i zwierzakom. W izbie się spało. Na stryszku był skład siana i słomy. Na środku podwórza stodoła. Gdzieś pewnie była psia buda, może mała obórka. I koniec.
No i studnia. Najważniejsza budowla.
W chatce mieszkało starsze małżeństwo, umarli jako długowieczne stadło w krótkim odstępie czasu. Nikt nie chciał włości zatrzymać.


Na szczęście moje mieszczuchy zorganizowali pasiekę, hodują króliki, postawili swój dom całoroczny i serdecznie zapraszają.


Właśnie u nich można sobie akumulatory naładować spokojem, chociaż i spragnieni rozmów byli. No, ale i ja tam dwa lata temu byłam.

...........................................
Aby wyjechać, musiałam jeszcze synusia przygotować.
Po raz pierwszy zostawiliśmy go samego, z gotowaniem dla siebie i opieką nad kotami, świnkami morskimi, szczurami i kwiatami.
Nie jest to u mnie takie proste, syn jest lekko opóźniony w rozwoju. I chociaż robi wrażenie normalnego chłopaka, to ja się jednak martwię. Więc nie dla mnie szalone eskapady znienacka. Muszę i to brać pod uwagę.
Ale dał radę!
Aby nic sobie nie wymyślił - typu "jadę na spotkanie do Częstochowy", czy "klan Gwiezdnych Wojen ma biesiadę z walkami na miecze" lub "idę do wujka pograć na pianinie" - dowiedział się godzinę przed naszym wyjazdem, ze zostaje sam.
Dumny i blady zrobił spis niezbędnych produktów na 3 dni rozłąki i zrobił zakupy. Frytki, kawa, mleko, kiełbasa i jajka. To jego sposób odżywiania.
Kazałam mu przy sobie telefon naładować i powiedziałam, że jak nie odbierze - to jestem za dwie godziny i dostanie lanie!
Zadzwoniłam tylko raz i przekazałam ile wody ma lać do skrzynek z kwiatami. Poleciłam go potem łasce Boskiej i dzięki temu miałam luz. Niech trochę i Pan Bóg go popilnuje!
Nie przekazałam babciom, że dziecinę porzucamy i siostry też były daleko.
Kiedyś ten krok trzeba było zrobić.
.............................................

Więc sama z psem i kucharzem pojechałam.
Witała nas sygnaturka kościelna u powały ganku


Za płotem znajduje się miejsce po opuszczonym gospodarstwie, które pokazałam w poprzednim poście.


Rabaty z kwiatami urozmaicają podwórko



Jest miejsce na ognisko, trzepak,huśtawka, suszarka, wąż ogrodowy z którego można sobie zrobić wspaniały prysznic nagrzaną od słońca wodą.


Domek ma własną kuchnię i wc. Ale obiady robione przez mojego Jacka i Bogusię jedliśmy u gospodarzy na tarasie. Bez cudowania, po domowemu, na luzie.


Ja się najęłam za pomywaczkę i tyle mnie widzieli przy robocie.
Ale nauczyłam się piec chleb i w jakimś następnym poście nauczę i Was.
Wczorajszy zeżarła mi rodzina jeszcze gorący.
Za słodycze mieliśmy do ssania plaster miodu, każdy wycinał z ramki kawałek i wysysał miód. Pychota!


Korzystając z pięknej pogody na leżaku w słoneczku dziergałam spódnicę.
W tym czasie oni gotowali, potem lataliśmy po polach i lasach na piechotę i rowerami. Wieczorem wpadaliśmy do kolejnych wsi po kilku rodzinach na ploty i wódeczkę.

Mój mąż nie omieszkał straszyć tubylców wiadomościami, że to co oni i ja w dzieciństwie skwapliwie jedliśmy usmażone na blacie płyty kuchennej to nie "lebiódki" tylko MUCHOMORY MGLEJARKI!
Nietrujące, ale słowo "muchomory" działało jak piorun. Z tym, że bardziej im robiło się mojego męża żal, że takie rzeczy wie! Bo dla nich to on taki nieszkodliwy fantasta!
Przy wódeczce (fantastyczne wiejskie wynalazki - oby unia się tego nie czepiła!) snuł plany przebudowy, reorganizacji, ekonomiczne i polityczne!
Może coś z tego utkwi w głowach, ja wątpię.
Na rowerkowym spacerze o szóstej rano znalazł jabłonkę przy drodze w lesie. Już ją zaznaczył i Zygmunt ma ją dla nas wykopać.
Zygmunt daje mu darmo inne - a on chce taką bidulę z lasu!

Do Bogusi zjeżdża kilka osób na zmianę.
Ciotka z Łodzi z psiapsiółką, my, rodzinka z Francji, córka z Holandii.
U niej jest luz.

Nie ma spania z kurami, można siedzieć do oporu i gadać w nocy, można goło łazić jak ktoś ma taką potrzebę. Można iść do kościoła, można nie iść. Można uwalić się na kocu w dowolnym kącie. Można palić papierosy, pić piwo, siedzieć przy radiu lub w ciszy. Można łazić w piżamie. Można używać drewnianej sławojki na tyłach obejścia.
Można nie jeść i można stosować swoje diety. Nikogo nikt nie przekonuje do swoich racji. Ja z racji wielkiej tęsknoty Bogusi za rozmową poświęcam jej ociupinę czasu na wygadanie. To moje koszta.

Bogusia zaprasza, lecz jak to z urlopem u mnie w firmie, zobaczymy. Wybieram się jeszcze raz tego roku.

No i teraz widzicie jak wygląda pozostała część wsi.
Wyrastają domki lepsze, gorsze, ładniejsze, brzydsze, budowane samodzielnie od podstaw i przebudowywane stare.

Tylko tych kur próżno szukać!

16 komentarzy:

  1. W takim miejscu można wypocząć :-)
    I jak widzisz - wspaniale wychowałaś syna do życia w samodzielności! :-))

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję samodzielności syna, to chyba była wielka próba dla niego! Dobrze, że są takie kuzynki i takie miejsca na tym świecie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nooo, reklame miejscu zrobilas niezla ;)))))
    Zostawienie dzieciny samej pierwszy raz to jest niezle przezycie, oj jest.

    OdpowiedzUsuń
  4. Podziwiam mądrość i odwagę. To trudne pozostawić dziecko samo i nie umierać z niepokoju, podziwiam, że umiałaś ten pierwszy krok zrobić i nie otaczać go całą armią opiekunek.
    Miejsce do wypoczynku idealne, pewnie większość z nas o taki marzy.
    A z tymi kurami, dziwna sprawa, skąd jajka? Ze sklepu?

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziewczyny kochane! Martwić się całe życie pewnie będę, ale na ten krok pracowałam od wielu lat. To nie sztuka otoczyć go opieką, pójść na wychowawczy, jego zrobić rencistą. Musi nauczyć się życia. Musi mi na starość pomóc. Ma obowiązki i jest rozliczany. Niezguła bywa okropny i głupi jak but, ale czasem zaskakuje dobrocią i intelektem. Traktujemy go trochę ulgowo, bo nie podoła. Zrazi się jeśli trafi na duże trudnosci. Lepiej więc używać pochwał przy drobiazgach i w ten sposób budować mu poczucie własnej wartości. Chodzi więc do szkoły, w wakacje pracuje, MYJE SIĘ! A kilka lat temu śmierdział jak nieboskie stworzenie. Teraz nawet do fryzjera chadza i zwraca uwagę na ubranie - co do siebie pasuje. Jeszcze sam nie widzi potrzeby zmiany pościeli, ale to może w tym roku nastąpi?
    Nawet mój mąż był zaskoczony, ze nie dzwoniłam do dziecka.
    A jaja na wsi niektórzy mają od swoich kur, moje kuzynostwo kupuje w markecie. Ja zostałam obdarowana kopą przez moją chrzestną z innej wsi.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak ja Ci zazdroszczę, że masz taka wiejską rodzinę. To rozkosz odpoczywać w takich warunkach.
    Każda matka przeżywa pierwsze samodzielne kroki swoich dzieci, bez względu na to czy są opóźnione czy nie :). Ty wychowałaś syna wspaniale i możesz mieć pewność, że sobie poradzi.

    OdpowiedzUsuń
  7. Aniu, to odpoczywasz niedaleko mnie, ja mieszkam w Łasku. Podziwiam mądrość w wychowywaniu syna, wiele znajomych matek robi wręcz przeciwnie. A taka kuzynka jak Twoja to skarb. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Irenko! Długa droga jeszcze do celu, no... ale zawsze już bliżej. Mam nadzieję.
    Ale jestem już nim tak umęczona, że najchętniej bym go z domu wywaliła na swoje.
    To pisałam ja-kochająca mamusia, :)))))

    Edi-bk - mój ojciec urodził się w Chojnem! Stamtąd cała rodzina się rozpełzła. Bardzo lubię ojca strony, spędzałam tu wakacje w dzieciństwie. Jesienią poluję na grzyby, lecz i na Dolnym Śląsku jest ich bardzo dużo.

    OdpowiedzUsuń
  9. Anonimowy7/9/09 09:05

    Aniu, uważam, że każda normalna matka tak ma: jak dzidziuś mały to czasem ma ochotę mu główkę ukręcić za dzikie wywrzaski a jak już latorośl jest 18-letnia to kiełkuje myśl coby w kartonik rzeczy spakować i pozbyć się byka starego na dobre. A więc rozdawanie dzieciom szturchańców żeby w odrowiednim kierunku szły jest w pełni uzasadnione. Żeby nie trzeba było potem trzydziestolatka siekierą od mamusi odcinać.
    Dorota

    OdpowiedzUsuń
  10. Dorotko! Mam nadzieję! Cóż mi pozostaje!

    OdpowiedzUsuń
  11. gorzej gdy trzeba odwrotnie i to mamuśkę od 30-sto latka trzeba odcinać :-)

    Kakanko dziękuję za hurtowe odwiedziny

    OdpowiedzUsuń
  12. Que lindo este lugar!!!!
    Beijo
    Necca

    OdpowiedzUsuń
  13. Są kury, u mojej teściowej. Jaja dorodne z żółtym żółteczkiem, mniam. Gratuluję wyjazdu, gratuluję, że syn dał radę. Ja słuchając opowieści rodziców zastanawiam się czy ich dzieci są niepełnosprawne. Chyba 14 - latek zdrowy na ciele i umyśle powinien sam robić sobie herbatę, śniadanie i pozmywać po sobie? Może to ja jestem zbyt wymagająca? Jednak się nie zmienię.
    Gratuluję Ci zdrowego rozsądku. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joasiu - to uściskaj Teściową, bo to już ewenement na wsi - kury, jaja...
      A co do Synka - nie ma rady, musi się do życia szkolić, dzięki Bogu może ma mniej rozumu, lecz dwie ręce i mamusię skorą do zasadzenia mu kopa :)
      Muszę, bo kiedyś mnie nie będzie. Muszę, bo musi dać radę.

      Dziękuję!

      Usuń
    2. I tak trzymaj:)

      Usuń
    3. Dziękuję za wsparcie, czasami mam go po kokardkę :)

      Usuń