piątek, 16 listopada 2012

Handlara

Zawsze o poranku wychodzę z domu, ludzie śpieszą się do pracy, a ja popylam ze spanielem na odludzia.
Włos wkładam w czapkę, makijażu nie używam o tej porze i szczerze mówiąc nie marzę o spotkaniu kogoś znajomego w takim dizajnie.
Dziś było podobnie.
Lecimy!
Psa nawet popędzam, by mi się nie załatwił na chodniku, pod przedszkolem tylko dotarł z potrzebą na dzikie łany niedaleko.

Naraz słyszę - Antonina!!!!!!
Odwracam się, a tu mój koleżka śmieszka, co niedaleko mieszka ;) Pietruś!
Tak mnie nazywa od czasu kiedy pracowaliśmy drzwi w drzwi w dwóch zaprzyjaźnionych firmach.
A w ogóle to razem chodziliśmy do liceum.

Moje liceum nie wykształciło w nas chęci zostania prawnikami, księgowymi, urzędnikami - brzydziliśmy się takimi zawodami. W poważaniu wtedy była psychologia, wszelkie filologie, geografia, geologia, nawet na czystą w formie matematykę parę osób się wybrało, również szkoła teatralna zyskała kilku adeptów.
Życie to jednak szybko zweryfikowało.

Pietruś poszedł na filozofię i jak przystało na filozofa, kilka lat później założył z kumplem skład drewna.
Maleństwo. Na składzie stałym bodaj 2 kubiki desek, na samochodziku maleńkim też troszkę, reszta gdzieś na podorędziu.
Kumpel Pietrusia to był brat mojego wiceszefa, prezes natomiast - człowiek o wielkim sercu za kołnierz nie wylewał. I niejednokrotnie odbywały się "spotkania z kontrahentami" w czwórkę.
Co ja się natłumaczyłam, że takiej faktury, gdzie jak byk stoi "wódka i zakąska" to ja zaksięgować nie mogę. No nijak i już.
Wtedy "usługa gastronomiczna" mogła przejść ze wskazaniem komu ową usługę świadczono :)))).
Najbardziej pilnowali, by się wirtualnie nie upijał jeden i ten sam prezes innej firmy :))))

Nadszedł dzień bezruchu, a więc nasi prezesi postanowili poświadczyć sobie usługi gastronomiczne.
Coby nie zamykać budy na spust, a tam był telefon stacjonarny - poproszono mnie, bym od czasu do czasu telefon z drewutni odebrała.

Może 5, może 10 minut zajęło mi przestudiowanie kartki A4, na której miałam asortyment z cenami brutto, netto i szczegółami.
Najbardziej popularnym towarem miały być deski.
Tarcica OBRZYNANA  i NIEOBRZYNANA.

Pietruszka jeszcze przekazał, że najprawdopodobniej nikt nie zadzwoni, bo kicha i w ogóle trzeba interes zamykać, i nędza okropna. Ale jak by co to mogę wedle siebie rabat dać jak mnie serce ruszy.

Poszli! Pojechali z kierowcą znaczy.

Jednym półdupkiem siedziałam w swojej firmie, drugim obok.
Naraz.... zadzwonił niespodziewany wcale telefon!
- Drewutnia taka a taka, dzień dobry!
- Ja proszę pani chciałbym zakupić deski....
- Jakie deski pana interesują? Może tarcica? Mamy tarcicę OBRZEZANĄ I NIEOBRZEZANĄ!

Facet po drugiej stronie zamarł.... przełknął głośno ślinę:
- Jakie ma pani?????
- deski OBRZEZANE  I NIEOBRZEZANE!
- to ja bym... te obrzezane..... po ile????

Tu się nie patyczkowałam, podałam cenę z kartki.
Facet zaszeptał znów:
- Wie pani, obrzezanych nigdzie nie ma, to ja kupię u was, ja bym tak z osiem kubików, może być w kilku dostawach....
- Nie ma sprawy! Jak pan kupuje 9 to dam panu gratisowy dowóz!

Facet zadeklarował 9.
Umówiłam go na przesłanie zaliczki za pierwszą partię, podałam numer konta wyszperany szybciutko z faktury i biorąc pod uwagę czas zmartwchwstania moich kolegów określiłam termin na pojutrze pierwszej dostawy.
Do końca tego dnia nie zadzwonił żaden inny telefon.

Kiedy na drugi dzień lekko zmasakrowany Piter & Company pojawili się w firmie, przekazałam com uczyniła w ich imieniu.
Piotrek zbladł.
- Antonina!!! Za takie zakupy to my dajemy najmniej 10% i gratis transport z wyładowaniem!
- No chyba mojego słowa zmieniać nie będziesz! Facet ma na budowie osiłków. Łyknął cenę, towar masz dobry, tylko handlować nie umiecie! A co to, gazik na wodę jeździ?????

Z niedowierzaniem jeszcze sprawdził, czy dotarł przelew. Dotarł. Wiec panowie mieli co robić przez cały tydzień, bo jak już zawieźli pierwsze kubiki na budowę, to potem z obłędem ściągali z pobliskich tartaków i składów odpowiednią tarcicę.
W końcu przy dostawie wydało się, że zmieniłam nazwę towaru i to był lep na muchy!
Piotrek w końcu przy podziękowaniach wydusił - Ale wiesz co, Antonina, ten gościu nie jest starozakonny!

No może i nie jest, ale może miał potrzebę użyć tarcicy OBRZEZANEJ!

Napisałam to wspomnienie, bo z samego rana Piotrek uśmiał się znów i opowiedział swojemu towarzyszowi jaka to ze mnie handlara.
- Panie, Antonina diabeł nie baba!

Zdziwił się bardzo, że z takimi talentami to ja pracy szukam.
Trzeba będzie poodnawiać może znajomości z drewutniami :)))))

41 komentarzy:

  1. Ja też mam takie wspomnienia. Byłam na zastępstwie w Wypożyczalnie i przyszedł czytelnik. O nazwisku Chyjek, a ja do niego Pan Chujek. Nic nie powiedział , ale po książki długo nie przychodził. pozdrawiam piątkowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha ha Ania - toś go ładnie nazwała! Może się zaczytał po prostu :)))

      Usuń
  2. Przednia historia, ale się uśmiałam :D
    Ja byłam niedawno rozmowy prowadzonej w zacnym Muzeum Auschwitz z panią, która nie mogła znaleźć córki. Jedna z pracowniczek powiedziała do niej uspokajającym tonem "Spokojnie, tutaj przecież nikt nie zginął". Bezcenne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O losie.... bezcenne!!!
      Trudno się nie uśmiechnąć, chociaż miejsce tragiczne akcji.

      Usuń
  3. :))))) Uśmiałam się do łez z tych obrzezanych desek :). Dobrze, że akurat byłam sama w pokoju i nikt w pracy nie słyszał jak rechotałam ze śmiechu :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Frasiu - na pewno były dobre i dzielnie się spisały w budowie, w to nie wątpię. Obrzynanych pełno, a tu taki cymes!

      Usuń
  4. :)
    To może Ty tam do nich znowu idź po pracy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym poszłą, ale zda mi się, że ledwo na siebie zarabiają. No, ale zagadam, co mi szkodzi. W końcu Piotra widuję co chwilkę.

      Usuń
  5. Uśmiałam się :-)
    Genialna historia :-)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu - to dobrze, bo dziś ziąb straszny, to człowiekowi lepiej jak się uśmiechnie!

      Usuń
  6. Spłakałam się ze śmiechu!
    Ja onegdaj wysłałam moją nastoletnią siostrę do pokuju coby sprawdziła jak tam się ma moje śpiące pierworodne niemowlę, czy aby nie rozkopane; ona wraca i melduje: jeszcze ciepły!
    Pozdrawiam, Dorota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha Doruś - a ja pytam kiedyś mego szwagra ŚP
      - a jak tam Córcia się chowa?
      a on mi na to
      - nie chowa się. Leży w łóżeczku, mało przebiegła.

      Z przerwą to powiedział, więc już myśli złe przeleciały przez łeb!

      Usuń
    2. Nie ma to jak bliźni!

      Usuń
  7. Taki rechot jaki z siebie przed chwilą wydałam spowodował, że musiałam przeczytac MAłzowi cały post.Jednak jako księgowy bardziej zwrócił uwagę na fakturową konsumpcję.
    Ty kobieto z takim polotem to może weź się za pisanie anegdotek jakis albo co.Z tego tyż byś kaske miała:)Masz dryg.
    Pozdrawiam cieplutko z bananem na ustach:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Vipku - samo życie, samo życie. Ja rozrywkowa jestem.
      Potem nieszczęsne usługi gastronomiczne też się przemianowały, wolno było pić, ale z jakąś kulturą, trzeba było imprezę zamówić, a nie chlanie pod palec :)
      A teraz to nie wiem, bo to było w 95-97 bodaj roku :)a ja już w innej firmie drygałam

      Usuń
  8. Dawno się tak nie uśmiałam:) Jestem w temacie,bo teść miał tartak:):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie się Violu kabaret Dudek przypomniał - Sęk!!!!

      Prawie tak samo :)
      Pozdrów Teścia, mam sentyment do drzewialni wszelakich!!!!!

      Usuń
  9. Normalnie się popłakałam :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A bo ja czasem Ataboh taka durna sama z siebie się robię, ze też nad sobą czasem płaczę :))

      Tak samo mi się złożyło, że deski mogą być obrzezane i brnęłam w to długo, dopóki Piotrek nie uściślił :), wtedy klepnęłam się w łeb kapując dziwny głos gościa.

      Usuń
  10. kurka no handlara cala geba .ty sie marnujesz kobieto. ;-) .ja na twoim miejscu podzwonilambym po roznyh instytucjach i probowala sprzedac siebie do pracy.notabene.kiedys moja corka dostala lalke od chrzestnej.poszla do babci sie pochawalic lalka. babcia zobac .zobac pokazuje lalke , cora mowi Grazina,Grazina na co babcia zrozumiala troche inaczej i odpowiada -to nie gadzina to ladna lala( ciotka miala na imie Grazynai moja patra 2 latka chcciala powiec ze to od grazyny lala ;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha - gadzina!!! Halinko też masz wesoło!

      Usuń
  11. No nieźle kwiczałam, aż mężu przyleciał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krysiu - tak na ogół to ja panuję nad nazewnictwem :)

      Usuń
  12. Kankanko! Zakładam twój fan-klub!
    Ela

    OdpowiedzUsuń
  13. No to sobie porechotałam wieczorkiem :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewa- bo trzeba od czasu do czasu przeponą poćwiczyć, ten listopad za smutny :)

      Usuń
  14. Aż łezki poleciały i rodzina się zbiegła, dołączam do fanklubu :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Anuś, dziękuję! Ten wpis to dziś jedyny powód do śmiechu.
    A Twoich Córek nie rozumiem. Mi mózg nie spłynął do cycków. Wręcz przeciwnie: mózg został na swoim miejscu i postrzega wszystko jak dotąd za to wszystko inne zmieniło położenie. I źle mi z tymi zmianami cholernie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hanusia - by ujrzeć świat we właściwej perspektywie czasem trzeba się obalić na boczek lub plecy, lub sobie uciec :))))pod gruszę, do marketu, na koncert, przed siebie, do siebie.

      Usuń
  16. Anus, monitor sobie herbatą oplułam przez Ciebie!!!. Ciekawe co sobie ten facet wyobraził z tym obrzezaniem? Pracę Anus, to tylko po znajomości można sobie załatwić. To jest jakieś koło kwadratowe, bo z jednej strony u nas w W-wie jest praca i pracodawcy poszukują ludzi , ale nie chcą zatrudniać ludzi z zewnątrz , bo nie mają zaufania.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anabell - u nas to samo, tylko po znajomosciach. Te urzędy pracy dawno powinni wysadzic w kosmos, rejestracja powinna być tylko w necie. Ale przybyło by nam znów sporo bezrobotnych pań :)))

      Kwiczę ze śmiechu jak próbuje ze mną gadać pani psycholog z doradztwa zawodowego... no kulam się pod biurko. Bidula łeb ma frazesami napakowany i co ona ma zrobić.

      Usuń
  17. Aniu dziękuje :))))) normalnie padłam ze śmiechu i się udusiłam - prawie bo późną coś porą natrafiłam na wpis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na zdrowie Marzenko - lepiej ze śmiechu niż ze strachu :))))

      Usuń
  18. swietna historia..dzieki za usmiech:))...pozdrawiam ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu Persjanko - jak widzisz nic mnie nie omija :)))

      Usuń
  19. Ja Cie palne...
    Za te zawody, co Ci ich Liceum nie wykształciło!

    Pluć na kompa nie zamiaruję, aczkolwiek ubawiłam się setnie:)
    (albowiem wytaplana jezdem we wro-aqaparku - 5 godzin, czujesz?
    Pływanie w solance z tyłkiem w wodzie, a mokrym łbem w 3 stopniach Pana Celsjusza, na zewnętrzu znaczy - miooodzio!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie uwierzę Doruś, żeś o księgowaniu marzyła w liceum... nie uwierzę.
      :)))))

      Wiesz, żeś na moim podwórku była???? Opodal krzaczków za płotem Bajtuś co rano wzgórze pokonuje, a pańcia zadyszana za nim.....

      Usuń
  20. slpułam klawiaturę, jak zwykle przy Twoich i Aty wpisach. Wy powinnyście obie napisac kniżkę z anegdotami!!!!
    aż miło poczytać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moniś - na zdrowie, na humor, na przestrogę coby dokładnie słuchać nazewnictwa :))))

      Usuń