piątek, 7 stycznia 2011

Poduszeczki

Kiedy kilka lat temu porywałam się na szycie poduszek dla Domu Małego Dziecka we Wrocławiu, było to po obdarowaniu wszystkich wtedy małych mieszkańców przez grupę Cioć szyjących w ramach projektu Kołderka za jeden uśmiech.
Nie chce mi się szukać dokładnej ilości wtedy podarowanych poduś, ale to był rząd 70-80 sztuk.
Ja sama też w tym pierwszym rzucie brałam udział szyjąc i potem wspólnie z Gosią P. zawożąc.

GosiaP. to moja pierwsza nauczycielka patchworku.
Do dziś pamiętam uczucia z jakimi jechałam ściskając pod pachą moją pierwszą podusię dla DMD na ocenę.
I do dziś pamiętam, jak moje odczucia co do osoby poznanej w necie potwierdziły się.
To jest to!
Znalazłam kogoś, kto w pełni zasługuje na moją przyjaźń, szczerość, zaufanie.
Nie będę używać wielkich słów, ale Gosia to dla mnie ktoś wyjątkowy. Poza rankingiem.
Ma podobne poczucie humoru, patrzenie na świat, nigdy nie dała odczuć, że pełni rolę Mistrza, bo sama pyta, szuka, dowiaduje się. A łatwiej rozmawia się z osobą, która widzi, że też innych należy słuchać.
I bywamy czasem u siebie w domach na spotkaniach szyciowych, na plotach. Czasem prowadzimy bardzo interesujące dialogi mailowe, przy których wzrasta poziom humoru. Ilekroć mi smutno, grzebię w poczcie, znajduję wątek i tryskam serdecznym śmiechem.
Zapomniałam o najważniejszym - Gosia szyje ręcznie! Ilekroć Ją spotykam z torby wyciąga kwadracik i szybciorem, ręcznie przyszywa aplikacje! Za to szycie - MEDAL!

Dzięki Gosi poznałam Dorotę, drugą zjawiskową osobę.
Dorota to artyzm nie do pobicia. O ileż moje zapatrywanie na patchwork byłoby uboższe, gdyby nie Jej wizje i pokazanie, że inaczej też można! Z całej tej naszej grupy uważam ją za najbardziej twórczą i odkrywczą. I z nią też można o wszystkim, o domu, o zdrowiu, o tym co boli.....
Magazyn szmat prowadzi niechcący..... i u niej zawsze odpowiedni kolor się znajdzie!

Irenka - poznana przy okazji to wielkie serce i talent karteczkowy.
Ona też szyje patchworki, ale nie będę jej tu kadzić, bo sama wie ile jeszcze jej brakuje.
Natomiast kartki - które miałyśmy okazję oglądać, a robiła je w prezencie dla dzieci podczas kilku akcji do innych ośrodków - zniewalają.
Widzę kartki na fotkach w Jej blogu. Mam w domu zrobione. I nijak się nie ma uroda zdjęcia do realu. To są pracowicie dopieszczone brylanciki!
I jest mi Irenka potrzebna do szczęścia bo taka normalna, bo ma kłopoty, bo czasem jest zagubiona i nieporadna a czasem jest silną babą, na której można się wypłakać.

Kasia Elora - zniewolona przez pracę.
Tytanka haftu! Podziwiam jej umiejętność przerabiania obrazków w hafty, widziałam jak pracowicie smaruje ołówkiem i wypełnia kolorami, jej hafty są takie lekkie i pełne wdzięku.
Teraz zarobiona - mam nadzieję, że jej życie się naprostuje.

MagdaP - dobry duch!
Pomaga na kilka frontów. O Magdzie pisałam nie raz.
Moje i Klubu Igiełka istnienie wspiera jak właśnie duch z zaświatów. Łubudu - paczka!
Skromna, daleko, z pasjami dziewczyna - ech, dużo by pisać!

Grażka i jej Igiełki - to też coś co spada na człowieka znienacka.
Pasjonatka założyła szkolny klub i uczy dzieciaki wyszywać - to jeden ze sposobów, aby pokazać ile można zrobić, ile można mieć pomysłów na czas.
Za to, że odciągnęła swoją grupę od stałego siedzenia przy komputerach, od rozbijania się bez celu po podwórkach powinna dostać medal!

To jest grupa osób najczęściej pojawiających się w moich poczynaniach poduszkowych.

I nie raz miałam chwile zniechęcenia, załamania, pytań - a po co mi to?
I zawsze wydarzało się coś, co do tej pory pozwala mi to robić.
Jestem cholernie słowna i skoro raz oświadczyłam, że póki widzę i mam sprawne ręce to będę to robić. Chyba, że mnie pogonią :)

Nie mogłam pogodzić się z tym, że następnego dnia dojdzie kolejne dziecko i ono jedno nie będzie miało swojej przytulanki. Moja rola to dostarczanie co jakiś czas partii poduszek, aby zawsze były gotowe wchłonąć łzy, przytulić się do policzka, wysłuchać dziecięcych szeptów.

Przed Świętami uzyskałam pozwolenie na szybkie wyjęcie maszyny, i udało mi się uszyć wierzchy. Na Święta pochowałam cały majdan i potem znów rozłożyłam warsztat, przepikowałam jeszcze w starym roku wierzchy z ociepliną.
A już w 2011 uszyłam całość.

Moje poduszki to komplety z jaśkami.

Uszyłam ich 17, bo tylu doliczyłam się wierzchów.
Kupuję w Ikei poduszki większe i w domu szyję jaśki o wymiarze 35/35 i wypycham je wypełnieniem z Gosa Slan.
Nie stać mnie na kupowanie gotowych jasków, a poza tym moje poduszki są dość grube przez ocieplinkę i nie ma takiej potrzeby wkładania w środek grubego wkładu.
Oprócz tego, to są poduszki dla małych dzieci, a nie powinny one spać na czymś wysokim.



Tym razem odcinek pierwszy - a w nim właśnie prace Igiełek.



Autorkami haftów są Karolina i jej Mama. A jako ciekawostka - to córka nauczyła mamę wyszywać! Obie panie przekazały Grażce swoje hafty właśnie dla dzieci z Wrocławia.

To są proste poduszki, wykorzystałam w nich wszystkie resztki i reszteczki, pierwszy ma na ramce tęczę bo i na czapeczce misia taka lśni, druga - same różowości, trzecia ma obszycie z ptasiem. Zdjęcia powiększają się po kliknięciu.

Moja działalność nie jest działaniem w ramach projektu Kołderka za jeden uśmiech!!!!!!
Ciocie szyją dla dzieci chorych, bardzo indywidualnie.
Mam dla nich wielki szacunek i podziw.

Ja mam pod opieką dzieci skrzywdzone inaczej.
Proszę o niełączenie mojej pracy z Kołderkami, ponieważ to moja samowola :))))

Ale od Nich się zaczęło :)))))

28 komentarzy:

  1. Pięknie to opisałaś, niby poduszka, a tak wiele może dać małemu dziecku. Dobrze, że są takie Osoby na świecie, może dzięki temu jeszcze jakoś trwa to wszystko..... na tym łez padole.

    OdpowiedzUsuń
  2. jesteście wszystkie po prostu niesamowite. wielki szacunek za to co robicie dla dzieci.
    moja mała jest akurat szczęśliwą posiadaczką kołderki i podusi za jeden uśmiech. i cudnej karteczki 3D też! mam więc okazję podziwiać jedną z Waszych prac na co dzień i wciąż od nowa zachwycać się i kunsztem wykonania i wprost niewiarygodnie czułym sercem autorek. to już kilka lat a ja wciąż mam mokre oczy jak o tym pomyślę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tabajko - w poście dodałam wyjaśnienie bardzo ważne. Kołderkowe ciocie opiekują się chorymi dziećmi.

    Aniurozello - bo póki można, trzeba....

    OdpowiedzUsuń
  4. wszystko jasne było dla mnie nawet przed zamieszczeniem sprostowania:)
    ja pisałam, że WSZYSTKIE (i kołderkowe ciocie i wszystkie inne ciocie opiekujące się w ten sposób dziećmi) jesteście niesamowite:) poświęcacie swój czas dla zupełnie obcych dzieci.

    dla mnie dzieci to dzieci - chore, porzucone, niepełnosprawne - one wszystkie łakną serca, odrobiny zainteresowania i uczuć.

    ale przepraszam za niezamierzone zamieszanie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tabajko - nie chciałabym, aby Kołderkowe Anioły się na mnie obraziły. Nie masz za co przepraszać. Gdyby nie One, nigdy bym nie poznała wspaniałych osób, ani nie szyłabym patchworków!
    Co do dzieci - masz rację, trudno tu mierzyć ilość serca i wiedzieć ile komu dać. Dawajmy ile można!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jesteście piękne, wszystkie jak jeden mąż:))czemu ja nie umiem szyć:( a próbowałam:(

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak po ludzku dobrą ciocia jesteś o ogromnym serduchu . Poduchy sliczne.

    OdpowiedzUsuń
  8. Śliczniaste te poduchy i takie radosne.Kankanko trzymaj tak dalej:-)))

    OdpowiedzUsuń
  9. Aniu - jesteś niesamowita, wszystkie jesteście niesamowite! Ogromny szacunek mam dla Was. To piękne, że w dzisiejszych czasach, gdy większość myśli wyłącznie o sobie, są osoby takie jak Ty, które chcą i robią coś bezinteresownie dla innych.
    Podusie wyszły ślicznie - są takie optymistyczne :). Też jakiś czas temu zrobiłam sobie hafcik, który miałam zamiar wykorzystać do uszycia poduszki, ale niestety nadal leży w szufladzie :(. Muszę się wreszcie zmobilizować i spróbować uszyć jakiś patchwork, bo na marzeniach o tym życie mi minie :). Może w tym roku wreszcie mi się uda?

    OdpowiedzUsuń
  10. Aniu, Ty wiesz, że bez Was tobym skończyła w wariatkowie i na pewno nie bawiłabym się w szycie czy inne bajery. Spotkania z Wami trzymają mnie przy życiu, zwłaszcza teraz, kiedy trudny czas nastał. Patchworkami zaraziła mnie Małgosia, a Dorota stanowi niedościgniony wzór.
    Ty natomiast zawsze zadziwiasz mnie różnorodnością prac i optymizmem, którym zarażasz wszystkich.
    Dzięki, że jesteś.

    OdpowiedzUsuń
  11. Miałam dawno temu praktykę w tym Domu Małego Dziecka.
    Nie zapomnę tych dzieci.
    Miałam pod opiekę najmłodsze, niemowlęta - miałam "na zmianie" siódemkę, czasem więcej dzieci do wykąpania.
    Miały zawsze smutne oczy.
    Strasznie smutne.
    I się nie uśmiechały...

    OdpowiedzUsuń
  12. Dorota - ja kiedyś zawiozłam pakunek paczek poza godzinami urzedowania. I byłam na oddziale najmłodszych dzieci. Do tej pory mam taką scenę przed oczami: na ręku opiekunki niemowlę ok 6 mies, przy nodze nieśmiały 1,5 roczny berbeć, nagle słychać ciche kwilenie z łóżeczka - berbeć biegiem puszcza nogę i leciiiiiii - DO BRACISZKA!!
    Opiekunka śpiesznie wyjaśniła, że tam zapłakał 3 miesięczny braciszek, a ten starszy przyjął rolę matki i ojca, nikt tak nie potrafił się nim opiekować i zauważać jak ten "starszy brat".
    A mamusia i tatuś imprezowali wesoło.....
    Zaryczana poszłam.....

    OdpowiedzUsuń
  13. Anust - potrafisz, zobacz jakie to proste!

    3nereido - ja jestem małym pionkiem w rękach Wielkiego Gracza.

    Grażko - dziękuję!

    Frasiu - zdolna jesteś! Potrafisz!

    Irenko - tworzymy niezastąpiony zespół!

    OdpowiedzUsuń
  14. Jesteście Wielkie i tyle :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Małym pionkiem.
    W rękach Wielkiego Gracza.
    Me-ri-tum.
    Sedno.
    Sobie zapamiętam ten tekst - jest świetny!

    OdpowiedzUsuń
  16. No i ja też ryczałam.
    Pamiętam 14-latkę zgwałconą przez ojca, małą dziewczynkę opiekującą się swoją córeczką... takim noworodkiem ze śmieszną stojącą czuprynką...
    Pamiętam młodą studiującą zaocznie dziewczynę, która w tym Domu Dziecka miała swoje małe dziecko - dziewczyna pracowała tam sprzątając, a jak już skończyła mogła się z synkiem bawić... rodzice nie chcieli jej w domu z dzieckiem...
    Pamiętam małe murzyniątko, ośmiomiesięczne, nie siedzące jeszcze zupełnie - murzyniątko zachorowało na uszka i wylądowało na długo w szpitalu, a jak wróciło umiało już siedzieć, w szpitalu je nauczono..
    I kojec.
    Kojec pamiętam.
    Pełen rojących się, pełzających dzieci.

    Wylazły dziś ze mnie te wspomnienia i nie powiem, żeby mi było z nimi... dobrze.
    Na szczęście w życiu nie chodzi o to, żeby się dobrze czuć.
    Na całe szczęście.

    OdpowiedzUsuń
  17. Na całe szczęście, Dorotko, mam zaszczyt znać takie osoby, które mogą się podpisać pod Twoimi słowami. Bogu dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  18. Przepięknie opisałaś bliskie sercu osoby!
    A wymiana komentarzy bardzo mnie poruszyła i wzruszyła.
    Kankanko, Ty dodatkowo jesteś bardzo skromną osobą, a robisz wyjątkową, dobrą robotę!
    Podusie są tak śliczne, że łapki same się do nich wyciągają...

    OdpowiedzUsuń
  19. Aniu, jesteś WIELKA !!!!!!!!!!!!!!!!
    Wszystkiego dobrego w Nowym Roku !
    POzdrawiam cieplutko :))

    OdpowiedzUsuń
  20. To się nazywa oddanie i dzielenie każdym okruszkiem, ale tak potrafią tylko WIELCY LUDZIE.
    Dziękuję, że jesteście.

    OdpowiedzUsuń
  21. Marto, Basiu - nie, to tylko tak wygląda, to niewiele zmienia, to tylko poduszka, nawet nie wiem do kogo trafi.... tylko wiem jak taka poduszka wygląda po dwóch latach.....nie jesteś w stanie w ciągu 6 lat tak zużyć swojej codziennie na niej śpiąc. One nie są podarte, one są hmm...spłakane, stłamszone, zapadnięte, wyblakłe...jak te dzieci.
    Powinnam mieć rodzinę zastępczą. Wtedy mogłabym mieć powód taki by się wielką poczuć. A to poza swoim sensem jest przyjemnym zajęciem....

    OdpowiedzUsuń
  22. Aniu czytam znowu o Twym Wielkim Sercu i tak sobie myślę że ... może warto głębiej przemyśleć kwestię rodziny zastępczej?

    OdpowiedzUsuń
  23. Aniu, do funkcjonowania jako człowiek muszę mieć dokoła siebie ze dwa metry luzu......w tej chwili mam do 30 cm, a pod nogami stale pies, nad głową na kanapie siedzi jeden kot i po włosach wylizuje, drugi wbija się pod ramię na głaskanie...
    A poza tym chyba za stara jestem, dziecko powinno mieć mamę młodą.

    OdpowiedzUsuń
  24. Ciotki mogą być leciwe :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Aniu, przypomniała mi się jeszcze Sabinka, mieszkająca z rodziną na minimum metrów i szyjąca poduszki dla Domu w Wierzbicach i kołderki. Tęsknię za nią, bo wieści żadnych nie mam :).

    OdpowiedzUsuń
  26. Anonimowy8/1/11 13:39

    Aneczko kochana! Zaglądam co u Ciebie nowego a tu peany chwalące mój talent. Zatkało mnie wielkie wzruszenie a potem sobie ryknęłam.
    A pod innymi opiniami podpisuje się wszystkimi członkami, kocham Was wszystkie!
    Dorota

    OdpowiedzUsuń
  27. Tak - Sabinka. No niestety zarobiona. Też wieści nie mam.

    Dorotko - Ty się skuś w końcu na bloga czy galerię, bo jak ja mam opisać takie piękne prace!!!!!!

    OdpowiedzUsuń