sobota, 4 lipca 2009

Rower

Popędziłam na rower po półtorarocznej przerwie.
Wyciągnęłam grata ze strychu, umyłam gąbką i wytarłam do sucha. Czemu tak długo stał?
Po pierwsze: brak mi czasu na wycieczki rowerowe.
Po drugie: od kiedy mam psa, chodzę z nim na spacery lub wywożę na obrzeża miasta, aby sobie pokicał swobodnie.
Po trzecie: znoszenie i wnoszenie - stara kamienica, piąte piętro.
Po czwarte: jakoś na ten rower trzeba się ubrać, a ja na taką okoliczność mam tylko letnie ciuchy.
I proszę się tu nie śmiać, długo dumałam nad tym - czy mam prasować spodnie na rower, czy włożyć takie wyprasowane i leżące długo w szafie. Zdecydowałam o nieprasowaniu. W końcu wybierałam się na działkę!

Rower jest stary, Thumberg, lata 50-60, kupiłam go z powodu urody na targu staroci, posiada oryginalny dzwonek, zapięcie-blokadę na tylne koło, oryginalną lampę i dynamo. Siodełko niestety było bardzo zniszczone, ale posiadam również w swoich "przydasiach" stare skórzane siodełka z historiami sprzed wielu lat. Jedno z nich zostało pieczołowicie odrestaurowane przy pomocy mazideł zmiękczających skórę i założone do tego rowerka. Nie mogłam mu założyć piankowego cuda! Nie ten klimat.
Brakuje mu oryginalnej siatki na tylne koła, resztki które wisiały musiałam odciąć. Kupiłam również nowe opony i dętki.
Nie będę go niklować na nowo i malować jak doradzali "znawcy". Taki ma być. Stary.


Mogłam oczywiście za mniejsze pieniążki kupić nowy. Ale to nie dla mnie.
Raz kiedyś poszłam do sklepu wybierać rower, to tylko podobał mi się taki za 11.200, w roku 96. Mój chłop pukał się w czoło. A ja razem z nim, bo ja widziałam cenę 1.200, jedynki mi się zlały. Kosmiczne technologie kosztują.

Do wyjazdu postanowiłam zabrać Bajtka. Obaw byłam pełna, pies jest żywy, nosi kantarek na pysku aby nie ciągał po krzakach. Tylko ja mogę go wybiegać, bo średnia mojego chodu to 7 km na godz. Nikt nie ma takiego tempa w rodzinie, ani ja nie lubię snuć się z kimś wolnym krokiem. Pomykam więc sama lub jeżdżę autkiem.

Zabrałam dwie smycze: taką linkę z automatu i piękną łańcuszkowo-damulkową wykończoną skórą, nieużywaną, bo za krótka na swobodne spacery.
Przymierzyłam się do roweru z automatem w ręce, by w razie potrzeby zluzować psa, a tu niespodzianka!
Mój kundel schroniskowy biegnie stale w odległości metra od roweru, pysk mając na wysokości przedniego koła. Staje na przejściu! Nie biega zygzakiem przed kołami i obsikuje tylko trzy pierwsze drzewka!

Dojechałam do miejsca, gdzie mogłam psa puścić swobodnie i tu zaczęła się frajda! Pies namawiał mnie do wyścigu! Popędziłam za nim z całych sił, on wygrał! Niesamowite jak potrafi szybko biegać. Widzę, że spodobało mu się bardzo. A mnie jeszcze bardziej. Teraz mogę z Bajtkiem fruwać!

Pierwszego dnia zrobiliśmy tylko 6 km, większość na smyczy łańcuszkowej (wygodniejsza do trzymania) przez ulice na ogródek. Dzisiaj taki sam kilometraż, ale bez smyczy. Rewelacja! Pies bardzo ładnie się zachowuje.
Jutro lecimy nad Odrę!

6 komentarzy:

  1. Велосипед - настоящий раритет, очень красивый и интересный!
    Я на велосипед не садилась года 3, тоже времени не хватает, а может лень просто :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze! Nawet nie wiesz, jak bardzo Ci zazdroszczę!! Ile ja już lat nie jeździłam na rowerze... I już nigdy nie będę jeździła.
    Tańczyć też nie mogę.
    Szalej na jednośladzie na zapas - za mnie ;-)
    Kiedyś tam robiłam wyścigi z moim psem - zawsze on skubany wygrywał :-D

    OdpowiedzUsuń
  3. O, rower super, taki z klasą, niech się schowaje kosmiczne wynalazki.
    Mój rower stoi od czterech lat w piwnicy nieużywany. Nie odważyłabym sie wziąc psa na wycieczkę. Normalnie nie da sie go utrzymac na smyczy, a co dopiero jadąć rowerem. No i sorry, gabaryty mam spore i jazda na rowerze chybaby mnie zabiła :).

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniała przejażdżka razem z psem, takie wyścigi:))
    Odnośnie poprzedniego wpisu (o hardangerze): trzymam kciuki za rozpoczęcie haftu! Ciekawa jestem wzoru, jaki pójdzie na pierwszy ogień:)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratuluję. A z Kretką się nie da, równy trucht przez 6 km męczy ją niebotycznie. A sprinty, galopy na zmianę z odpoczynkiem znosi po 16 godzin dziennie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Natasza - zawsze nie ma pory, czasu, pogody. Ale przychodzi ochota i dobrze ten rower gdzieś mieć!

    Ato - przykro mi, ale może....kiedyś....trzymam kciuki!

    Irenko, nie dodawaj sobie. Poćwicz sama a Shoguna możesz sobie odpuścić, lecz on napewno by się cieszył. Ja swojemu nie wierzyłam, a zrobił mi niespodziankę.

    Ann_margaret - haft się napina do pracy, wybrałam serce, jeszcze kończę inne robótki i mam nadzieję szybko pochwalić się hardangerem.

    Agatko, u mnie też jazda zmienna, jadę chodnikiem jak nie ma dróżki rowerowej. Wtedy stajemy na przejściu. Kilka razy zmieniam tempo aby wyminąć kogoś lub ustąpić miejsca. Szaleństwo zaczynamy tam, gdzie nikomu spaniel z rozwianymi uszami nie przeszkodzi, czyli nad moimi ulubionymi trasami nadodrzańskimi. Więc mowy nie ma o jednostajnym truchcie, Bajtek też by tego nie zdzierżył. Moja poprzednia suczka Azja też była zmęczona jak jechałam jednostajnie i potrafiła stanąć po prostu. Widać tylko niektóre psy cały rok ćwiczone w biegu przy rowerze dają radę nie zmieniać tempa. Dla mnie najważniejsze, że mi pod koła nie wpada i mnie nie ciągnie na odsik pod drzewkiem w trakcie jazdy.

    OdpowiedzUsuń