Za Kaśkę.
By szczęśliwie wróciła.
Ostatni mail z Chin:
Kochani!
Wylatuje jutro rano z lotniska w Nanning, bedzie to wasza 1 w nocy w srode :)
Oto numery lotow, jakby ktos chcial mnie sledzic.
Nanning pekin cz3277
Pekin amsterdam kl3810
Amsterdam warszawa kl1369
Nie mam juz internetu, wiec tylko smsy wchodza w gre. Nie moge sie doczekac Wrocławia :) we Wroclawiu powinnam byc okolo 14:30 w czwartek jesli pociagi beda dobrze chodzic po tej katastrofie. Trzymajcie za mnie kciuki!
A to moje certyfikaty dla zainteresowanych:
Pozdrawiam
Kasia
A matczysko doda jeszcze ostatnie wiadomości od Kasi w tym reportażu:
"Zakończyłam ostatnie kliniki na naszym Chińskim Uniwersytecie.
Moim zdaniem najbardziej wartościowi wśród Profesorów to Ci, którzy mają najlepsze efekty i dobry kontakt ze swoimi studentami i potrafią w przystępny sposób dzielić się swoją wiedzą!
Po to tu w końcu przyjechałam!
Profesor Zhao Lihua – jej specjalizacja to akupunktura kosmetyczna.
Przychodzą do niej pacjenci z trądzikiem, łysieniem plackowatym, zmianami i przebarwieniami na twarzy. Biegle włada igłą ogniową.
Warto u niej mieć staż kilka dni pod rząd, pozwala to obserwować efekty i ciągłość terapii na pacjentach, a efekty są naprawdę imponujące!
Lubi studentów, jest przemiła i chętnie odpowiada nawet na głupie pytania, więc nie bójcie się pytać o wszystko, czego jeszcze nie wiecie! Nauczyła mnie jak robić guashe twarzy.
Uwaga Mamy, Siostry, Babcie - przyjadę i pokażę wam chińską metodę na urodę!
Trafiłam też do gabinetu Profesora Xu Minghui.
Do tego lekarza przychodzą same najcięższe przypadki, trudne paraliże twarzy, nowotwory, zesztywniające zapalenie stawów kręgosłupa. Jego techniki mogą niektórych szokować, gdyż u niego leczenie zostawia sporo blizn. Doktor używa sporo ogniowych igieł, silnej stymulacji bańkami i skrwawiania – ogólnie mówiąc “rzeźnia”. Jednak sądząc po wynikach jakie osiąga “w tym szaleństwie jest metoda”!
Ten lekarz po prostu przywraca ludziom życie! Warto zobaczyć jak pracuje!
Profesor Xu Dongying jest specjalistką od akupunktury brzusznej, wspiera terapie również ziołami. Przeprowadza bardzo dokładną diagnozę z pulsu i języka! Na bieżąco po angielsku tłumaczy swoją strategię leczenia. Jest bardzo otwarta i lubi rozmawiać. Musiała wyjechać do Niemiec na wykłady, więc miałam z nią tylko jeden dzień, ale i tak bardzo dużo się nauczyłam!
Profesor Liu Fang, który przyjechał tu z Kanady “na stare śmieci” na Spring Festiwal zrobił mi prywatną wycieczkę objazdową po prawie wszystkich gabinetach TCM we Front Clinic.
Oprócz świetnych wykładów z teorii chińskiej medycyny klasycznej dał tyle “ciasteczek” przydatnych we własnej praktyce, że biję pokłony. Świetny, myślący doktor, z filozoficznym zacięciem.
On z Kanady, ja z Polski i nasze niezwykłe spotkanie w Chinach. Myślę, że między nami zaiskrzyło, więc następne będzie w Polsce!
Ostatnie dni mijały na pakowaniu rzeczy.
Przedawkowałam niestety zakupy i trzeba było paczki wysyłać do domu.
Jestem już bardzo stęskniona za rodziną, za Polską i naszym polskim jedzeniem.
Jedzenie tutaj jest pyszne, ale po miesiącu egzotyki marzy mi się żurek i placki ziemniaczane.
Dziękuję kochanym Tłumaczom za cierpliwość.
Wen, NieSha, Grace i Hoan to wspaniali młodzi ludzie z otwartymi umysłami.
Mam nadzieję tu kiedyś wrócić, a może kiedyś gościć ich w PL.
Wyjeżdżam stąd bogatsza o wspomnienia, wiedzę i doświadczenie, wspaniałych przyjaciół i kontakty z najlepszymi profesorami. Przeżyłam tu miesiąc niezłej przygody i do teraz trudno mi w to uwierzyć.
Wylot mam rano w środę czasu chińskiego. Trasa Nanning-Pekin, Pekin-Amsterdam, Amsterdam-Warszawa to około 21h w podróży. Trzymajcie za mnie kciuki!
Do widzenia Nanning zielone!"
To jest przygoda życia, pewnie już tak tu napisałam, ale tylko to ciśnie mi się na usta
OdpowiedzUsuńBasiu Barbaratoja - na pewno, ale przebąkiwała też kiedyś o Korei(zwłaszcza, że pracuje tą metodą akupunktury) i o Nepalu... nie wiem gdzie ją jeszcze zagna.....
UsuńTrzymam kciuki za szczęśliwy i szybki powrót, bez żadnych niespodzianek :). Reportaże z Chin czytałam z ogromną przyjemnością i zainteresowaniem, nawet jeśli nie zawsze komentowałam :).
OdpowiedzUsuńFrasiu - trzymaj kciuki, ja jednak jak ta kwoka się boję i nic nie poradzę na stres. Tym bardziej, że nad Chinami "żaden" samolot nie lata...dopiero może koło Mongolii ją zobaczę.
UsuńJuż nad Rosją spoko.
Teraz powinna grzecznie czekać na lot w Pekinie wg moich obliczeń.
Niesamowita przygoda, trzymam kciuki za szczęśliwy powrót Twojej córci :*
OdpowiedzUsuńBetty - dzięki!
Usuńza szczesliwy przelot trzymama kciukasy :)..osobiscie nienawidze latac !
OdpowiedzUsuń..to ci byla przygoda;)
Tinki - ja nawet o lot się tak nie martwię, bo statystycznie najbezpieczniej, tylko czy nie ma jakiś przebojów z bagażem, spóźnieniem, etc...
Usuńtrzymam paluchy do zasinienia:) a zobacz, chyba nawet Ci zięcia przywiezie, skoro.... zaiskrzyło:D hehe...
OdpowiedzUsuńMadziu - o to by Zięć zaciukał przyjeznego jak nic! Trza by było cebulę nosić i słoninę do ciupy! :)))
Usuńha! bo to wiadomo co w takim przyjezdnym drzemie (dżemie:), się zaweźmie może... :D
UsuńDziewczyna marzy o żurku i plackach, to matczysko zapewne postoi przy garach:)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za szczęśliwy powrót Kasi:)
Mamusia tylko ciasta piecze.... i sprząta!
UsuńNiech wraca szczęśliwie!:)
OdpowiedzUsuńZa szczęśliwy powrót trzymam kciuki
OdpowiedzUsuńA i podziękuj Córci, jak wróci, za te relacje. Dzięki niej trochę zwiedziłam Nanning. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńI już wiesz czym masz córę po powrocie uraczyć, w sensie zadowolenia podniebienia.Potrzymam te kciuki, łyknij Kalmsa na zmniejszenie stresu.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Anabell - robotą się zajęłam, na nerwy to dla mnie najlepsze lekarstwo!
UsuńAniu z pewnością jesteś dumna z Kasieńki. Bardzo przedsiębiorcza, miła i w dodatku spełniona jako mama dwójki urwisów. Posiada wiedzę, sporo dowcipu i jak widać talentu do dostrzegania tego, co dzieje się tuż obok Niej. Zdziwiona tym nie jestem, bo przecież mając taka Mamę ... a niedaleko pada jabłko od jabłoni, o tym wiemy dobrze.
OdpowiedzUsuńKasia doleci do domu cała i zdrowa wprost w objęcia stęsknionej rodziny. Ale kciuki wiadomo i pozytywna serdeczna myśl poleci.
Aniurozello - właśnie doleciała, zadzwoniła, śpi w Warszawie, rano jedzie pociągiem. Bardzo miłe mi słowa napisałaś, chyba jednak nie moja to zasługa. Sama tak się pcha pod górkę, bo jej się chce, matka dość leniwa :)
UsuńJednym słowem przygoda sie udała w kazdym calu:) A Ty moja droga do garów, zurek i placki przygotowywać, na jutro:)
OdpowiedzUsuńBuźki ogromne!
Hmmm. de Zeal ja te gary to mogę pomyć, poszorować, powkładać do zmywarki.... jedynie ciasta, no i pierogi. :))))
UsuńA masz jakies na 100% sprawdzon przepis na pierogi???? Bo ja wlasnie nie umiem, a chcialabym umiec, bo lubie......
UsuńBierzesz Męża i mówisz, że zrobisz pierogi jak on przygotuje nadzienie. I widzisz jak z radością biegnie i mieli ser i ziemniaki na ruskie, dodając sól, majeranek i co luby tam jeszcze znajdzie.
UsuńA Ty z godnością (ja następnego dnia najczęściej by troszkę poczekał) robisz ciasto.
U mnie idzie kilo mąki na taki pierogowy obiad.
Wsypuję do miski zostawiając ok 1/6 mąki na podsypkę.
Do mąki wlewam ciepłą wodę i zagniatam miękkie ciasto, dokładam łyżkę stołową soli. Potem rozwałkowuję na prawie przeźroczyste placki, wykrawawam kółka takim specjalnym kubeczkiem i po nadzianiu zlepiam.
Moje pierogi są bardzo delikatne, bo takie mi wychodzi ciasto. Mięsne gotuję nie na samej wodzie tylko dodaję do wrzątku rosołek z kostki. Ruskie czasem gotuję w wodzie z kurkumą, wtedy mam je podkolorowane. Czasem też wrzucam do wody kawałek czosnku.
Dzieki Ci dobra Kobieto!!! :)
UsuńNa zdrowie!!!!! :))))
UsuńWspaniała przygoda ale u Mamy najlepiej :)
OdpowiedzUsuńWiernie śledziłam poczynania Twojej Latorośli. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Kto wie, może kiedyś będę u niej szukała pomocy!
OdpowiedzUsuńTymczasem zapraszam do mnie po wyróżnienie.
Pozdrawiam
Anna
Podróż, doświadczenia bezcenne. Każdemu życzę! Sobie tyż.
OdpowiedzUsuńPani Matko wszystko będzie dobrze! Szykuj placki ziemniaczane i żurek. Należy się Dziecięciu :)
Zapomniałam kurczę. Korekta: wyślij Pana Męża do garów z Ty łyknij kielonek na rozluźnienie ;)
OdpowiedzUsuńNiech wraca szczęśliwie:D buziaki
OdpowiedzUsuńFantastyczny reportaż. Gratuluję ambitnej i odważnej córki. Te sposoby na urodę mnie zaintrygowały :) Niech szczęśliwie wraca do domu. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję obu Paniom za możliwość towarzyszenia w tej wspaniałej przygodzie. Mam szczerą nadzieję, że kolejny cykl będzie opisywał sukcesy Absolwentki w praktykowaniu chińskiej medycyny w Polsce, czego z całego serca życzę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
M.
Trzymam kciuki za szczęśliwy powrót ,super dziewczyna,moja córcia w tym roku rozpoczęła studia ,kto wie czy kiedyś gdzieś nie wyfrunie ,a ja też jak kwoka chciałabym ją mieć najlepiej obok siebie,ale cóż takie życie.Pozdrawiam .Beata.
OdpowiedzUsuńMiesiąc? Tak szybko?
OdpowiedzUsuńKciuki trzymam obowiązkowo.
Moje kochane Dziewczyny!
OdpowiedzUsuńLot śledzony półokiem, bowiem zajęłam się przędzeniem, potem zabrałam psa na wygwizdów i na wizytę do Mamy, by się nie denerwować.
Jest już w Polsce, punktualnie przyleciała.
Zaraz zadzwoniła, bowiem na Okęciu była jakaś akcja, ewakuacja, policja i bała się, że jak jakieś wiadomości w tv zobaczymy to padniemy.
UFFF!
Taki mi ciężki głaz spadł, że chyba w Koluszkach zatrzęsło.
I na koniec:
OdpowiedzUsuńSERDECZNIE WAM DZIĘKUJĘ!
ZA WSZYSTKO!
ZA KAŻDE SŁOWO!
Ten ostatni lot mnie paraliżował!
A żurek gotowy ? :)
OdpowiedzUsuńAguś - chyba nie, bo wczoraj ja w kuchni rządziłam, a ja z gotowania tylko pierogi :)
OdpowiedzUsuńMałżonek może i ten żurek zrobi na czas!