wtorek, 21 lutego 2012

Baniaczki

Szyłam takie baniaczki:

Ten w różyczki był początkowo norką dla świnki, ale wolała go ugniatać, niż w środku siedzieć, więc dostała inny domek, a Pańcia schowała do niego czesanki kolorowe.

Ten w kratkę zwykle ukrywa pojemnik z drutami, na które jeszcze nie uszyłam pokrowców, albo służy jako zbieracz alpaki z suszarki, która właśnie jest przędziona.



Te dwa kolejne, uszyte już dwustronnie poleciały do dwóch Pań jako prezenty okołoświąteczne:



Można je używać dwustronnie, szwy są pochowane. Dobre do schowania robótki, ustawienia jako koszyk w łazience, można regulować wysokość. Są usztywnione więc trzymają pion.

I miały powstać kolejne.
Nie powstaną.
I tutoriala też nie będzie.

W kącie pokoju stoi na wpół zgięta bela 10 metrów ociepliny na poduszki do Domu Dziecka:


Z komody wylewają się szmatki::


Zakupione w piątek ostrza do olfy pójdą do szuflady:


Kupę do naprawy nakryję czemkolwiek, resztę szmat w pudła i na strych chyba, poskładam, zrobię miejsce i będę prząść to co sobie wczoraj z rozpaczy poprałam:


Bowiem kolejny raz zepsuła się maszyna do szycia.
Tym razem boli ją tu:


Cały ten zespół na dole jest przekręcony i igła uderza w metal.
Od naprawy w Świdnicy, gdzie doszła do siebie i jeszcze dzielnie szyła zachorowała potem na elektrykę.
Na początku sama ją naprawiłam, a potem za słuszne 150 zł przeszła powtórkę z rozrywki.

Pan Majster pogroził palcem i powiedział, że dni staruchy policzone.
Mam ją od 1996 roku i zużyła się do imentu.

Poradził, bym nie szukała okazji na targu, plastiku za 300zł, bo to nie maszyny na moje potrzeby.
Ktoś, kto okazjonalnie podwija spodnie może taką kupić i będzie mu służyć.

W niedzielę łzy lałam rzęsiste, bo do powiedzmy zakończenia jakiegoś etapu potrzebowałam przeszyć 20 cm ściegiem w falbanki.
Jeździłam po znajomych, dzwoniłam po prośbie - albo nie mieli maszyny, albo nie chcieli ze mną gadać, albo z szaf wyciągali trupy omszałe.
W końcu zaskoczyłam, że brat kupił coś takiego taniego - z robótką po raz kolejny zlazłam z wysokości, dojechałam, tam odpaliłam nowiuśką Arkę Radom zapakowaną w pudełko jeszcze i pomalusiu doszyłam.
Bracie - dzięki! .... i tak nie czytasz....aleś mnie wpuścił do chałupy po nocy!

Teraz mam luz.
Teraz nie przyjmę radośnie jak zwykle garderobę do naprawy.
Teraz mogę sobie posprzątać.

Jeszcze za jakiś czas podjadę do naprawy, jeśli jednak koszt przekroczy 100 zł to bastuję absolutnie.
Moje dochody to 86 zł tygodniowo. To sobie wolę uzbierać na nową.

Czy Panie szyjące intensywnie mogą jakiś model polecić?
Husqvarna - szyłam na niej i jakoś nie tęsknię. Chyba, że jakiś większy model.
Te naszo-chińskie - nie wierzę.
Zastanawiam się nad Pfaffem, Berniną, marzę o fajnym Singerze. Może to kwestia szycia tak długo na tej mojej ukochanej, że teraz każda inna będzie nie do polubienia?
Wszędzie promowana jest Janome, ale jakoweś też mam obawy. Kasi Ino-Ino się psuła.
Jest jeden fajny model Singera, szybki i mocny, kosztuje ok 750 zł, ale taka maszyna mogłaby być dodatkową, silną pracownicą. Brakuje w niej blokady płytki ściegowej, ma niezdejmowane ramię i marny wybór wzorów. Tylko siła i prędkość idealna.
Taką bym sobie sprawiła do prostego na tempo szycia :)

Jednak korzystam z ozdobnych wzorów, potrzebuję zrobić dziurki, zastosować ścieg niewidoczny, wszyć zamek kryty. Potrzebuję maszyny wręcz profesjonalnej.
Uśmiejecie się, ale pomarzyć to mogę, prawda?????
I nie chcę starego Łucznika ze ściegiem do przodu i tyłu, nie chcę pożyczać, nie chcę wykańczać kolejnej. Ja po prostu muszę kupić nową.

Mam czas, zanim odłożę, te nieosiągalne spadną cenowo. Nic się nie dzieje bez przyczyny. Luzik!
Już się nie martwię, już nie płaczę. Mam wolne!
Tylko tak mi dziwnie, bo szyję od 14 roku życia i zawsze maszyna była w domu.
To tak jakby lodówki zabrakło, czy wody w kranie.

PS. Jako że poduszki dzieci są priorytetem, to gdyby moja nie ożyła pożyczę od ulubionej Dorotki ze Świdnicy na krótko maszynę ze strachem w oczach i bojaźnią, że padnie. No nie mogę Im tego zrobić.
Właśnie się zgadałyśmy dzisiaj przez telefonię.

24 komentarze:

  1. Może ZADZWON albo maila napisz....

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspolczuje szczerze i serdecznie.
    Moja maszyna tez przedpotopowa, na razie ok., daje rade, ale przygladam sie jej uwaznie i przysluchuje. Powinna jakis czas wytrzymac zanim zostane milionerka :-)

    Baniaczki super, musze pomyslec o takich dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
  3. ja miałam starego prawie 50 letniego Łucznika , który jeszcze dobrze szył ale został na satym miejscu, później kupiłam singera... plastik.... te wszystkie elementy sa plastikowe i jak sie popsuł to szkoda go było naprawiać. Teraz mam Łucznika Natalię, za chyba 300 zł w Tesco, kupiony pare lat temu, też plastik.... więc nie wiem czy znajdziesz jakis dobry model, wytrzymały, bo szyjesz dużo, ja przestałam juz szyć, chyba że cos muszę....
    może ktoś kto duzo szyje lepiej podpowie.....
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za miły wpis ;-). Miłego tygodnia,pozdrawiam Grzegorz.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dorcia - ode pierogów i kołowrotka odeszłam i napisałam :))))

    Lilka - to ja za Twoje miliony trzymam kciuki, a nie za staruszkę! :)

    Leptir - no kiedyś ta chwila musiała nastąpić, trudno, teraz jest fajny powód by oszczędzać!
    Chyba pffafka najbardziej mnie urzeka, bo szeroka pod patchworki, ta mechaniczna, bo tańsza.
    Dzisiaj w lidlu maszynki były, ale pomacałam tylko :))))
    Tych plastików w marketach to nawet nie oglądam, to już samochodzący po blacie Łucznik jest lepszy!

    Grzegorzu - ja dziękuję za relaks i wzruszenia przy czytaniu Twojego bloga. Mam go w czytniku i bardzo podziwiam. Ciepło się trzymaj!

    OdpowiedzUsuń
  6. wspolczuje Tobie bardzo, wiem juz jak to jest,nie wyobrazam sobie ,zeby moja Staska sie zepsula,czasami mam z nia male klopoty ale to do naprawienia samemu sie nadaje:)
    Zycze abys szybko mogla dostac super maszyne:))
    JA mam toyote najprostsza i tez marzy mi sie jakas super wypasiona hihi
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Domiś - klęski też mogą być potrzebne! Mówi się TRUDNO. I bierze do innej roboty!

    OdpowiedzUsuń
  8. aniu na proste sciegi zawsze mozesz u mnie cos moze.....ja mam dwa singery i niedawno kupila jenome. i powiem ze najbradziej bylam zadowolona z maszyny z lidla,choc niestety przekrecilam ja.naprawda kosztowalby wiecej niz nowa .hah

    OdpowiedzUsuń
  9. Halinko - może to niegłupie kupić z Lidla - kosztuje 329, na wszelki wypadek by była, na takie drobne rzeczy zanim te miliony nadejdą?????

    Pomyślę. Na miejscu lidl to bym im tachała do reklamacji co chwila....

    OdpowiedzUsuń
  10. Aniu, dużo nie szyję. Mogę pożyczyć, daleko nie masz....

    OdpowiedzUsuń
  11. Ooo jakie nieszczęście Cię spotkało...buuu.
    Bardzo rozumiem i bardzo współczuję buuu .
    Ale nie ma tego złego Kochana...
    wreszcie wymienisz ją na nowszy model i znowu zaświeci słonko dla Ciebie i dla wszystkich,którzy korzystają z Twojego dobrego serduszka...

    Nie martw sie...planuj,przeglądaj,szukaj bo ani sie obejrzysz jak nadejdzie dzień,że będziesz mogła ziścić swój plan...
    Trzymam kciuki i serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Szkoda. Ciebie mi szkoda.
    Życzę więc szybkiego wpływu ekstra gotówki do ręki żebyś mogła zanabyć nową, wymarzoną maszynę :)

    OdpowiedzUsuń
  13. No i całkiem zapomniałam o baniaczkach. Cudny patent. Śliczne są.

    OdpowiedzUsuń
  14. :) śliczny komplet :)
    Co do maszyny Aniu to bardzo mi przykro:( można mieć nadzieję, że nowa będzie lepsza :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Komplet oczywiście z poprzedniego posta.
    Skarpety też fajne :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Anula, strasznie mi przykro, że Ci się ta maszyna posypała... ech... wiem, co czujesz, to faktycznie jak brak wody w kranie :)))

    moja Janomka radzi sobie bardzo dobrze [a dużo pracuje], ale po tym jak mnie raz zawiodła (sssspsuła się na szczęście na gwarancji i rach-ciach naprawili ten jakiś elektroniczny dynks...) nie umiałabym polecić tego modelu i zachwalać...
    jakoś tak mam duszę na ramieniu... bo w razie awarii sprytne ręce ze śrubokrętem nie pomogą... trzeba do serwisu :( tfu,tfu....

    przedtem szyłam na Huskystar 215 i było bardzo dobrze... ba! przy walce z jeansem była chyba lepsza niż Janomka... na dodatek to była maszyna, którą dało się samodzielnie z wielu dolegliwości leczyć, bo mechaniczna...

    będzie trudno znaleźć coś bez plastików i w rozsądnych pieniądzach... zastanawia mnie ten lidl ewentualnie, ale nie macałam nigdy takiej maszyny z bliska, więc trudno doradzić...

    niemniej trzymam kciuki!...
    utulam :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja w tamtym roku wywaliłam starego łucznika, i korzystając z promocji,kupiłam w lidlu plastik za jakoś tak 290 zł. Nie oszalałam na jej punkcie, ale to może dlatego, że wkurzają mnie te przełączniki ściegów (bo ona ma chyba ze 40 różnych ozdobnych ściegów) Maszyna jest delikatna. Na razie szyłam na niej niewiele, i cienkie materiały. Nie mam pojęcia, czy np dżins uszyje. Napewno nie jest to maszyna na zawodowe szycie. Moja siostra ma od kilkunastu lat pfaffa i jest bardzo zadowolona.
    No, to może w jakiegoś totolotka zagraj, abo jakąś zdrapkę zdrap. A nuż...

    OdpowiedzUsuń
  18. Jolu - dzięki, ale już pogadałam z Dorotką, i jak moja nie powstanie to pożyczę od niej. Ale mam Cię w odwodzie jakbyco!!!!!!!!!!!!!!!

    Kora - już się nie martwię, jestem tak skonstruowana, że takie przypadki zawsze tłumaczę na swoją korzyść!
    Teraz mam ten luksus, że oglądam najdroższe modele i myślę sobie tylko o tym CZY TEN MODEL :)))))
    Bo nie ma znaczenia czy mam 1000 czy 10 000, prawda? A jak wiedza się poszerza!
    Teraz muszę wybrać z głową, bo to do końca życia musi być :)

    Aeljot - i tak będzie! Zobaczysz, wygram lub zdobędę świetną posadę!

    Aninko - jasne, że będzie lepsza! Widać krótki odpoczynek mi pisany :) i czas na posprzątanie!

    OdpowiedzUsuń
  19. Kasiu Ino-Ino - ja mam wdrukowane, że jak coś jest bez przerwy preferowane to jakiś haczyk tam musi być!
    Jak ktoś bez przerwy reklamuje jakiś sklep, produkt to u mnie wzrasta rezerwa :))))

    Dlatego takie mam obawy co do janomki, ale nie znam jej, więc Twoja uwaga na wagę złota.

    Chyba bardziej serce dyga do mechanicznych. Raz - cena, dwa - śrubokręt :)))))

    Ten lidl nie wygląda najgorzej, na pewno nie do wielkiego szycia na akord, ale w porównaniu z maszynami w marketach to cacuszko. Nawet ten plastik inaczej wygląda.

    OdpowiedzUsuń
  20. Ewo - ja mam starego łucznika, którego 16 lat temu bratu dałam. Podobno nie używał, ale brakuje bębenka, szpulek..... omszały cały.

    I tak nie był do końca sprawny, bo ściegi ozdobne zmieniał sam, bez pilota, ale do szycia w przód, do tyłu, dziurki jakoś by dał radę.
    Czasem chodził sobie sam po blacie. Tego trupa nie będę reanimować teraz.
    Zalega pod stołem. Można na nim nogi oprzeć.

    Ten pfaff najbardziej mi się podoba!
    Jak się myśli o czymś intensywnie to i rozwiązanie wpadnie do łba!

    OdpowiedzUsuń
  21. zapomnialam dodac ze baniaczki wyszly swietnie i jakie pozyteczne :))
    cale szczescie ,ze mamy jeszcze inne hobby ,bo ciezko by bylo siedziec i patrzec w sufit,ja przynajmniej tak nie umiem:(
    buziaki

    OdpowiedzUsuń
  22. Dominiś - no właśnie, mam tyle zaległości innych, więc jakby urlop :)

    OdpowiedzUsuń
  23. osobiście odradzam nowe łuczniki - "teraz to tylko nazwa została a wszystkie części i tak robią w chinach to już nie te maszyny co kiedyś" :) - cytuję Pana który naprawiał kilka lat temu starego maminego łucznika, była to odpowiedź na luźno rzucone hasło a może by tak nową maszynę zakupić ;) ponad 3 lata do tyłu kupiłam mamusi (i sobie - choć teraz to tylko mamcia korzysta z racji tego że ja za granicą) owerlok berniny - rodzicielka naprawdę dużo szyje różnych rzeczy nie tylko firanki ;) jak do tej pory jest z niego bardzo zadowolona. Mam też z berniny hafciarkę - najprostszy typ i tu muszę przyznać że nie zawsze idzie się z nią dogadać, chyba przez tą komputeryzację - czasem ma humory.

    OdpowiedzUsuń
  24. Kpkacha - ja też się ich obawiam.
    Tak na razie to sobie pfaffa "wybrałam" mechanicznego ale też odjechanego cenowo (2300), i bernina mi się podoba.
    Na pewno kupię jak popróbuję - przynajmniej do tego będę dążyć.
    Widzę, jak mój mąż nieznający próbuje tą lukę załatać maszynami z marketu.
    Hmm, będzie zawiedziony, bo mimo jego starań ja tam żadnej nie upatrzyłam.
    To nie sztuka kupić coś do lekkiego szycia, tylko on myśli, że taka maszyna chodzi przez wiek jak stare pedałowe maszyny.
    A ja oprócz poduszek używam jej cały czas do naprawy i szycia ubrań, pościeli, zasłon etc całej rodzinie w miarę czasu.
    Nie tracę nadziei.

    OdpowiedzUsuń