Ustawiłam miski i szmaty w domu i jadę zaraz na imprezę. Za miasto. Może tam nie leje.
Wełenki te powstały w czasie przygotowań do ślubu :)
W czas upału i gorąca.
Posiadacz kołowrotka może poskręcać to i owo bez męki. Ja swoje nowe kłębki uzyskałam z merynosa urugwajskiego, który kupiłam w "Kaszmirze" Laury i wełenek podarowanych mi przez Dobrą Wróżkę.
Wszystkie te szarości były bardzo, bardzo cieniutkie. Jedynie merynos dawał szansę oczom.
Na początek skręciłam w 3 ply dwie nitki wełenki z Hobipunkt i jedną mieszankę wełny i kaszmiru z Biferno.
Potem nawinęłam merynosa na szpulę:
Połączyłam to w 4 ply i powstał taki melanż w ilości 815 metrów, tyle bowiem było merynosa urugwajskiego
Pozostałe - jasną i ciemną wełenkę skręciłam w navajo 6ply.
Uzyskałam różne ilości: jasnej 250 metrów, ciemnej 66.
I mam taki komplet (40 deko) szarości na sweter. Teraz to wszystko pasuje na druty 3,5-4.
Wydumam jakiś sweter z żakardem. Pogoda zachęca do swetrzyska.
U mnie też leje, wieje, zimno i na razie nie wygląda na to, żeby miało się poprawić :(. Na szczęście woda z sufitu w domu mi nie kapie (mam nad sobą jeszcze 16 pięter), natomiast w pracy dzisiaj już nam się lało z dachu.
OdpowiedzUsuńWełenki śliczne! Lubię szarości i jestem pewna, że wydziergasz z nich piękny sweter :). Pogoda zdecydowanie zachęca do dziergania :).
Udanej imprezy!
Piękne te szarości!!!Ty to sama pofarbowałaś?
OdpowiedzUsuńTo ja czekam i wiem, że wyczarujesz coś MEGA SUPER z tych cudnych, ciepłych miękkości :-)
OdpowiedzUsuńAniu,u nas też pada i pada, i zimno.
OdpowiedzUsuńNie zazdroszczę tych mokrych ścian.
Ale wełenka wyszła Ci cudna. Jestem ogromnie ciekawa jak poukładasz to w swetrze.
u nas też leje ale dobrze, że nie kapie mi z sufitu :)
OdpowiedzUsuńNie bardzo wiem o czym Ty do mnie rozmawiasz o tych wszystkich zwojach - jakieś ply i inne. Ale to nieważne, nie na wszystkim muszę się znać. Ważne, że efekt końcowy mi się podoba i czekam niecierpliwie na gotowy sweterek :-)
OdpowiedzUsuńChachacha, Sylwka nie trybi:D:D:D
OdpowiedzUsuńNie można rozumieć wszystkiego:)
Wełenka cudna, a co do deszczu to oświadczam, że u mnie JUŻ NIE PADA! Słowo honoru! Żyjcie nadzieją - jak do mnie przyszło to i do was przyjdzie, dziewczynki:)
(już CALUŚKĄ GODZINĘ nie pada, ale alarm powodziowy niestety mamy)
to Twoje szare zachwyca, w przeciwieństwie do tego za oknem :/
OdpowiedzUsuńjutro lecę przez Wrocław - sio deszczu!!!
Ładne te szarości.
OdpowiedzUsuńU mnie też pada i chłodno ale mnie to cieszy bo już mam dość ponad 30 st upałów ;)
Bardzo piękny zestaw szarości. Nie moje kolory, ale ślicznie razem wyglądają. Już sobie wyobrażam jakie powstaną różności.
OdpowiedzUsuńWyróżniłam Twój blog, a właściwie Ciebie.Masz już to wyróżnienie, ale chciałabym byś wiedziała,że cenię to co robisz i że sporo się od Ciebie uczę;-)
OdpowiedzUsuńCudne szarości.
OdpowiedzUsuńJestem w Dublinie i DZIŚ NIE PADA i jest więcej niż 15 stopni!!!
A kiedy sprawozdanie ślubne???????????????
Frasiu - impreza udana, udało się pokonać wąską drogę z rozkopami w strugach deszczu szczęśliwie
OdpowiedzUsuńMalaalu - to są fabryczne wełenki, tylko były za cienkie jak dla mnie do roboty więc je połączyłam tylko.
Ata - jeszcze weny brak, ale taka ilość to dla mnie wielki sweter z dużym golfem.
Basiu - wymarzyłam sobie żakardy jak zobaczyłam u Ciebie. Skłaniam się do prostej góry reglanowej i wykończenie w wzór secesyjny dołu swetra i rękawów. Koniecznie musi być golf. Przynajmniej na razie tak to widzę.
Sylwko - zaraz jak zrobię to na pewno pokażę, chwalić to my się wszystkie lubimy :))))
Dorotko - lać u mnie przestało w nocy. Dziś słonko, oby jeszcze lekko temperatura wzrosła!
Agatko - mówisz-masz. Nie pada :)))
Wrocław zawsze kochał turystów!
Agnieszko - lipce u nas ostatnio bardzo kapryśne, już nie pamiętam takiej spokojnej, stabilnej pogody. Wiecznie powodziami straszą.
Aniurozello - ja zaczynam bawić się w szarości, do tej pory miałam niewiele, ale jak kupiłam okazyjnie skórkowe buciki w popielach to zabrakło mi ciuchów do nich!
Basiu - ściskam Cię serdecznie za tak miłe słowa! Dziękuję!!!!
Oslunku kochany - czekam i ja z niecierpliwością - młodzi lada chwila wracają z podróży poślubnej i pewnie jakiś cynk dostaną od ekipy foto i kamero :))))
Nino - serdecznie pozdrawiam, masz fantastyczne kosmetyczki!
OdpowiedzUsuńTylko połączyłaś, taki drobiażdżek... wielkie mi co...
OdpowiedzUsuńJa tam se zaniemówiłam na czas jakiś. Z wrażenia rzecz jasna. Często m i się to na Twoim blogu zdarza...
A pogodowo, to kawę piłam dzisiaj rano w ogrodzie, zmarzłam, ale teraz to jest wręcz upał... już trzy prania rozwiesiłam :-)
Ach Lilko, ja z kolei psa miałam suchego rano!!!!!!!! Nie capił!!!!!
OdpowiedzUsuńWiesz jaka radość?
Podłogi po nim mopem nie zmywałam, pyska sobie o kanapę nie wytarł, a potem poleciałam do pracy, gdzie wylazła masa narodu po dobra dla ciała i duszy, więc w pracy nic nie udziergałam :))) ale fajnie było!
Jutro to i ja utytłaną suknię młodej do wanny cisnę, bo dziś ją ogórki okupują (mężu wybrał się na moją działkę i teściowej więc zebrał tego dobra sporo).
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKochana moja :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, że zajrzałaś na mój blog, zostawiłaś tyle komentarzy, że jesteś u mnie rekordzistką :)
Dziękuję za miłe słowa, bije od nich wielka życzliwość aż ciepło mi na sercu.
Swoją przygodę dopiero zaczynam, a uczę się na każdej złamanej igle i uwierz, że wiele ich było ;) Dziś zajęłam się tortem dla synka, miał być zamek i jest, na pół lodówki. :) szkoda, że nie mieszkasz za rogiem i nie wpadniesz się poczęstować ;) pozdrawiam bardzo serdecznie :)
no nie padało :) ale i tak we Wrocku się pogubiliśmy :D
OdpowiedzUsuń