czwartek, 9 grudnia 2010
Najpierw obowiązek - potem przyjemność
Co to jest?
- Muszki. Dokładnie muszki wiązane.
Dla kogo?
- Dla bardzo eleganckiego Pana.
A z czego?
- Z jedwabiu, poliestru i żakardu wiskozowego.
Jak długo szyłaś?
- Te na zdjęciu trzy dni, wcześniej uszyte dwie już u Właściciela uszyte wcześniej.
Ile czasu się do tego zabierałaś?
- 10 miesięcy!!!!!!!
No tak.
Nie po drodze mi szycie tych muszek.
Propozycja padła bodaj pod koniec tamtego roku, pierwowzór Zlecający otrzymał w lutym tego roku i od tego czasu cierpliwie czekał końca.
Szyjące koleżanki będą wiedziały o czym piszę.
Jedwab w szyciu i poliester, a zwłaszcza żakard niezbyt jest przyjazny. Muszki są odwzorowaniem angielskiej z jedwabiu, z manufaktury niedostępnej dla przeciętniaka. Jest w bardzo rzadkim rozmiarze.
Zlecający kocha się w takich ozdobach i są one jego znakiem rozpoznawczym. Swoje muszki-arcydzieła nosi na wszelkie okazje, a ponieważ nie znalazł gotowych, odpowiadających mu na rynku polskim - poprosił mnie.
Owszem, stać Pana na sprowadzenie wybranego modelu, ale podjęłam wyzwanie!
Warunki były takie:
Dokładny model. Szycie ręczne. Nie mogą odznaczać się brzegi. Cienkie.
I to była jazda. Nie mogłam pruć modelu, zrobiłam więc szablon wyliczając wszystkie krzywizny, bowiem noszona muszka już miała swoiste deformacje.
Długo szukałam najcieńszej flizeliny. Pomysł zapięcia też ewoluował.
Ale tak najbardziej przeszkadzał mi brak czasu i miejsca.
Mam naprawdę ciaśniutkie mieszkanko, a rodzina społeczna, więc co chwilę mam najazdy i wyjazdy. Potrzebna mi pracownia!
Nie przypuszczacie nawet jak trzeba się przy tej robocie skupić, jak ważna jest kolejność.
Cienka flizelina była upiorna w klejeniu, łatwo ją można było zdeformować, zszywane brzegi zostały wycieniowane, aby uniknąć zgrubienia na brzegu.
Wycięcia na rogi mają milimetr szerokości, więc strach w oczach przy przewlekaniu i formowaniu cienką igłą. Odszycie mogłam zrobić na maszynie, ale igła cieniutka, szew ustawiony na milimetr, łapać flizelinę mogłam co najwyżej 0,5 milimetra, aby szew był cieniutki a flizelina nie odpadła.
Po wywleczeniu cała robota to już była w łapach. Ściegi kryte. Obie strony jednakowe bez wyglądających szwów z drugiej strony. Palec od popychania igły skłuty.
Żelazko szalało. Tak samo deska do prasowania, która była polem bitwy i pozwalała przyszpilać całość do miary.
Zawzięłam się i skończyłam!
A po co mi to?
- Dla kasy!
Pan bardzo przyzwoicie płaci, a bida zajrzała w oczy.
Zasiłek z pośredniaka to jednak ciut mało jak na moje potrzeby :)))))
No to jak już skończyłam, to sobie zakupiłam cacko z dziurką:
Cacko to kołowrotek.
Miniatura mojego prawdziwego! Stanął przy wcześniejszym cacku - maszynie do szycia! Podarowałam sobie to na Mikołaja, a wyszperałam na A.
Cieszę się jak dziecko!
.... zamurowało mnie! Totalny brak słów! Podziwiam i chylę czoła do samej ziemi! Dokładność szycia mnie powaliła!
OdpowiedzUsuńZaintrygowało mnie to wycieniowanie brzegów - jak się to robi?
Co znaczy ciasne mieszkanie wiem doskonale i też marzy mi się pracownia lub przynajmniej własny kąt do pracy. Z drutami nie ma problemu - wystarczy mi mój ukochany fotel, ale z szyciem są już problemy. Rozkładając maszynę zajmuję rodzince jedyny stół :(, dlatego nie robię tego zbyt często :(. Na szczęście drobiazgi można spokojnie szyć ręcznie :).
Miniaturowy kołowrotek i maszyna - cudne!!
Frasiu - w opisie prosto, ale w życiu koszmarnie: Jak zszyłam dwie strony na maszynie to miałam dwie warstwy materiału i pomiędzy nimi flizelinkę na ok 0,5 mm. Jeden brzeg materiału skracałam na 1 mm, a drugi na 2. Dzięki temu po wywinięciu zszyty brzeg układa się płasko i nie znać zgrubienia. Szwy były bardzo drobniutkie. Oprócz tego nacinałam podkroje łuków, aby nic się nie marszczyło. Brzeg maszynowy musiał być dokładnie ukryty, po odwróceniu musiała być taka sama powierzchnia. Najgorzej było wbrew pozorom na prostych odcinkach pasków.
OdpowiedzUsuńAniu, już chyba nic mnie nie zdziwi; nawet jak napiszesz, że szyjesz biustonosze dla morskich świnek. Normalnie krawiecka 007 - kobieta do zadań bardzo specjalnych.
OdpowiedzUsuńJa nakupiłam sobie jedwabnych krawatów na patchworkowe wdzianko i nie mam odwagi się zabrać za nie w obawie czy mnie szlag przy szyciu nie trafi.
Pozdrowionka, Dorota
Dziękuję za wyjaśnienie :). Nacinanie podkrojów łuków i ścinanie rogów stosowałam, cieniowania jeszcze nie - muszę kiedyś spróbować. Nadal jestem pod ogromnym wrażeniem zegarmistrzowskiej precyzji Twojego szycia :)
OdpowiedzUsuńDorotko - alem się skulała od tych biustonoszy!!!!!
OdpowiedzUsuńDobrze, że moja Olcia na to nie wpadła, żeby suspensoria dla swoich świniaków zamówić. Bo chatę dla szczurów szyło się już. Tudzież podkład po klatki wielokrotnego użytku :)))
Myślę, że teraz spokojnie mogę swoje patchworki szyć, jeszcze trochę trupów wygląda z kupki, ale już z górki!
Frasiu - z ulgą się otrząsnęłam z tej roboty!
OdpowiedzUsuńŚwietne masz te miniaturki :) Ja z tej serii kupiłam sobie ostatnio pianino i radio do domku dla lalek :)
OdpowiedzUsuńhttp://anek73.blox.pl
Podziwiam cierpliwość , unikam takich tkanin, omijam szerokim łukiem :D
OdpowiedzUsuńMiniaturki ach !!... :))
Jesteś miszczyni od muszek:))) noz ja pierdziele, ale niektórzy to są zdolni:))i pracowici:))-to o Tobie. Naprawde jestem pod wrażeniem:)
OdpowiedzUsuńTen opis zrobil na mnie ogromne wrazenie . Jestem nieszyjąca i w zyciu bym nie wpadla na to , ze uszycie muszki wymaga tyle zachodu.
OdpowiedzUsuńA i sliczności te miniaturki masz:) jest jeszcze cos do kompletu?
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cię za tę benedyktyńską pracę. Nie dziwię się, że muszki są takie drogie.
OdpowiedzUsuńjejku te muszki to jakiś hardcore!! aż się spociłam czytając jak Ty je robiłaś ...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że zamawiający docenił??
Podziwiam, podziwiam, podziwiam! Miniaturki tez podziwiam, bardzo mi się podobają!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Anek 74 - były różne! Nawet magiel i kuchenka węglowa. Ale poprzestanę na tych dwóch, bo już nie mam miejsca na durnostojki.
OdpowiedzUsuńTheyooka - sama nie wierzę, że dokończyłam.
3nereido - mnie też to zaskoczyło, niby taka prosta rzecz, a tak trzeba podejść dokładnie.
Anust - pracowitość zbierałam 10 miesięcy :))), no nijak za to się zabrać nie miałam czasu. Miniaturki tylko te dwie. Ale może kiedyś coś mi w oko wpadnie, jakieś kolejne hobby....
Elu - gdybym wiedziała w co się pcham, to bym tego nie ruszała. Już bym wolała kupić. Ale zaliczyłam ćwiczenie z dokładności, w mikronach to szycie było!
Madziu - oj docenił! Bardzo zadowolony, nosił te dwie wcześniej uszyte.
Zula - ja już wolę muszki szyć, niż zabrać się za te cudne serwety na drutach, jakie Ty potrafisz!
To ja wole na drutach machać, z igłą się nie dogaduję ;)
OdpowiedzUsuńO rany, od samego opisu szycia już sie zgrzałam. Nawet sobie nie potrafię wyobrazić, jak mozna coś takiego uszyć.No ale w sumie, oglądając Twoje prace i to, jak wiele rzeczy potrafisz wyczarować, to ja w sumie nie powinnam się dziwić.
OdpowiedzUsuńWłaśnie odebrane! Pełnia szczęścia obustronna.
OdpowiedzUsuńAniurozello - jakbym się nie podjęła to nigdy bym się nie przekonała co to za trud. Podobnie ciężko uszyć dobrze krawat (bieg nitki bardzo ważny, rodzaj usztywnienia). Całość musi być dobrze wyważona, inaczej lepiej kupić krawat z marketu.
Rękodzieło musi kosztować niestety.
Ania, zarówno obowiązek jak i przyjemność robią wrażenie! Podziwiam:)
OdpowiedzUsuńJesteś WIELKA, pokłony biję.W życiu bym pewnie tego nie uszyła, chociaż bardzo lubię szyć ręcznie, ale nie takie materiały.Kiedyś, z tęsknoty za córką, uszyłam jej z popeliny koszulowej letnią sukienkę(rozm.36), calutką w ręce. Jej teściowa aż oczy przecierała ze zdumienia.Nie wiedziała,że ja wolę szyć ręcznie niż na maszynie.Bo znacznie łatwiej mi prowadzić samochód wiele godzin, niż coś prosto uszyć na maszynie.I bez trudu wyobrażam sobie, jak się namęczyłaś.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Aniu, czytałam z zapartym tchem bojąc się co dalej...
OdpowiedzUsuńAle na końcu znalazłam szczęśliwe zakończenie z piękną nagrodą w postaci miniaturki kołowrotka.
Chylę czoła!
Anabell - RĘCZNIE??????? SUKIENKĘ????????
OdpowiedzUsuńNo to ja padam na twarz. Dla mnie szycie ręczne to kara. Nawet guziki wolę przyszyć na maszynie.
Liluś - Też mi ulżyło! Wreszcie mogłam zając się innymi szyciami!
Matko! Córko! Siostro! Siedzę se zatkana... Muszki szyjesz... A komary też??
OdpowiedzUsuńObie miniaturki do pozazdroszczenia! Piękne są!
No, no .... Jestem pod wrażeniem. Bliskie mi są dylematy krawieckie więc tym bardziej podziwiam za podjęty trud. A nagroda dla siebie samej? Cudna, warta Twojego trudu.
OdpowiedzUsuńAto- muchy jeszcze do przeżycia, chociaż rozmiar tego mały. Uszyję Gościowi jeszcze kilka w prezencie.
OdpowiedzUsuńKryniafu - dzięki! Wiem, ze wiesz! Tym bardziej jestem wdzięczna za komentarz.
Z kołowrotka bardzo się cieszę, myślę, że nie zburzyłam domowego budżetu, ale każdy powinien mieć czas na cacko z dziurką :)
Muchy - cud malina. Za nic bym się nie zabrała. Jesteś nieobliczalna i niesłychana Anko _ Kankanko A skąd te cudne miniaturki?
OdpowiedzUsuńSzyj, szyj! Doskonale Ci idzie!
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowita. A opis wykonania much czytałam z zapartym tchem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ulala! Moja Pani! Opis muszek daje do myślenia. Cieniowanie szwów faktycznie świetny patent, żeby nie były zbyt grube. Najbardziej w opisie nie boli mnie szycie ręczne tylko ..... ślizganie się materiałów i ewentualne marszczenie.
OdpowiedzUsuńAniu, szacun!
Agatko- miniaturę maszyny podarował mi kolega wieki temu, a kołowrotek wypatrzyłam na aukcji A.
OdpowiedzUsuńAta- maszyna furkoce, ale nie muchy ją obsiadły!
Enyo - mam coś z wariata
Aploch - o właśnie! Tren poślizg! Wiesz co napisałam!!!
Ania, ja połowy nie rozumiem z tego co napisałaś :D Ale potrafię sobie wyobrazić ogrom włożonej pracy - szacun wielki kochana :)
OdpowiedzUsuńYenulko.... ja do dziś na belfastach się nie znam...
OdpowiedzUsuńA że się narobiłam to moje!
oooo... Kochana -dałaś radę tym muchom! i dalaś czadu... nie ma co!
OdpowiedzUsuńsuper są! Cierpliwa Ty Anko!