niedziela, 21 czerwca 2009

Gołębi lot PL 0200 07 1293

Gołębie mnie prześladują.

Kiedyś ja im zajęłam mieszkanie i długo po adaptacji strychu wpadały nam przez okna do mieszkania. Potem gościły na strychu, a że były nieuprzejme i obrabiały mi suszące się pranie zainstalowaliśmy okna zamykające się bez szpar.
Pozostała "studnia".
Miejsce w starej kamienicy gdzie Niemiec wymyślił sobie okna kuchni wszystkich lokatorów. Nawet nie widząc drzew za oknami tylko odpadający tynk z ceglanych ścian ludzie porobili parapety i utrzymywali te okna w czystości. Ja nawet mieszkając na wyżynie dostąpiłam łaski słońca i nawet udawało mi się tam kwiatki trzymać.
Niestety, gołębie skutecznie zanieczyszczały nam te okna.
Po jakimś czasie położono siatkę. Pomogło.
Niestety głupi sąsiad wyprowadził sobie rurę przez tą ochronę i ptaki zaczęły znów zdobywać parapety. Znów przez rok nie było komu zaszyć siatki. W końcu sąsiadka z piętra niżej namówiła mojego chłopa do pomocy.
Już było wszystko naszykowane, aż tu ja wpadam z nowiną, że na dole są pisklęta!
Matka gołębica jak to gołąb, nieskładnie i nieporządnie utkała posłanko i dwa dzioby czekały na aprowizację.
No to czekaliśmy. Młode w końcu podrosły, zaczęły fruwać. W końcu nadeszła ta pora. Ale jeden z nich nie wyfruwał. Spokojnie dreptał na dole i kombinował jak nas wkurzyć.
Jako pomysłowi ludzie straszyliśmy ptaszka klaskaniem, wołaniem, w końcu dzieciaki psikawkami lały wodę. Sąsiadka już chciała tego durnego zamknąć na stałe, no ale ja się nie zgodziłam. Pomógł sąsiad kawałkiem podpalonej gazety, którą zrzucił na dół. Gadzina wyfrunęła, otwór został zaszyty. Spokój.
Obok śmietnika pobliski trzepak co rano i wieczór zajmują gołębie. Kadr jak z Hitchcocka.

Rok temu niepokój o biedaka nie pozwolił mi nie reagować, opisałam to tutaj.

A dzisiaj.....
Weekend odpracowywałam na działce, poplewiłam, posadziłam co nieco, potoczyłam okiem gospodyni. W niedzielę wpadliśmy na pół dnia, aby dokończyć robotę. Posadziłam wkoło płota aksamitki.
Kiedy się odwróciłam, za sobą ujrzałam gołębia, który dreptał za mną w odległości ok 40-50 cm. Kiedy ja za nim szłam on odsuwał się, ale kiedy zmieniałam kierunek on też. Potykał się jednak i nie fruwał, tylko dziobem nurkował w ziemi i wtedy rozkładał skrzydła, aby utrzymać równowagę.

Nie mogłam go zostawić na działce, gdzie łazi lis, żyją koty, prawie każdy ma psa. Wpada tam bażant i czasem jastrząb. Są i działkowicze z gołębiami, ale takie stado mogłoby zadziobać znajdę.
Na nodze znaleźliśmy obrączkę. Gołąb jest wychudzony.




Znalazł się stary kosz piknikowy do którego wsadziliśmy nieboraka.


Po powrocie do domu zorganizowaliśmy lokum


a w necie zaczęliśmy poszukiwania właściciela.

Numer na obrączce oznacza kraj, oddział, rok urodzenia i numer indywidualny ptaka.
Nasz jest Polakiem, ma dwa lata, pochodzi spod Krakowa. Okręg Olkusz.
Nie miał drugiej obrączki, która pewnie sparciała jeśli ptak się zgubił i długo błąkał. Ptaki z tego okręgu startowały całkiem niedawno w Niemczech, nie wiem jednak czy ten tam był. W zasadzie i 1000 km mogą pokonać w jeden dzień, ale to już wyczyn.
Cokolwiek by nie było, ptak był wyczerpany. Dostał wodę, świeżą gazetkę z reklamami i ziarna z karmy dla świnek morskich.

Znalazłam też prezesa koła gołębi pocztowych w tym okręgu, zadzwoniłam, przekazałam informacje i czekam na wieści.

Czarna wersja jest taka:
- do gołębia nikt się nie przyzna, jeśli się dawno zgubił to nie trafi już do domu, jak go pewien działkowiec z innego ogrodu nie weźmie to muszę go wypuścić na łaskę losu.
- wersja optymistyczna: znajdzie się właściciel!

Do domu z psem, dwoma kotami, dwiema świnkami i szczurkami dołączyła ładna ptaszyna.


A ja dbam, aby odpowiednia konfiguracja zwierząt była koło siebie.
Zwłaszcza Behemot (kot) miewa mordercze instynkty. A nie tylko chodzi o życie, ale i strach gołębia.
Co dalej z bidakiem będzie? Zaczynam się o niego martwić. Gołębiarze mieli dzisiaj zebranie o 20 i nikt nie zadzwonił do mnie.
Z zaplanowanych: szycia, kończenia szydełkowej bluzki, tudzież prasowania - wyniosłam wiadomości nt gołębi.

11 komentarzy:

  1. Oj, śliczny ten gołąbek, możliwe, że w końcu ktoś zadzwoni... Albo podpytaj kompetentnych osób, co dalej, może w schronisku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem dobrej myśli - zadzwonią. Gołębiarze tak kochają swoje ptaki, jak kociarze koty, psiarze psy itd Czasem bywam zaskoczona jak starszy wąsaty pan z sąsiedztwa, którego bym posądziła raczej o sentyment do flaszki z piwem ;-) ze wzruszeniem o swoich gołębiach pocztowych opowiada. A gdzie oni nie jeżdżą, żeby je wypuszczać!

    OdpowiedzUsuń
  3. Aniu, ojciec chłopaka mojej córki jest rasowym hodowcą gołębi pocztowych, popytam, co z taka znajdą zrobić, może ewentualnie on weźmie go do siebie, jako hodowcy łatwiej będzie mu znaleźć właściciela.
    Tymczasem ziarenka mu dawaj i głaskaj po łebku :).

    OdpowiedzUsuń
  4. Do mnie też kiedyś przybłąkał się gołąb. Pobył kilka dni, odpoczął, nabrał sił i odleciał. Myślę, że i ten Twój też trafi do swojego gołębnika. Gołębie pocztowe mają doskonałą orientację.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie przepadam za gołębiami, z powodów, które opisałaś. Ale te dzikie, miejskie gołębie to zupełnie inna sprawa niż hodowane gołębie pocztowe! Żal mi nieboraka, mam nadzieję, że znajdzie się wdzięczny właściciel :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Trzymajcie kciuki dziewczyny! nocka mineła spokojnie mu na sianku. Ma apetyt - to dobry znak. Z tymi powrotami do gniazd bywa różnie. Czasem burza potrafi zmylić gołębia i niestety nie wraca. Jeśli jego właściciel nie ma internetu, telefonu to będzie kłopot z kontaktem. Ale mam nadzieję, ze go szuka!
    Jeśli ktoś zechciałby pomóc proszę dajcie ogłoszenie na swoich blogach, ze gołąb o takim numerze odnalazł się we Wrocławiu, gołąb jeśli ma trafić do nowego stada musi przejść kwarantannę. Szkoda mi go powierzać losowi na podwórku pełnym grubych, żarłocznych i bojowych gołębi.

    OdpowiedzUsuń
  7. Olá! Fiquei emocionada com o pombo.Com o tradutor vi que ele perdido.Foi isso que aconteceu?
    beijo
    necca

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozmawiałam z hodowcą ...
    Oni nie są tak sentymentalni, przynajmniej tak mi powiedział pan, z którym rozmawiałam. Gołąb, który nie wrócił do gołębnika uważany jest za niezdatnego do hodowli. Obawiam się, że szukanie właściciela to strata czasu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam ostatnie wiadomosci od prezesa z Olkusza, gołąb został zidentyfikowany i nawet znam nazwisko własciciela! Nie należy on do okręgu Olkusz, ale prezes tego drugiego koła ma już telefon do mnie i chyba kwestią czasu jest kontakt w sprawie odbioru. Rozmawiając, zapytałam czy będą zainteresowani powrotem, bo ja już mam dla niego miejsce w gołebniku na działkach. Latać na czas nie bedzie, ale dach, karmę i opiekę będzie miał. W domu dzisiaj go puściłam na krótki lot po pokoju, aby sprawdzić, czy nie ma zaburzeń w chodzeniu. Wygląda na sprawnego, jeszcze jest słaby. Kupiłam mu karmę dla kakadu :))))) źre jak głupi. A Łukaszowi, który wpadł nas odwiedzić powiedziałam, ze mamy papużke, która właśnie zmienia upierzenie!
    Najważniejsze: na razie wszystko przemawia za tym, że bydlątko wróci do siebie! Trzymajcie dalej kciuki!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Trzymam mocno!! :-))

    OdpowiedzUsuń
  11. Anonimowy17/3/15 19:53

    Aniu przywracasz wiarę w ludzi.
    Gołębie są mi bardzo bliskie.
    Kiedyś, gdy mieszkałam na jednym z wrocławskich osiedli, wyzywano mnie wariatką od gołębi.
    Opiekowałam się i chorymi i pisklakami i tymi z lotów , słabymi , umierającymi.
    Ktoś tu powiedział,że te miejskie to co innego niż hodowlane, to bzdura. One są takie same , tylko,że te miejskie są gorzej odżywione i potrzebują naszej pomocy.


    OdpowiedzUsuń