sobota, 3 marca 2012

Zjadliwe :)

Widoczki z chińskiego marketu:



Dalej to Kasi na kota wygląda.... ale to królik, kot jest zwierzęciem nieczystym i kota Chińczyk nie jada. Natomiast psina jest dostępna i bardzo pomaga w rekonwalescencji.

Pytałam, czy widziała psy w celach towarzyskich :), no i owszem, ale ludzie z nimi wychodzą na spacer po zmierzchu i trzymają swych pupili na smyczy. Pekińczyków nie widziała, natomiast labradory zawładnęły Nanning. Cocker spaniela też nie spotkała :)


Wracamy do specjałów.
Suszony gekon:


Niekoniecznie dorsze i makrele:



 Przy tych przysmakach suszonych raczej długo się nie stoi:


A łzy nad bardzo świeżą zupą żółwiową też na nic się zdadzą:


I kolejny piękny widoczek, prawie jak na Wielkanoc zestaw: milusi kogucik i jajeczka!
Chińczyk zje całego ptaka oprócz piór, a jajka to jaja przepiórcze zapiekane w soli - pisze Kasia, że pyszne.



I na koniec jeszcze dział warzywno-owocowy:







I odprawa załogi marketu:
Odprawa polega na tym, że pracownicy stoją w dwuszeregu przed szefem. 
Szef odprawia najpierw kazanie. Pracownicy grzecznie potakują, a potem wszyscy śpiewają piosenkę i wracają do pracy. 

Kasia, by zakupić kartę prepaidową do telefonu, udała się z tłumaczem do salonu. 
Kupowanie karty sim do telefonu i karty 3G do ipada w Chinach to procedura. 
Nie ma tu czegoś takiego jak anonimowe kupienie karty prepaid w kiosku. Trzeba zająć kolejkę w saloniku, przysiąść do stoliczka, wyłożyć o co ci chodzi, skserować paszport, podpisać papiery, wybrać numer telefonu, zapłacić i voila!
Po kupieniu sima do telefonu dostała 2,5 l butlę oleju z orzeszków arachidowych z pierwszego tłoczenia – w ramach prezentu noworocznego. Zresztą w każdym saloniku stoją lodówki z pyzami mrożonymi. 
Kasia nie wie, czy klienci też je dostają w ramach zawartej umowy z dostawcą usług telefonicznych, czy też normalne jest to, że przy okazji kupienia telefonu można zrobić zakupy na obiad. 


17 komentarzy:

  1. Mam wrażenie,że tych zdjęć z proteinami można używać jako odchudzaczy- ja bym je dedykowała wszystkim o nadmiernym apetycie, stawiając je obok talerza.Kazanko i piosenka- bardzo miły początek dnia:))Kiedyś widziałam dział warzywny w Singapura Plaza- wszystkie warzywka były w przezroczystych pojemnikach, czyściutkie, do tego spoczywały na sztucznej trawce lub mchu i spowite były wodną mgiełką. A w jednym miejscu stał młodzieniec w garniturku i nożyczkami ucinał strąkom zielonego groszku ogonki.Tak się na to zapatrzyłam,że mało nie wywinęłam orła. Osobiście bardzo lubię jajka przepiórcze, ale ich nie prażyłam nigdy w soli.
    Miłego,:)

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko z córką, właśnie jestem przed kolacją. Dobrze, że dałaś na koniec te warzywa. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Uuu ,nie wygląda zachęcająco ,chyba powinnam tam pojechać ,zaraz bym schudła :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Co kraj to obyczaj. U nas zjadane sa miłe prosiątka i cielątka. Tyle, ze rozłożone na części i na tackach. Tam bardziej bezpośrednio wystawione wszystko. Przyznaję, że najbardziej odpowiadaja mi widoki z dzialu warzywnego. Okra, bakłażan , cukinia to miłe widoki :)
    Fajnie Twoja córka pokazuje Chiny, a Ty nam i dzieki temu nie musimy jechac by zobaczyć te dziwy wszystkie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Warzywa cudne, ale początki lekko mnie odstraszyły. Ale co tam, psiny bym nie tknęła, resztę dałabym radę, tylko nie owady, niechęć zakorzenia niczym najcięższe tabu :-)
    Te przepiórcze jaja mnie zainteresowały. Ciekawe jak długo trzeba je zapiekać, co się dzieje ze skorupką, staje się jadalna? Niejadalna nadal? A może łatwiutko się obierają po tym zapiekaniu? W piekarniku można je zrobić? Bo kupić się da. Kiedyś kupiłam i ugotowałam, jakieś zaćmienie miałam, nie przewidziałam obierania tego drobiazgu....

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeszcze te króliki. Króliki jakoś tak na kosmitów mi wyglądają ("Obcy, ósmy pasażer Nostromo").

    OdpowiedzUsuń
  7. O bleee ...:) dobrze, że po kolacji juz jestem bo po obejżeniu tego "kota", suszonego gekona i świeżych zółwików oraz śpiących ptaków uwędzonych wraz z dziobami, nic bym nie tknęła... A, no i jakos nie mam zaufania do ludzi co psy jedzą :-/
    A poza tym jest super, zwłaszcza ta piosenka po kazaniu szefa marketu mnie zaczarowała, hahaha... toz to prawie jak na akademii w postawówce:)
    Buziole śle wielkie!
    PS. A, przy okazji, Kankanko kochana, jak masz ochote to wpadnij na candy do mnie - oddaję rodzine ptasią do adopcji... i nie są one uwędzone:)

    OdpowiedzUsuń
  8. anka ty cholero jedna ;))))))))))) wyslyasz mnie na diete noralnie i to takim kopem ze juz dzsiaj nic nie zjem .bo musze dodac ze kupilam sobie chinszczyzne na kolacje.od jutra tylko warzywa .tfu na psa urok.u nas tez jest chinski supermarkiet w zyciu tam nie bylam i napewno nie pojde . dieta murowana .kiedys widzialam jak chinczycy dostal swierza dostawe kurakow i ubijali je na podworku swojej kamienicy. do tej pory zadko jem kurczaka .calego chyba juz nie kupilam od bardzo dawno ,raczej porcje . zycze zdrowego apetytu;)))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  9. Udało mi się na własnego bloga wejść! No cuda..., dalej mam problem z lapkiem, ale jak się dostałam to nastukałam kilka postów na zaś.


    Anabell - ha, ha - no faktycznie można sobie odpuścić po obejrzeniu :)
    Groszek podobno cały rok mają świeży. Ja bym pewnie te żółwie ratowała...


    Owieczko - warzywka zdrowe :)

    Elu - ale zwróć uwagę, że oni dobrze się mają. Jakoś przeżywają :)

    Aniurozello - nawet ja mięsożerca polubiłam te ogórki po porcji fotek z działu mięso :)

    Lilka - brr...pekińczyk w sosie...no cóż, podobno delikatesowe mięso.
    Jajka zapewne się obiera, może jak orzeszki ziemne :)Podpytam jak wróci!
    Króliki dalej mi na koty wyglądają......

    DeZealko - no, dobry środek na odchudzanie ;) Tak, te ptaszki zdecydowanie mi obrzydziły drób. Zaraz lecę do Cię póki net trzyma!!!!!!

    Halinko - ja z chińszczyzny to warzywa na patelnię i czasem mięso po chińsku zrobię... mam to samo. Powinnam kiedyś do rzeźni trafić to tylko na ogórkach pociągnę.....

    OdpowiedzUsuń
  10. A mnie to nie gorszy. Jemy kiełbasę napchaną do jelit świń więc co mi tam kurczaki czy inne suszki ;)
    Poza tym ja to uwielbiam kaszankę a to podobno też gorszące ;)

    Wyczytałam tez ostatnio, że do słoiczków dla maluchów dają mięso oddzielone mechanicznie czyli mówiąc krótko zmielone na papkę resztki kurczaka(kości, pazury...) a u Chińczyków przynajmniej widać jak dane mięso za życia wyglądało naprawdę ;)

    Zazdroszczę córce wyjazdu bo to niesamowita przygoda :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Gdybym tam pojechała, miałabym przechlapane!!! Co ja bym tam jadła? Wędlin, kaszanek, flaczków, gołąbków i innych takich nie jadam! Nawet w ciąży i po urodzeniu dzieci mi się nie zmieniło.

    OdpowiedzUsuń
  12. Aga Aeljot - no Ty masz 100% racji! Nasze potrawy faktycznie mogą porazić, np taka czernina...

    Aniu - ja to mam domową wytwórnię wędlin to zjadam z ochotą. Ale od czasu do czasu bierze mnie chęć na parówki.... a tam to już wszystko chyba, łącznie ze ścierką po wytarciu blatu :))) no i nic nie poradzę. Organizm łakinie protein.

    OdpowiedzUsuń
  13. na moich wsiach miast śpiewu zbiorowego rozbrzmiewa gromki klask, a ja się za każdym razem zastanawiam, czy do pierona one te narady produkcyjne to zawsze muszą w najgęściej zaludnionej "lajnie" odbywać i przy największym ścisku ludzkim...?

    OdpowiedzUsuń
  14. oooołłłoooołłlooo..... mam łzy w oczach z powodu tych pyzów:)) a propos zwierzaków do jedzenia - właśnie się zastanawiałam, kiedy padnie pytanie od mojej czteroletniej dotyczące pochodzenia mięsa, bo ostatnio przyglądała się jak kroję kurczaka na części i coś bąkała 'mamo ale dziwne mięso"... wygoniłam do pokoju, bo a nuż padnie hasło - to z kurczacka co biega? raz w markecie natknęłam się na ryj świński to szybko uciekałam z Hanką, bo okropnie boję się traumy jaką dziecko prędzej czy później przeżyje w związku z odkryciem, że miesko to ze zwierzątek jest.... a tu takie cuda na kiju z pieskami i kogutkami w prawie całym umundurowaniu.... czad...

    OdpowiedzUsuń
  15. Magda - powiem Ci, że moja Mama cudem nie przekazała informacji dość długo skąd to mięso się bierze....nie dość, że nie jadłam to pewnie bym wszczęła awanturę i w domu i w sklepie. A tak - wychowała mięsożercę.
    Ale raz przytargała świński łeb do domu na galaretę... o Boże, nigdy więcej!

    OdpowiedzUsuń
  16. Hanka ostatnio widziała kopytka świńskie w tesco i zdążyła tylko skomentować że oo to tee... i już ją odwróciłam co by się nie zastanawiała zbytnio, a czasem to się trafi cała połówka w ryjem w vacu-worku! tutaj są tzw veprove hody albo zverinove hody (dziczyzna) w okresie ubojów i odstrzału... a ja po prostu strasznie się boję rozmowy z dzieckiem na temat pochodzenia mięsa..... mój mąż wczoraj odmówił oglądania fotek Twojej Córki z Chin po pierwszym z tym czymś wiszącym..... uciekł przed tv. mięczak:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Madzik - no to przerąbane :)))
    Kiedyś ta chwila musi nastąpić, jak mi się wydaje skuteczna jest tu tv, bo zawsze coś tak frapującego się u nich trafia - albo ja mam to szczęście.....

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...