sobota, 5 marca 2011

Warszawa 2-3 marca

Najwyższy wieczorem 1-03 niewinnie zapytał czy jestem spakowana.
No nie.
Mamy przecież jechać 3 marca!
A nie.
Nie może być normalnie i jedziemy jutro rano!

Pozostało zadzwonić do Gackowej, czy aby będzie w domu..... Będzie!

Rankiem zapakowałam w torbę siebie i psa, w autko i Warszawo witaj!
Po kilku godzinach.

Jakoś we łbie mi się nie mieści ta słynna trasa. Te wioski jedna zlepiona z drugą i snucie się 50 na godz. Kiedy ja prowadzę ustawiam stopę w constans na 58 km, bo za te 8 km nadwyżki raczej mnie nie zamkną i bez zmiany położenia sunę i sunę i sunę. Mój Wysoki zrobił tak samo.
Po drodze człowiek znudzony taką prędkością zaczyna czytać wszelkie reklamy, przestaje reagować na pieszych, monotonia wprawia w odrętwienie.
Absolutnie nie jestem za jazdą wariacką przez miejscowości, ale będąc za kierownicą widzę też i takie zagrożenia, wynikające ze znużenia prowadzącego.

Udało mi się zrobić w trasie jedną parę skarpetek dla siebie oraz przerobić kilka spotkań z Piwnicą Pod Baranami. A tak poza tym lubię jeździć z Wysokim i sobie z nim pogadać lub pomilczeć.

Wysoki w Nadarzynie wywalił mnie i psa w pole, a sam poszedł do biura popracować. Od opcji siedzenia w hotelu przy kawie wolę latać po powietrzu.
Widok śniegu leżącego sporą warstwą wywołał u Bajta szał radości.
Wytarzał się dokumentnie jakby chciał całe wczorajsze kąpanie odesłać w niepamięć. Świeże ślady kreta też intrygowały, ale to myśliwski pies niepolujący, więc odpuścił tym razem kopanie dołów.

Po południu padłyśmy sobie w ramiona.
U Gackowej psy się przywitały i Bajtek zapałał miłością do Kretki, która to z niejakim lekceważeniem spokojnie reagowała na jego amory, a kiedy miała dość mówiła mu "Spadaj" i nie było dyskusji. Muszka wobec całkowitej tolerancji Kretki na obcych w domu wzięła sobie za punkt honoru obronę i od czasu do czasu kłapnęła ostrzegająco.

Spacer po Warszawie w towarzystwie małej sfory przypomniał mi Cesara Millana, który to jest zapewne czarodziejem, ale niekoniecznie ja go muszę mieć za wzór.
Nie uplątałyśmy się o smycze i całość gromady wróciła.

Warszawa jest za duża dla mnie. Nie mogłabym tu mieszkać. Chyba najlepiej bym się czuła na wsi lub w małym miasteczku.
W moim mieście też mi brak czasu na wyjścia w rozmaite miejsca i na imprezy, z wiekiem cenię sobie święty spokój i pusty dom. Nie ciągnie mnie świat. Wolę wykorzystać nieliczne okazje kiedy nie mam nikogo w zasięgu wzroku na ulubione zajęcia i na pobycie w samotności.

Z Agatą jest tak, że ona poznaje, kiedy znienacka wkraczam w stan innej świadomości, więc bardzo instynktownie wie kiedy gadać, a kiedy dać książkę. Ona mnie nie męczy.

Spędziłam prawie dwa dni w znakomitych warunkach, z pysznymi obiadami i rewelacyjną kawą. Osuszyłyśmy karafkę whisky, pogadałyśmy od serca.
Miałam okazję mieć w ręku niesamowitą historię czyli listy z oflagu Dziadka Agaty, jego zeszyty z teorią matematyki pisaną w tym czasie, a potem z gramatyką angielską.
Inteligentni ludzie zawsze wykorzystają czas do zdobywania wiedzy.

Z Warszawy przywiozłam cud sweter, maszynę do szycia, karakuły, spanie dla kota, lakiery do pazurów, materiały patchworkowe, piękną torebkę. Pozostały przez zagapienie ubranka lalczyne uszyte przez Agatę dla dzieciaczków i wełenka kaszmirowa dla mnie.

Mąż odwiedził piękną ciotkę Mańkę i nawiózł kolejnych zdjęć, gazet do dokumentowania wszelkich wiadomości o swojej Rodzinie i samowar na węgiel drzewny. Mańka zyskała więcej miejsca, a Najwyższy się teraz zastanawia co z nim zrobić i padło już pytanie czy jedziemy na działkę.

Wyjazd się udał, podładowałam akumulatory i wypoczęłam - tylko Agata powinna być bliżej.
To kosmos, że odległość W-Wa (ok 330 km) trzeba pokonywać tyle godzin przez brak solidnej drogi krajowej. To co mamy - odmalowane, upicowane, ze sztachetami nijak się nie ma do tempa życia. Prędkość 50/h zabija.

Szkoda tylko, że co wyjazd coś się dzieje.
Nie przyjmuję wiadomości o odejściu Ireny Kwiatkowskiej. Ona zawsze dla mnie JEST.

25 komentarzy:

  1. Anonimowy5/3/11 15:42

    Też lubię wpadać do Agaty...tylko mi wystarczy metro! :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczęśliwa osoba! Też bym chciała metrem.......

    OdpowiedzUsuń
  3. No popatrz, a ja tu od urodzenia mieszkam i nie za bardzo widzę się gdzieś w małej mieścinie. Fakt,że mieszkam zaledwie 7 km od ścisłego centrum, a mam na osiedlu duuuużo zieleni i przeróżne ptaszyska, łącznie z sikorkami sosnówkami.Dobrze,że byłaś 2 i 3-go, bo było słońce i ciepło, a W-wa w słońcu wygląda znacznie milej niż gdy dzień pochmurny i szary.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja skomentuję krótko i węzłowato:
    FOCH!!!
    O!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Anabell - ja Warszawę poznaję punktami, wokół których buduję sobie obraz miasta. Szaleńczo podobają mi się wielkie wieżowce w centrum, ale Nepomuk nad Smródką na Ursynowie też urokliwy.
    Wielkość miasta powoduje, że nie mogę go ogarnąć w całości.
    Moje miasto jest mało skomplikowane, jakieś takie "ułożone" i do przewidzenia jest to, co za najbliższym rogiem. W każdym wypadku czuje podróżnik czy zbliża się do centrum, czy oddala.
    Dokoła domu Agaty też sielsko i z ptakami w otoczeniu drzew. Szalenie miło.

    Ata - no widzisz, te moje najazdy do stolicy znienackie :))))
    Ale bardzo lubię tu przyjeżdżać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ata, święte słowo. A po drugiej prawdzie rozumeim Anię - z nami by za dużo nie poodpoczywała bo pewnie dzioby by się nam nie zamykały .....
    Aniu, cieszę się że wyjazd się udał. A Warszawa, cóż. Miejsce pracy. Przynajmniej jak dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Fakt - zagłaskałybyśmy ją na śmierć!!
    A co do Wawy - drażni mnie czasem i irytuje, ale nie wyobrażam sobie, żebym mogła mieszkać gdzie indziej! Intryguje mnie jej wielkość i rozłożystość. Ciągle coś nowego odkrywam mimo, że jestem już trzecim pokoleniem urodzonym w grodzie Warsa i Sawy ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bo każdy powinien swoje miejsce na ziemi odnaleźć. Dla kogoś wielkie miasto, dla innego ostatnia chałupa pod lasem. Warszawę znam z nielicznych wcześniejszych wyjazdów do wspomnianej ciotki Mańki, wuja Mietka - który nawet kiedyś nosił się z zamiarem podarowania nam swojego mieszkania. No i wizyt u Agaty. I za każdym razem to inny fragment, inna twarz miasta.
    Ja jeszcze po Pradze muszę polatać.

    OdpowiedzUsuń
  9. PRAGA TO JA!! :-DDD
    Południe jak coś ;-)
    Północ to już moja sis.

    OdpowiedzUsuń
  10. No to będę pamiętać kogo atakować na przewodnika :))))) Super!

    OdpowiedzUsuń
  11. No! I wbrew pozorom ja też UMIEM milczeć!! ;-D

    OdpowiedzUsuń
  12. Czuję to. Z Tobą też by się fajnie pomilczało :)))

    OdpowiedzUsuń
  13. Wiedziała Dobra Bogini co robi stwarzając Ankę Kankankę - za daleko nas od siebie osiedliła, niestety. Z Anką mam wakacje we własnym domu, to rzadkość mieć takiego kompana jak Ty, Aniu.
    Na Pragę mamy tu nowy, wygodny most, nie trzeba miasta objeżdżać. Wybierzemy się i na Pragę.
    A spiłyśmy się jak czaple, fakt.

    OdpowiedzUsuń
  14. Aaaa! Znaczy Siekierkowski? Fakt! Śmiga się nim jak po stole.
    A czym się koleżanki tak zaprawiały jeśli można wiedzieć?? ;-D

    OdpowiedzUsuń
  15. Agatko - MY???? Jak ktoś kończy o 4 rano i wstaje o 9 coby psy wycedzić to nijak się spić nie mogłyśmy.

    Ata - obaliłyśmy Tomkową znakomitą whisky do kropli ostatniej. Bez lodu, bez wody, na pohybel!

    OdpowiedzUsuń
  16. O ja was... WOW! Wymiękam!! Jeden łyk by mnie sponiewierał na pół roku ;-DD

    OdpowiedzUsuń
  17. My z tych niepijących, więc wątroby świeżutkie jak w liceum, regeneracja trwa chwilę :))))

    OdpowiedzUsuń
  18. A ja myślałam, że do bejcy to trzeba mieć wprawę i to taką, że hohohoho :-DDD

    OdpowiedzUsuń
  19. A widzisz, nie trzeba. Grunt to wątroba sprawna. No i dobra whisky, po szemranej łeb bywa ciężki.

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja tam nie wiem. Wyżej wina mężowskiej produkcji nie sięgam ;-D
    No znaczy raz... Koniaczek... niby taki z górnej pólki... Szybko i lekko wchodził, ale potem...
    Spuścmy zasłonę milczenia ;-D

    OdpowiedzUsuń
  21. Raz na rok się należy. A zasłonki to każdy miał w życiu, niektórzy i po kilka zmian :)))))

    OdpowiedzUsuń
  22. Ja ino jedną... Wystarczy na całe zycie! :-DD

    OdpowiedzUsuń
  23. Zawsze tak jest, jak się spotykają dwie nadające na tych samych falach Osoby.

    OdpowiedzUsuń
  24. To prawda, zresztą nie ważne co, nie ważne gdzie, ważne z kim.

    OdpowiedzUsuń
  25. O tak! Wszystko ma sens jeśli napotykamy właściwych ludzi!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...