piątek, 6 sierpnia 2010

Wróciłam!

Mój urlop wypadł znienacka.
Plany były zupełnie inne: Rusinowo na początku sierpnia z całą rodziną.

Kiedyś pojechaliśmy całą bandą na Mazury w dwie rodziny - moja i rodzina brata męża + przyległości(pies i dwa koty).
Mimo ścisku, niewygody i niesamowitej przygody z jednym z kotów było tak cudownie i rodzinnie, że dzieci postanowiły to powtórzyć.

O swoich planach poszłam zameldować 4 stycznia.
Okazało się, że firma ma w d... moje plany, a koleżanka z którą dość miło się pracuje cichaczem polazła 3 stycznia i zaklepała sobie ten termin, który ja powinnam wykorzystać.
I nieważne moje Rusinowo w porównaniu z jej Chorwacją.

Nic tam.
Ja się nie załamałam, zaklepałam termin od 15 sierpnia zjadliwie kłapiąc Królowej, że mi to dałaby najlepiej urlop w listopadzie (poza 1, 11 i Andrzejkami oczywiście). O żesz jak się wkurzyła!

Dostałam też zaproszenie zagraniczne, a nawet dwa, ale niestety jak ktoś orze 100 ha jednym koniem to mam co mam.

W czerwcu jak wiecie zgodziłam się na poprowadzenie księgowości.
Kupa nowych spraw i rzeczy do nauki. Mądra jestem dziewczynka, ale mądrość polega na tym, że wiem ile nie wiem.
Znienacka w telefonie usłyszałam zaryczaną kuzynkę:
- Ratuj!
Otóż, kuzynka ma córkę w Holandii i bardzo pilne sprawy do załatwienia. Uzgodniona opiekunka ich gospodarstwa nagle nie mogła podjąć się tego zadania.
- Co mam robić?
- Przyjedź!!!!!
- Nie mam urlopu, nikt nie ma u nas w lipcu, ale spoko! Coś wymyślę!

No i dumałam jak to ugryźć. Obiecałam kuzynce, że jej te psy w najgorszym układzie zabiorę do Wrocławia, a na 5 królików Olcia uszykuje wielkie klatki i damy radę!
Wśród łez usłyszałam chichot Bogusi, która to zobaczyła cały ten zgiełk u mnie oczami wyobraźni!
Na urlop nie mogłam za bardzo liczyć, ale bazując na doskonałych układach teraz i tym, że co "Oni" zrobią jak ja tą księgową nie będę pojawiłam się na rozmowie decyzyjnej i było:
- Tak, ale jadę na urlop od 19 lipca!
Dołożyłam do spisu inwentarza krowę, dwie owce, trzy kozy.
Krowę trzeba doić!!!!! Bo ryczy!!!!
Na pytanie Królowej o moją umiejętność dojenia, koleżanka pomagająca mi w uzyskaniu tego terminu szybko zakrzyczała: Ona na kołowrotku przędzie to co to dla niej krowa!!!!

No masz, krowa zwyciężyła!

Na tydzień zaprosiłam też swoją Mamę i pojechałam!

Świeciło w sumie 4 dni, lało w pozostałe. Po tygodniu w weekend przyjechał mąż z kwiatami


z okazji rocznicy ślubu i zapasem wałówki, odjechał w niedzielę zabierając mamę i zostałam sama!

Kocham wieś!
Rano budziłam się o 5 i po krótkich ablucjach wyprowadzałam dwa psy: Bajta i Michalinę. Potem karmiłam króliki. Potem psy sztuk 4. Pszczół nie liczyłam.
Bez telewizora, neta, zasięgu w telefonie robótki szły jak burza.
Podlewałam pomidory w szklarni i ustaną wodą ogórki.
Jeździłam po okolicznych miasteczkach i latałam po lesie.
Malwy mi zaglądały w okno.


Znalezionymi starymi akwarelkami i namiastką pędzelka nawet próbowałam malować, ale nie dokończyłam i nie będzie arcydzieła!







Bajtek szybko w lesie znalazł konkretnego patyczka,


ale najlepszą zabawą było skakanie po polu ze zbożem i ściganie się z Miśką w kukurydzy.
Ukatrupił też ptaszka i łaził z tym biedakiem za mną usiłując ofiarować mi łup, a ja widząc te skrzydła w pysku dostawałam mdłości.
Upolował chyba przypadkiem.


Oswajałam małego Reksia i pilnowałam spokoju jego mamy:



Dawno nie widziałam tak pojętnego szczeniaka, mąż nawet stwierdził, że wyjątkowy bystrzak i sądził, że Reksia przytargam do Wrocławia.
Nie mogę jednak mu domu zaoferować, Reksiu z matką są podrzutkami.
Kuzynka szuka dla nich domu, jeśli nie znajdą - jadą do schroniska niestety.


Pszczoły nie atakowały


a wieczory były zachwycające



Kołowrotek furkotał, druty śmigały. Nauczyłam się gotować dla psów, walczyć z muchami. Poodwiedzałam rodzinę w okolicach.

W dniu wyjazdu po raz pierwszy zobaczyłam nietoperza, niestety powypadkowego. Utopił się w beczce z wodą, mimo reanimacji padł. Kuzynka przytrzymała go do zdjęcia



Kiedy właściciele wrócili zastali podlane pomidory, ukiszone ogórki w wielkim akwarium, wypielone grządki, nakarmione i wybawione psy, zagrabione podwórko i obiadokolację na powitanie.

Z tej wdzięczności cichaczem mąż kuzynki polazł do królików i zaciukał dla mnie jednego.
Mało mnie szlag nie trafił!
To ja je wygłaskałam, w nocną burzę poleciałam aby sprawdzić czy mają się dobrze, ja im miski codziennie myłam i wodę świeżą lałam, zbierałam zieleninę do podjadania, cieszyło mnie ich powitanie kiedy oswoiłam, a tu .....

Ludź miastowy jestem, nie dla mnie takie żarcie z własnego podwórka. Ale nie mogłam im już dłużej tłumaczyć, że zrobili mi przykrość. Muszę przyjąć dar i nie marudzić.
W niedzielne popołudnie wpakowałam nieszczęśnika do auta i przywiozłam do domu.



Koty i świnki morskie pozostawały same od piątku, żarcie było w kilku miskach, nie nabrudziły, ale bardzo się stęskniły.
Kiedy kilka razy wchodziłam i wnosiłam rzeczy do domu (na 5 piętro starej kamienicy), po czym postanowiłam posprzątać gruntownie kuchnię z szorowaniem czajnika z koloru miedzi na srebrny i myciem okna o 22, równocześnie piorąc i wieszając na strychu ze trzy prania, a potem jeszcze sobie kołowrotkowałam i skręcałam dalszy ciąg "szpinaku" - wiedziałam, że Kociubińska u progu!
Co wyjazd to ona! Zawsze mnie tak roznosi!

W poniedziałek do pracy.
A tam kociokwik, zamęt, nowości, jazgot, wariactwo.
W poczcie prywatnej czekało 375 wiadomości, firmową prosiłam czyścić codziennie z setek maili.
Potem Kociubińska kazała mi wywlec wyro na środek pokoju z pościelą w środku, umyć i wypastować na błysk podłogi, odkurzyć dywan z prawej i lewej strony, umyć okna i uprać firankę z zasłonkami, wyszorować terakotę w przedpokoju małą szczoteczką do rąk.
Nakaz wewnętrzny kazał mi też rozmrozić zamrażarkę, bo królisia nie było gdzie schować i zagospodarować to co z niej wywlokłam. Karpia z grudnia niezeżartego wyrzuciłam, bo wszyscy o nim zapomnieli.

Z lodówki do jednego gara wrzuciłam wszystkie posortowane zbiory działkowe i nie bacząc na pewny wyrzut zrobiłam jedną wspólną wieloowocową konfiturę.
Dość opornie idzie mi szukanie miejsca na ciuchy, które dostałam.
Jestem sama w domu, a moi mili nad morzem! Jak w tym domu miejsca dużo!!!

Jutro lecę na działkę skopać sobie to i owo, bo dalej mnie nosi. Chyba rower ściągnę i z psem zrobię kurs od razu. Śpię po cztery godziny - coś nie tak.

Albo mi przejdzie.
Od czwartku mam doła jakiegoś.

Robótki w innym poście pokażę. Teraz idę do Was nadrobić wiadomości!

19 komentarzy:

  1. Ale czytania! Nareszcie! A szwungiem (może być z Kociubińską) podziel się Anuś, bo coś kamienieję w bezruchu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Agatko, a mnie się wydaje, że oszalałam. Wolałabym posiedzieć, a nie latać jak ta nakręcana wariatka z obłędem w oku!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kankanko - boskie miałaś wakacje! Na szybcika napiszę, że urzet dotarł - bardzo, bardzo dziękuję! Pozdrowienia (czekam na fotki wełenek ukręconych)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj!
    Od samego czytania zakręciło mi się w głowie;-)
    Jak bym chciała zarazi się cho odrobiną twojej energii...
    Jak to się robi???
    A wakacje na wsi, nawet z inwentarzem, kiszeniem ogórków i podlewaniem pomidorów, godne pozazdroszczenia.
    Pozdrawiam cieplutko i życzę udanego weekendu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tez tak mam po powrotach na łono domowe.
    Ale spoko - to mija ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale fajne wakacje, zazdroszczę jak cho...
    Mi Kociubińska to tylko powiedziała "jak żeś już rozłożyła tę deskę, to może wyprasuj coś więcej niż tylko jedna koszulę mężowską..."
    No dobra, wyprasowałam trzy :).

    OdpowiedzUsuń
  7. Wreszcie jestes:)))
    I tak jak pisza inne kolezanki daj sobie odpoczac ,bo my chcemy wciaz Ci e tutaj odwiedzac i czytac co u Ciebie:))
    Pokazuj robotki ,bo ciekawa jestem:))

    OdpowiedzUsuń
  8. O rany!! nawet czytając zmachałam się porządnie a Ty jeszcze kopanie na działce planujesz... litości... usiądź na chwilę...

    OdpowiedzUsuń
  9. Ubawiłam się ogromnie czytając tego posta :)
    I pozostaje mi tylko pozazdrościć takiego wiejskiego klimatu :)

    OdpowiedzUsuń
  10. ło matko i córko,brałaś coś a może piłaś:)?ja nawet tak szybko myśleć nie potrafię:)no niezłego kręćka dostałaś ale może już przestań,bo będę miała wyrzuty sumienia:)

    OdpowiedzUsuń
  11. hehe, jakieś turbo doładowanie ci się włączyło
    zazdraszczam
    a malwy jak mutanty takie wysokie w tym roku, moje też takie były, ale już je wiatr pokonał

    OdpowiedzUsuń
  12. nareszcie dużo czytania - nawet nie zdawałam sobie sprawy że tęsknię aż do teraz, kiedy mi ulżyło na widok nowego posta :)

    kochana, ja bym się baaaaaardzo chciała dowiedzieć co Ty bierzesz na ten power i gdzie to się kupuje ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. mmm... jak ja lubię Twoje pisanie-gadanie :) się stęskniłam :)) fajnie, że jesteś! ściskam!

    ....to gdzie rozdają taki power!? bo by mi się przydało to i owo uporządkować tu i tam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Witaj w domku cała i zdrowa :) Cieszę się, że wakacje się udały i że jesteś już z nami :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Niezależnie od tego jak miło czas spędzałaś na malowaniu, dojeniu, karmieniu, podlewaniu i innych najlepiej jak jesteś TUTAJ.
    Aniu, cieszę się że jesteś już z nami.

    Dołek nieco zasypiesz codziennymi zaległościami i oślepisz wypucowanymi kafelkami ale to nie jest długotrwały i docelowy lek. Aj, niedobrze...

    OdpowiedzUsuń
  16. Ula - ja to nawet rąbnięta jestem, nie tylko szalona!

    Lauro- ibuprom i coca cola! I poczucie wolności we własnym domu, gdy nikogo nie ma!

    Eguniu - moje siedzą w ziemi w pojemniczkach, jak cokolwiek wylizie zielonego sadzę na ogród!

    Florentyno - chyba takim się trzeba urodzić.
    Ale nie na co dzień to mam na szczęście.

    Ato- też już to u siebie zauważyłam!

    Irenko - i dobrze! Nic tak chłopu na kręgosłup dobrze nie zrobi jak lekki balans z żelazkiem w dłoni i obrót w poszukiwaniu kontaktu, deski, koszuli, swojej połowicy.

    Domma - robótek też jest trochę, pokażę w kolejności jakiejś bo mi się chronologia zawali

    Kasiu - jak skopię to siądę. Mój chłop w tym roku niedojda i zapuścił mi ogródek. Jakby był na miejscu to bym mu tyłek skopała, a tak.... to realnie w glebie pomieszać muszę i chociaż tą plantację dziką wyrwać z grubsza.

    Jagno - wieś to wieś! Tam najlepiej wypoczywam.

    Jagnieszko - pomału mi mija :)))

    Iksińska - jak ja sobie o Twoim malowaniu podłogi poczytałam to dopiero zapał mnie złapał!

    Yenulka - to chyba starość po prostu. Widzisz, ze emerytki wstają o 3 rano do sklepu?

    Kasiu Ino-ino - to marzenie, ze jak ICH nie ma to ja sobie posprzątam PO NICH, aby swobodnie nabrudzić PO SWOJEMU!

    Emade - też od razu kompa odpaliłam i biegłam do Was!

    Aploszku - już podłoga usłana...., już wełny powyciągane.... wracam do normalności!

    OdpowiedzUsuń
  17. no nieźle - nasmarowałaś po przerwie ...
    Zachody zachwycające! Wygłaskanego królika - zwłoki nie dałabym rady przyjąć do skonsumowania - biedak jeden. I tak sobie myślę że może ja gdzieś wyjadę a Ty jakbyś miała nadmiar energii zaopiekujesz się moim M3 hihi :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ja go nie zjem Madziulu, nie dam rady! Te oczy pamiętam i miękkie futro. Ale reszta pewnie nie pogardzi jak małżon go przyrządzi.

    Jak tam jest wybieg jakiś na przestrzeń to się zaopiekuję. :)))))
    Mogę sprzątać.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...