wtorek, 3 listopada 2009

Zadumki

Jakoś tak się ułożyło, że jeden pogrzeb dał radość kilku osobom.
I nie dlatego, że zmarła cioteczka spadek zostawiła, ani specjalnie wredna za życia była.
Należało się Jej - bo czas przyszedł.
Ale dopiero śmierć przywróciła szczęście.



Żyje sobie rodzeństwo w wielkim mieście. Mają do siebie ze cztery kilometry. Daleko.
Jedno ledwo chodzi i ciągle słabuje, drugie łapie resztki młodości i jeździ po świecie. Do Egiptu, Grecji, Azji ma czas - do drugiej dzielnicy wadzą korki, spaliny i brak windy.

Brat żyje w wielkim świecie - pracuje w teatrze. Siostra próbuje łapać resztki rodziny i utrzymywać kontakty.
I kiepsko jej to idzie.

Kuzynki rozbiegane po świecie z kurzą empatią nie czują potrzeby.
Z trzech jedna jest całkiem obrażona, bowiem kiedyś sobie w paradę weszły z wynajmem mieszkania latem w Kołobrzegu. Druga - "przy mężu" i tak jej zostało. Trzecia - pozostała na wsi w gospodarstwie Cioci, a że trafiło się jej dawno temu nieślubne dziecko więc długo sama siebie źle traktowała i bała się ludzi.

O chorobie Cioci dowiedzieli się z telefonu od Środkowej "przy mężu". Zdziwieni, że nie od Najstarszej-Kołobrzeskiej, która to dysponowała telefonami do każdego.
Potem kolejne telefony i wieści były coraz smutniejsze, wszystkie od Środkowej.
Najstarsza nie odbierała komórki.
No i ostatnia informacja, o śmierci Cioci - spodziewana, ale zawsze nie w porę wprowadziła zamieszanie całkowite.

Jechać, czy nie jechać na pogrzeb?
Czy Najstarszą dalej złość telepie i nie życzy sobie kuzynostwa?
Czy dać sobie spokój i skoro nikt z sensem nie udziela informacji odpuścić?
Bowiem data pogrzebu tez była bardzo zawoalowana.

W końcu rodzeństwo ustaliło:
jedno ma wyjazd służbowy do Paryża, więc nie da rady pojechać i zabrać siostry,
drugie nie ma jak, bo akurat chore i pociągiem nie da rady, więc może sobie w kątku popłakać.
Dzieci owego rodzeństwa bardzo zapracowane.

Cała rzecz trafiła do mnie.
Ta siostra to moja mama. Wysłuchałam. Wyraziłam oburzenie na niegodziwość kuzynki oraz brata i pozwoliłam mamie powspominać wakacje u jej Cioci na wsi.
Wpadłam na taki pomysł: TELEGRAM!!!!

Rzecz dziś niezwykła, bo kto dziś telegramy wysyła. Sprawdziłam jak toto się wypełnia, ile kosztuje, jakie są opcje.
Kiedy już ułożyłam zgrabnie w myśli cały list na trzy moduły okazało się, że z adresu to moja mama pamięta tylko miejscowość, i że przy torach!!!!
A nazwiska Najmłodszej, wybywszej jednak za mąż za człowieka, który od razu chciał całą rodzinę z nastoletnim synem, nawet nie próbowała sobie przypomnieć - NO JADZIA PRZECIEŻ!

Cóż robić, dzwonię do Wuja pakującego walizki.
Ten nazwiska nie zna również, ale za to zna adres, nawet z kodem pocztowym!
Połączona w konferencję na komórkach obojgu przekazałam, że właśnie od nich obojga wysyłam za pół godziny uroczysty telegram z kondolencjami. Lekko ich zatkało.
Wuj, zaraz wręcz zakrzyknął, że za tydzień wraca z Francji, i bardzo chętnie zabierze siostrę. Pojadą sobie na grób Cioci i złożą wieńce i pokłony.
Odetchnęłam.

Jak obiecał, tak zrobił. Pojechał w wolny od teatru poniedziałek.
Oboje mieli czas w samochodzie na rozmowę ze sobą, wspólnie odwiedzili grób, zapalili znicze. I kiedy na koniec podjechali pod dom, aby tylko pokazać się, że byli - wybiegły kuzynki!

Rzucili się sobie wszyscy w ramiona, popłakali, pogościli obiadem i kolacją. Mama wróciła uskrzydlona, z kapownikiem z telefonami i adresami, buzia jej się nie zamyka, kiedy opowiada o Jadzi i innych.
Już ma zaproszenie na kolejną wizytę i mnie namawia do więzi rodzinnych.
Wuj mało mówi, lecz widać, że i on się cieszy.
Wyjaśnili sobie sprzeczki i niedopowiedzenia. Mama miała okazję pokazać, że już nie jest tą biegającą żwawą i ma prawo być słabszą.
Tak to jeden smutny dzień przywrócił zgodę rodzinie.


....................................................

No, a ja będąc na cmentarzu w Święto, zapaliłam świeczki na grobach najbliższych i posłałam ciepłe myśli w niebo dla Sanji, Krzysia, Stasia, Adasia, Gosi, nienarodzonych maluchów, dla zapomnianych, dla dawnych mieszkańców mojego miasta, dla tych co pomarli w chwale i tych co podle żyli, dla moich zwierząt też .



A że zawsze coś upatrzę ciekawego to na koniec fotka:



Jak to ujrzałam to teatralnym szeptem poinformowałam resztę rodziny, że INTERNET ZAKŁADAJĄ.

Po chwili musieliśmy śpiesznie opuszczać uroczysko, bowiem chichrali się całkiem niepobożnie i wstyd było mi z nimi stać. Te moje tłuki takie są nieprzystosowane i poczucia przyzwoitości im brak.

12 komentarzy:

  1. .............
    a ja myślałam, że tam kabel pochowali;-) a tutaj proszę internet zakładaja, no cóż zmarłym tez się coś od życia(?)nalezy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. hahaha...uwielbiam cie...rozweselilas mi dzien:)..dziekuje...masz swietny dowcip..pozdrawiam ania

    OdpowiedzUsuń
  3. A cóż w tym dziwnego? Moja rodzina już wie, że mam mieć urnę z dostępem do internetu! ;-D

    A z rodziną to tak zwykle właśnie jest. Sprzeczki, spory, a potem nie wiadomo kto na kogo i za co się obraził. Więc jak się trafia taki smutny pretekst, to wszystkie waśnie mijają jak ręką odjął.

    OdpowiedzUsuń
  4. A oznaczenia że siłownię pod kilamtyzację robią to w pobliskim pobliżu nie było??? Nędza :(


    A na serio: szkoda że wcześniej nie wydarzyło się w Rodzinie coś istotnego na tyle aby pojednać Rodzeństwo jeszcze zanim jednego z nich zabrakło....

    OdpowiedzUsuń
  5. Coś Ty, kładą linię telefoniczną prosto do nieba - będzie można z budki pogadać z bliskimi w niebie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Historia rodzinna jak żywa. Wiem o tym z autopsji. U mnie jest podobnie, tylko pogrzebu jeszcze nie było, ale wystarczyła choroba mojej siostry, by nagle siostry mojej Mamy przypomniały sobie o rodzinie.
    A internet na cmentarzu potrzebny jest bardzo - w świętym dniu widziałam przy jednym grobie, na ławeczce siedział elegancki pan z laptopem na kolanach... Tylko ja aparatu nie miałam :).

    OdpowiedzUsuń
  7. Hi hi hi! A tylko trzymał laptopka czy nadawał? Cuda, cuda na tych cmentarzach...., za kilka lat będziemy otwierać wirtualne cmentarze na www.grób.pl i palić będziemy wirtualne świeczki.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniała historia! Tak jakoś dziwnie jest, że drobiazgi dzieląludzi, dobrze, że w końcu doszło do spotkania. I wspaniale to opisałaś. Czytałam z zapartym tchem.

    A to zdjęcie, padłam ze śmiechu :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jakoś opcja posiadania dostępu do netu na cemantarzu wydaje się niegłupia - jak to cżłowiek się uzależnił że juz sobie bez sieci zycia nie wyobraża :)

    a historia rodzinna piękna, bo z dobrym zakończeniem... najgorsze są takie "od słowa do słowa" kłotnie, w których już po chwili nie wiadomo o co poszło, ale niezgoda na całe życie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Aniu wspaniale piszesz, uwielbiam Cię czytać, mimo, że czasami smutno, natchniesz mnie refleksją i od razu lepiej. dziękuję za podtrzymywanie postami na duchu. Iza

    OdpowiedzUsuń
  11. To ja Wam miłe dziękuję, że bywacie! Nie zawsze można coś z sensem napisać, bo czasem paplanina mnie bierze nieciekawa. Ale czasem trzeba i bełkot z siebie wylać. :)))))

    OdpowiedzUsuń
  12. Mój Tato już dawno stwierdził, że pogrzeby są od spotkań żyjącej rodziny. Wesel coraz mniej, chciny mało huczne, to chociaż na pogrzebie można wiadomości rodzinne wymienić.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...