wtorek, 23 czerwca 2009

Zaraza

Nie od gołąbka mojego. Nie, nie!

Zaraza nadeszła od Krzysi.
Siedziałam sobie na blogu u Aty i chłonęłam wiadomości o rozpoczynaniu hardangera.

Zadawałam bardzo dla mnie ważne pytania, aż tu nagle... Krzysia od razu ucelowała mnie w moim wahaniu. Pewnie znów bym sobie naobiecywała co to ja nie zrobię i skończyłoby się na zamiarach.
Krzysia szybciorem doprowadziła do zameldowania się u niej z adresem naziemnym. Od razu się zorientowała, że nic mi nie mówią obce nazwy szmat i mogłabym sobie tak patrzeć i patrzeć na fotki wieki całe.

Dziś w skrzynce listowej czekał na mnie list!
Od Krzysi!
Z taką wspaniałą zawartością:

 

Kochana dała mi pomacać próbki, nici, napatrzeć się jak wygląda wzór z bliska. Opisała te wszystkie próbki!
To jest zachęta!
Wzorek free nawet sobie znalazłam malutki i teraz czas na naukę!
Na pewno zamęczę nie raz głupim pytaniem, być może moja pierwsza próba skończy w kuble. Ale wdzięczna jestem za takie "macanko".

Zresztą w wielu blogach zauważyłam pewną tendencję. Opisywanie najprostszych rzeczy w sposób najbardziej tajemniczy.
Kiedyś wystarczyło powiedzieć: robię bluzkę z różowej włóczki. Ktoś to pewnie uściślił: moja włóczka to wełna, bawełna, gruba czy cienka.
A teraz "dzia" się z angielskobrzmiącej Wymienianej Z Wielkiej Litery włóczki nabytej w równie Dalekim Sklepie specjalnymi drutami, szydełkami i wypracowuje się z nich wzory o nazwach Bardzo Tajemniczych.

Osoba średnio utytułowana jako mistrz robótek ręcznych, nie studiująca po nocach podręczników sztuk wszelakich może mieć kłopot z samym zabraniem się do dzieła.
Moc bijąca z tych nazw ma działanie powalające.
Kudy mnie żuczkowi biednemu, co to żywym ogniem sprawdza zawartość wełny w wełnie do osób, które na pamięć znają każdy wyrób z przędzalni krajowych i światowych.
Jak mam pytać osoby, które we krwi mają nazwy "lugana", "bellana" a zdjęcie mało mi coś mówi.
Dobry Boże, dzięki za Krzysię, która to najlepiej objaśniła.

Abyśmy się dobrze zrozumieli- nie uważam absolutnie osób, które w naukowy sposób nazywają rzecz konkretnie za odmieńców-szkodników. One są profesjonalistami. I nie będą się cofać do przedszkola, aby tłumaczyć oczko prawe, oczko lewe, oczko prawe, oczko lewe tylko stwierdzą krótko: ściągacz.
Kiedyś dzianinie "nadawało się kształt", dziś ją się "blokuje". Zniknęły wycinanki, wyklejanki, wydzieranki, naklejanki - jest decoupage.

Ale naukowców w dziedzinie robótek ręcznych jest coraz więcej, osoba postronna jest zaskoczona mnogością wiadomości, publikacji i rozpraw na ich temat.
To dobrze. To bardzo dobrze. Ja z tego korzystam. Uczę się.

Ale wiem, ze są osoby, którym dobrze jest napisać na końcu coś bardziej swojsko i łatwo. Na myśli mam i siebie i np moją mamę, która z opisu sweterka niewiele rozumie, dopiero spojrzenie na zdjęcie rozjaśnia jej twarz.
I w jej przypadku szkoda się silić na wyszukane opisy wzorów, trzeba jej ten wzorek wydziergać i dać jako próbkę do macania.
Tak jak to zrobiła dla mnie Krzysia. Ona lubi "zarażać" hardangerem.
Bardzo dziękuję!
Bardzo dziękuję również Acie, za podręcznik dla laika!
I bardzo dziękuję profesjonalistom, dzięki którym wiem - ile nie wiem!

8 komentarzy:

  1. Kankanko! Ja też mimo, że haftuję hardangera nie odróżniam Lugany od Bellany :-D Nigdy ich w rękach nie miałam :-D Wiem, że są i tyle ;-)
    A mój kurs póki co w zawieszeniu, bo aparat pojechał z tatą na wywczas nad morze. Młodej sprzętem nie umiem się posługiwać - za mądry dla "blondynki".
    Tak więc jeszcze trochę się zejdzie - tata wraca w najbliższą sobotę ;-)
    Ale obiecuję kontynuację, i postaram się nie szastać dziwnym nazewnictwem ;-D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ato, tak myślę, że to dobrze wiedzieć co jak wygląda. Nieraz pewnie z mozołem coś robiliśmy i kiedyś gdy w sklepach nic nie było każda upolowana zdobycz cieszyła. Ale można sobie trudu odjąć, a sprawić więcej radości. Bo nie po to aby narobić się, ale zrobić! I zrobić dobrze. Ja już wiem, ze nie podoba mi się ta polska i ta zielona z Wojtka, są wiotkie i szmatowate. W dotyku lugana i bellana są sprężyste, równe. Nie wiem, czy te tkaniny mają jeszcze jakieś rozmiary, jak np kanwy. Ale to co trzymam w ręku to bellana jest większa, chyba najlepsza na pierwsze kroki.
    Z kursem spokojnie poczekam, muszę zszyć moją różową bluzkę. Z odzysku :))) ale luksusowego bo po 12 zł!

    OdpowiedzUsuń
  3. uwielbiam Cię czytać Aniu.... uwielbiam... i zaglądam tu po wytchnienie i dobrą perspektywę w patrzeniu na świat....


    haft hardangerowy jest cudny, podziwiam wszystkich, którzy potrafią go wykonywać... i trzymam kciuki za Twoje próby :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja czekam na wyniki :D będę wręcz nachalnie podglądać :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Aniu, cieszę sie, że podrzuciłam Ci takiego bakcyla :))) czekam na objawy choroby :))))

    OdpowiedzUsuń
  6. No to póki co, zabrałam się za lekturę tego co mi trzeba. Chyba czas wreszcie na małe, dobre, łabędzie nożyczki czy inne wymyślne. Okazuje się, że takich nie mam. Nie były mi niezbędne. Wczytałam się w blog Krzysi. Zadzwoniłam do pobliskiej pasmanterii sprawdzić czy mają bellanę i luganę. Mają!
    A najważniejsze, mąż po obejrzeniu próbek Krzysi obejrzał wzór, zachwycił się urodą haftu i orzekł, że to najszlachetniejszy haft jaki widział. Popiera więc moje zaczarowanie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja też popieram. To bardzo miły w wykonywaniu haft. I wbrew pozorom szybko się robi. Zacznij od czegoś małego, żeby przywyknąć do rytmu bloczków: przez 4 nitki i zawsze 5 ściegów i każda grupa pod katem prostym do poprzedniej na skosach. Czasem się człek machnie i wtedy jest prucie. bezbolesne!

    OdpowiedzUsuń
  8. Kankanko! Właśnie mi przyszło do głowy, że może chcesz wzór tej serwetki, która haftuję publicznie? Daj mi znać na maila lub gg :-)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...