sobota, 25 kwietnia 2009

O potrzebie elegancji

Moja córka Ola jest potworną bałaganiarą.
Stosy ubrań wypadają z szafy, biurko ma zasłane papierami, laptopem wiecznie na chodzie, chusteczkami jednorazowymi, kubkami po herbacie z całego tygodnia.
Oprócz tego stoi na nim klatka ze szczurami. Na podłodze wielka klatka z teraz dwoma świnkami, a bywa, że tych klatek jest kilka - bo nasz dom to przytulisko dla świnek laboratoryjnych na tzw "tymczasie". Ola szuka im domów, bo inaczej trafiłyby do uśpienia.
Jak wygląda podłoga po podaniu świnkom siana lub trawy nie muszę opisywać. Dokładają do tego bałaganu koty, które wykradają świnkom źdźbła. Pośrodku pokoju stoi super-hiper-jonizatoro-nawilżacz, który to powietrze czyści, odkaża i nawilża.
Ola jest alergikiem. Sprząta codziennie cały swój pokój, ale od razu w nim bałagani i sama nie wie jak ona to robi.

Drugą połowę biurka (biurko jest narożne i ogromne) zajmuje Oli toaletka.
Dziewczę zażywa kąpieli dwa razy dziennie, codziennie myje włosy, nawilża się, kremuje i spryskuje jedynie słusznymi kosmetykami, depiluje to i owo zimą i latem. Na buzi zawsze lekki makijaż.

Nie mogę jej znienacka poprosić o wyskoczenie po ziemniaki na dół do warzywniaka nie sprawdziwszy czy jest gotowa pokazać się światu czy nie.

Kasia - (druga córka) kiedyś motała się w kuchni, jedną ręką mieszała żarcie na kuchence, drugą chowała czyste naczynia. Jedną nogą zamykała szafkę, a na drugiej ledwo stała.
Olcia kiedy weszła na ten pośpiech zauważyła z oburzeniem:
- Kasiu! Ale ty pach nie ogoliłaś!!!!!!
Myślałam, że ktoś polegnie.

No i mnie się trafia: a to - mamo - NOGI!!!!, Mamo- umaluj się! Mamo - wywal ten sweter! Mamo - na nogi szpilki!

No i wywalczyła. Golę te nogi, depiluję pachy i noszę makijaż.

Wstaję rano o 5:45 i po szybkich ablucjach i malowaniu wskakuję w ubiór do pracy, na nogi wzuwam jednak adidasy i lecę z Bajtkiem do parku.
Potem tylko zmieniam obuwie i jestem już gotowa do wyjazdu.
O tak wczesnej porze nie spotykam sąsiadów, nie mówiąc o innych znajomych. Właściwie elegancko wyglądam tylko dla psa.

Aż tu razu pewnego musiałam pojechać na późniejszą godzinę do pracy. Wstałam jak zwykle, nawet się nie myłam, tylko przygotowałam sobie olejki do kąpieli i ubrana w dres, potargane jeansy i kurtałkę na działkę poleciałam jak zwykle do parku.
Zaplanowałam tego dnia i porządny spokojny makijaż i ułożony inaczej włos po spacerze.

Nie udało mi się dojść do połowy podwórka, kiedy usłyszałam radosny okrzyk:
- ANIA!!!!
Oglądam się - a tu moja koleżanka, ze szkoły gdzie razem pracowałyśmy!!!!
Nie widziała mnie 10 lat!!!!
Ona elegancka, pachnąca dobrymi perfumami, ubrana jak spod igły.
Oczywiście zaraz pyta co robię, jak mi się wiedzie etc...
A ja?
Czy mój ubiór świadczył o jakimkolwiek sukcesie? Twarz wymęczona jeszcze poduszką świadczyła o szczęściu? Nogi w adidaskach i poszarpanych dołem dżinsach o zadowoleniu ze zmiany pracy?
Myślałam, że pod trawnik mnie wessie.
Jakoś to przeżyłam i pod pretekstem pilnej psiej potrzeby pożegnałam koleżankę.

Nie uszłam do następnego podwórka, kiedy na wprost mnie dosłownie wyrósł Piotrek! Kolega z ogólniaka, potem spotkany w innej firmie i ostatnio widziany lat temu osiem!!!
- Ania, jak wspaniale cię widzieć!!!!!
No masz, normalnie to ja jakoś wyglądam, ale dziś?????
- No nic się nie zmieniłaś!!!!
Nie urosłam - tylko to bez zmian.
- Co u ciebie?
I co, mam mu powiedzieć, że awansowałam, że mam samodzielne stanowisko, że się rozwijam? I że tak samo się cieszę ze spotkania?????
Zawsze, ale nie dziś!!!!!
Tragedia.

Piotruś miał gębę szczęśliwą z powodu spotkania, ja nawet nie próbowałam się tłumaczyć z wyglądu, bo zaskoczył mnie jednym zdaniem:
- Andzia, co ty teraz sprzedajesz, bo wiesz, ja już nigdy w życiu nie zrobiłem takiego interesu jak wtedy, kiedy zastąpiłaś nas w firmie!

Krótko pogadaliśmy o biznesach i na szczęście Piotra telefon zadzwonił. Mogłam umknąć z gębą nieumalowaną, z włosami do mycia, w nieszczęsnej pomarańczowej kurteczce z psem, który pognał w najbardziej odległe krzaki.
On jeden wyczuł, że nie ma pory na spotkania.

Dlatego nigdy już nie popukam w czoło, kiedy moje dziecko nie będzie mogło pójść do warzywniaka.
Kto wie, kogo można spotkać na własnym zapomnianym podwórku o 6:15 rano?

10 komentarzy:

  1. opowieść pierwsza klasa! ;)
    coś w tym jest... też miałam już kilkakrotnie zaskakujące spotkania po latach w najmniej spodziewanej okolicy oczywiście zawsze wtedy, gdy byłam chora* zmęczona* umordowana psim spacerem*..... *) niepotrzebne skreślić, dopisac cokoliwek :D

    OdpowiedzUsuń
  2. No, co prawda to prawda. Mój mąż rzadko łazi po ulicach w stanie mocno zanietrzeźwionym, ale do dzisiaj pamiętam, jak opijali z kolegą awans. U nas w domu. Potem kolega uparł się, że pojedzie do domu autem, swoim. Mój maż uniósł się honorem "nie będziesz jeździł po pijanemu, ja Cie odwiozę". Co było robić, kazałam im się zamknąć i włazić do auta. Odwiozłam kolegę na drugi koniec miasta jego samochodem. Mąż mi towarzyszył, bo ja raczej nie jeżdżę. Wracaliśmy piechotą. Tyle, że to był listopad, zimno, padał deszcz, a mój mąż wyskoczył w samej koszuli. Ja wzięłam kurtkę. No i oczywiście, jak na złość co kilka kroków jakiś czytelnik znajomy, pomimo, że był późny wieczór i szliśmy skrótami przez lasek. A moja połowa, nie dość, że w samej koszuli się telepał to jeszcze z każdym krokiem bardziej pijany.

    OdpowiedzUsuń
  3. przypomniało mi się jeszcze powiedzenie funkcjonujące w mojej rodzinie :) "Myjcie się dziewczyny, nie znacie dnia ni godziny"

    OdpowiedzUsuń
  4. Irenko, to Twoja przygoda boska była! Masz ci los, powiedzenie o myciu należy jeszcze rozszerzyć na malujcie, prasujcie ubrania i skrapiajcie perfumami. Ale nic to, jak widzę nie jestem osamotniona w takich przygodach.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się, że Cię tu znalazłam (dopiero dziś). Piszesz prawdziwy pamiętnik - taki osobisty i ciepły. Już się mnie stąd tak łatwo nie pozbędziesz! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. E.guniu, ja zaszczycona będę! Witaj!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ola to mój odpowiednik w Twojej rodzinie ^^ lubię ją :D

    OdpowiedzUsuń
  8. O matko! Ale się uśmiałam!! :-D
    Ola to dokładne odwzorowanie mojej Asi...
    A Kasia to moja Ania.
    Będę tu częstym gościem - nie dam się wyrzucić ;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Mądre dziecko kobiecą mądroscią :-)))

    OdpowiedzUsuń
  10. oj tak nie znasz dnia ani godziny ja się co prawda nie maluję ale włosy muszą być na swoim miejscu też kilkakrotnie miałam wpadkę w dresach no ale cóż czasem można hi hi ale się uśmiałam

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...