czwartek, 5 marca 2009

Marynarka

Do pracy należy ubierać się odpowiednio. Właściwie wszyscy o tym wiedzą.
Właściwie.
A tak naprawdę w naszych biurach panuje swoisty misz-masz.
Jadąc do pracy co rano spotykam grupę bardzo młodych ludzi ubranych na czarno, ciemno, garniturowo-teczkowych. Panie mają włosy w naturalnych kolorach i makijaż określany jako niewidoczny. Panowie mają płaszcze lub kurtki z materiałów płaszczowych i czyste paznokcie. Grupa ta udaje się do pobliskiej kancelarii adwokackiej.
Nawet podczas siarczystych mrozów nie udało mi się zobaczyć wśród nich baraniego kożucha i szali w kolorach rodem z Jamajki.

Kolejna grupa bardziej zróżnicowana wiekiem już nosi dżinsy, kurtki, a panie przedemerytalne truchtają w plaskatych botach. Na głowach były przeważnie kaptury i beretki. Ta grupa idzie w stronę biurowca, gdzie jest kilka firm o zróżnicowanym statusie. Prawieemerytki nie pokazują się swym klientom, w zaciszu biur rachunkowych mogą sobie łazić w kapciach.

U mnie swoboda i luz, można przyjść w piżamie.

Niemniej jednak doświadczenie życiowe i kilka porad z mediów skłoniły mnie od kilku lat do uważnego doboru ciucha. Najlepiej widać to na przykładzie jakiejkolwiek koleżanki, zapytajcie siebie - czy widząc ją tak ubraną jest dla Was wiarygodna? Mądra? Profesjonalna?

Pani, którą przyjmowałam w ubiegłym roku do pracy jest miła i sympatyczna, głupiutka jednak i leniwa, dostała proste zadanie: różowe do różowego, białe do białego i w kolejności. I spełnia swe życiowe powołanie. Nie o tym jednak. Pani owa bardziej puszysta niż przewiduje norma ubiera latem bluzki na ramiączkach, do ozdoby wystają jej ramiączka biustonosza, spódniczka sięga przed okrągłe kolanka i wygląda dość pokracznie jak na 36 lat. Zimą nosi spodnie, oponkę z kolczykiem i jadowity golf po uszy. Dyrekcja odizolowała ją na końcu biur, a potknięcia owej osoby nie mają ani znaczenia ani nie wzbudzają żadnych uczuć.

Ja ubieram się najczęściej podobnie jak reszta: bluzka koszulowa, dżinsy, prosty sweter, marynarka. Latem odpuszczam sobie topy i ażury, zakładam coś prostego i zakrywającego ramiona. Noszę sukienki.
Ale kiedy czeka mnie poważna rozmowa, spotkanie, dyskusja nieodłączny jest kostium. Na wszelkie szkolenia na zajęcia przychodzę w bluzce koszulowej i marynarce. Zawsze mam albo czarny zestaw na zimę, albo w beżach na lato. W swoim gabinecie mam uniwersalną marynarkę, którą mogę ubrać nawet do jeansów. Ciemna z ledwo widocznymi nitkami tworzącymi paski z prawdziwej wełny nie lepi się do ciała, nie śmierdzi potem, a potrafi szybko zamienić swobodny strój w bardziej nobliwy.

I zawsze kiedy mam na sobie coś poważnego ludzie mnie traktują inaczej. Moje gabaryty dość długo upoważniały innych do traktowania mnie jak dziecko, a sytuacja zmienia się kiedy na grzbiecie mam marynarkę.

Dzisiaj w bojowym nastroju ruszyłam do pracy w marynarce właśnie. Na spotkanie z Doskonałą zapowiadane od paru dni. Przygotowana merytorycznie, wzmocniona psychicznie, ubrana jak profesjonalista, z notatkami na wszelkie pytania i zagadnienia.

Doskonała od rana miała jednak naloty, lecz co jakiś czas mnie zapraszała do swoich dysput z klientami. Założyła dzisiaj golf po pas w kolorze musztardy, a ja w tej swojej ciemnej marynarce.
Jednak to kiedy ja zaczynałam mówić rozmowy milkły, to na mnie patrzono. Popisałam się kolejny raz elokwencją i znajomością tematu co Doskonała pewnie przypisze sobie. Wczoraj była na cito zebraniu w Zarządzie i ki licho, może coś jej na mój temat nagadali, bo chodziła za mną cały dzień jak zaczarowana. Co jej nie przekazałam to zrobiła, co jej napisałam to odpisała, na koniec przeprosiła, że nie zdąży spotkać się ze mną i prosi (!) o przełożenie na jutro.
Powiedziałam, że w takim razie jutro to ja mam czas około 12 i niech sobie wtedy zarezerwuje dla mnie pół godziny. I ona powiedziała: Dobrze Aniu!

Wieczorem odprasuję białą bluzkę a jutro założę marynarkę i czarne spodnie do wysokich butów. W dłoni będę miała metalowy długopis, który wyjmę z metalowego etui, notatki są czytelne bo kolorowe, postarałam się o graficzny wydruk danych.
Całość pomieści teczka, a nie zamszowa workowata torba. A dysputę poprowadzę JA!
Trzymajcie kciuki! Za marynarkę!

2 komentarze:

  1. Trzymam kciuki! Masz na takie okazje wieczne pióro? Takie dość spore, ciężkie i zegarek bez brylancików? No i biżu prawdziwa, zadnych chińskich kwiatków i emalii...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wieczne pióro z kompletu w skórzanym etui oraz resztę bardziej eleganckich gadżetów założę na spotkanie z prezesem. Takie wyjścia również trzeba stopniować. Nie na robocze spotkanie jak dziś. Ale trzymanie kciuków pomogło, dogadałyśmy się w paru kwestiach. Atmosfera była zaskakująco miła i treściwa. Reszta w poniedziałek, coś jednak knuje ta moja.... ale odnoszę wrażenie, że pozytywnie.....a może mi się tak zdaje, zawsze szukam w ludziach dobrych intencji....pewnie głupia jestem.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...