wtorek, 13 stycznia 2009

Łeb jak sklep

Współczesna kobieta nie boi się nowości. 
Zakładam więc konto w banku gdzieś koło 1996-97 roku, jestem prekursorką w mojej firmie - wypłata trafia do banku, po kolei zarażam innych i tutejsze banki zyskują nowych zadowolonych klientów. Oczywiście nie ma bankomatów, ale można sobie zapłacić czekiem, i kasę wybrać z okienka, i przelew zlecić, no frajda niesamowita! Przy okazji bank oferuje rożne cuda na kiju: ubezpieczenie, łatwe kredyty oraz dość szybko KARTĘ!!!! I nawet bankomat!!!!
Na razie jeden w mieście tuż przy banku, ale szybko jest drugi na Dworcu, trzeci w okolicy i w roku 2009 mam na swojej trasie przelotów z 20 sztuk.
Ale nie o rozwoju banku.

Druga połowa też chce mieć konto, ciągnę go do banku i upoważniamy się wzajemnie do swoich zasobów. Dostajemy swoje karty w ilości: jedna do logowania się w banku na swoje konto z pinem, druga do konta małżonka z innym pinem, trzecia do bankomatu z trzecim pinem, małżonek swoją do bankomatu ze swoim czwartym pinem. 

Poza tym każda karta bankomatowa ma jeszcze jakiś pin nie służący do wypłaty, ale wysłany w tajnej kopercie. Należy wbić do łba numer wcześniej tylko końcówki rachunku. Nie wspomnę też o pełnym numerze naszego rachunku, gdzieś to powinno też być zapisane.

I jest dobrze. 

Pospisywane mam to w kalendarzykach i jakoś się nad tym panuje. Pierwsze telefony z 1996 roku nie mają opcji notatnika, więc komórki używam tylko do dzwonienia (nie ma w nim nawet książki telefonicznej!). Potem telefon jest niezawodny, bo można w nim umieścić te wszystkie piny, zabezpieczając wejście do notatki pinem, a cały telefon blokować kolejnym pinem.

Rewolucja uaktywnia kolejny postęp - przelewy internetowe!!!!!!
To już pikuś, teraz należy zapamiętać (zapisać) numer klienta i logować się do konta za pomocą jeszcze innego pinu, który tym razem po podpisaniu i aktywacji usługi wysyła do każdego z nas osobnym pismem nasz uroczy bank!
To świadczy tylko o ewolucji człowieka, a zwłaszcza o rozwoju mózgu i jego pojemności! Człowiek jako istota nie ufająca sobie samemu skrzętnie zapisuje to i owo, ale jednak bardziej to "owo". Najważniejszy staje się pin do telefonu.

Wraz z rozwojem internetu zaglądam i tu i tam, zaczynam się logować na fora i tu już idę na łatwiznę, staram się wpisywać wszędzie to samo hasło, niemniej jednak zmieniam je po jakimś czasie. Prowadzę kilka kont pocztowych - o tu już były babole! Zakładam kolejne konto w moim banku - walutowe, z nową kartą i nowym pinem. Zakładam następne konto, gdzie już nie chcę karty do bankomatu, natomiast upoważniam dziecko w razie amnezji mamusi do poboru kasy.

W międzyczasie pojawiły się w powszechnym użyciu NIPY osobiste i PESELE, dzielnie pamiętam gdzie zapisałam całej naszej piątce te dane. 

W kartotekach lekarskich każde z nas ma swój numer, w bibliotekach, w wypożyczalni filmów - usprawnić ma to naszą obsługę!!!
W firmie mam zapanować nad loginami pracowników w kontaktach z blokadą alarmową. 

W domu pojawia się telefon stacjonarny jako szczytowe osiągnięcie naszej dzielnicy i bez łaski zakładają nam numer, trzeba go zapamiętać na stałe bowiem pytają nas o niego wszyscy. Po roku przygody z TP nasze kieszenie zdobywa Dialog, zakładając dwa w cenie jednego, czyli dwa numery: do telefonu i do internetu. Cuda, cuda!!!!

Bank prze i napiera, w ofercie mam także usługi sms-owe (nie daję się już na to namówić), potrzebny byłby do zapamiętania kolejny pin!
W kolejnej pracy powierza mi się bank ze swoim rachunkiem, numerem i moim osobistym pinem służbowym, drugi bank łączy się ze mną już bardzo prosto - bo przez token, ale za to po angielsku, żebym się nie nudziła. 

Następny nowy pin do alarmu, pin i login na stronę firmową, gdzie aby dojść do bazy dłużników loguję się z pięć razy (szczególny przywilej niektórych osób do bazy bardzo pilnowanej). Obsługuję w pracy 3 stałe bazy każda ze swoim loginem i hasłem. Panuję nad tym nadal. Moja pamięć jest zaskakująca dla innych współpracowników.
Dziś nie mam telefonów stacjonarnych, zdecydowanie mniej wydajemy na komórki dla każdego. Telefon w pracy jest także "opinowany" w te i wewte.

A do mnie jakiś czas temu dotarła kolejna informacja na stronie banku, że zamiast pinu, mam sobie ustawić hasło. Hasło łatwizna: mają być litery, cyfry i znaki specjalne. Jakoś tam tworzę hasło i zapisuję znów w specjalny sposób. Ale nie jest łatwo! O nie! 

Mam w domu swojego laptopka z klawiaturą niemiecką i kilka znaków jest zupełnie gdzie indziej, poprzestawiane często o klawisz lub dwa. Hasło było tak zabójcze, że przed wbiciem go w losowe okienka otwierałam notatnik, aby wypróbować czy @ czy $ jest pod tym klawiszem czy innym. W związku z tym przelewy prywatne robiłam z pracy, tam mam normalną klawiaturę.

Pomyślałam chwilę i wymyśliłam inne hasło, nie o tak mocnej sile rażenia, ale dające się wpisać. Wklepałam, zatwierdziłam, dokonałam operacji. Po kilku dniach, wczoraj wieczorkiem zasiadłam, aby poprzelewać to i tamto.
Wbijam hasło: ERROR! Komputerek grzecznie podpowiada, żeby jeszcze raz, dokładnie, sprawdzić capsloopka.
Skupiam sie...... wbijam....ERROR!!!!!!! Ekranik miga radośnie: hasło i numer niezgodne sprawdź, popatrz, skup się, dalej - idę na całość ERRROOOOORRRRR!!!
Grzecznie mnie poinformował napis, że koniec balu. Zablokowałam sobie konto internetowe.

Z powodu godziny 0 45 nie dzwoniłam na infolinię. Z pracy zadzwoniłam do banku po dalsze wskazówki. Kierują do  infolinii, darmowej - 0800. Sympatyczny męski głos poprowadził mnie do WPISZ NUMER KLIENTA i krzyżyk, co wykonałam na klawiaturze telefonu. Potem wpisz PIN. 


Matuś jaki pin? 
Szybciorem wpisałam pin z karty, która służy mi do operacji w banku, zanim powiem słowa powitania karta musi przejechać przez czytnik! I co? Ano nico. Miły pan z automatu podziękował i kazał spadać, bo nieprawidłowy i właśnie zablokowałam sobie na całości konto.

Andzia jednak nie dała spokoju, wróciła do domu i wytargała segregator z podpisem BANKOWE.
W nim są umowy, koperty z pinami, cudawianki. I trafiłam na ten pin co to dali przy karcie, ale nigdy go nie używałam, więc doszłam do wniosku, że to jest to!!!
Kiedy już wszystko ułożyłam przed sobą: umowę rachunku, umowę na usługi internetowe, pesel, dowód osobisty stary (bo może w banku nie zmieniłam danych), nowy, ten pin wygrzebany, numer telefonu do siebie, kartkę, długopis, książeczkę zdrowia i szczepienie psa oraz poukładałam wszelkie odpowiedzi na pytania typu "imię kota, kolor włosów sąsiadki spod 5, imię szwagra ciotecznej siostry mamy "- zadzwoniłam na info płatne 0801. 

Poinformowano mnie o nagrywaniu i przemiłej pani wyjaśniłam co się stało. 

Pani połączyła mnie z tym cerberem do konta i na polecenie "wpisz pin" wklepałam to wykopane z tajnej koperty. Uch, jakże boleśnie zabrzmiało "przykro nam, ale ......" z automatu.
Moja konsultantka nie opuściła mnie w biedzie i zaraz do mnie powróciła z nieśmiałą propozycją: a może jeszcze raz?
Nie mogła uwierzyć, ze ja nie mam tej karty z tym cholernym pinem do moich cholernych pieniędzy.
Bank ją wysłał w 2003 roku. Pewnie tak, i pewnie był to ten pin, który wpisywałam w pierwszych internetowych transakcjach. Tylko, że przy propozycji nie do odrzucenia, czyli wpisania sobie hasła do konta nie pojawiło się słówko, że ten pin trzeba do końca banku znać!!!!
Ponowiłam jeszcze raz próbę logowania zgłaszając, że kartki nie mam i wbiję "z pamięci". Nieudana.
Myślę, że gdybym miała z klawiatury go wpisać to trafiła bym idealnie. Klawisze telefonu są inne.


Przypomniałam sobie na 100% pin do konta, ale nie mając go na papierku nie będę z siebie wariata robić lepszego niż jestem. Czeka mnie jutro wizyta w banku, gdzie albo uceluję w niego, albo wydadzą mi nowy. Z nowym hasłem.


Chociaż stare też już pamiętam, zabrakło w nim (/)!!!!!

Dopisek z ostatniej chwili: naładowałam stary telefon, wbiłam jego pin, znalazłam w poczciwej Nokii schowek pt Portfel (zabezpieczony hasłem), a tam!!!! Tadam!!!!! hasło, pin, numer tralalala! Atakuję znów info rano, może upiecze się wyjazd do banku w centrum miasta.

I końcówka:
Jednak do banku dojechać musiałam, bardzo miło mnie obsłużono i co się okazało? Podawałam na infolinii prawidłowego maila!
W banku poproszono o nazwisko tej konsultantki, jednak nie pamiętałam i nie czułam złości. 

Całą przygodę barwnie opowiedziałam, w taki sposób, że z sąsiednich okienek widać było uśmiechy. 
Jakąś fazę na opowieści miałam. 

Pochichrawszy się serdecznie z siebie i całej przygody rozbawiłam popołudniową zmianę. Dostałam ubezpieczenie na życie i trochę lepsze konto. Uzupełniłam dane o numer nowego dowodu osobistego. Poszerzyłam zakres upoważnienia dla chłopa mego, a jedno z dzieciątek zostało pełnomocnikiem do tej mojej polisy na śmierć i życie. Miasto zakorkowane przez dziwne o tej porze zjawisko - śnieg - przeleciałam joannochmielewskim "kurcgalopkiem" w pół godziny z Rynku do domu. Nawet obiad ugotowałam z tej radości podany o 19! Połówka pokonywała miasto samochodem, więc na spanie dojechał akurat. 
A przelewy  poszły gdzie miały pójść.

13 komentarzy:

  1. skąd ja to znam tylko że u mnie piny hasła i inne numerki znam tylko ja mąż jak stwierdził nie ma do tego głowy on nawet nie ma karty do bankomatu wszystko mam ja i cały czas się śmiejemy że jak spakuję się to on leży i głośno piszczy on nawet nie wie jak zrobić przelew z internetu :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. :)))))))))))))))))))))))))) no i sie uchichrałam :)))))))))))))))))))Anuś bo ja te wszystkie piny hasła i loginy mam w kapowniku ! takim zwykłym notesie kalendarzu z 2005 roku i on notes leży se koło kompa i w razie co głowę mi wspiera :))))))))) to nic że moje dziecka się nabijają setnie ze mnie że niby taka komputerowa "starsza" a w notesie papierowym ! i długopisem ! zapisuję , ale ja se tak wolę i oni wiedzą że w razie co znaczy jak szare komóry ( te co się jeszcze ostały ) moje zastrajkują to w tym notesie znajda wsio , no i jakby nie patrzeć papier cierpliwy jest :))))))))))))))))))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Hanuś, ja też! I na wierzchu, tak po ludzku i utajnione w niby numerach telefonu i w komórkach i na drukach i głównie w łepetynie. Sęk w tym, że tego jest coraz więcej, zalewają nas piny i hasła. A kradzieże z kont są dalej możliwe, i nasze poczucie bezpieczeństwa zmniejsza się wraz z ilością potrzebnych pinów do życia. Taki duperel, a jak mi życie utrudnił. Zobaczymy co mi jutro powiedzą.

    OdpowiedzUsuń
  4. he, he - śmiać sie fajnie - bo historyjka zabawnie opisana . Ale już czuję grozę sytuacji i dreszcz za uszami na hasło "nieprawidłowy" . Nigdzie nie zapisuję. Jak dostanę amnezji lub zapadnę w śpiączkę, to mój Pan tylko będzie umiał powiedzieć w jakim banku mam kasę, a Rodzice, jako najbliższa Rodzina będą chyba tylko mogli tę kasę wydobyć .... Śmichy, chichy a PIN CZYCHA.....

    OdpowiedzUsuń
  5. Skąd ja to znam!!! Zablokowałam tak sobie dostęp do konta przez internet - bank żądał zmiany hasła, zmieniłam, zadziałało, dwa dni później już nie działało ani nowe hasło ani stare, trzecia próba nieudana i konto zostało zablokowane. Pojechałam do banku, wszystko cacy, mam dowód osobisty, widać że to ja, ale trzeba się było podpisać pod nowym zleceniem na dostęp do konta przez internet. I tu ZONK! na zleceniu musi być dokładnie taki sam podpis jak na wzorze podpisu, a ja za każdym razem podpisuję się inaczej. Musiałam podpisywać się sześć razy zanim mój podpis wyglądał jak na wzorze, brrrrr.

    PINy pamiętam, ale te podpisy...

    OdpowiedzUsuń
  6. wiadomość z ostatniej chwili
    Pm kupił telefony na firmę - faktura. Po jakimś czasie - zmiana abonenta - przepisujemy umowę na mnie w BOK. Wszystko OK. Ale dwa dni pozniej .. mam wątpliwość dotyczącą nowej umowy - dzwonie do telefonicznego BOK. Połączyli mnie z konsultantem i tam zagwózdka - po podaniu nr klienta trzeba podac numer kodu abonenckiego - podaję -a tu info - kod się nie zgadza - przy zmianie umowy następuje automatyczne zmian kodu - więc ja do umowy a tam nic takiego nie ma. po awanturze każą napisać pismo ostemplować i przesłać do biura - faxem ( oszaleli gdzie ja teraz znajdę fax - wysłałam mailem) dwa dniu później dostaję SMS - zmieniono numer kodu . Dzwonię. I teraz z uszu poszedł mi czerwony dym. Miła panienka zapomniała mnie poinformować,że łącznie ze zmianą umowy abonenckiej oprócz kodu abonenta zmieniają także numer klienta ( o czym nigdzie nie napisali - nawet małymi literkami w umowie !!!!!!) - w związku z powyższym zmieniłam kod do starego nieistniejącego już konta. I musze zaczynać od nowa.
    Jest nieźle.
    Zapowiada się coraz ciekawiej. Na razie walczę.
    Życzę wszystkim miłych chwil w ogłupiającej rzeczywistości :).

    OdpowiedzUsuń
  7. Skąd ja to znam..... w ten sposób walczę jakiś czas o zlikwidowanie konta w pwnym Banku:) ale mój telefon jakby inaczej wpisuje ten PIN, który ma byc wpisany też jakby inaczej:) PIN-y mam do wszystkiego takie same - od kart bankomatowych (wszystkich) po telefony (wszystkie). Wiem, że to marne zabezpieczenie - ale ściśle tajne:) Dzęki temu nie przeżywam stresu czyją karta płacę i skąd:)
    A hasla i loginy... no coż w specjalnie do tego przeznaczonym kapowniku:))))

    Powodzenia życzę:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dlatego też ja unikam posiadania czegoś więcej niż telefonu i karty do bankomatu. Hasła na wszelkie konta niebankowe w internecie mam takie same, a bankowe to zna mąż. :)
    Mój mąż i córka pamiętają miliony pinów do wszystkich dupereli, łącznie z peselami i numerami dowodów całej rodziny. Ja nie pamiętam nawet własnego numeru telefonu.
    A wszelkie usterki załatwiam pisemnie albo bezpośrednio w banku. Bo oni zawsze chcą jakiegoś pinu, albo niku albo czegoś tam jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja jestem już po rozmowie z infolinią, przeszłam szczęśliwie chrzest bojowy na pinach, na nazwisku własnym, numerze telefonu i znów katastrofa! Kazano mi podać adres mailowy!!!! z jakiego okresu??????
    Miałam trochę tych kont pocztowych i najbardziej zaparłam się przy onecie, ale nic z tego!!!!! Już nie dzwonię, nie staram się przypomnieć jakie miałam poczty, szkoda czasu, jadę do banku. Obrobię z grubsza swoje sprawy w firmie i wioooo!

    OdpowiedzUsuń
  10. No to mam rację mając jedynie rzeczy niezbędne. Komórka, jedna karta visa elektron na co dzień, jedna nieużywana do konta prywatnego, na szczęście w tym banku wystarczy pokazać DO i ze mną gadają bez pinów osobiście. Całkiem niedawno stojąc przed drzwiami zapomniałam kodu wejściowego. Z wiekiem skleroza będzie postępować.
    Nie polecam trzymać kodów przy kompie na papierku.

    OdpowiedzUsuń
  11. Gostaria de entender tua língua para saber que está escrito aqui...mas infelizmente não se.
    bjnho
    necca

    OdpowiedzUsuń
  12. a aventura com o banco, deu-se o bloqueio e teve de introduzir senhas diferentes. Escreveu que o homem já deve estar familiarizado com muitos alegres PIN.To aventura, mas siga um tempo. :))))))

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...